Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

19

Squares podał mi worek z lodem.

– Taak, pewnie powinienem zobaczyć tamtego, co?

– Jasne – odparłem, przykładając lód do obolałego nosa. – Wygląda jak finalista konkursu piękności.

Squares usiadł na kanapie i położył buty na stoliku do kawy.

– Wyjaśnij mi, co się stało.

– Uroczy facet – zauważył Squares, gdy już wysłuchał mojej opowieści.

– Czy wspomniałem, że męczył zwierzęta?

– Taak.

– Albo że trzymał w swoim pokoju kolekcję czaszek?

– Rany, to musiało robić wrażenie na panienkach.

– Nie rozumiem. – Odjąłem worek od twarzy. Miałem wrażenie, że nos mam wypchany drobniakami. – Dlaczego Duch miałby szukać mojego brata?

– Dobre pytanie.

– Myślisz, że powinienem zadzwonić na policję?

– Squares wzruszył ramionami.

– Powiedz mi jeszcze raz, jak się nazywa.

– John Asselta.

– Zakładam, że nie znasz jego obecnego miejsca zamieszkania.

– Nie.

– Wychował się w Livingston?

– Tak. Przy Woodland Terrace czterdzieści siedem.

– Pamiętasz jego adres?

Teraz ja wzruszyłem ramionami. Tak to już było w Livingston. Pamiętało się takie rzeczy.

– Jego matka… nie wiem, jak było dokładnie. W każdym razie uciekła czy coś takiego, kiedy był mały. Ojciec pił jak smok. Miał dwóch braci, obu starszych od siebie. Jeden zdaje się, że na imię miał Sean – był weteranem z Wietnamu.

Nosił długie włosy, pozlepianą brodę i chodził po mieście, mamrocząc coś pod nosem. Wszyscy uważali go za wariata.

Ich podwórze wyglądało jak złomowisko, zawsze zarośnięte chwastami. Ludziom w

Livingston to się nie podobało. Policja wlepiała im za to mandaty. Squares zapisał coś w notesie.

– Pozwól, że się tym zajmę.

Bolała mnie głowa. Próbowałem zebrać myśli.

– Jest ktoś taki w twojej szkole? – zapytałem. – Psychol, który krzywdzi ludzi dla rozrywki?

– Taak – odparł Squares. – Ja.

Trudno mi było w to uwierzyć. Wiedziałem, że Squares to kawał zimnego drania, ale myśl o tym, że mógłby być taki jak Duch, że drżałbym, mijając go na korytarzu, że potrafiłby rozbić komuś czaszkę i śmiać się z tego… to jakoś nie mieściło mi się w głowie.

Znów przyłożyłem lód do nosa, krzywiąc się z bólu. Squares pokręcił głową.

– Dziecino.

– Szkoda, że nie postanowiłeś spróbować sił w medycynie.

– Pewnie masz złamany nos – orzekł.

– Tak się domyśliłem.

– Chcesz jechać do szpitala?

– Nie, jestem twardy gość. Prychnął drwiąco.

– I tak nic by ci nie pomogli. – Przygryzł dolną wargę, a potem powiedział: – Coś się stało.

Nie spodobał mi się ton jego głosu.

– Miałem telefon od naszego ulubionego fedzia, Joego Pistillo. Znowu odjąłem worek z lodem od nosa.

– Znaleźli Sheilę?

– Nie wiem.

– To czego chciał?

– Nie chciał powiedzieć. Prosił tylko, żebym cię przywiózł.

– Kiedy.

– Natychmiast. Powiedział, że to grzecznościowy telefon.

– Grzecznościowy? W jakim sensie?

– Niech mnie szlag trafi, jeśli wiem.

– Nazywam się Clyde Smart – powiedział mężczyzna najłagodniejszym głosem, jaki Edna Rogers kiedykolwiek słyszała. – Jestem lekarzem sądowym.

Edna Rogers patrzyła, jak jej mąż, Neil, podaje rękę temu człowiekowi. Ona ograniczyła się do kiwnięcia głową. Kobieta – szeryf też tam była. Tak samo jak jeden z jej zastępców. Edna Rogers pomyślała, że oni wszyscy są tacy poważni. Ten cały Clyde usiłował powiedzieć kilka pocieszających słów. Kazała mu się zamknąć.

Clyde Smart w końcu podszedł do stołu. Neil i Edna Rogersowie, małżonkowie od czterdziestu dwóch lat, stali razem i czekali. Nie dotykali się. Nie podtrzymywali się na duchu. Minęło wiele lat od czasu, gdy ostatni raz trzymali się za ręce.

Lekarz sądowy w końcu przestał gadać i podniósł prześcieradło.

