Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Po lewej ręce komandora Fitzjamesa siedziało sześciu ludzi z załogi Erebusa Tuż obok dowódcy zasiadał jedyny pozostały przy życiu oficer tego statku – sir John Franklin, porucznik Gore i porucznik James Walter Fairholme zostali zabici przez potwora z lodu – porucznik H.T.D. Le Vesconte, który od czasu do czasu pobłyskiwał w uśmiechu swym złotym zębem. Obok Le Vesconte’a zasiadał Charles Frederick Des Voeux, który przejął obowiązki pierwszego oficera Roberta Orme-’a Sergeanta, zabitego przez potwora w grudniu, podczas naprawiania kopców na lodzie.

Po lewej stronie Des Voeux zajmował miejsce jedyny pozostały przy życiu lekarz, doktor Harry D.S. Goodsir. Choć obecnie pełnił obowiązki lekarza całej ekspedycji, zarówno on sam, jak i oficerowie uznali, że powinien siedzieć obok swoich dawnych towarzyszy z Erebusa.

Obok Goodsira siedział lodomistrz James Reid, a obok lodomistrza jedyny mat z Erebusa obecny na spotkaniu, dowódca przedniego masztu Robert Sinclair. Ostatnie miejsce w tym szeregu zajmował mechanik Erebusa, John Gregory, który wyglądał znacznie zdrowiej niż jego odpowiednik z Terroru, Pan Gibson z Terroru i pan Bridgens z Erebusa, zastępujący złożonych szkorbutem stewardów obu komandorów, podali suchary z robakami i herbatę.

– Zacznijmy od najważniejszego – mówił Crozier. – Po pierwsze, czy możemy zostać na statkach aż do nadejścia letnich roztopów? I czy nasze statki dadzą radę płynąć w lipcu lub sierpniu, jeśli w ogóle nadejdzie odwilż? Komandorze Fitzjames?

Gdy Fitzjames się odezwał, w jego głosie nie było donośnego, pewnego siebie tonu, jakim niegdyś przemawiał dowódca Erebusa. Mężczyźni zasiadający po obu stronach stołu musieli się pochylić, by go usłyszeć.

– Nie sądzę, żeby Erebus dotrwał do lata. Taka jest moja opinia, i taka jest opinia pana Weekesa i pana Watsona, moich cieśli, pana Browna, mojego bosmanmata, pana Ridgena, mojego sternika, pana porucznika Le Vesconte oraz pierwszego oficera Des Voeux. Wszyscy jesteśmy przekonani, że gdy nadejdą roztopy, Erebus zatonie.

Wydawało się, że zimne powietrze w Wielkiej Kajucie zrobiło się nagle jeszcze zimniejsze. Przez całe pół minuty w kajucie panowała kompletna cisza.

– Nacisk lodu zniszczył poszycie obu burt – kontynuował Fitzjames cichym, zachrypniętym głosem. – Główny wał został wygięty i nie nadaje się do naprawy. Jak wszyscy wiecie, wał został zaprojektowany tak, by można go było wciągnąć do wnętrza, aż do poziomu najniższego pokładu, by w ten sposób uchronić go przed zniszczeniem, ale teraz nie da się już tego zrobić, a nie mamy zapasowych wałów. Śruba została zgięta przez lód, podobnie jak ster. Moglibyśmy przygotować zastępczy ster, ale lód rozdarł poszycie dna wzdłuż kilu na całej jego długości. Straciliśmy prawie połowę żelaznych osłon wzdłuż dziobu i burt. Co więcej – kontynuował Fitzjames – lód ścisnął kadłub tak mocno, że żelazne wzmocnienia, dodatkowe belki i poprzecznice przebiły poszycie co najmniej w kilkunastu miejscach. Gdyby nawet udało nam się załatać wszystkie te dziury i rozwiązać jakoś problem wału i śruby, Erebus nie miałby żadnej wewnętrznej ochrony przed lodem. Następna rzecz to drewniane wyżłobienia na burtach, które miały zapobiec wspinaniu się lodu na nadburcia. Spełniły swą funkcję, to prawda, ale ciśnienie działające na te wyżłobienia, wynikające z ułożenia statku w lodzie, sprawiło, że popękały wszystkie deski ciągnące się wzdłuż wyżłobień.

Fitzjames dopiero teraz zauważył, z jaką uwagą wszyscy przysłuchują się jego słowom. Zamilkł na moment i opuścił wzrok, jakby się zawstydził. Kiedy przemówił ponownie, jego głos brzmiał niemal przepraszająco.

– Ale najgorsze jest to, że napór lodu wykrzywił cały kadłub, stępkę i poszycie. Pokłady się łamią, wykrzywiają w górę. W całości utrzymuje je tylko ciężar śniegu i lodu… Żaden z nas nie wierzy, by pompy nadążyły z wylewaniem wody wpływającej wszystkimi pęknięciami i szczelinami, gdyby Erebus znów znalazł się na wodzie… To wszystko z mojej strony. Pan Gregory opowie wam o stanie kotła, zapasów węgla i układu napędowego.

