Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Właściwie wcale nie musieli być na Wyspie Króla Williama, nawet jeśli lady Cisza zabrała ich na północ; być może mieszkali teraz na jednej z wysp w Cieśninie Jamesa Rossa, gdzieś na północny wschód od Wyspy Króla Williama, albo na nieoznaczonej na mapie wysepce przy wschodnim lub zachodnim wybrzeżu Boothii. Podczas jasnych księżycowych nocy Crozier widzi wzgórza w głębi lądu – nie góry, ale wzgórza wyższe od tych, jakie kiedykolwiek widzieli na Wyspie Króla Williama – a ich obozowisko jest osłonięte przed wiatrem lepiej niż jakiekolwiek miejsce, które udało się znaleźć jego ludziom, łącznie z Obozem Terror.

Idąc przez ośnieżoną plażę, a potem przez zamarzniętą powierzchnię morza, Crozier myśli o minionych tygodniach, kiedy to setki razy próbował przekazać Ciszy, że musi ją opuścić, że musi odszukać swoich ludzi, że musi do nich wrócić.

Cisza zawsze patrzy nań z pozbawioną wyrazu miną.

Crozier dawno już doszedł do wniosku, że Eskimoska go rozumie – jeśli nawet nie rozumie dokładnej treści słów, to z pewnością odbiera jego emocje – nigdy jednak nie reaguje na jego prośby.

Nienazwane zdolności lady Ciszy – i jego własne, coraz głębsze zrozumienie skomplikowanych treści przekazywanych za pomocą zwykłego sznurka – wydają się Crozierowi niemal przerażające. Czasami czuje się tak bliski tej dziwnej eskimoskiej dziewczynie, że kiedy budzi się w nocy, nie wie, które ciało należy do niego, a które do niej. Kiedy indziej znów słyszy, jak krzyczy do niego z daleka, prosi, by przyniósł drugi harpun albo sznurek… choć przecież nie ma języka i nigdy nie wydała żadnego dźwięku w jego obecności. Rozumie bardzo dużo, a on niekiedy odnosi wrażenie, że śni jej sny, i zastanawia się, czy ona także widzi jego koszmar o kapłanie w białych szatach, który pochyla się nad nim i udziela mu komunii.

Mimo to Cisza nie chce zaprowadzić go do jego ludzi.

Trzykrotnie Crozier wyruszył w drogę sam, wyczołgał się z lodowego domu, gdy Cisza spała lub udawała, że śpi. Zabierał ze sobą tylko torbę z foczym mięsem i tłuszczem oraz nóż. Trzykrotnie zabłądził – dwa razy w głębi lądu, na którym znajdował się ich lodowy dom, a raz na zamarzniętym morzu. Trzykrotnie szedł tak długo, aż nie miał już sił iść dalej – być może trwało to nawet kilka dni – a potem padał na lód, przyjmując pokornie śmierć jako właściwą karę za porzucenie swych ludzi.

Trzykrotnie Cisza go odnajdywała. Układała go na niedźwiedziej skórze, okrywała futrem i zaciągała z powrotem do lodowego domu, gdzie rozgrzewała jego przemarznięte stopy i dłonie na własnym brzuchu i odwracała wzrok, kiedy Crozier cicho szlochał.

Teraz Crozier odnajduje ją w odległości kilkuset jardów od brzegu, pochyloną nad otworem zrobionym przez fokę.

Choć próbował już wiele razy, Crozier nigdy nie może znaleźć tych cholernych dziur. Wątpi, czy zobaczyłby je w pełnym blasku dnia, podczas gdy Cisza potrafi je znaleźć w blasku księżyca, gwiazd lub nawet w całkowitych ciemnościach. Foki są tak bystre i tak przebiegłe, że Crozier wcale się teraz nie dziwi, iż jego ludzie zdołali w ciągu wielu miesięcy pobytu na lodzie zabić jedynie kilka z nich, i to tylko wtedy, gdy wypełzły na powierzchnię paku.

Za pomocą sznurka Cisza wyjaśniła Crozierowi, że foka może wytrzymać pod wodą bez powietrza tylko siedem lub osiem minut – co najwyżej piętnaście (Cisza nie mówiła oczywiście o minutach, lecz o uderzeniach serca, Crozier jednak przeliczył sobie te wielkości). Z wyjaśnień Eskimoski wynikało również, że każda foka ma swoje terytorium – podobnie jak wilk lub niedźwiedź. Nawet w zimie musi bronić granic tego terytorium, więc by mieć pewność, że nie zabraknie jej powietrza, wynajduje miejsce, gdzie warstwa lodu jest najcieńsza, i wydrąża w nim kopulastą norę, na tyle dużą, by zmieściło się w niej całe jej ciało, oraz niewielki otwór, przez który może oddychać. Cisza pokazywała Crozierowi ostre pazury na płetwach martwej foki, a nawet wbiła je w lód, by przekonał się, jak doskonale radzą sobie z twardą substancją.

Crozier wierzy Ciszy, kiedy ta pokazuje mu, że na terytorium jednej foki znajdują się dziesiątki takich otworów, ale nie umie znaleźć ani jednego. Kopulaste nory, które przedstawia za pomocą sznurka i które wyszukuje z taką łatwością, są niemal zupełnie niewidoczne między serakami, wałami lodowymi, blokami i górami z lodu. Crozier jest pewien, że setki razy stawał na takich norach, a mimo to nigdy ich nie zauważył.