Kiedy Neil Rogers zobaczył twarz Sheili, skulił się niczym zranione zwierzę. Potem podniósł głowę i wydał okrzyk, który w uszach Edny zabrzmiał jak wycie kojota przed burzą. Widząc zachowanie męża, Edna wiedziała, że nie będzie żadnego cudu, zanim jeszcze spojrzała na ciało. Zebrała całą odwagę i popatrzyła na córkę. Pod wpływem macierzyńskiego odruchu, nakazującego pocieszać, nawet po śmierci, wyciągnęła rękę, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.

Patrzyła, aż wszystko rozmazało się jej w oczach, a twarz Sheili zaczęła się zmieniać, młodnieć. Jej pierworodna znów stała się niemowlęciem, mającym przed sobą całe życie, pozwalając matce lepiej nim pokierować.

Dopiero wtedy Edna Rogers zaczęła płakać.

20

– Co się stało z pańskim nosem? – zapytał Pistillo. Znalazłem się w jego gabinecie. Squares został w poczekalni.

Usiadłem w fotelu przed biurkiem Pistillo. Tym razem zauważyłem, że jego fotel jest odrobinę wyższy od mojego, zapewne po to, aby gospodarz mógł dominować nad gośćmi. Claudia Fisher, agentka, która odwiedziła mnie w Covenant House, stała za mną z rękami splecionymi na piersiach.

– Brał pan udział w bójce?

– Upadłem.

Pistillo nie uwierzył mi, ale nie miałem mu tego za złe. Położył obie dłonie na blacie biurka.

– Chcielibyśmy, żeby pan nam to powtórzył.

– Co takiego?

– Jak zniknęła Sheila Rogers.

– Znaleźliście ją?

– Proszę nam wybaczyć. – Odkaszlnął, zasłaniając usta pięścią. – O której Sheila Rogers opuściła pańskie mieszkanie?

– Dlaczego pan pyta?

– Proszę, panie Klein, żeby zechciał nam pan pomóc.

– Sądzę, że wyszła około piątej rano.

– Jest pan tego pewien?

– Sądzę – podkreśliłem. – Użyłem słowa „sądzę”.

– Dlaczego nie jest pan pewien?

– Spałem. Wydawało mi się, że słyszałem, jak wychodzi.

– O piątej?

– Tak.

– Spojrzał pan na zegarek?

– Żartuje pan?

– To skąd pan wie, że była piąta?

– Mam wspaniale rozwinięte poczucie czasu. Możemy przejść do innych pytań? Skinął głową i rozsiadł się wygodniej.

– Panna Rogers zostawiła panu wiadomość, zgadza się?

– Tak.

– Gdzie była ta notatka?

– Pyta pan, gdzie ją zostawiła?

– Tak.

– A co za różnica?

Posłał mi swój najbardziej protekcjonalny uśmiech.

– Proszę…

– Na szafce w kuchni – powiedziałem. – Na laminowanym blacie, jeśli to ma znaczenie.

– Co dokładnie napisała?

– To osobiste.

– Panie Klein…

Westchnąłem. Nie miałem powodu się z nim spierać.

– Napisała, że mnie kocha.

– I co jeszcze?

– To wszystko.

– Tylko tyle, że pana kocha?

– Tak.

– Ma pan jeszcze ten list?

– Mam.

– Mogę go zobaczyć?

– A czy ja mogę wiedzieć, po co tu jestem? Pistillo odchylił się do tyłu.

– Czy pan i panna Rogers pojechaliście prosto do pańskiego mieszkania po wyjściu z domu ojca?

Ta zmiana tematu zbiła mnie z tropu.

– O czym pan mówi?

– Wziął pan udział w pogrzebie matki, zgadza się?

– Tak.

– A potem pan i Sheila Rogers wróciliście do pańskiego mieszkania. Tak nam pan powiedział, prawda?

– Tak, rzeczywiście.

– Zatrzymywał się pan gdzieś po drodze?

– Nie.

– Czy ktoś może to potwierdzić?

– Potwierdzić, że się nie zatrzymywałem?

– Potwierdzić, że oboje wróciliście do pańskiego mieszkania i zostaliście tam przez resztę wieczoru.

– A dlaczego ktoś miałby to potwierdzać?

– Proszę, panie Klein.

– Nie wiem, czy ktoś może to potwierdzić, czy nie.

– Rozmawiał pan z kimś?

– Nie.

– Widział pana sąsiad?

– Nie wiem. – Spojrzałem przez ramię na Claudię Fisher. – Dlaczego nie przepytacie sąsiadów? Czy nie z tego jesteście znani?

– Po co Sheila Rogers pojechała do Nowego. Meksyku?

– Nie wiedziałem, że tam była.

– Nie mówiła panu, że się tam wybiera?

– Nic o tym nie wiedziałem.

– A pan, panie Klein?

– Co ja?

– Zna pan kogoś w Nowym Meksyku?

27
{"b":"101669","o":1}