Oczy wszystkich obecnych zwróciły się w stronę Johna Gregory’ego. Mechanik odchrząknął i oblizał blade, spierzchnięte wargi.

– HMS Erebus nie ma już żadnego układu napędowego – rzekł. – Wał jest tak powyginany, że dałoby się go naprawić tylko w suchym doku w Bristolu. Węgla nie starczyłoby nawet na jeden dzień pracy kotła pod pełną parą. Do końca kwietnia skończy nam się węgiel do ogrzewania statku, nawet jeśli będziemy przepychać wodę tylko do dolnego pokładu i tylko przez czterdzieści pięć minut na dobę.

– Panie Thompson – przerwał mu Crozier, zwracając się do mechanika z Terroru. – Jak wygląda sytuacja na naszym statku?

Żywy szkielet przez chwilę przyglądał się swemu dowódcy w milczeniu, a potem przemówił zaskakująco silnym głosem.

– Gdybyśmy spuścili teraz Terror na wodę, silnik nie mógłby pracować dłużej niż przez godzinę lub dwie. Półtora roku temu schowaliśmy wał, śruba też jest cała – mamy zresztą zapasową – ale kończy nam się węgiel. Gdybyśmy przenieśli tu węgiel z Erebusa i tylko ogrzewali nasz statek, przepychając gorącą wodę dwie godziny na dobę, wystarczyłoby go… powiedzmy… do początku maja. Ale wtedy nie mielibyśmy już na czym płynąć. Jeśli pozostaniemy tylko przy zapasach Terroru, będziemy musieli zakończyć ogrzewanie w połowie kwietnia.

– Dziękuję, panie Thompson. – Komandor przemawiał cichym, pozbawionym emocji tonem. – Poruczniku Little i panie Peglar, czy zechcielibyście nam powiedzieć, w jakim stopniu Terror zdatny jest do żeglugi?

Little skinął głową, przesunął spojrzeniem po zgromadzonych przy stole, a potem ponownie popatrzył na swego dowódcę.

– Nie jesteśmy w aż tak złej sytuacji jak Erebus, ale lód uszkodził w wielu miejscach poszycie, zewnętrzne osłony, ster i wewnętrzne wzmocnienia. Niektórzy z was wiedzą zapewne, że jeszcze przed Bożym Narodzeniem porucznik Irving odkrył, iż straciliśmy nie tylko większość żelaznej osłony na prawej burcie obok dziobu, ale że dziesięć cali dębu i wiązu w okolicach dziobu wykrzywiło deski w poszyciu na poziomie schowka na linę kotwiczną. Dzięki temu odkryliśmy także, że trzynaście cali twardego dębu wzdłuż dna statku zostało wykrzywione lub naruszone w dwudziestu lub trzydziestu miejscach. Deski na dziobie zostały wymienione i wzmocnione, nie możemy się jednak dostać do wszystkich uszkodzeń na dnie, bo pokryte są warstwą lodu i wody. Myślę, że Terror mógłby pływać i byłby sterowny – podsumował porucznik Little – ale nie mogę pana zapewnić, że pompy nadążą z wylewaniem wody wpływającej wszystkimi szczelinami. Szczególnie że lód będzie napierał jeszcze przez następne cztery lub pięć miesięcy. Myślę, że pan Peglar może powiedzieć o tym coś więcej.

Harry Peglar odchrząknął. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony do przemawiania w obecności tylu oficerów.

– Jeśli Terror znów znajdzie się na wodzie, moi ludzie założą wszystkie maszty, takielunek i żagle w ciągu czterdziestu ośmiu godzin od wydania takiego rozkazu. Nie mogę zagwarantować, że dzięki samej tylko mocy żagli uda nam się przebić przez lód, który widzieliśmy na południu, ale jeśli znajdziemy się na otwartej wodzie, będziemy mogli pływać. Pozwolę sobie tutaj wtrącić słówko od siebie, panowie… Moim zdaniem lepiej założyć maszty za wcześnie niż za późno.

– Nie obawiasz się, że lód zgromadzony na masztach przewróci statek? – spytał Crozier. – Albo spadnie na nas, kiedy będziemy pracować na pokładzie? Przed nami jeszcze długie miesiące mrozu i śnieżyc, Harry.

– Tak jest, komandorze. – Peglar skinął głową. – Takie zagrożenie zawsze istnieje. Ale mimo to uważam, że na wypadek nagłej odwilży lepiej mieć już maszty i takielunek na miejscu. Być może będziemy musieli przygotować się do żeglugi w ciągu dziesięciu minut. Poza tym moi ludzie potrzebują trochę ruchu i ćwiczeń. A co do spadającego lodu… cóż, to tylko wzmocni naszą czujność. Spadający lód i bestia z lodu.

99
{"b":"102265","o":1}