Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Nadal jest w śpiączce i nikt nie wie, czy kiedykolwiek z niej wyjdzie.

– Cholera. Mów dalej.

Holly zerknęła na zegarek.

– Jest pierwsza w nocy, a ty jechałeś przez cały dzień. Porozmawiamy jutro.

– Och, daj spokój, Holly, mów.

– Powiem ci, co zrobimy. Ty prześpisz się tutaj, a ja pojadę do Jacksona.

Ham zmrużył oczy i przeniósł spojrzenie z Holly na prawnika.

– Tylko nie zaczynaj, Ham – uprzedziła. – Od dawna jestem duża i sama decyduję, gdzie mam spać.

Jackson spojrzał na Hama i wzruszył ramionami.

– Jak sobie życzysz, kochanie – powiedział Ham.

Holly popatrzyła na jego torbę.

– Widzę, że masz swoje rzeczy. Prześpij się, a jutro rano przyjedź do Jacksona. Zjemy śniadanie i wszystko ci opowiem.

– No dobra. O której?

Popatrzyła na Jacksona.

– O dziesiątej?

Pokiwał głową.

– Do diabła, to prawie po południu – mruknął Ham.

– Jeśli zgłodniejesz wcześniej, pomyszkuj w mojej kuchni – odparła i wyjaśniła mu, jak dojechać do Jacksona.

Holly wyjęła worek i zapakowała do niego komplet ubrań i bieliznę. Kiedy Ham patrzył w inną stronę, wyjęła z szuflady krążek domaciczny i wsunęła go pod odzież.

– W porządku – powiedziała – idziemy. Jeśli zadzwoni telefon, nie odbieraj, nagra się na sekretarce. Na komendzie wiedzą, że w razie potrzeby mają najpierw dzwonić na komórkę.

– No to na razie, do zobaczenia rano. – Łypnął groźnie na Jacksona i dodał: – Bądź dla niej miły.

– Ham, zamknij się! – skarciła go Holly.

– Nie ma obawy – powiedział Jackson. – Zajmę się nią doskonale. Do jutra.

Wyszli z przyczepy i wsiedli do samochodu.

– Jezu, ale horror! – zawołała Holly.

– Nie ucieszył cię jego widok?

– Pewnie, że tak, ale wolałabym zostać uprzedzona. Co ja z nim pocznę? Nie możemy razem mieszkać w przyczepie. Zabiłabym go pierwszego dnia.

– Może mieszkać u mnie, dopóki mu czegoś nie znajdziemy.

Poklepała go po udzie.

– Wspaniały pomysł.

– Wygląda na miłego faceta, ale za dużo gada o zabijaniu.

– Swego czasu nie tylko o tym gadał. Masz szczęście, że nie zabił cię jednym ciosem. Został do tego wyszkolony.

– Postaram się być dla niego naprawdę miły.

– I dla mnie też.

– Zwłaszcza dla ciebie.

28

Holly obudziła się za piętnaście dziesiąta. Jacksona już nie było. Wygramoliła się z łóżka, zarzuciła coś na siebie, umyła zęby i zeszła na dół. Jackson i Ham pili kawę nad resztkami obfitego śniadania. Daisy opierała łeb na udzie Hama.

– O której przyjechałeś? – zapytała Holly.

Wzruszył ramionami.

– Nie wiem.

– Za piętnaście dziewiąta – odparł Jackson. – Nie chciałem cię budzić.

– Zgłodniałem – usprawiedliwił się Ham – a że nie miałem ochoty na to twoje gówniane zdrowe żarcie, przyjechałem tutaj i kazałem Jacksonowi usmażyć jajecznicę.

– Co zjesz? – zapytał Jackson.

– Zrobię sobie kanapkę – odparła.

– Wprowadziłem Hama we wszystkie szczegóły – poinformował Jackson, gdy Holly robiła sobie śniadanie.

– Ale bajzel! – wtrącił Ham. – Teraz rozumiem, dlaczego nie złapałaś tych sukinsynów.

– Dzięki za wotum zaufania – odparła. – Ale chciałabym, żebyś nie wtykał w to nosa.

– A czemu nie, do diabła? Wygląda na to, że potrzebujesz pomocy.

– Kieruję wydziałem policji i rada miejska patrzy mi na ręce. Żaden narwany, dyszący zemstą cywil nie będzie mieszał się w moje śledztwo.

– Jakie śledztwo? Z tego, co Jackson mi powiedział, wynika, że zamierzasz je zamknąć. Nie masz się czego uchwycić.

– Czy masz ochotę spędzić parę pierwszych tygodni w Orchid Beach w areszcie?

– Że co?

– Słyszałeś o utrudnianiu pracy policji?

– Nie zrobiłabyś tego swojemu staremu.

– Chcesz się przekonać? – Wbiła zęby w bułkę.

– W porządku – mruknął Ham posępnie. – Nie będę wchodził ci w drogę.

– Mówię o pracy, nie o życiu prywatnym.

