Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Zabrałeś papier?

– Nie. Jopson przygotował kilka kartek, ale zostawiłem je w namiocie.

– A pióro? I atrament? Przekonałem się już, że jeśli nie trzyma się atramentu w kieszeni tuż przy ciele, bardzo szybko zamarza.

– Nie mam ani pióra, ani atramentu – przyznał ponownie Crozier.

– Nic nie szkodzi. – Fitzjames machnął ręką. – Mam jedno i drugie w kieszeni kamizelki. Możemy wykorzystać notkę Grahama Gore’a… dopiszemy się do niej.

– Jeśli jest w tym cholernym kopcu – mruknął Crozier. – Kopiec Rossa miał sześć stóp wysokości. Ten ledwie sięga mi piersi.

Obaj zaczęli wyjmować kamienie z zawietrznej strony kopca. Nie chcieli rozbierać całego kopca, by potem nie musieli budować go od nowa.

Fiztjames sięgnął do ciemnego otworu i po chwili wyjął z niego mosiężny cylinder, nieco porysowany, lecz wciąż cały.

– A niech mnie kule biją… – Crozier pokręcił głową. – To wiadomość Grahama, zgadza się?

– Na pewno – przytaknął Fitzjames. Ściągnąwszy zębami rękawicę, rozwinął kartkę z wiadomością i przeczytał:

28 maja 1847. HMS Erebus i Terror zimują na lodzie na 70°05’ szerokości geograficznej północnej i 98 °23’ długości geograficznej zachodniej. Zimę 1846-47 spędziły przy wyspie Beechey na 74 °43 28” szerokości geograficznej północnej…

Fitzjames przerwał raptownie.

– Chwileczkę, przecież to nieprawda. Przy Beechey spędziliśmy zimę 1845-46, a nie 46-47.

– Wygląda na to, że kiedy sir John dyktował tę wiadomość, był równie zmęczony i zdezorientowany jak my teraz – wychrypiał Crozier.

– Nikt jeszcze nigdy nie był tak zmęczony i zdezorientowany jak my teraz – odparł Fitzjames. – Tutaj jest jeszcze ciąg dalszy. Ekspedycją dowodzi sir John Franklin. Wszystko w porządku.

Crozier nie roześmiał się. Ani nie zapłakał. Powiedział tylko:

– Graham Gore zostawił tę wiadomość na tydzień przed tym, jak potwór zabił sir Johna.

– I dzień przed tym, jak sam został zabity przez potwora. – Fitzjames pokiwał głową. – Wszystko dobrze. Wydaje się, jakby to było w jakimś innym życiu, prawda? Pamiętasz jeszcze, kiedy którykolwiek z nas mógł z czystym sumieniem napisać coś podobnego? Na marginesie jest jeszcze sporo miejsca, możesz tu coś dopisać, jeśli chcesz.

Obaj skulili się po zawietrznej kamiennego kopca. Temperatura wyraźnie spadła i zerwał się wiatr, lecz nad ziemią wciąż unosiła się mgła. Robiło się ciemno. Z północnego zachodu wciąż dobiegał huk dział.

Crozier ogrzał oddechem mały, przenośny kałamarz, przebił piórem cienką warstwę lodu na powierzchni atramentu, wytarł stalówkę w zamarznięty rękaw i zaczął pisać.

(25 kwietnia). Okręty Terror i Erebus zostały opuszczone 22 kwietnia i nadal pozostają w miejscu, gdzie zamarzły 12 grudnia 1846 roku, około 25 mil na północny zachód od tego punktu. 105 oficerów i członków załogi pod komendą komandora F.R.M. Croziera zatrzymało się na 69°31’42”szerokości geograficznej północnej, 98°41’ długości geograficznej zachodniej. Ta wiadomość została znaleziona przez porucznika Irvinga w kopcu wzniesionym rzekomo przez sir Jamesa Rossa w 1831 roku, 4 mile na północ od miejsca, gdzie w czerwcu 1847 roku złożył ją nieżyjący już porucznik Gore. Kopiec sir Jamesa Rossa nie został jednak odnaleziony, a dokument przeniesiono w to miejsce, gdzie w rzeczywistości został zbudowany kopiec sir Jamesa Rossa…

Crozier przerwał. Co ja tu, do diabła, wypisuję? – pomyślał. Przeczytał jeszcze raz ostatnie zdania -…w kopcu wzniesionym rzekomo przez sir Jamesa Rossa w 1831 roku? Kopiec sir Jamesa nie został jednak odnaleziony?

Crozier westchnął ciężko. Kiedy w sierpniu minionego roku Irving miał przewieźć na Ziemię Króla Williama pierwszą partię materiałów z Erebusa i Terroru, Crozier polecił mu, by w pierwszej kolejności odszukał Victory Point i kopiec Rossa, a potem zostawił sprzęt i zapasy w osłoniętej zatoczce, kilka mil na południe od kopca, w miejscu, gdzie później powstał Obóz Terror. Irving zaznaczył wszystkie te punkty na mapie, pomylił się jednak i naniósł symbol kopca w odległości czterech mil od obozu zamiast dwóch. Podczas kolejnych wypraw odkryli i sprostowali ten błąd, jednak zmęczony umysł Croziera upierał się przy tym, że pojemnik z wiadomością Gore’a został przeniesiony z jakiegoś fałszywego kopca Rossa do tego prawdziwego kopca.

