– Jeszcze nie.
– Dlaczego?
Holly wzruszyła ramionami.
– Nie chciałam ingerować, tylko zobaczyć, co się stanie.
– Chciałbym przejrzeć akta wszystkich ochroniarzy.
– Jak? Nawet nie mamy ich nazwisk.
– Mógłbym sprawdzić licencje strażników wydane w Orchid i skonfrontować je z adresami w Palmetto Gardens.
Holly znalazła się w impasie. Na razie nie powiedziała nic, czego Wallace by nie wiedział, ale teraz wkraczali na nowy teren. Zaczerpnęła powietrza.
– Już to zrobiłam, Hurd.
– Więc masz listę strażników?
– Mam.
– Mogłaś to powiedzieć parę minut temu i zaoszczędzić mi wypytywania.
– Byłam ciekawa, jakie pytania mi zadasz.
– Aha. Następne brzmi: czy w ochronie Palmetto Gardens jest jeszcze jakiś kryminalista?
Wallace był teraz tylko krok od miejsca, do którego doprowadziła ją własna ciekawość. Uznała, że ułatwienie mu drogi nic jej nie będzie kosztować.
– Cóż, tak i nie – powiedziała.
Na zwykle beznamiętnej twarzy Wallace’a pojawił się ledwie dostrzegalny wyraz irytacji.
– W Palmetto Gardens jest stu dwóch ludzi uprawnionych do noszenia broni – dodała Holly.
– Stu dwóch?
– Zgadza się. Ale tylko piętnastu z nich pracuje w ochronie.
– Sprawdziłaś ich pod kątem przeszłości kryminalnej?
– W stanowym systemie komputerowym nic na nich nie ma.
– Na Mosely’ego też nie.
Holly odetchnęła głęboko.
– Siedemdziesięciu jeden jest w komputerowym rejestrze federalnym.
Wallace przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, trawiąc tę informację.
– Jak myślisz, Hurd, co powinniśmy zrobić? – spytała.
– Myślę, że powinniśmy zadzwonić do FBI. Natychmiast – odparł i podsunął jej telefon.
Holly musiała się uśmiechnąć. Nie przypuszczała, że Wallace jest zdolny do takiej spontanicznej reakcji.
– Powiem ci, Hurd, na czym polega mój problem. – Ukrywanie prawdy było już bezcelowe. – Chet Marley uważał, że jest u nas ktoś, kto pracuje z… z kimś spoza wydziału.
Wallace’owi szczęka opadła.
– I myślałaś, że to ja?
– Brałam to pod uwagę – przyznała Holly. – Ale podejrzewałam cię nie bardziej niż kogokolwiek innego.
Wtedy Wallace zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Wybuchnął śmiechem.
48
Po pracy Holly i Hurd Wallace, każde swoim wozem, pojechali do domu Jacksona. Holly od czasu do czasu zerkała w lusterko wsteczne, zastanawiając się, czy postępuje właściwie. Jak dotąd Hurd był jej głównym podejrzanym, a teraz musiała przyzwyczaić się do myśli, że może stać po jej stronie. Decydując się na wprowadzenie go w sprawę, kierowała się głównie intuicją.
Skręciła w wąską drogę i zaparkowała obok furgonetek FBI. Wyglądało na to, że cały zespół jest na miejscu. Gdy wraz z Hurdem weszli do środka, ujrzała scenę, która była jej już dobrze znajoma: Harry Crisp rozmawiał przez telefon, agenci pili piwo i oglądali sport w telewizji, a Jackson szykował jedzenie. Powiedziała mu, że na kolacji będzie jedna osoba więcej.
Harry odłożył słuchawkę.
– Kto to? – zapytał, patrząc na Hurda z nieskrywaną niechęcią.
– To mój zastępca, Hurd Wallace – odparła i przedstawiła wszystkich członków zespołu.
– Przepraszam, Holly – powiedział Harry – ale czy to nie tego faceta…
– Tak, podejrzewałam go. Ale jestem pewna, że nie on jest kretem, i chcę wprowadzić go w sprawę.
– Rozumiem wasze zastrzeżenia – powiedział Wallace – i zapewniam, że nigdy nie przekazałem wewnętrznych informacji nikomu z zewnątrz. Chcę tylko pomóc.
– W porządku – mruknął Harry, wskazując mu krzesło. – Siadaj. Kolacja już chyba gotowa.
Jackson postawił na stole półmisek smażonych ryb. Nikt nawet nie podziękował.
Kiedy wszyscy skończyli jeść i talerze zniknęły ze stołu, Harry przeszedł do rzeczy.
– W nocy Bill i Jim – zaczął – przeszli przez ogrodzenie na teren Westover Motors i niemal zostali pożarci przez wielkiego owczarka niemieckiego.
Wokół stołu przetoczył się śmiech.
– Uciszyliśmy go – wyjaśnił Bill. – Rano musiał czuć się trochę skacowany. Wyjęliśmy strzałkę, więc nikt niczego się nie domyśli, a pies jest zbyt rozbity, żeby gadać.
