Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– To daj buziaczka na dzień dobry i powiedz, o co wam chodziło.

Zanim zdążyłam starannie dobrać słowa, w których zamierzałam powiadomić drogiego kolegę o mojej nowej sytuacji życiowej, Krysia wyręczyła mnie z wrodzonym wdziękiem.

– Będziesz ojcem chrzestnym, Macieju. A ja mamusią. Chyba, że nas Wika nie poprosi, ale to by było ostatnie świństwo, bo kto, jak nie my! No jak, Wika, masz lepszych kandydatów?

– W życiu – powiedziałam słabo. – Tylko wy. I nikt inny na całym świecie.

– Będziesz miała dziecko – ucieszył się Maciek. – Gratuluję. Kiedy to radosne wydarzenie nastąpi?

– Dopiero wiosną. Koniec kwietnia, początek maja.

– A to świetnie. To spokojnie zrobimy jeszcze parę programów. Przyjmij najlepsze życzenia szczęścia na nowej drodze życia.

– Ale ja nie wychodzę za mąż!

– Co nie zmienia postaci rzeczy, jesteś na nowej drodze, zobaczysz, że to całkiem fajne. – Maciek miał dwójkę ślicznych dzieciaków i znakomitą żonę, którą jednakowoż starał się trzymać z daleka od telewizji.

Bardzo kocham Maćka. To jeden z najmilszych ludzi na świecie, poza tym niesłychanie zdolny realizator. Uwielbiam z nim pracować. Wymyślamy sobie możliwie najbardziej skomplikowane programy, a potem on je robi. Najchętniej na żywca. Najchętniej wozem transmisyjnym, jak najdalej od wieżowca. Dlatego lubimy robić razem Orkiestrę. Jest trudna, skomplikowana, nieprzewidywalna i dostarcza nam tyle adrenaliny, że starcza nam na kilka miesięcy (wliczając czas przygotowań).

No i te przygotowania czas był najwyższy zaczynać.

Zrobiłam moim gościom kawę, sobie też (trzecią! Co na to kotuś?) i zasiedliśmy naprzeciwko siebie przy biurkach.

– Rozumiem, że masz już jakieś wstępne założenia. – Maciek popatrzył na mnie pytająco.

– Zupełnie podstawowe. Resztę, mam nadzieję, właśnie zaraz wymyślimy. Po pierwsze, już wiadomo na pewno, że będziemy główną imprezę robić w Niechorzu.

– Już tam robiliśmy – wtrąciła Krysia.

– Wiem. Ale mamy robić jeszcze raz. Rozmawiałam z wójtami, powiedzieli, że mają forsy więcej niż w zeszłym roku, czekają na nasze pomysły.

– Masz jakieś?

– Mam. Ponieważ głównym celem Orkiestry jest zbieranie pieniędzy, więc pomyślałam sobie, że najważniejszym elementem scenografii i całej akcji powinien być bank. Z czym wam się kojarzy bank? Bo mnie z taką westernową budą z napisem „Bank”, takim charakterystycznym liternictwem, no wiecie. A dookoła hasają kowboje na koniach. Forsa przyjeżdża dyliżansem, odbywa się strzelaninka, piękne kobiety w saloonie tańczą na stołach – takie klimaty. Moglibyśmy wszystko zaplanować w takim westernowym charakterze. Najważniejszymi elementami oprócz sceny byłyby dwie budy: bank, gdzie będziemy zbierać pieniądze, i saloon, gdzie będą się pożywiać wolontariusze. Pamiętajcie, że oni przyjadą z odległych gmin, a to będzie styczeń. Będą zmarznięci i głodni i trzeba im dać coś gorącego do jedzenia i picia. W tym saloonie będziemy też mieć scenę dla tych wszystkich zespołów i zespolików z terenu, które się nie załapią na główną scenę na plaży. I co wy na to? Dookoła takiego pomysłu można by teraz nabudować całą akcję.

– Czemu nie – powiedział z namysłem Maciek. – Myślałaś już o prowadzących?

– Myślałam. Dwójka nie wystarczy, w zeszłym roku było za mało. Niechby to byli ci, co w zeszłym roku…

– Czyli Marta i Michał – wtrąciła Krysia. – A kto trzeci?

– Właśnie nie wiem. To musi być ktoś z jajami.

– Niekoniecznie mężczyzna – dodała Krysia.

– Niekoniecznie.

– Boję się – powiedział Maciek – że cała reszta będzie zaangażowana w Szczecinie i w terenie, gdzie my tam jeszcze mamy te sceny…

Popatrzyliśmy na siebie. Pierwsze sęki. Będzie ich więcej. Boże kochany, ja po prostu uwielbiam tę robotę.