– No, prywatnie chyba nie jestem zawadą – zerknął ostro na Jacksona. – Nie wtrącałem się zeszłej nocy, prawda?

– Ham, jestem dorosłą kobietą, a ty jesteś wścibskim starym prykiem. Nie życzę sobie usłyszeć ani jednego słowa więcej na temat seksu.

Ham poczerwieniał.

– Jezu, kto mówił o seksie?

– Ty.

– Nic nie mówiłem.

– Wy zawsze tak? – zdołał wtrącić Jackson.

– Tylko gdy zaczyna się czepiać mojego życia prywatnego – wyjaśniła Holly. – Nigdy nie zaakceptował żadnego faceta, z którym się spotykałam.

Ham wskazał na Jacksona.

– Jego akceptuję.

Holly zamrugała.

– Poważnie?

– Pogawędziliśmy chwilę i uważam, że sporo o nim wiem.

– Miejsce urodzenia, wykształcenie, hobby, dotychczasowe doświadczenia seksualne, praca w policji, praktyka prawna, wysokość zarobków – wyliczył Jackson. – Wie o mnie znacznie więcej niż ty.

– Ham, czasami naprawdę jesteś jak zadra w tyłku.

Ham podniósł palec.

– Ojciec ma prawo wiedzieć coś o człowieku, który posuwa jego córkę.

– HAM! – wrzasnęła.

Jackson zaczął sprzątać ze stołu.

– To nie moja sprawa. Załatwcie to między sobą.

– W porządku, w porządku – rzekł Ham pojednawczo. – Chyba wiem już dość, na razie. O resztę zapytam go, gdy przyjdzie prosić o twoją rękę.

– No nie! – ryknęła Holly z irytacją.

– Och – mruknął Ham – może zmienimy temat. Rano miałaś telefon. – Wyjął z kieszeni świstek papieru. – Dzwonił niejaki Paul Green.

– Nic mi to nie mówi. – Spojrzała na numer. – Aha, to ze szpitala. Doktor Green. Może ma jakieś wieści o Checie. – Przesiadła się na kanapę, zadzwoniła do szpitala i poprosiła doktora Greena.

– Przełączę do domu – powiedział operator.

Green odebrał po pierwszym sygnale.

– Doktorze, tu Holly Barker. Zostawił pan dla mnie wiadomość.

– Tak rzeczywiście. Przepraszam, że dzwoniłem tak wcześnie. Obawiam się, że zbudziłem dżentelmena, który odebrał.

– Nic nie szkodzi, to mój ojciec.

– Niestety, mam złe wieści.

Holly poczuła skurcz w żołądku.

– Co się stało?

– O szóstej dwadzieścia u komendanta Marleya doszło do zatrzymania akcji serca. Był reanimowany przez prawie pół godziny, ale nie zdołaliśmy mu już pomóc. Oficjalny czas zgonu to szósta czterdzieści pięć. Bardzo mi przykro.

– O Boże. Odzyskał przytomność?

– Niestety. Mogę coś dla pani zrobić?

– Nie, doktorze. Dziękuję za telefon. Powiadomię wydział i ktoś natychmiast skontaktuje się ze szpitalem w związku z formalnościami. – Odłożyła słuchawkę.

Jackson i Ham stali i patrzyli na nią w milczeniu.

– Co z Chetem? – zapytał Ham.

– Zmarł o szóstej czterdzieści pięć dziś rano.

– Niech to szlag trafi! – syknął Ham, tupiąc nogą. – Zasługiwał na lepszy los.

– Z pewnością – powiedziała Holly. – Zadzwonię na posterunek. – Podyktowała krótką notkę, kazała wywiesić ją na tablicy ogłoszeń i przefaksować do lokalnych mediów. – Jutro rano odbędzie się zebranie wydziału, w porze zmiany. Wszyscy mają być obecni. – Potem zadzwoniła do Hurda Wallace’a i Jane Grey i przekazała im wieści. Jane wybuchnęła płaczem.

Wallace prawie nic nie powiedział.

– Zajmę się formalnościami – zaproponował Jackson. – Jestem wykonawcą jego testamentu.

– Co z pogrzebem? – zapytała Holly. – Nie miał nikogo.

– Zostawił szczegółowe instrukcje. Chciał, aby jego ciało jak najszybciej i jak najmniejszym kosztem zostało skremowane, i nie życzył sobie nabożeństwa.

– Napijesz się kawy, Ham? – spytała Holly.

– Nie dziękuję – odparł. – Przejdę się po plaży. Chodź, Daisy.

Pies podniósł się i ruszył za nim na zewnątrz.

Godzinę później siedzieli razem przy stole.

– Mam parę rzeczy do powiedzenia – zaczął Jackson. – Dom pogrzebowy dzisiaj zabierze ciało. Jutro zostanie poddane kremacji. Chet chciał, żeby jego prochy rozrzucić na rzece za domem.

26
{"b":"102071","o":1}