Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Pokiwał głową, otwierając szafkę. Wyjął dwie szklanki, otworzył zamrażalnik i napełnił je lodem.

– Twoja matka zwykła podsłuchiwać ciebie i Melissę rzekł.

. – Wiem. Uśmiechnął się.

– Nie była zbyt dyskretna. Mówiłem jej, żeby przestała, ale kazała mi siedzieć cicho, bo uznała, że to należy do matczynych obowiązków.

– A dlaczego nie Kena?

– Może nie chciała nic wiedzieć. – Napełnił szklanki. Ostatnio interesujesz się bratem.

– To chyba naturalna ciekawość.

– Tak, oczywiście. Po pogrzebie spytałeś mnie, czy myślę, że on jeszcze żyje. Dzień później pokłóciliście się o niego z Melissą. Dlatego pytam jeszcze raz: co się dzieje?

Wciąż miałem tę fotografię w kieszeni. Nie pytajcie mnie dlaczego. Rano za pomocą skanera wykonałem kolorowe kopie. Mimo to nie potrafiłem rozstać się ze zdjęciem.

Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, obaj drgnęliśmy, zaskoczeni. Spojrzeliśmy po sobie. Ojciec wzruszył ramionami, a ja powiedziałem, że otworzę. Pospiesznie upiłem łyk coli, odstawiłem szklankę i podszedłem do frontowych drzwi. Kiedy je otworzyłem i zobaczyłem, kto w nich stoi, zaniemówiłem.

Pani Miller. Matka Julie.

Trzymała półmisek owinięty folią aluminiową. Pochyliła głowę, jakby składała ofiarę na ołtarzu. W pewnym momencie uniosła głowę i nasze spojrzenia spotkały się tak jak dwa dni wcześniej, kiedy stałem na chodniku przed jej domem. Z jej oczu wyzierał ból.

– Pomyślałam sobie… – zaczęła. – Chcę tylko…

– Proszę wejść – powiedziałem. Próbowała się uśmiechnąć.

– Dziękuję.

Ojciec wyszedł z kuchni i zawołał:

– Kto tam?

Cofnąłem się. Pani Miller stanęła w drzwiach, wciąż trzymając w rękach półmisek, jakby dla obrony. Ojciec szeroko otworzył oczy i ujrzałem w nich niebezpieczny błysk. Zapytał ochrypłym, groźnym szeptem:

– Co ty tu robisz, do diabła?

– Tato…

Nie zwrócił na mnie uwagi.

– Zadałem ci pytanie, Lucille. Czego tu chcesz? Pani Miller spuściła głowę.

– Tato – powtórzyłem z naciskiem.

Na nic. Jego oczy były jak dwie szparki.

– Nie chcę cię tu widzieć – warknął.

– Tato, przyszła, żeby…

– Wynoś się!

– Tato!

Pani Miller zgarbiła się. Wetknęła mi półmisek w ręce.

– Lepiej już pójdę, Will.

– Nie – powiedziałem. – Proszę zostać.

– Nie powinnam była przychodzić.

– Cholerna racja! – krzyknął mój ojciec.

Posłałem mu gniewne spojrzenie, ale on nie odrywał oczu od gościa. Wciąż ze spuszczoną głową, pani Miller bąknęła:

– Wyrazy współczucia.

Jednak ojciec jeszcze nie skończył.

– Ona nie żyje, Lucille. Teraz nic jej po tym.

Pani Miller uciekła. Stałem, wciąż trzymając w rękach półmisek. Z niedowierzaniem patrzyłem na ojca.

– Wyrzuć to świństwo – powiedział.

Nie miałem pojęcia, co robić. Chciałem pobiec za nią i przeprosić, ale była już w połowie drogi do domu i szła zbyt szybko. Ojciec wrócił do kuchni. Poszedłem za nim i z trzaskiem postawiłem półmisek na stole.

– Co to miało znaczyć, do licha? – zapytałem. Podniósł szklankę.

– Nie chcę jej tu widzieć.

– Przyszła złożyć kondolencje.

– Przyszła uwolnić się od poczucia winy.

– O czym ty mówisz?

– Twoja matka nie żyje. Teraz już nic nie może dla niej zrobić.

– Mówisz bez sensu.

– Twoja matka zadzwoniła do Lucille niedługo po morderstwie. Chciała złożyć wyrazy współczucia. Lucille odesłała ją do diabła. Obwiniała nas o to, że wychowaliśmy mordercę.

– Powiedziała, że to nasza wina. My wychowaliśmy mordercę.

– Tato, to było jedenaście lat temu.

– Czy masz pojęcie, jak twoja matka to przeżyła?

– Julie dopiero co została zamordowana. Pani Miller bardzo to przeżywała.

– I dlatego czekała do tej pory, żeby przeprosić za swoje słowa? Kiedy jest już za późno? – Energicznie pokręcił głową. – Nie chcę tego słuchać, a twoja matka już nie może tego usłyszeć.

W tym momencie otworzyły się frontowe drzwi. Ciotka Selma i wuj Murray weszli, smutno się uśmiechając. Selma zajęła się kuchnią, a Murray zabrał się za obluzowaną płytkę, którą wypatrzył wczoraj.

Ojciec i ja zakończyliśmy rozmowę.

