Przez pokolenia Tuunbaq objadał się ludzkimi istotami. Olbrzymie połacie śnieżnej północy, na których gęsto było niegdyś od wiosek, wielkie obszary morza, po których pływały niegdyś całe floty kajaków, miejsca, gdzie niegdyś rozbrzmiewały głosy i śmiech tysięcy Prawdziwych Ludzi, opustoszały, gdy wszystkie ludzkie istoty uciekły na południe.
Lecz przed Tuunbaqiem nie można było uciec. Tupilek Sedny był szybszy i sprawniejszy od ludzi. Przewodził złym duchom ixitqusiqjuk i kazał im przesuwać lodowce na południe, śladem uciekających istot ludzkich, by ukryty w lodzie i zimnie mógł nadal spokojnie pożerać ludzkie dusze.
Setki myśliwych wyruszały z wiosek Prawdziwych Ludzi, by zabić potwora, ale żaden z nich nie wrócił żywy. Czasami Tuunbaq drWń z rodzin zmarłych łowców, podrzucając im części ich ciała – zdarzało się, że zostawiał w jednym miejscu głowy, nogi, ręce i tułowia kilku myśliwych, przemieszane do tego stopnia, że bliscy nie mogli nawet wyprawić im właściwej ceremonii pogrzebowej.
Wydawało się, że potwór Sedny pożre dusze wszystkich istot ludzkich żyjących na Ziemi.
Stało się jednak to, na co liczyła Sedna. Szamani setek różnych grup Prawdziwych Ludzi zbierali się na peryferiach zimnej północy, spotykali się w enklawach angakkuit, naradzali się między sobą i rozmawiali z przyjaznymi im duchami, aż wreszcie obmyślili plan, który miał rozwiązać problem Tuunbaqa.
Nie mogli zabić tego Boga Który Chodził Jak Człowiek – nawet Siła, Duch Powietrza, i Sedna, Duch Morza, nie mogły zabić tidipek Tuunbaq.
Mogli go jednak powstrzymać. Mogli nie dopuścić do tego, by wędrował dalej na południe i zabił w końcu wszystkie ludzkie istoty i wszystkich Prawdziwych Ludzi.
Najlepsi spośród najlepszych szamanów – angakkuit – wybrali spośród siebie najlepszych mężczyzn i kobiety obdarzonych zdolnościami jasnowidzenia, czytania w myślach i przesyłania myśli i parzyli je ze sobą tak, jak Prawdziwi Ludzie parzą dziś psy, by stworzyć jeszcze silniejsze, inteligentniejsze pokolenie.
Nazwali te szamańskie, jasnowidzące dzieci sixam ieua lub władcami-duchów-z-nieba i wysłali je wraz z rodzinami na północ, by powstrzymały Tuunbaqa od zabijania Prawdziwych Ludzi.
Sixam ieua porozumiewali się bezpośrednio z Tuunbaqiem – nie za pomocą języka duchów tuurngait, co próbowali czynić zwykli szamani, lecz dotykając bezpośrednio umysłu i duszy Tuunbaqa.
Władcy-duchów-z-nieba nauczyli się przyzywać Tuunbaqa swym śpiewem. W zamian za możliwość komunikowania się z potworem zgodzili się, by ów zazdrosny tupilek pozbawił ich umiejętności zwykłej mowy i pozbawił kontaktu z innymi istotami ludzkimi. Władcy-duchów-z-nieba obiecali Tuunbaqowi, że jeśli przestanie pożerać ludzkie dusze, Prawdziwi Ludzie nigdy więcej nie będą zakładać swych wiosek na dalekiej północy. Obiecali także Bogowi Który Chodzi Jak Człowiek, że bez jego pozwolenia nigdy nie będą łowić ryb ani polować w jego królestwie.
Obiecali, że wszystkie przyszłe pokolenia będą zaspokajać ogromny apetyt Boga Który Chodzi Jak Człowiek, przynosząc mu ryby, morsy, foki, karibu, zające, wieloryby, wilki, a nawet mniejszych kuzynów Tuunbaqa, białe niedźwiedzie. Obiecali, że żadna ludzka istota nie wtargnie do królestwa Boga Który Chodzi Jak Człowiek, a jeśli już to zrobi, to tylko po to, by przynieść mu jedzenie, zaśpiewać kojącą pieśń lub oddać mu cześć.
