– Hm, przepraszam – mruknąłem.
W porządku, możemy skreślić pokój 912. A przynajmniej taką miałem nadzieję. Szaleństwo. Podniosłem rękę, aby zapukać do pokoju 914, gdy usłyszałem głos.
– Mogę panu pomóc?
Odwróciłem się i na końcu korytarza zobaczyłem przysadzistego, ostrzyżonego na jeża mężczyznę w niebieskim blezerze. Na klapie blezera widniało logo, a na prawym ramienia opaska. Nadął się. Należał do ochrony hotelu i był z tego dumny.
– Nie, poradzę sobie – odparłem.
Zmarszczył brwi.
– Jest pan gościem tego hotelu?
– Tak.
– Numer pańskiego pokoju?
– Nie mam numeru pokoju.
– Przecież powiedział pan…
Mocno zapukałem do drzwi. Zwalisty Jeż przyspieszył kroku. Przez chwilę myślałem, że rzuci się na mnie, żeby własnym ciałem odgrodzić mnie od drzwi, ale zatrzymał się w ostatniej chwili.
– Proszę pójść ze mną – powiedział.
Zignorowałem go i ponownie zapukałem. Nadal żadnej odpowiedzi. Zwalisty Jeż położył dłoń na moim ramieniu. Strząsnąłem ją, zastukałem ponownie i krzyknąłem: „Wiem, że nie jesteś Sheilą!”.
To zaskoczyło Zwalistego Jeża. Staliśmy i obserwowaliśmy drzwi. Nikt nie otwierał. Zwalisty Jeż znowu wziął mnie za ramię, tym razem delikatniej. Nie stawiałem oporu. Zwiózł mnie na dół i odprowadził do wyjścia.
Znalazłem się na chodniku. Odwróciłem się. Zwalisty Jeż nadął się i założył ręce na piersi. I co teraz?
Następna nowojorska zasada: nie wolno stać w jednym miejscu na chodniku. Należy się poruszać. Ludzie nie spodziewają się, że ktoś może stanąć im na drodze. Niektórzy omijają cię, ale nikt się nie zatrzyma.
Poszukałem bezpieczniejszego miejsca. Rzecz w tym, żeby pozostać jak najbliżej budynku, na samym skraju chodnika. Skuliłem się w pobliżu wielkiej szyby wystawowej, wyjąłem telefon komórkowy, zadzwoniłem do hotelu i poprosiłem o połączenie z pokojem Donny White. Usłyszałem następne „z przyjemnością” i dzwonek.
Nikt nie podniósł słuchawki.
Tym razem zostawiłem krótką wiadomość. Podałem mój numer telefonu komórkowego i poprosiłem, żeby do mnie zadzwoniła. Starałem się, żeby nie zabrzmiało to błagalnie.
Schowałem telefon do kieszeni i ponownie zadałem sobie pytanie: co teraz?
Moja Sheila była w hotelu. Na samą myśl o tym ogarniała mnie euforia. Nakazałem sobie spokój – byłem za bardzo stęskniony.
Skup się, poleciłem sobie w duchu. Przede wszystkim, czy jest inne wyjście z hotelu? Przez piwnicę lub na tyły budynku? Czy zauważyła mnie przez ciemne okulary, które miała na nosie? Jeśli tak, to dlaczego wsiadła do windy? Czy podążając za nią, błędnie odgadłem numer pokoju? To możliwe. Wiedziałem, że jest na ósmym piętrze. Zawsze to coś. A może nie? Jeśli mnie zauważyła, czy mogła wysiąść nie na swoim piętrze, żeby mnie zmylić?
Czy jest sens tu stać?
Nie wiedziałem, co robić. Na pewno nie mogłem wrócić do domu. Zaczerpnąłem tchu. Patrzyłem na przemykających licznych przechodniów, tworzących zbity tłum. Nagle, zupełnie niespodziewanie, zobaczyłem Sheilę.
Serce mi zamarło.
Stała i patrzyła wprost na mnie. Byłem zbyt wstrząśnięty, żeby się poruszyć. Czułem, jak coś we mnie pęka. Przycisnąłem dłoń do ust, żeby powstrzymać krzyk. Ruszyła w moją stronę. Miała łzy w oczach. Potrząsnąłem głową. Nie zatrzymała się. Podeszła i mnie objęła.
– Wszystko w porządku – szepnęła.
Zamknąłem oczy i wziąłem ją w ramiona. Przez długą chwilę po prostu się przytulaliśmy. Nic nie mówiliśmy, nie ruszaliśmy się. Napawaliśmy się swoją bliskością.
52
– Naprawdę nazywam się Nora Spring.
Siedzieliśmy na dolnym poziomie Starbucks przy Park Avenue, w kącie opodal awaryjnego wyjścia pożarowego. Oprócz nas nikogo tam nie było. Ona wciąż patrzyła na schody, ponieważ obawiała się, że ktoś mógł mnie śledzić. Lokal, tak jak wiele innych, miał wystrój w barwach ziemi, surrealistyczne malowidła na ścianach i duże fotografie brązowoskórych ludzi z przesadnym entuzjazmem zrywających strąki kawy. Ona trzymała w obu dłoniach mrożoną kawę ze śmietanką, ja wybrałem cappuccino.
