Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Zgadza się. I nadal tam sprzątam. Przychodzę raz w tygodniu, żeby odkurzyć.

– Pamięta pani, kiedy zabito pana Doherty’ego i postrzelono komendanta?

– Oczywiście.

– Kiedy po tej nocy po raz pierwszy przyszła pani do domu Cheta Marleya?

– Zaraz, niech się zastanowię. Dwa dni później.

– Ma pani klucz?

– Tak.

– Czy zauważyła pani tego dnia coś niezwykłego? Czy coś zostało przestawione?

– Hmm… był większy nieporządek niż zwykle. Komendant Marley jest bardzo schludnym człowiekiem. Właściwie, nie był to bałagan. Musiałam tylko poukładać rzeczy rozrzucone na biurku, a na dużym stole w bawialni stały dwie puszki z piwem, do połowy opróżnione. Po raz pierwszy znalazłam w tym domu otwartą puszkę piwa. Pan Marley sprzątał po sobie i swoich kolegach od kart.

– Panno White, jestem teraz w domu komendanta. Czy wie pani o jakimś schowku do przechowywania cennych rzeczy? Sejf, kasetka czy coś w tym rodzaju?

– Nie, chyba nic takiego nie miał. Tylko tę kasetkę obok biurka. Jest ogniotrwała, wie pani?

Holly rozejrzała się i zobaczyła kasetkę na podłodze pod ścianą.

– Widzę. Czy tylko to miejsce przychodzi pani na myśl?

– Nie wydaje mi się, żeby komendant miał jakieś cenne przedmioty. Pistolety, sprzęt wędkarski i telewizor to chyba jedyne rzeczy, na które ktoś mógłby się połaszczyć.

– Dziękuję, pani White. Ogromnie mi pani pomogła – podziękowała Holly i zakończyła rozmowę. – Sejf ogniotrwały – powiedziała po chwili, podnosząc kasetę i stawiając ją na biurku. Bez trudu uniosła wieko. – Ktoś potraktował go łomem. – Wyjęła zawartość i rozłożyła na biurku. – Polisy ubezpieczeniowe, gwarancje jakiegoś sprzętu elektronicznego, książeczka czekowa, zwyczajne rzeczy.

– Nie ma notatek czy innych papierów? – zapytał Jackson.

– Żadnych, przynajmniej nic takiego nie widzę. – Otworzyła książeczkę czekową i szybko przejrzała wpisy. Pozbierała dokumenty i włożyła je z powrotem do kasetki, potem zaczęła wysuwać szuflady biurka. Panował w nich porządek i nie zawierały niczego nadzwyczajnego. – Rozejrzyjmy się po domu. Szukaj drugiej kasetki albo luźnej deski – miejsca, w którym mógł coś schować.

– Rozdzielimy się? Ja wezmę sypialnię, ty kuchnię.

– Zgoda, ale najpierw razem załatwmy salon.

Dokładnie przeszukali pokój. Holly sprawdziła stojak z bronią i sprzętem na ryby, a potem przeszła do kuchni. Przeszukała wszystkie szafki, lodówkę i zamrażarkę.

Wszedł Jackson.

– W sypialni nic nie ma – powiedział. – A tutaj?

– Też nic.

– Wygląda na to, że jeśli coś było tu albo u Hanka Doherty’ego, włamywacz musiał to znaleźć.

– Notes – rzekła Holly w zamyśleniu.

– Co z notesem?

– Każdy glina prowadzi notatki; nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie poświadczyć w sądzie szczegóły jakiegoś zdarzenia. A tutaj nie ma żadnego notesu. W rzeczach, które odebrałam ze szpitala, też nie było notesu.

– Zatem zabrali go przestępcy.

– Pewnie tak. Strzelili do Cheta, wyjęli notes z jego kieszeni i strzelbę z samochodu, potem pojechali do Hanka Doherty’ego, zabili go i przeszukali dom. Kiedy tam przyjechałam, w domu panował porządek. Potem przetrząsnęli mieszkanie Cheta, starając się nie narobić bałaganu. Musieli mieć całą noc do dyspozycji. Nie spieszyli się, nawet popijali piwo.

– I nie zostawili żadnych śladów.

– Profesjonaliści.

– Jeśli nie popełnią jakiegoś błędu, nigdy ich nie znajdziemy.

– Możemy wracać do domu? – zapytał Jackson.

– Do czyjego?

– Do mojego. Nie wypuszczę cię do poniedziałku.

Holly zerknęła na zegarek.

– Zadzwonię do Hama. Gdy wrócimy do domu, będzie bardzo późno.

Sięgnęła po telefon na biurku i wybrała numer. Tym razem już po pierwszym sygnale rozległ się elektroniczny skrzek i nagrana wiadomość: „Telefon został czasowo odłączony na prośbę klienta. Nie ma nowego numeru”.

– Musiałam źle wykręcić. – Spróbowała jeszcze raz i usłyszała tę samą wiadomość. – Nie rozumiem.

