– Sprawdzę teren – zawołał agent i wraz z drugim mężczyzną zniknął w oświetlonej klatce schodowej. Po chwili zameldował: – W porządku, czysto.
Harry, Holly i Jackson zeszli do przestronnego pomieszczenia. Było tam tylko biurko i następne stalowe drzwi.
Holly zmarkotniała.
– Cholera jasna – mruknęła.
– Co to jest do licha? – zapytał Harry.
– Wygląda jak skarbiec bankowy – powiedział Jackson.
– Widzę, ale co w nim może być?
– Ci ludzie chyba nie chcą, żebyś się dowiedział. Jest tu zamek czasowy – pokazał – nastawiony na dziewiątą rano. Gdybyśmy nawet znali kombinację, nie damy rady otworzyć go wcześniej.
– To niemiecki friedrich – powiedział agent. – Firma ma biuro w Nowym Jorku. Może w Miami też.
– Zadzwoń do nich z samego rana i ściągnij eksperta – polecił Harry. – Jezu Chryste, nienawidzę czekania.
60
O siódmej rano Holly siedziała w jadalni klubu Palmetto Gardens i kończyła śniadanie. Towarzyszył jej Harry Crisp. Wcześniej polecił personelowi posprzątać bałagan i wrócić do pracy.
– I co mamy, Harry? – spytała Holly.
– Swego rodzaju międzynarodowe Appalachin – odparł. – Wszyscy mają dobre paszporty, ale na fałszywe nazwiska i wszyscy milczą jak zaklęci. Ale wygląda na to, że dopadliśmy człowieka numer dwa z kartelu Cali i numer jeden z organizacji meksykańskiej. A to dopiero początek. Teraz sprawdzamy odciski palców. Już do nas jedzie kurier z rejestrami. Mogę założyć się o roczną pensję, że to największe aresztowanie w historii.
– Ale ominęło Barneya Noble’a.
– Szkoda, że moi ludzie spóźnili się z zajęciem przystani. Ale nie martw się. Prędzej czy później Barney wypłynie. Uciekł, lecz nie zdoła się ukryć, przynajmniej nie na długo.
– Mam nadzieję. Tak chciałam go zgarnąć.
Harry wskazał ręką pole golfowe za oknem.
– Podoba ci się ten klub? Teraz jest mój, cały, podobnie jak zawartość skarbca w centrum łączności. Skonfiskujemy wszystko, elegancko i zgodnie z prawem.
– Cieszę się, Harry.
– Ja też. Moja kariera wisiała na włosku.
– Moja też. Wdarłam się na teren najlepszych podatników w tym mieście. Gdyby nic z tego nie wyszło, chciałam zwalić winę na FBI.
Harry roześmiał się.
– Ja zamierzałem obwinić ciebie.
Holly zerknęła na zegarek.
– Cóż, nie mam tu nic do roboty. Pojadę do domu, wezmę prysznic, przebiorę się i zajrzę do pracy. I będę czekać na wieści. Zobaczę coś w porannym programie telewizyjnym?
Harry pokręcił głową.
– Nie, chcemy unikać rozgłosu, dopóki nie zdobędziemy więcej informacji.
Holly pojechała na posterunek. Weszła do środka. Wszędzie panowała cisza.
– Coś się działo? – zapytała dyżurnego.
– Nie. W nocy nie było żadnych wezwań. Przyszły tylko listy gończe za Barneyem Noble’em.
– Jest już Jane?
– Nie, przychodzi później.
Holly poszła do biura, żeby przejrzeć wiadomości, ale nie znalazła nic pilnego. Zajrzała do biura Jane Grey i pomyślała, że czeka ją niemiłe zadanie. Równie dobrze mogę załatwić to teraz, uznała.
Wzięła Daisy i pojechała do domu Jane Grey. Była to ładna, choć skromna posesja w dobrym sąsiedztwie. Włączony zraszacz spryskiwał zieloną trawę.
Holly zatrzymała wóz na podjeździe za kombi Jane. Tylne drzwi kombi były otwarte, a wnętrze do połowy zapchane pudłami i walizkami. Wyglądało na to, że Jane planuje wyjazd. Holly zadzwoniła do drzwi.
– Holly, co tu robisz o tej porze? – Jane była wyraźnie zaskoczona. – Czy coś się stało?
– Musimy porozmawiać, Jane. Mogę wejść?
– Oczywiście, proszę. Wejdź, siadaj. – Podsunęła Holly krzesło. – Napijesz się kawy?
– Nie, dzięki. Możesz usiąść?
Jane przycupnęła na brzegu krzesła naprzeciwko Holly.
– Wybierasz się gdzieś? Widziałam, że się pakujesz.
– Och, tak, na krótko. Moja matka jest chora. Mieszka w Miami. Chciałam do ciebie zadzwonić, gdy tylko się spakuję.