Cisza kuca teraz obok jednej z nich. Kiedy Crozier zbliża się na odległość kilkunastu jardów, gestem nakazuje mu, by był cicho.

Crozier dobrze już wie, że foka jest jednym z najczujniejszych i najpłochliwszych stworzeń na ziemi, więc trzeba podkradać się do niej bardzo ostrożnie, nie czyniąc najmniejszego hałasu. Lady Cisza czyni to doskonale, jakby w zgodzie ze swoim imieniem.

Nim Cisza zbliży się do foczej nory – skąd ona wie, że foka jest w środku? – kładzie na lodzie małe kawałki skóry karibu, na których stawia stopy i które przekłada po każdym kroku. Robi to, by śnieg ani lód nie zaskrzypiał przypadkiem pod grubymi podeszwami jej butów. Kiedy jest już przy norze, powoli, ostrożnie, wbija w śnieg kilka rozwidlonych kawałków rogów i układa na nich nóż, harpun, liny i inne narzędzia myśliwskie, by potem zabrać je szybko, nie czyniąc przy tym hałasu.

Przed wyjściem z lodowego domu Crozier obwiązał rzemieniami ręce i nogi, jak pokazała mu to wcześniej Cisza, by jego ubrania nie szeleściły przy każdym ruchu. Wie jednak, że jeśli zbliży się teraz do nory, wypłoszy fokę – jeśli ta rzeczywiście tam jest – równie skutecznie jak huk wystrzału, spogląda więc na lód, dostrzega fragment grubej skóry karibu, który zostawiła tam dla niego Cisza, i powoli, ostrożnie, klęka na nim.

Crozier wie, że nim tu przyszedł, lady Cisza odgarnęła nożem śnieg wokół otworu i poszerzyła sam otwór kościanym ostrzem przymocowanym do drzewca harpuna. Potem obejrzała uważnie otwór, by mieć pewność, że znajduje się on dokładnie nad kanałem w lodzie – Crozier wiedział już, że inaczej szanse na udane pchnięcie harpunem byłyby niewielkie – po czym ponownie przykryła go lodem i śniegiem. Ponieważ wiatr niósł ze sobą drobiny śniegu, okryła otwór cienką skórą, chroniąc go w ten sposób przed zasypaniem. Potem wzięła bardzo cienką kościaną igłę połączoną długim kawałkiem sznurka z czubkiem innej igły i ptasiego pióra, i wsunęła ten wskaźnik do otworu, kładąc igłę z piórem na rozwidlonych rogach.

Teraz czeka. Crozier obserwuje.

Mijają godziny.

Wiatr wieje coraz mocniej, gwiazdy chowają się za warstwą chmur, zaczyna padać śnieg. Cisza stoi nieruchomo, pochylona nad otworem, pokryta coraz grubszą warstwą śniegu. W dłoni trzyma harpun z kościanym ostrzem, jego drugi koniec wspiera się o wbite w śnieg rogi karibu.

Crozier widział już, jak Cisza chwyta foki na różne sposoby. Jeden z nich polega na tym, że myśliwy wydrąża w lodzie dwa otwory i wabi fokę do siebie. Eskimoska nauczyła już Croziera, że choć foka to bardzo ostrożne zwierzę, jej piętą achillesową jest ciekawość. Crozier, który pomagał Ciszy podczas tego polowania, wsuwał do jednego z otworów harpun zakończony rozszczepioną stosiną pióra i poruszał nim lekko w górę i w dół, tuż pod powierzchnią wody. W końcu wiedziona ciekawością foka nie mogła oprzeć się pokusie i podpłynęła do otworu.

Innym razem Crozier przyglądał się ze zdumieniem Ciszy, kiedy ta pełzała na brzuchu po lodzie, udając fokę, poruszając rękami niczym płetwami. Przekonał się już, że podczas takiego polowania nawet nie zauważa, kiedy foka wysuwa głowę nad otwór w lodzie; informuje go o tym nagły, nieprawdopodobnie szybki ruch ręki Eskimoski. Potem Cisza przyciąga harpun przymocowany długim sznurkiem do jej nadgarstka. Zazwyczaj na drugim końcu sznurka znajduje się martwa foka.

Jednak tego dnia-nocy czatują przy otworze w lodzie. Crozier klęczy na kawałku skóry karibu, podczas gdy Cisza stoi pochylona nad lodową kopułą. Mniej więcej co pół godziny Eskimoska sięga do wbitych w lód rogów i bierze z nich dziwny przyrząd – zakrzywiony kawałek drewna, długości około dziesięciu cali, w którym tkwią trzy ptasie szpony – i drapie lód obok otworu tak delikatnie, że oddalony zaledwie o kilka jardów Crozier niczego nie słyszy. Foka jednak z pewnością słyszy ów intrygujący dźwięk. Nawet jeśli przebywa w tej chwili kilkaset jardów dalej, przy innym otworze, prędzej czy później daje się zwieść i podpływa do myśliwego.

177
{"b":"102265","o":1}