Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

55

Duch wyszedł, zostawiając nas samych. Siedziałem na krześle i patrzyłem na pętlę na szyi Katy. Wywierała zamierzony efekt. Będę współpracował. Nie zaryzykuję, gdyż w przeciwnym razie Katy umrze.

Katy spojrzała na mnie i powiedziała:

– On nas zabije…

To nie było pytanie, to było stwierdzenie. Zapewniłem ją, że wszystko będzie dobrze, że znajdę jakieś wyjście, ale z pewnością nie uśmierzyłem jej niepokoju. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy.

Myśl, Will, i to szybko.

Wiedziałem, co się stanie. Duch zmusi mnie, żebym namówił Kena na spotkanie. A kiedy mój brat się stawi, wszyscy zginiemy. Zastanawiałem się, jak go ostrzec. Jeśli Ken wyczuje pułapkę i zaskoczy przeciwników, to może uda się nam wyjść cało. Musiałem wziąć po uwagę wszystkie możliwości, znaleźć wyjście z tej sytuacji, nawet gdybym musiał poświęcić się, żeby uratować Katty. Muszą popełnić jakiś błąd, dać nam szansę działania. Powinienem przygotować się na taką ewentualność.

– Wiem, gdzie jesteśmy – szepnęła Katy.

– Odwróciłem się do niej.

– Gdzie?

– W South Orange Water Reservation – powiedziała. Przychodziliśmy tutaj pić piwo. Znajdujemy się blisko Hobart Gap Road.

– Jak blisko? – zapytałem.

– Może półtora kilometra.

– Znasz drogę? Pytam, czy zdołasz nas stąd wyprowadzić, jeśli uciekniemy?

– Tak sądzę – odparła, a potem skinęła głową i dodała: Taak, mogę nas stąd wyprowadzić. To już coś. Niewiele, ale zawsze coś na początek. Spojrzałem przez uchylone drzwi. Kierowca opierał się o samochód. Duch stał z założonymi do tyłu rękami. Stawał na palcach i opadał na pięty. Spoglądał w górę, jakby obserwował ptaki. Kierowca zapalił papierosa. Duch się nie odwrócił.

Pospiesznie rozejrzałem się wokół i znalazłem to, czego szukałem – spory kawałek szkła. Ponownie zerknąłem przez szparę w drzwiach. Tamci nie patrzyli w moim kierunku. Po cichu podszedłem do Katy.

– Co chcesz zrobić? – szepnęła.

– Zamierzam przeciąć ci więzy.

– Oszalałeś? Jeśli cię zauważy…

– Musimy spróbować – odparłem.

– Przecież… – urwała. – Nawet jeśli przetniesz sznur, co potem?

– Nie wiem – przyznałem. – Jednak bądź gotowa. Prędzej czy później nadarzy się okazja do ucieczki. Będziemy musieli z niej skorzystać.

Przycisnąłem odłamek do sznura i zacząłem piłować. Linka strzępiła się, ale bardzo powoli. Podwoiłem tempo. Sznur zaczął pękać, włókno po włóknie. Przeciąłem go do połowy, kiedy poczułem, że platforma drży. Znieruchomiałem. Ktoś wchodził po drabinie. Katy cicho jęknęła. Zdążyłem usiąść z powrotem na krześle na moment przed tym, zanim Duch wszedł do budki. Spojrzał na mnie.

– Jesteś zasapany, Willie.

Wsunąłem kawałek szkła pod udo, tak że teraz prawie na nim siedziałem. Duch zmarszczył brwi. Nie odezwałem się. Serce biło mi coraz szybciej. Duch popatrzył na Katy. Próbowała odpowiedzieć mu wyzywającym spojrzeniem. Dzielna dziewczyna, pomyślałem, i w tym momencie się przeraziłem.

Wystrzępiony sznur był dobrze widoczny. Duch zmrużył oczy.

– Hej, zabierzmy się do tego – powiedziałem.

To wystarczyło, żeby przyciągnąć jego uwagę. Odwrócił się do mnie. Katy poruszyła rękami, zasłaniając nadcięty sznur. Duch zawahał się, a potem poszedł po laptopa. Na moment, króciutką chwilę, odwrócił się do mnie plecami.

Teraz, pomyślałem.

Doskoczę i wbiję ten kawałek szkła w kark Ducha, jak prymitywny sztylet. Szybko obliczyłem szansę. Czy nie byłem zbyt daleko? Prawdopodobnie tak. A co z kierowcą? Czy miał broń? Czy odważę się…

Duch obrócił się na pięcie. Straciłem okazję – jeśli w ogóle ją miałem.

