Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

24

Holly usłyszała szum fal, zanim otworzyła oczy. Usiadła w łóżku. Praca! Opadła na poduszkę. Dzięki Bogu, jest niedziela. Chciała przytulić się do Jacksona, ale nie było go w łóżku.

Podeszła Daisy. Trąciła Holly pyskiem i wsunęła nos pod jej rękę.

Holly wstała i poszła do łazienki. Obmyła twarz, założyła szlafrok Jacksona wiszący na haczyku na drzwiach i boso zeszła na dół. Jackson robił śniadanie. Właśnie rozbijał jajka.

– Która godzina? – spytała.

– Już po dziesiątej.

– Dziś nie pracujesz, prawda?

– Nie. Spędzam dzień z tobą.

– Dobry pomysł – odparła, obejmując go w pasie od tyłu.

Odwrócił się i wziął ją w ramiona.

– Po tej stronie lepiej pasujesz – powiedział.

– Mmmm.

– Jedzenie dla psa jest pod zlewem.

Holly nakarmiła Daisy i wypuściła ją przed dom.

– Śniadanie gotowe – zawołał Jackson. Postawił na stole jajecznicę na bekonie, tosty i sok pomarańczowy, potem przyniósł kubek świeżo zaparzonej kawy. – Mam nadzieję, że jesteś głodna?

– Pytanie!

– Dziewczynka nie narzeka na brak apetytu.

– Nie jestem dziewczynką, ale na brak apetytu rzeczywiście nie narzekam.

– Dla mnie jesteś.

– Potraktuję to jako komplement.

– Co zwykle robisz rano?

– Biegam, potem jadę do pracy. A ty?

– Ktoś kiedyś powiedział, że ćwiczenia fizyczne niszczą tkanki; nigdy o tym nie zapominam.

– Nie lubisz ćwiczyć?

– Nie dla samych ćwiczeń. Lubię grać w tenisa i golfa i uprawiać seks.

– Z twoją ostatnią rozrywką zostałam zaznajomiona – odparła z uśmiechem.

– Przypuszczam, że w nocy spaliliśmy mnóstwo kalorii. Potraktuj to jako ekwiwalent porannego biegania.

– Typowe pokrętne myślenie prawnika. Ale wyjątkowo się z nim zgodzę i dziś sobie odpuszczę.

– Możemy spalić jeszcze trochę kalorii.

Roześmiała się.

– Pozwolisz mi chociaż dokończyć śniadanie?

– Nie, jeśli się nie pospieszysz.

– Jackson, ten samochód wieczorem – czy to mógł być range rover?

Zastanawiał się przez chwilę.

– Range rover ma kanciasty przód, prawda?

– Tak.

– Więc to mógł być range rover. Ale równie dobrze mógł to być jakiś pikap, terenówka czy inny duży samochód. Dlaczego akurat range rover?

– Co wiesz o osiedlu zwanym Palmetto Gardens?

– Prawie nic, jak większość ludzi. Wiem, że to superprywatne, superekskluzywne zacisze dla superbogaczy. Miejscowi kontrahenci wykonali podstawowe prace – drogi, kanalizację, elektryczność, linie telefoniczne, a także, jak mi się zdaje, fundamenty, mury i dachy domów. Ale do robót wykończeniowych sprowadzili swoich ludzi. Pisały o tym gazety; oburzano się, że właściciele nie zlecili tych prac miejscowym. Jednak właściciele przedstawili mocne argumenty. Przekonywali, że powstanie osiedla jest korzystne dla miasta, bo oznacza większe dodatkowe miejsca pracy i wpływy z podatków. To zamknęło usta przeciwnikom. Rada miejska też ich poparła.

– Byłeś tam?

– Nie, tak jak nikt, kogo znam.

– Ja byłam.

– Naprawdę?

– Tak. Parę tygodni temu jeździłam po okolicy, żeby poznać podlegający mi teren. Próbowałam tam wjechać, ale zostałam zatrzymana.

– Cóż, to własność prywatna.

– Strażnik wezwał szefa ochrony, a on zafundował mi wycieczkę.

– Jak tam jest?

– Tak wyglądałby raj, gdyby projektował go developer.

– Miejscowi agenci od nieruchomości byli nieźle wkurzeni, bo nikt im nie zaproponował pośredniczenia w sprzedaży. Ci z osiedla w ogóle z nimi nie współpracowali. Ale jak to się ma do range roverów?

– Szef ochrony, niejaki Noble, jeździ range roverem. Inni ochroniarze też mają range rovery.

– Noble? Jak ma na imię?

– Barney.

– To ciekawe

– Co?

– Pamiętasz, ja ci mówiłem o moim byłym partnerze, który teraz pracuje w agencji ochroniarskiej w Miami?

– Tak.

– Agencja nazywa się Craig amp; Noble. Jack Craig był kapitanem w policji w Miami, a Barney Noble był jego partnerem.

