Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– pomyślał Crozier. – A wcześniej przywieźliśmy je tutaj aż z Anglii? Co myśmy sobie wyobrażali? – Czuł, że lada moment zwymiotuje. Musiał zamknąć oczy i poczekać, aż atak mdłości minie.

Cisza dotknęła jego dłoni. Wyczuła nagłą zmianę w jego duszy. Spojrzał jej w oczy, by upewnić ją, że nadal tam jest, choć nie był. Niezupełnie. Nie do końca.

***

Płynęli wzdłuż wybrzeża na zachód, w stronę ujścia Rzeki Backa.

Ludzie Ikpakhuaka nie potrafili – a może nie chcieli – określić dokładnie, gdzie znaleźli skarby kabloona; niektórzy mówili, że było to w miejscu zwanym Keenuna, co wskazywałoby na jedną z kilku wysepek położonych w cieśninie przy południowym wybrzeżu Wyspy Króla Williama, lecz większość myśliwych twierdziła, że natrafili na bogactwa bladych ludzi na zachód od Taloyoak, w Kugluktuk, co Asiajuk przetłumaczył jako „Miejsce Spadającej Wody”.

Crozier podejrzewał, że chodzi o mały wodospad, o którym czytał niegdyś w relacji z podróży Backa. Wodospad ów znajdował się już na kontynencie, w pobliżu ujścia Rzeki Backa.

Spędzili tydzień na poszukiwaniach. Asiajuk, jego żona i trzech myśliwych zostało w utniak przy ujściu rzeki, podczas gdy Crozier i Cisza ze swoimi dziećmi, ciekawski Inupijuk oraz pozostali myśliwi popłynęli trzy mile w górę rzeki, do pierwszych wodospadów.

Crozier znalazł tam kilka klepek z beczek. Skórzaną podeszwę. W piasku i mule na brzegu rzeki leżał długi na osiem stóp kawałek dębiny, który niegdyś stanowił zapewne część nadburcia jednej z szalup (dla ludu Ikpakhuaka byłby to prawdziwy skarb). Nic więcej.

Wracali w poczuciu klęski, wiosłując w dół rzeki, do morza, kiedy spotkali starszego mężczyznę, jego trzy żony i czwórkę zakatarzonych dzieci. Jak mówił mężczyzna, przyszli nad rzekę, by łowić ryby. Nigdy wcześniej nie widział kabloona, nie mówiąc już o dwojgu sixam ieua władców-duchów bez języków, był więc bardzo wystraszony, lecz jeden z myśliwych towarzyszących Crozierowi rozproszył jego obawy. Mężczyzna nazywał się Puhtoorak i należał do grupy Prawdziwych Ludzi zwanej Qikiqtarqjuaq.

Po wymianie jedzenia i uprzejmości starzec zapytał, co robią tak daleko od północnej krainy Ludzi Chodzących Z Bogiem, a kiedy jeden z myśliwych wyjaśnił, że szukają żywych lub martwych kabloona, którzy mogli pojawić się w tej okolicy – lub ich skarbów – Puhtoorak odrzekł, że nie słyszał o kabloona na tej rzece, po chwili jednak, między kolejnymi kęsami foczego mięsa, które otrzymał od sixam ieua, oświadczył:

– Zeszłej zimy widziałem łódź kabloona, wielką jak góra lodowa, z trzema wysokimi patykami. Stała w lodzie, tuż przy Utjulik. Wydaje mi się, że w jej brzuchu byli martwi kabloona. Kilku naszych młodszych mężczyzn weszło do środka – musieli użyć swoich siekier z ostrzami z gwiezdnego gówna, żeby wyrąbać dziurę w jej boku – ale zostawili wszystkie skarby z drewna i metalu, które tam znaleźli. Mówili, że w domu z trzema kijami mieszkają duchy.

Crozier spojrzał na Ciszę. Czy ja dobrze go zrozumiałem?

Tak. Skinęła głową. Kanneyuk zaczęła płakać, a Silna rozchyliła poły letniej kurtki i zaczęła karmić ją piersią.

***

Crozier stał na szczycie urwiska i patrzył na okręt uwięziony w lodzie. Był to HMS Terror.

Podróż od ujścia Rzeki Backa do tej części wybrzeża Utjulik zajęła im osiem dni. Za pośrednictwem myśliwych Ludzi Chodzących Z Bogiem Crozier próbował namowie Puhtooraka – a właściwie przekupić go – by wraz ze swą rodziną zaprowadził ich do łodzi kabloona z trzema wielkimi kijami, lecz stary Qikiqtarqjuaq nie chciał mieć już nic do czynienia z tym nawiedzonym miejscem. Choć zeszłej zimy nie wszedł z młodymi myśliwymi do wnętrza domu-z-trzema-kijami, widział, że jest on skażony obecnością piijixaaq – niezdrowych duchów-upiorów zamieszkujących złe miejsce.

