Gdy wracali do domu, Ham powiedział:
– Widziałem tam jeszcze co najmniej trzech innych uzbrojonych facetów i nie kupuję wyjaśnienia Barneya. O co tu chodzi?
– Nie wiem, ale postaram się dowiedzieć.
– Nie powiedziałem ci czegoś o Barneyu Noble’u.
– Mianowicie?
– Porucznicy w jego plutonie umierali młodo. Przewinęło się trzech, gdy ja byłem w kompanii. Krążyły plotki, że zostali rozwaleni. Barney nigdy temu nie zaprzeczył.
Holly wiedziała, że „rozwalenie” oznacza zabicie przez własnych ludzi.
– I nikt się tym nie zainteresował? – spytała.
– Barney został przeniesiony do kwatery głównej i dostał robotę za biurkiem. Kiedy awansowano sierżantów, jego pominięto.
– Nie było żadnych świadków?
– Jeśli nawet byli, trzymali język za zębami. Nikt nie chciał z nim zadzierać.
– Nie dziwię się.
– Zauważyłaś, że nie zaproponował nam następnej gry?
– Owszem, zauważyłam.
– Jak myślisz, dlaczego w ogóle nas zaprosił? Mógł się wykręcić, kiedy zadzwoniłaś.
– Myślę, że chciał, żebyśmy zobaczyli, jakim ślicznym, spokojnym i bezpiecznym miejscem jest Palmetto Gardens.
– Nie spodobało mu się, kiedy zagadywałaś ludzi, którzy pakowali kije.
– To też zauważyłam – Holly uśmiechnęła się szeroko.
– Uważaj na niego, kochanie.
– Będę uważać.
31
W niedzielę po południu Holly, Jackson i Ham wsiedli do łodzi Cheta Marleya. Holly zajęła miejsce za sterem, a Ham trzymał urnę. Gdy odbili od przystani, rozrzucił prochy. Potem przez dłuższą chwilę siedział z twarzą schowaną w dłoniach. Wreszcie podniósł głowę.
– Cóż, załatwione – powiedział i zastąpił córkę za kołem.
Przesunął dźwignię przepustnicy i popędzili w dół rzeki, prawie nie zostawiając kilwateru. Mijali żaglówki i jachty motorowe – wszelkie rodzaje łodzi rekreacyjnych.
Holly spojrzała w niebo na pasażerski odrzutowiec, który schodził pod niewiarygodnie ostrym kątem i po chwili zniknął za kępą wysokich sosen. Bała się, że usłyszy huk eksplozji i zobaczy kulę ognia. Na szczęście nic takiego się nie stało.
– Poleciał na lotnisko w Palmetto Gardens – powiedziała. – Byłam pewna, że się rozbije.
– Ja też – rzekł Ham. – Całkiem duży ten odrzutowiec.
– Najwyraźniej mogą przyjmować wszystko poniżej 747.
– Tam musi być wejście do przystani. – Jackson wskazał niewielką zatokę. – Wprawdzie nie ma znaku, ale to nie może być nic innego, biorąc pod uwagę lokalizację lotniska.
– Sprawdźmy – orzekła Holly. – Skręć, Ham, i zwolnij.
Ham przesunął dźwignię i skręcił w zatoczkę.
– Woda wygląda na głęboką – zauważył Jackson.
Holly wskazała grupę masztów widocznych nad niskimi drzewami.
– Całkiem spore łódki – powiedziała.
– Jedna ma nawet antenę satelitarną – zauważył Ham. – Za tym zakrętem powinniśmy zobaczyć przystań.
Gdy pokonywali zakręt, z przeciwnej strony wypłynęła łódź, z wielkim reflektorem zamontowanym na grubym maszcie. Nad wodą poniósł się ryk megafonu.
– Stać! – rozkazał metalicznie brzmiący głos.
Ham wyłączył silnik. Zaczęli dryfować. Podpłynęła do nich większa łódź z dwoma umundurowanymi strażnikami. Obaj mieli pistolety, a ten, który nie sterował, trzymał karabin.
– To własność prywatna – zawołał, mierząc ich wzrokiem. – Zawróćcie. – Nie celował w nich, ale najwyraźniej był gotów to zrobić.
– Przepraszam – odkrzyknął Ham. – Co to za miejsce?
– Mówiłem, stary, własność prywatna. Zawracaj łajbę, bo poślę ją na dno.
– Czy ta zatoka nie jest częścią śródlądowej drogi wodnej? – zapytał Jackson.
Mężczyzna odłożył karabin, podniósł bosak i zahaczył o dziób ich łodzi.
– W porząsiu – mruknął do swojego kolegi.
Ten zwiększył obroty silnika i pociągnął zahaczoną łódź, niemal wyrzucając pasażerów za burtę.
Ham zapuścił silnik, żeby odciążyć dziób, ale holowano ich z prędkością dobrych dziesięciu węzłów. Strumienie wody zalewały pokład. Dopiero gdy z powrotem znaleźli się na rzece, strażnik odczepił bosak, a sternik przyspieszył i zawrócił do zatoczki. Whaler zakołysał się niebezpiecznie na fali.
