Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Słuchaj – zaczął Barney z entuzjazmem – może ja zrobię to za ciebie? Sprawdzę broń sztuka po sztuce i upewnię się, czy wszystko jest w porządku.

– Dzięki, Barney, będę naprawdę wdzięczna. Odwalisz za nas kawał roboty.

– Z przyjemnością. Słuchaj, dobrze mi się grało z tobą i Hamem. Co u niego?

– Doskonale. Przeniósł się do ładnego domu, dużo czyta i ogląda sport w telewizji. Chce się zapisać do klubu golfowego.

– Dobra wiadomość. – Barney wstał. – Muszę już lecieć.

Coś jej wpadło do głowy. Teraz, gdy go uspokoiła, nabrała ochoty, żeby go zdenerwować.

– Zaczekaj chwilę, Barney. Chciałam zadzwonić do ciebie w pewnej niepokojącej sprawie, ale przecież możemy porozmawiać o tym teraz.

– Pewnie. O co chodzi?

– Jeden z twoich ludzi nazywa się Mosely, prawda?

– Tak, Cracker Mosely. Porządny chłop. Masz z nim jakiś problem? Jeśli tak, chciałbym o tym wiedzieć.

– Jestem trochę zdezorientowana. Kiedy sprawdzałam jego kartotekę, był czysty.

– No pewnie. To jeden z moich ludzi, a moi ludzie są w porządku.

Holly uznała, że Noble znów jest podenerwowany.

– Problem w tym, że natknęłam się na informacje, że ten Mosely siedział w stanowym więzieniu za zabójstwo.

– Nic o tym nie wiem – Noble był cały czerwony.

– Domyślam się, jak to się stało, że ma czyste akta. Po prostu jakieś niedopatrzenie na poziomie stanowym. Wszyscy popełniają błędy.

– Tak, chyba tak.

– Ale rozumiesz moje stanowisko, Barney. Jeśli Mosely był karany, nie powinien pracować jako ochroniarz i nie wolno mu nosić broni. Zamierzam wystąpić o odebranie mu licencji.

Holly z radością stwierdziła, że Barney Noble wygląda jak szczur zapędzony do kąta.

– Chcę mieć ją na moim biurku, jeszcze dzisiaj, Barney – powiedziała, starając się, żeby w jej głosie zabrzmiało współczucie.

Noble’owi na chwilę odjęło mowę.

– Inaczej sama będę musiała po nią przyjść.

– Jestem pewien, że to jakaś pomyłka – wykrztusił wreszcie.

– Mam nadzieję, Barney.

– Zajmę się tym od razu i jeśli jest tak jak mówisz, oddam ci licencje. Może być jutro przed południem?

– Oczywiście, jeśli potrzebujesz czasu.

– A czy, jeśli dam ci licencje Mosely’ego, wniesiesz oskarżenie?

– Nie odpowiem ci, Barney, dopóki nie porozmawiam z prokuratorem okręgowym. Osobiście nie widzę powodu, by to drążyć. Ale muszę mieć licencję.

Noble wstał.

– A Mosely nie będzie nosić broni – dodała. – Przydziel go do pracy na polu golfowym. Nie chciałabym się dowiedzieć, że nadal pracuje w ochronie.

– Przyniosę ci licencje.

– Odprowadzę cię – zaproponowała. – Idę na lunch.

Wyszła z nim na parking, gdzie podali sobie ręce i pożegnali się. Gdy Barney wsiadł do samochodu, oddała jeszcze jeden strzał.

– Aha, Barney – zaczęła słodko – chciałabym, żeby Mosely przyniósł licencje osobiście. – Nie czekała na reakcję. Uśmiechnęła się i pomachała mu ręką na pożegnanie. Gdy zatrzymał się przed wyjazdem na ulicę, zauważyła coś, czego nie widziała wcześniej. Na klapie range rovera była mała naklejka z napisem WESTOVER MOTORS.

Interesujące, pomyślała. Zastanawiała się, ile czasu upłynie, zanim zobaczy Johna Westovera.

42

Nie musiała długo czekać. Kiedy wróciła z lunchu, Westover siedział w jej biurze.

– Cześć, John, jak się masz? – zapytała.

Westover podniósł się i przywitał, ale nie wyglądał na zadowolonego.

– Dobrze, Holly, a ty?

– Doskonale, dzięki. – Usiadła za biurkiem. – Czemu zawdzięczam twoją wizytę?

– Musimy o czymś porozmawiać.

– Mów.

– Pozwól mi zacząć od początku.

– Nie ma sprawy.

– Parę lat temu, kiedy ludzie z Palmetto Gardens szukali tutaj ziemi…

– Och, sprawa dotyczy Palmetto Gardens?

– Proszę, daj mi skończyć.

– Przepraszam, John, mów dalej.

– Kiedy szukali ziemi, przyszli do rady z wieloma propozycjami, które różniły ich od propozycji innych inwestorów budowlanych. Chodziło im o rzeczy, o których inni nigdy by nie pomyśleli.