Utjulik było eskimoską nazwą zachodniego wybrzeża Półwyspu Adelajdy. Pasma otwartej wody kończyły się w zachodniej części zatoki prowadzącej do ujścia Rzeki Backa – dalej ciągnął się twardy, zbity pak – musieli więc zejść na ląd, schować kajaki i umiak Asiajuka i przepakować bagaże na solidne, długie na trzynaście stóp sanie ciągnięte przez sześć psów. Cisza, która najlepiej orientowała się w tym terenie, poprowadziła ich na zachodni fragment wybrzeża, gdzie Puhtoorak widział podobno okręt… a nawet, do czego przyznał się później, stał na jego pokładzie.

Asiajuk wcale nie miał ochoty opuszczać swej wygodnej łodzi, kiedy okazało się, że będą musieli wędrować przez ląd. Gdyby Silna, jedna z najbardziej poważanych władców-duchów, nie poprosiła go wprost, by poszedł z nimi – nawet największy szaman nie mógł odmówić prośbie sixam ieua – Asiajuk kazałby swoim myśliwym zawieźć się do domu. Teraz jechał na saniach okryty ciepłymi futrami i od czasu do czasu starał się nawet brać czynny udział w podróży, rzucając kamieniami w psi zaprzęg i krzycząc „Hou! Hou! Hou!”, gdy chciał, by psy skręciły w lewo, lub: „Dżi! Dżi! Dżi!”, kiedy chciał skierować je na prawo. Crozier zastanawiał się, czy stary szaman odkrywa na nowo przyjemność podróżowania z psim zaprzęgiem.

Teraz, późnym popołudniem ósmego dnia ich podróży, patrzyli na HMS Terror. Nawet Asiajuk wydawał się onieśmielony i niespokojny.

Opisując położenie statku Puhtoorak twierdził, że dom-z-trzema-kijami „stoi zamarznięty w lodzie obok wyspy około pięciu mil na zachód” od pewnego cypla i że Crozier oraz jego ludzie „muszą potem przejść jakieś trzy mile na północ, po gładkim lodzie, minąwszy przedtem kilka wysp dzielących ich od statku. Zobaczą go z urwiska położonego na północnym krańcu dużej wyspy”.

Oczywiście Puhtoorak nie używał określeń takich jak „mile”, „statek” czy nawet „cypel”. Starzec mówił, że drewniany dom kabloona z kadłubem umiak znajduje się w odległości kilku godzin marszu na zachód od tikerqat, co oznacza „Dwa Palce” – Prawdziwi Ludzie określali tą nazwą dwa wąskie cyple położone w tej części wybrzeża Utjulik – niedaleko północnego krańca dużej wyspy.

Crozier i jego dziesięcioosobowa grupa – myśliwy z południa, Inupijuk, towarzyszył im do samego końca – przeszli po lodzie w pobliżu Dwóch Palców, minęli dwie mniejsze wysepki i dotarli do dużej wyspy. Na jej północnym krańcu znaleźli wysokie na sto stóp urwisko, opadające pionowo ku zamarzniętemu morzu.

Dwie lub trzy mile dalej widać było maszty HMS Terror mierzące prosto w zachmurzone niebo.

Crozier żałował, że nie ma swojej starej lunety, choć z drugiej strony wcale jej nie potrzebował, by rozpoznać maszty okrętu, którym dowodził przez długie lata.

Puhtoorak miał rację – lód między brzegiem dużej wyspy i statkiem był znacznie gładszy niż pak między kontynentem i wyspami. Komandorskie oko Croziera szybko dostrzegło przyczynę takiego stanu rzeczy: na północy i wschodzie ciągnęło się pasmo małych wysp, które tworzyły naturalny wał chroniący ten obszar morza przed nieustającym wiatrem z północnego zachodu.

Jednak nawet Crozier nie potrafił sobie wyobrazić, jak jego okręt trafił w te okolice, niemal dwieście mil od miejsca, gdzie przez trzy lata tkwił uwięziony w lodzie obok siostrzanej jednostki, Erebusa

Wkrótce miał znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Prawdziwi Ludzie, nawet Ludzie Chodzący z Bogiem, którzy nieustannie żyli w cieniu potwora, zbliżali się do statku z zabobonnym lękiem. Opowieści Puhtooraka o duchach i upiorach zamieszkujących dom-z-trzema-kijami najwyraźniej zrobiły na nich wrażenie – nawet na Asiajuku, Nauii i myśliwych, którzy nie rozmawiali z nim osobiście. Kiedy szli przez lód, Asiajuk bez ustanku mamrotał pod nosem jakieś zaklęcia i modlitwy, które miały chronić ich przed złymi duchami, co wcale nie dodawało odwagi pozostałym uczestnikom wyprawy. Crozier wiedział, że kiedy szaman robi się nerwowy, denerwują się wszyscy.

185
{"b":"102265","o":1}