– Ty sukinsynu! – wrzasnął Ham.
Holly zaczęła wybierać wodę.
– Chyba nie byliśmy mile widziani? – mruknęła.
– Chyba nie – zgodził się Jackson.
– Chciałbym wrócić tam ze strzelbą – warknął Ham.
– Tylko nie wyjeżdżaj mi tu z armią – przystopowała go Holly. – Po prostu trochę przesadnie zareagowali na naszą obecność.
Ham zawrócił w kierunku Egret Island. Płynęli bardzo szybko, wiatr suszył im ubrania. Kiedy dobili do przystani, Ham wyskoczył i bez słowa ruszył do domu. Holly popędziła za nim.
– Co robisz?
– Mam zamiar zadzwonić do Barneya Noble’a i powiedzieć mu, co myślę o jego pieprzonych ochroniarzach! – ryknął przez ramię.
Wpadła do domu, gdy sięgał po telefon.
– Ham, nie dzwoń, proszę.
– A dlaczego nie, do cholery?
– Nie chcę, żeby Barney myślał, że węszymy wokół Palmetto Gardens.
– Przecież właśnie to robimy.
– Tak, ale Barney nie musi o tym wiedzieć. Muszę działać ostrożnie. Czeka mnie rozmowa z radą miejską i nie chcę, żeby zaszkodziły mi jakieś skargi.
Ham z trzaskiem odłożył słuchawkę.
– No dobra – mruknął.
– Napij się piwa i postaraj się ochłonąć. Nie chcę, żebyś zaprzepaścił moje szansę.
Ham wszedł do kuchni, znalazł butelkę bourbona i nalał sobie solidną porcję.
– Chcecie? – zapytał Holly i Jacksona, który zdążył wejść do domu.
– Dla mnie trochę za wcześnie – odparła Holly. – Dla ciebie zresztą też.
– To miejsce przypomina jakąś cholerną obcą bazę wojskową na amerykańskiej ziemi. – Ham wychylił połowę drinka. – I to mnie wkurza.
– Przyjrzę mu się, w porządku? Ale nie chcę z tego powodu stracić pracy.
– Nie rozumiem, dlaczego tak cholernie się trzęsiesz o tę posadę. Masz przecież emeryturę. – Dopił bourbona i odstawił szklankę.
– Lubię swoją pracę i nie zamierzam ograniczyć się do łowienia ryb i grania w golfa.
– Tak, chyba potrafię to zrozumieć – rzekł Ham już spokojniej.
– Poza tym chcę dopaść zabójców Cheta Marleya i Hanka Doherty’ego – ciągnęła – a będę miała na to większe szansę jako szef policji.
– Przepraszam, Holly – Ham objął córkę. – Po prostu nie jestem przyzwyczajony do takiego rozstawiania po kątach.
– Dziwne – powiedziała Holly ze śmiechem. – Właśnie to przez trzydzieści lat robiła z tobą armia.
– Coś ci powiem, cukiereczku. Sam też byłem w tym dobry.
– Nie wątpię.
– Mam zamiar obejrzeć mecz. Ktoś chce do mnie dołączyć?
– Nie ja – odparła Holly. – Posiedzę sobie na zewnątrz, popatrzę na łodzie.
– Pójdę z tobą – oznajmił Jackson.
– Nie chcesz obejrzeć meczu? – zdziwił się Ham.
– Wolę popatrzeć na nią. – Jackson wziął Holly za rękę i wyszli z domu.
Usiedli na pomoście, zdjęli buty i zanurzyli stopy w wodzie.
– Komitet powitalny z Palmetto Gardens nie bardzo przypadł mi do gustu – powiedział Jackson.
– Tak, zdecydowanie przesadzają z ochroną. Barney Noble twierdzi, że mieszkańcom to odpowiada, ale według mnie to nie ma sensu. Przecież to osiedle dla dyrektorów korporacji, a nie dla dyktatorów z republik bananowych.
– Ten samolot miał zagraniczny numer rejestracyjny.
– Jakiego kraju?
– Nie wiem, ale rejestracje wszystkich amerykańskich maszyn zaczynają się na N.
– Noble mówił mi, że organizują na miejscu odprawę celną i paszportową, więc mieszkańcy mogą przylatywać bezpośrednio z zagranicy.
– Dziwne. Myślałem, że każdy samolot, który przylatuje do Stanów z zagranicy, musi wylądować na lotnisku międzynarodowym. Sam musiałem tak zrobić, gdy wracałem z Bahamów. Wylądowałem w Fort Pierce, przeszedłem przez odprawę i dopiero potem poleciałem na lotnisko w Orchid.
– Latasz?
– Mam licencję, ale nie mam samolotu. Należę do tutejszego klubu lotniczego i mogę wynajmować ich maszyny.