Sixam ieua wiedzieli dzięki swym niezwykłym zdolnościom, że kiedy kraina Tuunbaqa zostanie w końcu najechana przez bladych ludzi – kabloona – będzie to początek Końca Czasów. Zatruty bladymi duszami kabloona Tuunbaq zachoruje i umrze. Prawdziwi Ludzie zapomną swojego języka i zwyczajów. W ich domach zapanują pijaństwo i rozpacz. Mężczyźni zapomną o dobroci i życzliwości, będą bić swoje żony. Inua dzieci pogubią się w nowym świecie, a Prawdziwi Ludzie stracą swe dobre sny.
Władcy-duchów-z-nieba wiedzą, że kiedy Tuunbaq umrze na chorobę kabloona, jego biała, lodowa kraina zacznie się topić. Na lodzie zabraknie miejsca dla białych niedźwiedzi, więc ich młode umrą. Wieloryby i morsy nie będą miały gdzie żerować. Ptaki, pozbawione lęgowisk, będą krążyć pod niebem i nadaremnie wzywać na pomoc Kruka.
Tak wygląda przyszłość, którą ujrzeli.
Sixam ieua wiedzieli, że choć Tuunbaq jest przerażający, przyszłość bez niego – i bez ich zimnego świata – będzie gorsza.
Tak wyglądała przyszłość, lecz oni musieli dbać o teraźniejszość. Dzięki temu, że mężczyźni i kobiety sixam ieua przemawiali do Tuunbaqa tak, jak robiła to tylko Sedna i inne duchy – nie głosem, lecz bezpośrednio, z umysłu do umysłu – Bóg Który Chodzi Jak Człowiek wysłuchał ich propozycji i obietnic.
Tuunbaq, który – jak wszystkie wielkie duchy inua – lubi być rozpieszczany, zgodził się. Obiecał, że będzie jadł ich dary, a nie ich dusze.
Przez kolejne pokolenia jasnowidzący sixam ieua wiązali się tylko z istotami ludzkimi o takich samych zdolnościach. We wczesnym dzieciństwie każde dziecko sixam ieua rezygnowało z możliwości rozmawiania z innymi istotami ludzkimi, by pokazać Bogu Który Chodzi Jak Człowiek, że zależy im jedynie na komunikowaniu się z nim, Tuunbaqiem.
Przez kolejne pokolenia małe rodziny sixam ieua żyły w miejscach położonych o wiele dalej na północ niż wioski innych Prawdziwych Ludzi (którzy wciąż boją się Tuunbaqa) i zawsze budowały swe domy na pokrytej wiecznym lodem ziemi i na paku. Inne istoty ludzkie zaczęły nazywać ich Ludźmi Chodzącymi Z Bogiem, a język tych członków ich rodzin, którzy mogli normalnie rozmawiać, zamienił się w dziwną mieszankę różnych języków Prawdziwych Ludzi.
Oczywiście sami sixam ieua nie mówią żadnym językiem – prócz języka quamaniq i angakkua, przesyłania i przyjmowania myśli. Mimo to są normalnymi istotami ludzkimi, kochają swoje rodziny i należą do większych grup rodzinnych, by więc porozumieć się z innymi Prawdziwymi Ludźmi sixam ieua, używają specjalnego języka migowego, a kobiety sixam ieua tworzą symbole ze sznurka rozciągniętego między dłońmi, jak uczyły ich tego ich matki.
Nim opuściłam wioskę,
i wyszłam na lód,
by znaleźć mężczyznę, którego mam poślubić,
mężczyznę, o którym śnił mój ojciec i ja,
kiedy jeszcze wiosła były czyste,
mój ojciec wziął ciemny kamień, aumaa,
i oznaczył każde wiosło.
wiedział, że nie wróci
żywy z lodu
oboje widzieliśmy w naszych snach sixam ieua,
jedynych snach, które są prawdziwe
że mój ukochany Aja
zginie tam,
z rąk bladego człowieka.
odkąd zeszłam z lodu,
szukałam tego kamienia
na wzgórzach
i w korytach rzek,
ale nigdy go nie znalazłam.
kiedy wrócę do mego ludu
znajdę wiosło, na którym aumaa
zostawił swój szary ślad.
narodziny były krótką linią
na czubku ostrza,
lecz nad nią ciągnęła się dłuższa
równoległa śmierć.
wracaj! krzyczy Kruk.