Sobota, 23 września

Chandra straszna. Pogoda po prostu wymarzona, słoneczko, cieplutko, astry w ogródku kwitną jak szalone.

A ja siedzę przy oknie i gapię się w niebo i na te astry.

I żebym chociaż cokolwiek myślała.

Nic nie myślę, tylko mi smutno.

Niedziela, 24 września

To samo.

Wściec się można!

Wtorek, 26 września

Do wczoraj miałam taką upiorną chandrę, że ani rączką, ani nóżką. Ponieważ nie miewam porannych mdłości ani zachcianek kulinarnych typu kiszony ogórek z dżemem, doszłam do wniosku, że tak się objawia – między innymi – ciąża. No bo jakieś anomalie chyba trzeba wykazywać?

Jeżeli będzie tak dalej, to jak ja to wytrzymam?

Obejrzałam się w lustrze przy kąpieli. Na razie żadnych zmian. Ciekawe, czy bardzo utyję?

W pracy mały zastój. Naczelny dostał nasz scenariusz i jeszcze go czyta. Jak już przeczyta, trzeba się będzie wybrać do Warszawy, pokazać go w Dwójce. Napisałam też obszerną story o mojej kamieniarce i wysłałam do Reportażu.

Po powrocie do domu zastałam w skrzynce reklamówkę firmy kosmetycznej i co tu dużo gadać, zamówiłam kremów i balsamów na straszną sumę. Zaniedbana baba w ciąży to zgroza. Należy o tym pamiętać.

Facecik na razie siedzi cicho. A może to jednak kobietka? Mała, mądra kobietka, która nie będzie robiła mamusi wyrzutów o parę niezbędnych kosmetyków?

Najwyżej zrobię debet. Mój bank już się przyzwyczaił do moich debetów.

Czwartek, 28 września

Coś by trzeba ruszyć w sprawie Jarka. Przypomniałam sobie o tym problemie, bo pojawiły się w ramówce programy o uczelniach. Zbliża się październik i rok akademicki. Również w WSM-ce.

PAŹDZIERNIK

Niedziela, 1 października

Pierwszy października.

W poniedziałek inauguracje w większości uczelni.

Wtorek, 3 października

We wczorajszych dziennikach były przede wszystkim inauguracje na uniwersytetach, politechnikach, akademiach i wyższych szkołach. Rozumiem, że zarówno Jarek, jak i Karolek, do którego mam numer na komórkę, są już w zwartym szeregu studentów i w eleganckich mundurach zasuwają do szkoły!

Dam sobie jeszcze dwa dni, żeby nie wyglądało, że czekałam tylko na ten rok akademicki i obgryzałam paznokcie.

Czwartek, 5 października

Wytrzymałam do piętnastej i zadzwoniłam do Karolka.

– O, Wiktoria – ucieszył się. – Co słychać, płyniesz z nami? Bo ojciec ma ochotę zrobić jeszcze jeden rejs z przyjaciółmi, tak na pożegnanie sezonu. Miałem właśnie cię szukać.

Rejs. Ciekawe z jaką załogą.

– Dziękuję ci bardzo, Karolku, ale nie wiem, czy będę mogła, urlop mi się już skończył definitywnie. A u nas, wiesz, jak już się zacznie orkę, to trzeba orać do uśmiechniętej śmierci. Słuchaj, kochany, mam sprawę do twojego przyjaciela…

– Marcina – domyślił się, niesłusznie, Karolek. – Ale jeżeli chcesz, żeby ci pożyczył te szkockie ballady, to nie dzwoń do niego. Ja je mam. Mogę ci przegrać.

– A, to przegraj, przegraj koniecznie! I pozdrów Marcina bardzo serdecznie. Ale sprawę to ja mam do Jarka i potrzebuję do niego jakiś namiar.

– Ach, Jarka? Ale nie dzwoń do niego dzisiaj. Wszystko wskazuje na to, że może nie być w stanie używalności.

– O tej porze?

– Miał ciężkie przejścia wczoraj wieczorem. Właściwie to skończyliśmy dzisiaj rano. No i my poszliśmy od razu na zajęcia, a on nie dał rady. Zresztą, faktycznie, może do tej pory już się zdążył zreanimować. Ale nie zadawaj mu zbyt ciężkich zadań, bo mógłby nie podołać.

– Imieniny miał? Wczoraj było Jarosława?

– Gorzej. Oblewaliśmy koniec wolności naszego przyjaciela. Zaręczył się oficjalnie, gdzieś w pobliżu Nowego Roku będzie się żenił. Tradycyjna rodzina, narzeczona z pierścionkiem, takie rzeczy. Tatuś z hrabiów, a mamusia bizneswoman. Córka trochę dziwna, ale to w końcu będzie jego żona. Możesz mu od razu składać gratulacje.

10
{"b":"100445","o":1}