Zacisnąłem zęby.
– Jeśli ją skrzywdzisz, jeśli choćby ją tkniesz…
Duch nie napiął mięśni, nie zamachnął się, tylko błyskawicznym ciosem uderzył mnie w szyję kantem dłoni. Zabulgotałem. Miałem wrażenie, że zmiażdżył mi krtań. Zachwiałem się i zgiąłem wpół. Duch niespiesznie pochylił się i uderzył mnie pięścią w okolicę nerek. Opadłem na kolana, prawie sparaliżowany tym ciosem. Popatrzył na mnie.
– Twoja gadanina zaczyna mi działać na nerwy, Will. Miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
– Musimy skontaktować się z twoim bratem – ciągnął. Dlatego tu jesteś. Podniosłem głowę.
– Nie wiem, gdzie on jest.
Duch odszedł na bok. Stanął za plecami Katy. Delikatnie, niemal zbyt delikatnie, położył dłonie na jej ramionach. Skrzywiła się. Wyprostował oba wskazujące palce i dotknął siniaków na jej szyi.
– Mówię prawdę – powiedziałem.
– Och, wierzę ci – rzekł.
– – No to czego chcesz?
– Wiem, jak skontaktować się z Kenem. Byłem oszołomiony.
– Co takiego?
– Widziałeś kiedyś jeden z tych starych filmów, w których zbieg pozostawia wiadomości w rubryce towarzyskiej?
– Być może.
Duch uśmiechnął się, jakby był zadowolony z mojej odpowiedzi.
– Ken usprawnił ten sposób. Wykorzystuje internetowy kanał dyskusyjny. Ściśle mówiąc, pozostawia i otrzymuje wiadomości pod adresem rec.musie.elvis. Jak można się spodziewać, to witryna fanów Elvisa. Tak więc jeśli ktoś chce się z nim skontaktować, na przykład jego adwokat, pozostawi tam datę, czas i adres pocztowy. Wtedy Ken wie, kiedy może połączyć się przez IRC z adwokatem. Zakładam, że już to kiedyś robiłeś. Rozmawiasz tylko z wybranymi osobami i nikt cię nie podsłucha.
– Skąd o tym wiesz? – zapytałem.
Znowu uśmiechnął się i przesunął dłonie ku szyi Katy.
– Zbieranie informacji – powiedział – to moja specjalność.
Puścił Katy. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że wstrzymywałem oddech. Sięgnął do kieszeni i znów wyjął pętlę.
– Zatem do czego jestem ci potrzebny?
– Twój brat nie chciał spotkać się ze swoim adwokatem – odparł Duch. – Sądzę, że domyślił się, że to pułapka. Mimo to wyznaczyliśmy termin następnej rozmowy. Mamy nadzieję, że namówisz go, żeby się z nami spotkał.
– A jeśli nie?
Pokazał mi linkę. Była zakończona rączką.
– Wiesz, co to jest? Nie odpowiedziałem.
– To lasso z Pendżabu – wyjaśnił, jakby zaczynał wykład. – W Indiach posługiwali się nimi Thugowie, inaczej nazywani cichymi zabójcami. Niektórzy sądzą, że zostali wybici w dziewiętnastym wieku. Inni… hm… nie są tego pewni. Popatrzył na Katy i potrząsnął linką. – Czy muszę mówić dalej, Will?
– On się zorientuje, że to zasadzka – powiedziałem.
– Musisz go przekonać, że nie. Jeśli zawiedziesz… Popatrzył na mnie z uśmiechem.
– No cóż, przynajmniej zobaczysz na własne oczy, jak przed laty cierpiała Julia. Czułem, że krew odpływa mi z twarzy.
– Zabijecie go – powiedziałem.
– Och, niekoniecznie.
Wiedziałem, że kłamie, lecz jego twarz miała zatrważająco szczery wyraz.
– Twój brat nagrał taśmy, zebrał obciążające dowody, ale na razie nie pokazał ich federalnym. Ukrywał je przez te wszystkie lata. Jeśli zechce współpracować, to nadal będzie tym Kenem, którego znamy i kochamy. Ponadto… – urwał i po namyśle dodał: – On ma coś, co chcę mieć.
– Co? – zapytałem.
Zbył mnie machnięciem ręki.
– Oto umowa: jeśli odda nam dowody i obieca, że znowu zniknie, nic złego się nie wydarzy.
