Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Przemyśl to, Barney – zdołała wykrztusić.

– Już to przemyślałem. Nie sądziłem tylko, że będę miał tyle szczęścia i ty też wpadniesz mi w ręce, suko. – Podniósł broń i dwa razy strzelił w pierś Jane.

Gdy oddawał drugi strzał, Holly podbiegła do niego, uderzyła go ramieniem w nerki i powaliła na podłogę. Daisy złapała go za kostkę.

Upuścił jeden pistolet, wolną ręką chwycił Holly za włosy i odgiął jej głowę do tyłu. W ostatniej chwili złapała go za przegub i odsunęła drugi pistolet w bok.

Barney miał przewagę ciężaru i siły, ale ona też nie była słabeuszem. Wbiła mu łokieć w oko, co zabolało go na tyle, że puścił jej włosy. Próbowała przygwoździć go do podłogi, ale przetoczył się i wstał. Opasał ją ręką w talii i uniósł nad podłogę.

Daisy przypadła do Barneya i chwyciła go za kostkę, nie dając się kopnąć. Holly wbiła mu kciuk w zdrowe oko i uwiesiła się na jego ręce. Pistolet wypalił dwa razy; jedna kula strzaskała gliniane naczynia ustawione na półce, a druga przebiła okno.

Zyskała oparcie i rąbnęła Barneya w splot słoneczny. Potem z całej siły pchnęła go do tyłu. Razem wypadli przez okno i wylądowali w azaliach, wlokąc za sobą Daisy. Barney był wyczerpany i kiedy Holly wbiła zęby w jego kciuk, puścił pistolet. Holly odepchnęła broń i zaczęła okładać go pięściami po twarzy, szyi, brzuchu. Zraszacze spryskiwały ich oboje, na trawniku zrobiło się błoto. Wreszcie udało jej się odwrócić go twarzą do ziemi i wykręcić mu rękę. Założyła na przegub kajdanki i pociągnęła skutą rękę tak mocno, że z bólu przestał się ruszać. Wtedy unieruchomiła mu drugą rękę.

– Puść, Daisy – poleciła.

Suka cofnęła się, ale nie przestała warczeć.

Holly podniosła Barneya, poprowadziła go do radiowozu i wepchnęła go na tylne siedzenie. Zatrzasnęła drzwi. Siatka oddzielała tył od kabiny kierowcy, a drzwi dawały się otworzyć tylko z zewnątrz. Wróciła do domu i obejrzała Jane. Nie żyła. Holly wsiadła do samochodu i podniosła radiotelefon.

– Baza, mówi Holly Barker.

– Tu baza, szefie, słucham.

– Wyślij ambulans i koronera pod adres Jane Grey. Znajdź Hurda Wallace’a i powiedz mu, żeby też przyjechał. Aresztowałam Barneya Noble’a. Niech na komendzie czeka sanitariusz. Opatrzy mu obrażenia, kiedy go przywiozę.

– Zrozumiałem, szefie. Już się robi.

Holly odłożyła mikrofon i spojrzała na Barneya Noble’a. Jedno oko miał zamknięte, patrzył na nią nienawistnie spomiędzy zmrużonych powiek drugiego.

– Suka – wycedził przez zęby.

– W twoich ustach to brzmi jak największa pochwała – powiedziała Holly.

61

Holly zaczekała, aż Hurd Wallace zabezpieczy ślady na miejscu zdarzenia, a potem zawiozła Noble’a na komisariat i aresztowała pod zarzutem trzech zabójstw. Nigdy nie optowała ani za, ani przeciwko karze śmierci, ale teraz, w przypadku Barneya Noble’a, odnosiła się do niej z entuzjazmem.

Po pracy pojechała do domu, wzięła prysznic i spróbowała zasnąć. Nie mogła. Założyła świeży mundur i pojechała do Palmetto Gardens. Przy głównej bramie stał agent FBI.

– Gdzie jest Harry Crisp? – zapytała.

– Chyba w centrum łączności. Niedawno wpuściłem tam jakiegoś faceta z firmy produkującej sejfy.

Holly zajechała przed centrum łączności. Agenci federalni, nadal w czarnych strojach i pod bronią, ze znudzonymi minami stali wokół wejścia.

– Harry jest w środku? – zapytała jednego z mężczyzn.

