Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Irving podjął próbę. Najpierw przerabiał w miejscu nogami, udając, że dokądś idzie, potem pomasował się po brzuchu, co miało symboli zować głód, następnie pokazał trzy maszty statku i chorych marynarzy – wystawił język, zrobił okropnego zeza i udał, że pada na niedźwiedzią skórę – potem zaś wskazał na Ciszę i pokazał, jak ta rzuca włócznią, trzyma wędkę i wyciąga z wody zdobycz. Następnie wskazał na ukryty w schowku foczy tłuszcz, przesunął rękę w inny punkt, jakby chciał pokazać lodową pustynię na zewnątrz, znów pomasował się po brzuchu, zrobił zeza i udał, że się przewraca, i jeszcze raz pomasował brzuch. Potem wskazał na lady Ciszę, zawahał się na moment, nie wiedząc, jak przekazać „pokaż nam, jak się to robi”, w końcu odegrał ponownie rzucanie włócznią i łowienie ryb, przerywając od czasu do czasu, by wskazać na Ciszę i na swoje oczy oraz pomasować się po brzuchu – chciał jej w ten sposób dać do zrozumienia, kto będzie polował, a kto się temu przyglądał i uczył.

Kiedy skończył, miał czoło zroszone potem.

Lady Cisza patrzyła na niego w bezruchu, nie mrugając nawet oczami.

– Och, do jasnej cholery… – żachnął się porucznik Irving.

W końcu zapiął z powrotem wierzchnie okrycia, schował serwetki i porcelanowe naczynie do torby i uznał, że czas już wracać na statek. Może jednak zrozumiała coś z jego wygłupów. Być może, gdyby przychodził do lodowego domu dość często…

Rozmyślania Irvinga podążyły w tym momencie w bardzo niepożądanym kierunku, opanował się więc szybko, ściągając wodze swych fantazji niczym woźnica powstrzymujący dwa rozpędzone konie.

Być może, gdyby przychodził do lodowego domu dość często… za którymś razem wybrałby się z nią na polowanie.

A jeśli to potwór z lodu daje jej te wszystkie rzeczy? – pomyślał. Od czasu, gdy widział lady Ciszę i potwora, minęło wiele tygodni, podczas których zdołał już niemal przekonać samego siebie, że jednak niczego nie widział. Jednak uczciwsza część umysłu i pamięci Irvinga wiedziała, że widział. Potwór z lodu przyniósł jej mięso foki albo lisa polarnego, albo jeszcze innego zwierzęcia. Tamtej nocy lady Cisza wróciła na statek z rękami pełnymi jedzenia.

Pierwszy oficer z Erebusa, Charles Frederick Des Voeux, opowiadał historie o mężczyznach i kobietach we Francji, którzy zamieniali się w wilki. Skoro to było możliwe – a wielu oficerów i wszyscy marynarze uważali, że jest – to dlaczego Eskimoska nosząca na szyi talizman z podobizną białego niedźwiedzia nie mogłaby się zamieniać w olbrzymiego potwora o zwierzęcej sile i ludzkiej inteligencji? Nie, widział tych dwoje razem, na lodzie. Czyż nie? Irving drżącymi rękami dopiął ostatnie guziki płaszcza. W lodowym domku było bardzo ciepło; jak na ironię, to właśnie przyprawiało go o dreszcze. Czuł, że foczy tłuszcz dotarł już do jego jelit i porucznik uznał, że najwyższy czas wracać. Miał nadzieję, że zdąży dotrzeć do ubikacji na Terrorze i że nie będzie musiał załatwiać potrzeby na lodzie. Miał dość kłopotów, kiedy odmroził sobie nos.

Lady Cisza przyglądała mu się uważnie przed chwilą, kiedy pakował stare serwetki i porcelanowe naczynie – później uzmysłowił sobie, że być może chciała je zatrzymać – teraz jednak jeszcze raz przytknęła jedwabną chusteczkę do twarzy i próbowała mu ją oddać.

– Nie. – Irving pokręcił głową. – To prezent ode mnie. Znak mojej przyjaźni i szacunku. Proszę go zatrzymać. Czułbym się urażony, gdyby pani tego nie zrobiła.

Spróbował pokazać to, co właśnie przed chwilą powiedział. Miał wrażenie, że kąciki ust Eskimoski znów lekko drgnęły, gdy przyglądała się jego poczynaniom.

Delikatnie odepchnął rękę, w której trzymała chusteczkę, uważając przy tym, by nie dotknąć jej nagich piersi. Wydawało się, że biały amulet ułożony na jej ciemnej skórze lśni własnym wewnętrznym blaskiem.

Irving uświadomił sobie, że jest mu bardzo, bardzo gorąco. Lodowy pokój falował lekko przed jego oczami. Czuł, jak przewracają mu się wnętrzności.