Kłamał. Wiedziałem o tym. Zabije Kena. Zabije nas wszystkich. Nie miałem co do tego cienia wątpliwości.
– A jeśli ci nie uwierzę?
Duch z uśmiechem zarzucił pętlę na szyję Katy. Krzyknęła.
– Czy to ma jakieś znaczenie?
– Sądzę, że nie.
– Sądzisz?
– Zgadzam się.
Puścił pętlę, która niczym okropny naszyjnik zawisła na szyi Katy.
– Nie zdejmuj jej – polecił. – Mamy godzinę. Przez ten czas patrz na jej szyję, Will, i myśl.
54
McGuane był zaskoczony.
Zobaczył, jak agenci FBI wpadają do budynku. Tego nie przewidział. Zniknięcie Joshuy Forda miało wywołać zaskoczenie, mimo że zmusili go, by zadzwonił do żony i powiedział jej, że wezwano go poza miasto w jakiejś „delikatnej sprawie”. Ale taka gwałtowna reakcja? Wydawała się przesadna.
Nieważne. McGuane zawsze był przygotowany. Ślady krwi wywabiono nowym utleniaczem, tak że nawet ultrafiolet niczego nie ujawni. Włosy i kawałki tkanek również usunięto, a nawet gdyby jakieś zostały, to co z tego? Nie zamierzał zaprzeczać, że Ford i Cromwell go odwiedzili. Chętnie przyzna, że tak, i powie, że stąd wyszli. Może to udowodnić, bo jego ochrona już zastąpiła oryginalną taśmę spreparowaną, na której Ford i Cromwell opuszczają budynek.
McGuane nacisnął guzik kasujący pliki i formatujący twardy dysk. Niczego nie znajdą. Komputer McGuane'a automatycznie wysyłał pliki przez pocztę elektroniczną. Co godzina przesyłał je do tajnej skrzynki pocztowej. W ten sposób pliki bezpiecznie spoczywały w cyberprzestrzeni. Tylko McGuane znał ten adres. Mógł je odzyskać, kiedy chciał.
Wstał i poprawił krawat. W następnej chwili Pistillo wpadł do jego gabinetu wraz z Claudią Fisher i dwoma innymi agentami. Pistillo wycelował broń w McGuane'a, który rozłożył ręce. Wyznawał zasadę, żeby nie bać się, nigdy nie okazywać strachu.
– Jaka miła niespodzianka.
– Gdzie oni są? – krzyknął Pistillo.
– Kto?
– Joshua Ford i agent specjalny Raymond Cromwell.
McGuane nawet nie mrugnął okiem. No tak, to wszystko wyjaśniało.
– Chce pan powiedzieć, że pan Cromwell jest agentem FBI?
– Chcę – warknął Pistillo. – Gdzie on jest?
– W takim razie zamierzam złożyć skargę.
– Co?
– Agent Cromwell podawał się za adwokata – ciągnął McGuane opanowanym tonem. – Uwierzyłem w to. Zaufałem mu, zakładając, że chronią mnie przepisy regulujące stosunki między klientem a adwokatem. Teraz słyszę, że on jest agentem federalnymi. Chcę mieć pewność, że nic z tego, co mu powie działem, nie zostanie użyte przeciwko mnie.
Pistillo poczerwieniał.
– Gdzie on jest, McGuane?
– Nie mam pojęcia. Wyszedł razem z panem Fordem.
– W jakiej sprawie ich wezwałeś? McGuane uśmiechnął się.
– Wiesz, że nie muszę ci tego wyjaśniać, Pistillo.
Pistillo miał ogromną ochotę nacisnąć spust. Wycelował w środek czoła McGuane'a. Ten zachował niezmącony spokój. Pistillo opuścił broń.
– Przeszukać budynek! – warknął. – Zebrać i opisać wszystkie dowody. Aresztować go. McGuane pozwolił się skuć. Nie zamierzał mówić im o kasecie w kamerze. Niech sami ją znajdą. W ten sposób cios będzie dotkliwszy. Miał jednak świadomość, że nie jest dobrze. Nie brakowało mu tupetu i – jak wspomniano wcześniej – nie był to pierwszy agent federalny, którego zabił, ale mimo woli zastanawiał się, czy czegoś nie przeoczył. Czy nie odsłonił się w jakiś sposób, czy po tylu latach nie popełnił jakiegoś kardynalnego błędu, który miał kosztować go życie?