– Tak, Holly, wejdź.

Zeszła na dół do skarbca. Harry i grupa agentów przyglądali się mężczyźnie w średnim wieku, który otworzył walizkę, wyjął z niej kartkę i zaczął manipulować tarczą na drzwiach skarbca. Przekręcił wielkie koło i drzwi uchyliły się na parę centymetrów.

– Jak panu się udało zrobić to tak szybko? – mruknął Harry z podziwem.

– Miałem kombinację – odparł mężczyzna. – Mamy kombinacje wszystkich naszych sejfów, na wszelki wypadek.

Harry złapał uchwyt i powoli otworzył drzwi.

– Zobaczmy, co tu mamy.

Holly weszła za nim do skarbca. Pomieszczenie wypełniały stalowe regały, od podłogi do sufitu. Na wielu z nich leżały zapakowane w folię paczki banknotów.

Harry zdjął jedną paczkę i przeciął folię.

– Dwudziestki, pięćdziesiątki i setki. – Przeczytał etykietę. – Pół miliona dolarów w jednym pakunku.

Rozległo się kilka gwizdnięć, potem zapadła cisza. Agenci rozeszli się po skarbcu.

– Obligacje na okaziciela. – Harry przewertował plik certyfikatów. – Setki, tysiące.

Pod tylną ścianą stały dwie stalowe szafy z płytkimi szufladami. Harry otworzył jedną. Zawierała tace szlifowanych diamentów. Inne były pełne złotych monet, w większości krugerrandów.

– Niesamowite – powiedziała Holly. – Czy gdzieś na świecie jest więcej gotówki w jednym miejscu?

– Może w Banku Rezerw Federalnych w Nowym Jorku – odparł Harry. – Nigdzie indziej.

– Czemu to jest tutaj?

– Nie wiem, ale mam nadzieję, że dowiemy się tego z komputerów. – Odwrócił się do swoich ludzi. – Teraz inwentaryzacja, i to szybko. Z pieniędzmi nie będzie problemów, bo paczki są opisane. Przeliczcie krugerrandy i diamenty, oceńcie wagę każdego kamienia. Tam leżą sztaby złota. Uwińcie się z tym jak najszybciej.

Ruszył na górę.

– Zobaczmy, co nasi chłopcy wycisnęli z komputerów – powiedział do Holly. Na górze przedstawił ją szefowi informatyków.

– Co macie? – zapytał.

– Dwie rzeczy. Plan operacji przewożenia narkotyków na ulice amerykańskich miast i punkty zbiórki pieniędzy z każdego ulicznego rogu w Stanach Zjednoczonych.

– W skarbcu jest mnóstwo forsy – powiedział Harry.

– Wysyłali ją stąd do różnych miejsc w Ameryce Południowej i w Europie.

– Jak?

– Odrzutowcami, które przywoziły ludzi do tego osiedla. Samoloty były przeszukiwane po wylądowaniu, ale nikt nie sprawdzał startujących maszyn. Przywoziły pasażerów, a zabierały pasażerów i pieniądze.

– Już zidentyfikowaliśmy pół tuzina baronów narkotykowych. Przyjeżdżali tutaj na wypoczynek i po swoje zyski. Analizujemy plany lotów, a gdy skończymy, będziemy wiedzieli, skąd pochodzą pieniądze.

– Wiesz, ile ich jest?

– Jeszcze nie.

Holly siedziała w jadalni klubu Palmetto Gardens, z Harrym i paroma jego ludźmi. Do sali wszedł agent FBI. Rozejrzał się. Gdy dostrzegł Harry’ego, szybko podszedł do stołu i podał mu kartkę papieru.

Harry pochylił się nad kartką. Pozostali czekali w milczeniu. Wreszcie Harry powiedział:

– Szacunkowa zawartość skarbca wynosi ponad dwa miliardy dolarów.

Rozległo się kilka sapnięć, potem zapadła długa cisza.

– Harry – odezwała się Holly – skoro konfiskujesz tę kupę szmalu na moim podwórku, może mógłbyś załatwić helikopter dla mojego wydziału?

– Jeśli chcesz, dam ci całą eskadrę myśliwców – odparł.

– Na początek wystarczy helikopter. A co potem? Zastanowię się.

57
{"b":"102071","o":1}