Fotele były purpurowe, za duże, ale wystarczająco miękkie. Zestawiliśmy je razem. Trzymaliśmy się za ręce. Oczywiście nie mogłem zebrać myśli. Chciałem poznać odpowiedzi na wszystkie pytania. Jednak przede wszystkim, i to było najważniejsze, przepełniała mnie radość. Zdumiewające, uspokajające uczucie. Byłem szczęśliwy. Moja ukochana wróciła, to najważniejsze. Nic innego się nie liczyło. Upiła łyk kawy.
– Przepraszam – powiedziała. Uścisnąłem jej dłoń.
– Uciec w taki sposób, pozwolić ci myśleć, że… – urwała. – Nawet sobie nie wyobrażam, przez co musiałeś przejść. – Spojrzała mi w oczy. – Nie chciałam cię zranić.
– Wszystko w porządku – zapewniłem.
– Jak odkryłeś, że nie byłam Sheilą?
– Na jej pogrzebie. Zobaczyłem ciało.
– Zamierzałam ci powiedzieć, kiedy dowiedziałam się, że została zamordowana.
– Czemu tego nie zrobiłaś?
– Ken powiedział mi, że mogliby cię zabić.
Drgnąłem, kiedy Nora wymieniła imię mojego brata. Odwróciła głowę. Przesunąłem dłoń po jej ręce, zatrzymując na ramieniu. Czułem, jaka była spięta. Delikatnie pomasowałem jej mięśnie, w znany nam sposób. Zamknęła oczy i pozwoliła moim palcom działać. Milczeliśmy przez długą chwilę. W końcu zadałem pytanie.
– Od jak dawna znasz mojego brata?
– Od prawie czterech lat – odparła.
Zaskoczony skinąłem głową, usiłując zachęcić ją, żeby powiedziała coś więcej, ale wciąż patrzyła w bok. Delikatnie ująłem ją za brodę i obróciłem twarzą do mnie. Lekko pocałowałem ją w usta.
– Tak bardzo cię kocham – powiedziała.
Poczułem takie uniesienie, że o mało nie uleciałem pod sufit.
– Ja też cię kocham.
– Boję się, Will.
– Obronię cię.
– Okłamywałam cię przez cały czas, kiedy byliśmy razem.
– Wiem.
– Naprawdę uważasz, że sobie z tym poradzimy?
– Już raz cię straciłem – odparłem. – Nie zamierzam ponownie do tego dopuścić.
– Jesteś pewien?
– Kocham cię – przypomniałem. – Zawsze.
– Nadal się we mnie wpatrywała.
– Jestem mężatką, Will.
Usiłowałem zachować kamienny wyraz twarzy, ale nie było to łatwe. O mało nie cofnąłem ręki.
– Mów – powiedziałem.
– Pięć lat temu odeszłam od mojego męża, Craya. Był – zamknęła oczy – bardzo agresywny. Nie chcę wdawać się w szczegóły, i tak nie są istotne. Mieszkaliśmy w miasteczku zwanym Cramden. To niedaleko od Kansas City. Pewnego dnia, kiedy Cray posłał mnie do szpitala, uciekłam. To wszystko, co powinieneś wiedzieć.
Skinąłem głową.
– Nie mam rodziny. Przyjaciół nie chciałam w to wciągać. Cray jest szalony. Nie pozwoliłby mi odejść. Groził… zamilkła. – Nieważne, czym mi groził. Znalazłam schronisko dla maltretowanych żon. Powiedziałam, że zamierzam zacząć wszystko od nowa, że pragnę uciec jak najdalej. Bałam się Craya – jest policjantem. Po latach życia w strachu zaczyna się myśleć, że facet jest wszechmocny. Nie sposób to wy tłumaczyć.
Przysunąłem się, wciąż trzymając jej dłoń. Widywałem skutki maltretowania. Rozumiałem ją.
– Schronisko ułatwiło mi wyjazd do Europy. Mieszkałam w Sztokholmie. Było mi ciężko. Dostałam pracę kelnerki.
Przez cały czas byłam samotna. Chciałam wrócić, ale wciąż bałam się męża i zabrakło mi odwagi. Po sześciu miesiącach myślałam, że zwariuję. Wciąż prześladowały mnie koszmarne sny, w których Cray mnie znalazł i…
Załamał jej się głos. Nie miałem pojęcia, co robić. Spróbowałem przysunąć fotel jeszcze bliżej, ale i tak stykały się poręczami. Myślę, że Nora doceniła ten gest.
– Potem poznałam pewną kobietę, Amerykankę. Mieszkała w pobliżu. Ostrożnie nawiązałyśmy kontakt. Miała coś w sobie.
– Sądzę, że rozpoznałyśmy w sobie uciekinierki. Byłyśmy bardzo samotne, chociaż ona miała przynajmniej męża i córkę. Oni również się ukrywali. Z początku nie wiedziałam dlaczego.