– Potem zainstalowali pluskwę – ciągnął Harry. – Nastawiliśmy sprzęt na ich częstotliwość i sprawdzamy nagrania co parę godzin. Prowadzimy też nasłuch na częstotliwościach walkie-talkie, których używają w Palmetto Gardens.
Zadźwięczał gong sygnalizujący, że ktoś jedzie podjazdem.
– To na pewno Rita – powiedział Grisp.
– Kto to taki? – zapytał Jackson.
– Zaraz się dowiesz. – Harry podszedł do drzwi i wpuścił młodą kobietę.
Miała niespełna metr sześćdziesiąt wzrostu, była szczupła i zgrabna, z burzą gęstych, kręconych włosów, ubrana w obcisłe dżinsy i sweter.
– To Rita Morales z naszego biura – przedstawił ją Crisp.
Agenci zrobili jej miejsce przy stole.
– Jadłaś już? – spytał Harry.
– Tak w McDonaldzie – odparła. – Ale tutaj lepiej pachnie.
– Koniec z McDonaldem – oznajmił Jackson. – Najlepszą wyżerkę w mieście znajdziesz w moim domu.
– Jak poszło? – zapytał Harry.
– Dostałam pracę. Zaczynam jutro rano. Mam być przy bramie służbowej o siódmej.
– Wiesz, gdzie będziesz pracować?
Energicznie pokręciła głową.
– Nie chcieli mi powiedzieć. Powiedzieli tylko, że jutro zostanę gdzieś przydzielona i że niekoniecznie codziennie będę robić to samo. Dziś po południu w biurze zatrudnienia wysłuchałam, razem z trzema innymi kobietami szczegółowych instrukcji.
– Jakich instrukcji?
– Wszystko jest dokładnie określone: nosimy uniformy, nie odzywamy się bez pytania, nie zadajemy się z innymi pracownikami. Nie możemy dzwonić ani odbierać telefonów i nie wolno nam mieć komórek. Powiedzieli, że będziemy rewidowane.
– Nie zabieraj tam odznaki ani broni – ostrzegł Crisp.
– Poważnie, Harry? A już chciałam założyć marynarkę FBI i wziąć gnata.
– No dobra, po prostu nie chcę, żebyś…
– Dała plamę? – Zwróciła się do Holly: – Widzisz, przez co przechodzi kobieta w biurze? To neandertalczycy.
– Nie wkładaj mi w usta tego, czego nie powiedziałem, Rito – zaznaczył Harry. – Co jeszcze?
– To mniej więcej wszystko. Wreszcie udało wam się zrobić ze mnie służącą. Co dalej? Mam iść pod latarnię?
Harry poczerwieniał.
– Nie posyłałbym cię tam, gdyby mógł to zrobić ktoś inny – zapewnił.
– Brzmi to jak pochwała moich talentów.
– Jezus, Rita, czy ty nigdy nie dajesz za wygraną?
– Nigdy. – Znów odwróciła się do Holly. – Sam dyrektor kazał mi go ustawić. A to nie jest łatwe.
– W porządku, mam parę informacji – Harry zmienił temat. – Od faceta z NSA. Znów monitorują Palmetto Gardens – zawiesił głos.
– No i co? – ponagliła go Rita.
– Kiedy ostatnio prowadzili nasłuch, odebrali tylko informacje handlowe. Teraz złapali dokładnie to samo.
– Prawdziwa rewelacja – zakpił Bill.
– Chyba, nie rozumiesz. Dokładnie to samo – te same towary.
– Na okrągło?
– Tak. Ciągle odtwarzają jedno nagranie.
– Przepraszam, ale nie kapuję. Mówisz, że używają tej stacji satelitarnej do odtwarzania zapętlonej taśmy?
– Na to wygląda, ale to nie wszystko. NSA poddała te transmisje obróbce i między nazwami towarów wykryła mikropakiety.
– Co to jest mikropakiet? – zapytał Jackson.
– Wiesz, co to jest mikropunkt?
– Chodzi ci o fotografowanie strony i redukowanie jej do rozmiaru punktu?
– Właśnie. Mikropakiet jest radiowym odpowiednikiem mikropunktu. Bierzesz ciąg słów albo wiadomość, przyspieszasz – z tysiąc razy czy coś koło tego – i uzyskujesz mikropakiet. Po odebraniu należy go spowolnić, żeby odczytać wiadomość.
– I co jest w tych mikropakietach?
– Nie wiemy. Są zakodowane.
– Czy nie tym zajmuje się NSA? Łamaniem kodów?
– Tak, ale teraz, gdy wszyscy mają komputery, kody są znacznie bardziej skomplikowane niż, powiedzmy, szyfry Enigma używane przez Niemców podczas drugiej wojny światowej. I mogą być codziennie zmieniane. Rząd próbuje ograniczyć ich stosowanie albo wymusić dołączanie klucza, który pozwoli złamać je komuś takiemu jak my.