– Muszę uciekać – powiedział. Przez najbliższe tygodnie miał się zwijać ze wstydu na wspomnienie tych słów, choć lady Cisza i tak nie rozumiała, jak idiotycznie zabrzmiały w tamtym czasie i okolicznościach. Mimo to…

Irving dotknął dłonią czapki, owinął twarz szalikiem, włożył rękawiczki i rękawice, przycisnął torbę do piersi i wsunął się do wąskiego otworu wyjściowego.

Nie pogwizdywał w drodze powrotnej na statek, ale miał wielką ochotę to zrobić. Zupełnie zapomniał o tym, że gdzieś w ciemnościach może się czaić wielki potwór polujący na ludzi. Gdyby takie stworzenie rzeczywiście obserwowało tej nocy porucznika Johna Irvinga, zobaczyłoby, jak młody Anglik mówi do siebie na głos i od czasu do czasu bije się po głowie rękawicą.

30

CROZIER

70°05’ szerokości geograficznej północnej, 98°23’ długości geograficznej zachodniej. 15 lutego 1848.

– Panowie, czas, byśmy się wspólnie zastanowili, co zrobimy w ciągu najbliższych miesięcy – przemówił komandor Crozier. – Muszę podjąć odpowiednie decyzje.

Na zebranie, które odbywało się w Wielkiej Kajucie Terroru, wezwani zostali wszyscy oficerowie, niektórzy podoficerowie oraz specjaliści tacy jak dwaj mechanicy, dowódcy przedniego masztu, lodomistrzowie oraz ostatni pozostały przy życiu lekarz. Crozier wybrał na miejsce spotkania Terror nie po to, by dokuczyć komandorowi Fitzjamesowi i jego ludziom – którzy musieli przejść tutaj ze swojego statku podczas krótkiego jeszcze dnia i mieli nadzieję, że uda im się wrócić, nim znów zapadną ciemności – ani po to, by podkreślić zmianę okrętu flagowego, lecz tylko dlatego, że na statku Croziera w izbie chorych leżało mniej ludzi. Łatwiej było przenieść tych kilku pacjentów do tymczasowej izby chorych na dziobie i przygotować Wielką Kajutę na zebranie; na Erebusie liczba chorych na szkorbut była dwukrotnie większa, a do tego, jak zaznaczył doktor Goodsir, niektórzy z nich byli w tak ciężkim stanie, że nie należało ruszać ich z miejsca.

Teraz piętnastu dowódców ekspedycji siedziało wokół długiego stołu, który w styczniu został nieco przycięty i zamieniony w stół operacyjny, teraz jednak dzięki staraniom cieśli Terroru, pana Honeya, wrócił do swego dawnego wyglądu. Oficerowie i cywile zostawili wierzchnie okrycia, rękawice, uszanki i szaliki przy głównych schodach, nadal jednak mieli na sobie grubą warstwę ubrań. W pokoju unosił się zapach wilgotnej wełny i niedomytych ciał.

W długiej kajucie było zimno i mroczno; przez umieszczone w suficie iluminatory nie wpadał blask słońca, na pokładzie wciąż bowiem leżała gruba warstwa śniegu przykryta na dodatek płótnem. Jedynym źródłem światła były nikłe płomienie lamp olejowych stojących na grodziach.

Zgromadzenie oficerów i cywilów przypominało letnią naradę wojenną, którą sir John zwołał niemal półtora roku wcześniej na Erebusie, teraz jednak u szczytu stołu, przy prawej burcie, siedział Francis Crozier. Po jego lewej ręce miejsca zajęło siedmiu oficerów i podoficerów, których Crozier zaprosił na zebranie. Tuż obok komandora zasiadł porucznik Edward Little, a następne miejsca zajmowali kolejno: porucznik George Hodgson, porucznik John Irving, mechanik James Thompson – jeszcze chudszy, bledszy i bardziej wymizerowany niż zwykle, lodomistrz Thomas Blanky, który poruszał się już na swej drewnianej nodze z ogromną wprawą, oraz dowódca przedniego masztu Harry Peglar, jedyny bosman z Terroru, którego zaprosił tu Crozier. W zebraniu brał także udział sierżant Tozer, który nie cieszył się łaską komandora po karnawale, kiedy jego ludzie strzelali do marynarzy, lecz wciąż był najwyższym rangą żołnierzem piechoty morskiej na obu statkach – reprezentującym znacznie uszczuplony oddział wojska uczestniczącego w ekspedycji.

Naprzeciwko Croziera, przy lewej burcie statku, siedział komandor porucznik Fitzjames. Crozier wiedział, że Fitzjames nie golił się już od kilku tygodni, w wyniku czego jego twarz obrosła rudawą brodą przetykaną zaskakująco gęstymi pasmami siwizny, jednak tego dnia zdobył się na ten wysiłek albo poprosił, by ogolił go jego steward, pan Hoar. Jego twarz wyglądała teraz bladziej i szczupłej niż zazwyczaj, w dodatku pokryta była mnóstwem drobnych skaleczeń i zadrapań. Choć ciało Fitzjamesa okrywała gruba warstwa ubrań, widać było, że jest przerażająco chude.

98
{"b":"102265","o":1}