– Może twój tata się wyprowadził.

– Nie mówiąc mi ani słowa? I nie zostawiając nowego numeru? To do niego niepodobne.

– Gdzie mógłby być?

– Nic nie przychodzi mi do głowy.

– A może ma nową przyjaciółkę i przeniósł się do niej?

– To możliwe. W poniedziałek zadzwonię do niego do bazy i dowiem się, o co chodzi.

– Dobry pomysł – orzekł Jackson. – Chodźmy już.

Zamknęli drzwi na klucz i wsiedli do samochodu.

– Muszę zabrać parę rzeczy z przyczepy – powiedziała Holly. – Nie planowałam, że spędzę u ciebie cały weekend.

– Jasne.

Minęła północ i ruch na drodze był niewielki, więc szybko przyjechali do Riverview Park. Gdy tylko Jackson otworzył drzwi auta, Daisy wyskoczyła, niemal przewracając Holly.

– Daisy? Co się stało?

Suka podbiegła do przyczepy. Zatrzymała się na schodkach, węsząc, warcząc gardłowo i patrząc na drzwi tak, jakby mogła przejrzeć je na wylot.

Holly podniosła palec do ust i ruchem ręki dała Jacksonowi znak, żeby się zatrzymał. Wyjęła berettę z kieszeni i ruszyła szybko ścieżką, z pistoletem gotowym do strzału. Przyłożyła ucho do drzwi przyczepy. Po chwili drzwi stanęły otworem.

27

Holly niemal wpadła do przyczepy, gdy warcząca Daisy próbowała ją wyminąć.

– Nie ruszaj się! – krzyknęła, podnosząc pistolet.

– Dobra, nie ruszam się – dobiegł z ciemności męski głos. – Możesz zatrzymać tego psa?

Złapała Daisy za obrożę, ale nie opuściła pistoletu.

– Jezu, Holly – jęknął mężczyzna. – Chcesz mnie zastrzelić?

Głos brzmiał znajomo.

– Ham?

– Zgadza się. Czy ten pies zamierza mnie zjeść?

– Daisy, uciekaj! – Holly wskazała na ścieżkę. – Siad.

Jackson stanął przy drzwiach.

– Co się dzieje?

– Jackson, poznaj mojego ojca. Ham, to Jackson Oxenhandler.

Ham zapalił światło i popatrzył na nich.

– Jak się masz? – powiedział, podając Jacksonowi rękę.

– Miło cię poznać – odparł adwokat.

Holly odwróciła się do psa.

– Daisy, chodź. Wszystko w porządku.

Suka weszła do przyczepy.

– Daisy, to Ham, on jest w porządku. Ham, wyciągnij rękę, dłonią w dół.

– A odzyskam j¹ z powrotem?

– Po prostu to zrób.

Ham wyciągnął rękę. Daisy obwąchała ją, polizała.

– Dobry pies – pochwaliła Holly. – Ham jest swój, a ty jesteś dobrym psem. Nie zjesz Hama.

– Wielkie dzięki – mruknął. – Bałem się, że właśnie to chodzi mu po głowie.

– Jej. To suka. Do licha, co tutaj robisz? Próbowałam się do ciebie dodzwonić i usłyszałam nagraną wiadomość, że telefon został odłączony. Nie zapłaciłeś rachunku?

– Przeniosłem się.

– Dokąd?

– Tutaj. Mój pikap został przy bramie.

– Usiądźmy – powiedziała Holly. – Ktoś chce piwo?

– Skoro proponujesz – odparł Ham.

– Ja dziękuję – rzekł Jackson.

Holly przyniosła ojcu piwo.

– No dobra, Ham, mów.

– Jestem cywilem. Oficjalnie emerytowanym wojskowym.

– Gratuluję. Czemu nie uprzedziłeś mnie o przyjeździe?

– Pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę.

– Udało ci się. Cieszę się, że jesteś. Jakie masz plany?

– Orchid Beach wygląda na miłe miejsce. Chet mówił, że są tu niezłe pola golfowe.

– Więc tak po prostu spakowałeś się i przyjechałeś? Dlaczego tak nagle?

– Chet Marley i Hank Doherty to moi najlepsi przyjaciele. Wkurzyło mnie, że ktoś postrzelił jednego i zamordował drugiego. Pomyślałem, że pomogę ci odkryć, kto to zrobił – i zabiję sukinsynów.

Holly odwróciła się do Jacksona.

– Wyjątkowy urodzaj na detektywów – najpierw ty, a teraz on. – Ruchem głowy wskazała ojca.

– Chyba że już ich zabiłaś – dodał Ham.

– Hola, sierżancie – zaoponowała Holly. – Nie mam zamiaru nikogo zabijać, i ty też nie.

– A czy ktoś zamierza coś z tym zrobić?

– Pracuję nad tym. Ale to trudna sprawa.

– Opowiedz mi wszystko – poprosił Ham. – Zamieniam się w słuch. Zacznij od stanu Cheta.

25
{"b":"102071","o":1}