17

Agent specjalny Claudia Fisher wyprężyła się jak struna i zapukała do drzwi.

– Wejść – usłyszała.

Nacisnęła klamkę i weszła do gabinetu wicedyrektora Josepha Pistillo. Szef – za plecami nazywany przez podwładnych Wickiem – kierował nowojorską filią FBI. Nie licząc dyrektora w Waszyngtonie, był jednym z najstarszych rangą agentów FBI, mających największą władzę. Pistillo podniósł głowę i spojrzał na agentkę. Nie spodobało mu się to, co zobaczył.

– O co chodzi?

– Znaleziono zwłoki Sheili Rogers – zameldowała Fisher. Pistillo zaklął.

– Gdzie?

– Na poboczu drogi w Nebrasce. Nie miała przy sobie żadnych dokumentów. Przepuścili jej odciski palców przez NCIC i trafili.

– Niech to szlag.

Pistillo żuł odrobinę odgryzionego naskórka. Claudia Fisher czekała.

– Trzeba to zweryfikować – powiedział.

– Już to zrobiłam.

– To znaczy?

– Pozwoliłam sobie wysłać zdjęcia Sheili Rogers pocztą elektroniczną do szeryf Farrow. Ona i tamtejszy lekarz sądowy potwierdzili, że to ta sama osoba. Wzrost i waga też się zgadzają.

Pistillo odchylił się w fotelu. Chwycił pióro, podniósł je na wysokość oczu i obejrzał. Fisher stała na baczność. Dał jej znak, żeby siadła.

– Rodzice Sheili Rogers mieszkają w Utah, prawda?

– W Idaho.

– Obojętnie. Musimy się z nimi skontaktować.

– Zawiadomiłam już tamtejszą policję. Komendant zna tę rodzinę. Pistillo skinął głową.

– W porządku, świetnie. – Wyjął pióro z ust. – Jak została zabita?

– Prawdopodobnie zmarła na skutek krwotoku wewnętrznego w wyniku pobicia. Sekcja jeszcze trwa.

– Jezu.

– Była torturowana. Miała połamane i powykręcane palce, zapewne kleszczami. Na ciele ślady oparzeń.

– Od jak dawna nie żyje?

– Przypuszczalnie umarła zeszłej nocy lub wcześnie rano.

Pistillo spojrzał na Fisher. Przypomniał sobie, że zaledwie wczoraj na tym krześle siedział Will Klein, kochanek zamordowanej.

– Szybko – rzekł.

– Słucham?

– Jeśli, jak kazano nam wierzyć, ona uciekła, to szybko ją znaleźli.

– Chyba – podsunęła Fisher – że uciekła do nich. Pistillo znów odchylił się w fotelu.

– Albo wcale nie uciekła.

– Nie nadążam.

– Znowu przyjrzał się pióru.

– Przez cały czas zakładaliśmy, że Sheila Rogers uciekła z powodu powiązania z tymi morderstwami w Albuquerque, prawda?

– Tak i nie. Po co miałaby wracać do Nowego Jorku i zaraz znowu uciekać?

– Może chciała wziąć udział w pogrzebie jego matki, nie wiem – rzekł. – Tak czy inaczej, nie sądzę, żeby to teraz było istotne. Może wcale nie wiedziała, że jej poszukujemy.

– Może – nadążaj za mną, Claudio – może ktoś ją porwał.

– Jak by tego dokonał? Pistillo odłożył pióro.

– Według zeznań Willa Kleina, opuściła mieszkanie o której, szóstej rano?

– Piątej.

– Świetnie, o piątej. Zatem ułóżmy razem prawdopodobny scenariusz. Sheila Rogers wychodzi o piątej. Zaczyna się ukrywać. Ktoś znajduje ją, torturuje i wyrzuca jej zwłoki gdzieś w Nebrasce. Zgadza się?

Fisher powoli pokiwała głową.

– Jak pan powiedział, szybko.

– Zbyt szybko?

– Może.

– Albo ktoś złapał ją od razu, jak tylko opuściła mieszkanie.

– I przewiózł samolotem do Nebraski?

– Albo jechał jak demon szybkości.

– A może…? – zaczęła Fisher.

– Może? Spojrzała na szefa.

– Myślę – powiedziała – że oboje dochodzimy do tego samego wniosku. Przedział czasowy jest zbyt wąski. Zapewne zniknęła poprzedniej nocy.

– A to oznacza?

– To oznacza, że Will Klein nas okłamał. Pistillo uśmiechnął się.

Fisher zaczęła mówić coraz szybciej.

– W porządku, oto bardziej wiarygodny scenariusz: Will Klein i Sheila Rogers pojechali na pogrzeb matki Kleina. potem wrócili do domu jego rodziców. Według zeznań Kleina, przenocowali w jego mieszkaniu. Jednak nikt nie może tego potwierdzić. Może więc… – usiłowała zwolnić, ale bez powodzenia -…wcale nie pojechali do mieszkania. Może oddał ją w ręce wspólnika, który ją torturował, zabił i pozbył się ciała. W tym czasie Will wrócił do mieszkania. Rano poszedł do pracy, a kiedy Wilcox i ja przyszliśmy do jego biura, wymyślił bajeczkę o tym, że ona nad ranem opuściła mieszkanie. Pistillo pokiwał głową.

24
{"b":"101669","o":1}