– Mianowicie?

– Na początku chcieli założyć własne miasto. Wyjaśniliśmy im, że nie możemy się na to zgodzić, bo w ten sposób nie musieliby płacić nam podatków. Wtedy przedstawili inne pomysły, wszystkie nakierowane na maksymalną izolację.

– Mianowicie? – powtórzyła Holly, nadal udając idiotkę. Chciała, żeby Westover je wymienił.

– Na przykład, od razu dali nam do zrozumienia, że nie będą korzystać z tutejszej siły roboczej, bo sprowadzą swoich ludzi.

– To nie byłoby korzystne dla Orchid, prawda?

– Normalnie nie, ale podatki za taki wielki i drogo zabudowany teren wyrównują to z nawiązką.

– Rozumiem, liczyły się pieniądze.

– Oczywiście – przyznał Westover z irytacją. – Podatek z tego jednego osiedla stanowi duży procent wszystkich wpływów z nieruchomości.

– Rozumiem, John.

– Sprowadzili nawet swoich pracowników budowlanych, co zresztą bardzo nie podobało się miejscowym. Były też inne rzeczy, w które w tej chwili nie musimy wchodzić.

– Jakie?

– Jak mówiłem, nie chcę w to teraz wchodzić – powtórzył Westover z ledwo skrywaną irytacją.

– Przepraszam, John, mów dalej.

– Wystarczy powiedzieć, że całe przedsięwzięcie jest korzystne dla Orchid Beach.

– Tak, widziałam nalepki Westover Motors na tamtejszych pojazdach.

– Cholera, Holly, nie mówię o sobie, tylko o korzyściach z tej inwestycji dla całego miasta.

– A jakie korzyści ma miasto, pomijając podatki?

– Wielorakie.

– Na przykład?

Westover zaczął się pocić.

– Holly, po prostu musisz uwierzyć mi na słowo.

– Zrobię to z przyjemnością.

– Jak powiedziałem, ludzie z Palmetto Gardens chcą być całkowicie odizolowani, co jest dobre również dla mieszkańców Orchid.

– Już to mówiłeś, John.

– O ile wiem, wynikła kwestia licencji funkcjonariuszy ochrony.

– Rozmawiałeś z Barneyem Noble’em?

– Tak, dzwonił do mnie przed godziną.

– Rozumiem. Mów.

– Jak zapewne zdajesz sobie sprawę, Barney jest wkurzony, że próbujemy pozbawić go jednego z cennych ludzi. Naprawdę uważam, że nie powinniśmy wtykać nosów w jego sprawy.

– Rozumiem, John. Powiedz mi, czy Barney wyjaśnił, kim jest ten człowiek i dlaczego mam z nim problem?

– O nic nie pytałem – odparł szybko Westover, podnosząc ręce. – Naprawdę nie muszę o tym wiedzieć.

– Sądzę, że powinieneś wiedzieć – rzekła Holly, nie zwracając uwagi na jego protesty. – Pan Elwood Mosely, inaczej Cracker Mosely, ma akta sięgające czasów wczesnej młodości, kiedy jako nastolatek dopuścił się aktu wandalizmu i okrucieństwa wobec zwierząt. Musiał zrobić coś naprawdę okropnego, skoro jego czyn zwrócił uwagę władz.

– Holly, ja…

– Proszę, John, wysłuchaj mnie. Pan Mosely wstąpił do policji w Miami i wkrótce zaczął wymuszać haracze za ochronę od handlarzy narkotykami. Przekazywali mu część swoich zysków, a pan Mosely dawał łapówki, oczywiście zatrzymując trochę forsy dla siebie, i pilnował, żeby policja zostawiała dealerów w spokoju. Ale pewnego dnia jeden z nich się nie opłacił. Kiedy pan Mosely go zobaczył, wyskoczył z policyjnego wozu i w biały dzień, na oczach świadków, zakatował go policyjną pałką. Został aresztowany przez własnego partnera, skazany za zabójstwo i zamknięty w więzieniu.

Westover dla odmiany pobladł. Nerwowo ocierał pot z twarzy wielką chustką, ale nie przerywał Holly.

– W stanie Floryda osoba karana nie może pracować jako ochroniarz ani nie wolno jej nosić broni. Ale z powodu jakiejś pomyłki w dokumentacji stanowej pan Mosely posiada oba zezwolenia. To znaczy, że w naszej uroczej społeczności zabójca nosi odznakę i pistolet a ja, John… – pochyliła się i oparła ręce na biurku – nie zamierzam tego tolerować.

– O Jezu. – Westoverowi opadły ramiona.

– Dlatego myślę, że powinieneś zadzwonić do Barneya Noble’a i poinformować go, że jeśli pan Mosely nie stawi się w tym biurze jutro przed południem, żeby oddać tę licencje, ja pojadę po niego do Palmetto Gardens.

38
{"b":"102071","o":1}