Crozier pokręcił głową i spojrzał na Fitzjamesa, ten jednak spał, opierając ręce i głowę na podciągniętych kolanach. Komandor porucznik pochrapywał lekko.

Crozier przełożył kartkę, pióro i maleńki kałamarz do jednej ręki, drugą zaś nabrał trochę śniegu i natarł nim twarz. Lodowaty dotyk otrzeźwił go nieco.

Skup się, Francis, na miłość boską. Skup się. Żałował, że nie ma ze sobą jeszcze jednej kartki, na której mógłby napisać całkiem nową wiadomość. Spojrzał ponownie na zapisany już arkusz. Większość miejsca zajmował oficjalny nadruk – wielkie czarne litery głoszące Osoba, która znalazła ten dokument, proszona jest o dostarczenie go do sekretarza Admiralicji oraz ta sama informacja w języku francuskim, niemieckim, portugalskim i kilku innych – i notatka sporządzona przez Gore’a. Na marginesie ciągnęły się maleńkie, niewyraźne i nierówne literki, w których Crozier z trudem rozpoznał własny charakter pisma; wyglądały tak, jakby napisał je przerażony, zmarznięty lub umierający człowiek.

Albo ktoś, kto wykazywał wszystkie te trzy cechy.

Nieważne, pomyślał. Albo i tak nikt tego nigdy nie przeczyta, albo będziemy już wtedy dawno martwi. Nieważne. Może sir John zawsze to rozumiał. Może dlatego właśnie nie zostawił żadnej wiadomości na Beechey. Wiedział od samego początku.

Zanurzył pióro w atramencie i napisał:

Sir John Franklin umarł 11 czerwca 1847 roku. Do dzisiejszego dnia zmarło ogółem 9 oficerów i 15 nmrynarzy.

Crozier znów przerwał. Nie pomylił się przypadkiem? Doliczył do zmarłych Irvinga? Nie potrafił dokonać prostych obliczeń. Wczoraj miał pod komendą sto pięć dusz… sto pięć, kiedy opuścił Terror, swój okręt, swój dom, swoją żonę, swoje życie… Nie będzie niczego zmieniał.

Odwróciwszy kartkę do góry nogami, na niezapisanym jeszcze fragmencie górnego marginesu nagryzmolił F.R.M. Crozier, komandor i oficer dowodzący.

Trącił Fitzjamesa, wyrywając go ze snu.

– James… podpisz się tutaj.

Młodszy komandor przetarł zaspane oczy, spojrzał na dokument i nie przeczytawszy nawet jego treści, podpisał się we wskazanym przez Croziera miejscu.

– Dopisz Komandor HMS Erebus – polecił Crozier. Fitzjames dopisał.

Crozier zwinął kartkę, włożył ją ponownie do mosiężnego pojemnika, zamknął go szczelnie i schował do kopca. Naciągnął rękawicę i obłożył kopiec kamieniami, które przed chwilą z niego zdjęli.

– Francis, napisałeś, dokąd pójdziemy i kiedy wyruszamy? Crozier uświadomił sobie, że tego nie zrobił. Zaczął mu wyjaśniać, dlaczego… dlaczego skazani byli na śmierć bez względu na to, czy zostaną w obozie, czy wyruszą w drogę. Dlaczego nie postanowił jeszcze, czy powędrują w stronę odległej Boothii, czy też w stronę Rzeki Backa. Zaczął wyjaśniać Fitzjamesowi, że jeśli pójdą, trafi ich szlag, a jeśli zostaną, też trafi ich szlag, i że i tak nikt nie przeczyta tej cholernej wiadomości, więc co za różnica…

– Pst! – uciszył go nagle Fitzjames.

Coś krążyło wokół nich, ukryte za zasłoną gęstej mgły. Obaj słyszeli ciężkie kroki na żwirze i lodzie. Coś bardzo dużego sapało w mgle. Szło na czterech łapach, nie dalej niż piętnaście stóp od kopca, potężne łapy przesuwały drobiny żwiru ze chrzęstem głośniejszym niż odległe grzmoty.

Crozier słyszał nie tylko kroki stworzenia, ale i jego ciężki oddech – było teraz za nimi, okrążało po raz kolejny kopiec. Obaj zerwali się na równe nogi.

Crozier wyjął z kieszeni pistolet. Ściągnął rękawicę i odbezpieczył pistolet, gdy zarówno kroki, jak i sapanie zatrzymały się dokładnie na wprost nich, we mgle. Crozier był pewien, że czuje już ohydny smród wydobywający się z paszczy potwora.

132
{"b":"102265","o":1}