Komputer był już włączony. Duch postukał w klawiaturę. Połączył się z siecią. Znowu nacisnął kilka klawiszy i pojawiło się okienko tekstowe. Uśmiechnął się do mnie i powiedział:

– Czas porozmawiać z Kenem.

Ścisnęło mnie w dołku. Duch nacisnął „enter”. Zobaczyłem na ekranie to, co napisał.

JESTEŚ TAM?

Czekaliśmy. Po chwili przyszła odpowiedź.

JESTEM.

Duch uśmiechnął się.

– Ach, Ken.

Znowu postukał w klawisze i nacisnął „enter”.

TU WILL. JESTEM U FORDA.

Przez długą chwilę nic się nie działo.

JAK NAZYWAŁA SIE PIERWSZA DZIEWCZYNA, Z KTÓRA TO ROBIŁEŚ?

Duch odwrócił się do mnie.

– Tak jak oczekiwałem, chce dowodu, że to naprawdę ty.

Nie odpowiedziałem, gorączkowo zastanawiając się, co przekazać Kenowi.

– Wiem, o czym myślisz – dodał Duch. – Chcesz go ostrzec. Zamierzasz udzielić mu błędnej odpowiedzi.

Podszedł do Katy. Chwycił za drewnianą rączkę pętli. Lekko pociągnął. Linka owinęła się jak wąż boa wokół jej szyi.

– Oto co zrobisz, Will. Podejdziesz do komputera i wprowadzisz właściwą odpowiedź. Ja będę zaciskał sznur. Jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, jeżeli tylko zacznę podejrzewać, że chcesz mnie wykiwać, nie przestanę, dopóki ona nie umrze.

Rozumiesz? Skinąłem głową.

Jeszcze mocniej zacisnął pętlę. Katy jęknęła.

– Ruszaj – powiedział.

Podbiegłem do komputera. Ze strachu nie mogłem zebrać myśli. Miał rację. Chciałem skłamać, żeby w ten sposób ostrzec Kena. Jednak w tej sytuacji nie mogłem. Stukając palcami po klawiaturze, napisałem:

CINDI SHAPIRO

Duch uśmiechnął się.

– Naprawdę? Człowieku, to była gorąca sztuka. Jestem pod wrażeniem, Will.

Rozluźnił pętlę. Katy głośno wciągnęła powietrze. Duch wrócił do klawiatury. Popatrzyłem na moje krzesło. Kawałek szkła był dobrze widoczny. Pospiesznie wróciłem na swoje miejsce. Czekaliśmy na odpowiedź.

WRACAJ DO DOMU, WILL.

Duch potarł szczękę.

– Interesująca odpowiedź – zauważył. Zastanowił się. Gdzie to z nią robiłeś?

– Z kim?

– Z Cindi Shapiro. W jej domu, w twoim domu, gdzie?

– Podczas bar micwy Erica Frankela.

– Czy Ken o tym wie?

– Tak.

Duch uśmiechnął się. Znowu zaczął pisać.

SPRAWDZIŁEŚ MNIE. TERAZ TWOJA KOLEJ. GDZIE ROBIŁEM TO Z CINDI?

Kolejna długa pauza. Ledwie mogłem usiedzieć na krześle. To był sprytny manewr ze strony Ducha, który w ten sposób przejmował kontrolę. Co ważniejsze, rzeczywiście nie mieliśmy pewności, czy to rzeczywiście Ken. Odpowiedź wyjaśni to, tak czy inaczej.

Minęło pół minuty. Potem:

WRACAJ DO DOMU, WILL.

Duch zaczął pisać.

MUSZE WIEDZIEĆ, CZY TO TY.

Jeszcze dłuższa przerwa, aż wreszcie:

BARMICWA FRANKELA. WRACAJ DO DOMU, WILL.

Podskoczyłem na krześle. To Ken…

Zerknąłem na Katy. Nasze spojrzenia spotkały się. Duch pisał dalej:

MUSIMY SIE ZOBACZYĆ.

Teraz odpowiedź przyszła szybko.

NIE MA MOWY.

PROSZĘ – TO WAŻNE.

WRACAJ DO DOMU, WILL. TO NIEBEZPIECZNE. GDZIE JESTEŚ?

JAK ZNALAZŁEŚ FORDA?

– Hmm – mruknął Duch. Zastanowił się, a potem napisał:

PISTILLO.

Nastąpiła kolejna długa przerwa.

SŁYSZAŁEM O MAMIE. BYŁO BARDZO ŹLE?

Tym razem Duch nie konsultował się ze mną.

TAK.

CO Z OJCEM?

KIEPSKO. MUSIMY SIĘ ZOBACZYĆ.

Przerwa.

66
{"b":"101669","o":1}