– Myślisz, że to ma jakieś znaczenie?

– Może mój były parter przysłał tutaj Barneya Noble’a, pod przykrywką, żeby mnie załatwić?

– Nie sądzę.

– Ja też uważam, że to zwykły zbieg okoliczności. Nigdy nie spotkałem ani Noble’a, ani nikogo innego stamtąd.

– Jak się nazywa twój były partner?

– Elwood Mosely, ale wszyscy nazywali go Cracker.

– Jak wygląda?

– Metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, ponad sto kilo wagi, rude włosy, jasna karnacja. Raczej brzydki.

– Myślisz, że jest w okolicy?

– Kto wie? Możliwe, po tej wczorajszej wizycie.

– Mogę wyciągnąć jego zdjęcie z systemu i kazać go wypatrywać.

– Nie, to by popsuło twoje układy z radą. Wyświadczenie przysługi… kim dla ciebie jestem?

– Kochankiem.

– Właśnie tego słowa szukałem.

– Ale jesteś też obywatelem Orchid Beach. Przygotuj więc formalną prośbę. Napisz, że miałeś wcześniej kłopoty z tym facetem i słyszałeś, że może być w mieście. Wtedy będziemy mogli mieć na niego oko.

– Dobrze, zrobię to.

– Mogę skorzystać z twojego telefonu? Chciałabym zadzwonić do taty.

– Oczywiście.

Jackson sprzątał ze stołu, a Holly usiadła na kanapie, sięgnęła po telefon i wystukała numer Hama. Czekała cierpliwie, lecz nikt nie odebrał.

Jackson usiadł przy niej.

– Nikogo nie ma? – zapytał.

– Najwidoczniej, ale to dziwne. Ham ma automatyczną sekretarkę, która włącza się po trzecim sygnale. Nie włączyła się.

– Prawdopodobnie gdzieś wyszedł, a sekretarka jest zepsuta.

– Pewnie tak. Spróbuję później.

Cmoknął ją w ucho.

– Co myślisz o spaleniu paru kalorii? – szepnął, rozwiązując pasek szlafroka i sięgając do jej piersi.

Odwróciła się w jego stronę i pozwoliła, by poły szlafroka się rozchyliły.

– Jesteś prawdziwym maniakiem ćwiczeń, tak?

– Pytanie! – odparł, pociągając ją na kanapę.

25

Razem wzięli prysznic, a potem poszli na spacer po plaży. Było ciepło i wietrznie. Daisy była zachwycona. Biegała po wydmach i brodziła w płytkiej wodzie.

– Skąd pochodzisz? – zapytała Holly.

– Z Delano, małego miasteczka w Georgii.

– Gdzie ono leży?

– Około sześćdziesięciu kilometrów na wschód od Columbus.

– Zabawne. Ja urodziłam się właśnie w Columbus, a dokładnie w Fort Benning. Dzieciństwo spędziłam w różnych bazach wojskowych, od Fort Bragg po Manheim w Niemczech.

– Ja dorastałem w Delano.

– Twoi rodzice nadal tam mieszkają?

– Oboje nie żyją, mama od ośmiu lat, tata od sześciu. Stracił ochotę do życia po jej śmierci.

– Moja mama też nie żyje, ale Ham jakoś się trzyma. Ma swoje wojsko.

– Tata był prawnikiem, ale nie lubił swojej pracy na tyle, by utrzymała go przy życiu. Miesiąc po śmierci mamy zamknął biuro, a potem w ogóle przestał wychodzić z domu. Nie interesował go nawet golf, choć był wyśmienitym graczem.

– Mój tata też uwielbia golfa. Barney Noble powiedział, żebym przywiozła go do Palmetto Gardens, to sobie zagra. Och, zapomniałam ci powiedzieć, znają się z wojska. Służyli w tej samej jednostce w Wietnamie.

– Ja należę do Dunes Club. Powiedz tacie, że mogę go tam zabrać, gdy wpadnie z wizytą. Ty też grywasz?

– Tak, ale ostatni raz prawie rok temu.

– Masz kije?

– Tak. Ham dał mi komplet na gwiazdkę w zeszłym roku. Chyba miał nadzieję, że częściej będę z nim grywać, ale zawsze byłam zapracowana.

– Może zagramy dziś po południu?

– Pewnie, czemu nie? Wiesz, to mój pierwszy wolny dzień od przyjazdu.

– Jak ci idzie w pracy?

– Całkiem nieźle. Chet prowadził wydział idealnie. Muszę tylko uważać, żeby tego nie zepsuć. Ale w sprawie tych zamachów nie posunęłam się ani o krok naprzód.

– Sprawiasz wrażenie zniechęconej.

– Trafiłam w ślepy zaułek. Zrobiliśmy wszystko, co trzeba, ale nadal nie mamy żadnego punktu zaczepienia.

23
{"b":"102071","o":1}