– Twoja matka nie żyje, Jane. Przeczytałam to w aktach. Znalazłam tam też inne interesujące informacje.
Jane spojrzała na nią.
– Jakie informacje?
– Składałaś podanie o pracę jako Jane Grey Noble, rozwódka. Byłaś żoną Barneya Noble’a, prawda?
Jane zarumieniła się.
– Tak, przez ponad piętnaście lat.
– A po rozwodzie opuściłaś Miami i przyjechałaś tutaj?
– Tak, znalazłam ogłoszenie w policyjnej gazecie. Pracowałam jako urzędniczka w wydziale w Miami.
– I tam poznałaś Barneya?
– Tak. Miał firmę ochroniarską.
– A potem Barney pokazał się tutaj, prawda?
– Tak słyszałam. – Jane robiła się coraz bardziej nerwowa.
– I znów zaczęłaś się z nim widywać.
– To nie było tak.
– Kiedy zaczęłaś mu przekazywać informacje o naszym wydziale?
– Nie rozumiem, o co ci chodzi.
– Ależ rozumiesz, Jane. Miałaś oko na Cheta Marleya i mówiłaś wszystko Barneyowi, prawda?
Jane wbiła wzrok w podłogę.
– To ty mu powiedziałaś o rozmowach Cheta z księgowym z Palmetto Gardens.
Jane nadal milczała.
– Chet ci się zwierzył, prawda? A ty powtórzyłaś wszystko Barneyowi.
– Nie zrobiłam nic złego – broniła się Jane.
– Zabiłaś Cheta Marleya, tylko tyle. Jesteś współsprawcą morderstwa.
– Nie miałam z tym nic wspólnego.
– Miałaś, Jane. Twoje informacje sprawiły, że Barney zabił Cheta. A gdy ja przyjechałam do Orchid, informowałaś Barneya o wszystkich moich posunięciach. Przynajmniej o tych, o których wiedziałaś.
Jane wzruszyła ramionami.
– Barney i ja jesteśmy… sobie bliscy.
– Doprawdy? To zabawne, ubiegłej nocy byłam w domu Barneya. Zastałam tam piękną młodą dziewczynę.
Na twarzy Jane odmalował się strach. Holly usłyszała skrzypnięcie drzwi. Daisy podniosła się i spojrzała w tamtą stronę.
– Dzień dobry – rozległ się męski głos.
Holly odwróciła się. W drzwiach kuchni stał Barney Noble, z pistoletem w dłoni.
– Witaj, Barney – odparła.
– Widzę, że odkryłaś nasze małe gniazdko. O czym rozmawiałyście?
– Właśnie mówiłam Jane o tej kobiecie, którą w nocy znalazłam w twoim domu.
– A co tam robiłaś, Holly?
– Towarzyszyłam trzystu agentom federalnych, którzy weszli do Palmetto Gardens i zamknęli osiedle.
Barney nie był zaskoczony.
– Domyśliłem się, że coś się szykuje, gdy zgasły światła i zawiodły generatory.
– Więc wydostałeś się przez przystań i zadzwoniłeś do Jane.
– Mniej więcej.
– I dlatego Jane się pakowała?
– Możliwe.
– Federalni przeczesują centrum łączności. Niedługo otworzą skarbiec.
– Zabawne, nawet nie wiem, co w nim jest. Ani w komputerach. Ja tylko kierowałem ochroną. Federalni nic na mnie nie mają.
– Federalni nie są tobą zainteresowani, Barney. Jesteś mój.
– O czym ty mówisz, do diabła?
– Zacznijmy od sformułowania oskarżeń. Mamy fałszowanie akt stanowych i nieprawdziwe oświadczenia na podaniach o broń. Ale przede wszystkim dwa morderstwa pierwszego stopnia. Bob Hurst wszystko wyśpiewał, Barney, i mam to na taśmie.
– Wstań – warknął Barney, podnosząc pistolet.
Holly podniosła się powoli.
– Chyba nie sądzisz, że zdołasz uciec – powiedziała. – Już rozesłano za tobą listy gończe. Daleko nie uciekniesz.
– Skorzystam z twojego radiowozu i pojadę na lotnisko w Orchid Beach. Przyleci po mnie samolot. Za dwie godziny będę za granicą.
– Nie mówiłeś nic o samolocie – wtrąciła Jane.
– Załatwiłem wszystko przez telefon w kuchni, kochanie. – Noble wyjął berettę z kabury Holly.
– Więc jedźmy już.
– Jasne, kochanie, za chwilę.
– Nie rozumiesz, Jane, prawda? – wtrąciła Holly. – Ty nigdzie nie pojedziesz, nigdy nie było cię w planach. Barney pojedzie sam.
– Zamknij się, do cholery! – syknęła Jane.
Barney odbezpieczył broń Holly.
Wiedziała, że zanim upłynie pół minuty, obie z Jane będą martwe, a Noble ruszy w drogę.