– Ledwie pamiętam Julie. Oglądam jej zdjęcia i nie wiem, czy moje wspomnienia są prawdziwe, czy też sama je wymyśliłam. Na przykład pamiętam, jak byłyśmy w wesołym miasteczku, a potem patrzę na zdjęcie i nie wiem, czy naprawdę to pamiętam, czy tylko widziałam to na fotografii. Wiesz, co mam na myśli?
– Owszem, chyba tak.
– Po tym jak przyszedłeś, musiałam wyjść z domu. Ojciec szalał. Mama płakała. Nie mogłam tego wytrzymać.
– Nie chciałem nikogo zdenerwować. Machnęła ręką.
– W porządku. To na swój sposób dobrze im zrobi. Zachowują się tak, jakby czas stanął w miejscu. To upiorne. Czasem chciałabym… chciałabym wrzasnąć: „Ona nie żyje”. Katy nachyliła się do mnie. – Chcesz usłyszeć coś kompletnie zwariowanego?
Skinąłem, żeby mówiła dalej.
– Nic nie zmieniliśmy w piwnicy. Wciąż tam są stara kanapa i telewizor, wytarty dywan, stary kufer, za którym się chowałam. Nikt ich nie używa, ale i nie wyrzuca. Pralnia znajduje się w starym miejscu. Musimy przejść przez piwnicę, żeby się do niej dostać. Rozumiesz, co mówię? Tak żyjemy. W domu chodzimy na palcach, jakbyśmy się bali, że zaraz podłoga się zawali i wpadniemy do piwnicy.
Zamilkła i zaciągnęła się papierosem, jakby podłączyła się do respiratora. Usiadłem prosto. Jak już powiedziałem: nigdy nie zastanawiałem się nad Katy Miller, nad tym, jaki wpływ wywarło na nią morderstwo siostry. Oczywiście myślałem o jej rodzicach. O ciosie, jakim była dla nich śmierć córki. Często zadawałem sobie pytanie, dlaczego zostali w tym domu, ale też nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego moi rodzice się nie przeprowadzili. Wspomniałem już o zależności między spokojem ducha a zadręczaniem się. Czasem cierpienie jest lepsze od zapomnienia. Moi rodzice byli tego najlepszym przykładem.
Nigdy jednak nie rozmyślałem o Katy Miller, o jej dorastaniu w tej atmosferze, o podobieństwie do siostry, które w tej sytuacji musiało jej ciążyć. Ponownie spojrzałem na nią, jakbym widział ją pierwszy raz. Wciąż rozglądała się na boki, niczym spłoszony ptak. W jej oczach dostrzegłem łzy. Wyciągnąłem rękę i ująłem jej dłoń, tak bardzo podobną do dłoni siostry. Przeszłość wróciła z taką siłą, że się wzdrygnąłem.
– To takie niesamowite – powiedziała. Aż zanadto, pomyślałem.
– Dla mnie też.
– To musi się skończyć, Will. To co naprawdę wydarzyło się tamtego wieczoru, wreszcie musi się zakończyć. Czasem, kiedy złapią jakiegoś przestępcę, słyszę, jak w telewizji mówią:
„To nie przywróci ofierze życia”. Na pewno. Jednak nie w tym rzecz. Schwytanie winnego kończy sprawę, a ludzie tego potrzebują.
Nie miałem pojęcia, do czego zmierza. Próbowałem udawać, że jest jednym z dzieciaków ze schroniska, że przyszła szukać u mnie pomocy i miłości. Siedziałem, patrzyłem na nią i swoją postawą starałem się przekonać ją, że jestem tu i słucham.
– Nie masz pojęcia, jak bardzo nienawidziłam twojego brata – nie tylko za to, co zrobił Julie, ale za to, co uczynił nam, uciekając. Modliłam się, żeby go znaleźli. Widziałam we śnie, jak go otaczają, a on stawia opór i ginie od kul policji.
– Wiem, że nie chcesz tego słuchać. Chcę jednak, żebyś zrozumiał.
– Chciałaś, żeby to się skończyło.
– Taak. Tylko że…
– Tylko co?
Podniosła głowę i po raz pierwszy spojrzała mi w oczy. Znów przeszedł mnie zimny dreszcz. Usiłowałem zabrać rękę, ale nie mogłem się ruszyć.
– Widziałam go – powiedziała. Myślałem, że się przesłyszałem.
– Twojego brata. Widziałam go. Sądzę, że to był on. Odzyskałem głos na tyle, aby zapytać:
– Kiedy?
– Wczoraj na cmentarzu.
W tym momencie przyszła kelnerka. Wyjęła zza ucha ołówek i zapytała, czego sobie życzymy. Przez chwilę się nie odzywaliśmy. Kelnerka odkaszlnęła. Katy zamówiła sałatkę. Poprosiłem o omlet z serem. Kelnerka zapytała z jakim: amerykańskim, szwajcarskim, cheddarem? Odparłem, że może być cheddar. Czy życzę sobie domowe frytki czy francuskie? Wybrałam domowe. Białe pieczywo, żytnie, pszenne? – indagowała dalej. I nic do picia, dziękuję.
W końcu kelnerka odeszła.
– Opowiedz o tym – poprosiłem. Katy zgasiła papierosa.
– Poszłam na cmentarz, żeby wyjść z domu. Wiesz, gdzie leży Julie, prawda? Skinąłem głową.
– Racja. Widziałam cię tam. Kilka dni po pogrzebie.
– Tak – potwierdziłem. Nachyliła się do mnie.
– Kochałeś ją?
– Nie wiem.
– Złamała ci serce.
– Może. Dawno temu.
Katy spojrzała na swoje ręce.
– Powiedz mi, jak to było – poprosiłem.
– Wyglądał zupełnie inaczej. Mówię o twoim bracie. Co prawda, niezbyt dobrze go pamiętam, jak przez mgłę. Widziałam go na zdjęciach.
– Chcesz powiedzieć, że stał przy grobie Julie?
– Ściśle rzecz biorąc, pod wierzbą.
– Co takiego?
– Może pięćdziesiąt metrów dalej rośnie wierzba. Nie weszłam frontową bramą. Przeskoczyłam przez płot. Dlatego się mnie nie spodziewał. Nadeszłam z końca cmentarza i zobaczyłam faceta, który stał pod wierzbą i spoglądał w kierunku grobu Julie. Nie zauważył mnie. Był zamyślony. Klepnęłam go w ramię. Podskoczył, a kiedy odwrócił się i zobaczył mnie… No cóż, sam widzisz, jak wyglądam. O mało nie wrzasnął. Chyba wziął mnie za ducha.
– Jesteś pewna, że to był Ken?
– Nie, nie jestem pewna. – Wytrząsnęła z paczki następnego papierosa, a potem dorzuciła:
– Tak, wiedziałam, że to on.
– Skąd mogłaś wiedzieć?
– Powiedział mi, że on tego nie zrobił.
Zakręciło mi się w głowie. Opuściłem ręce i ścisnąłem obicie siedzenia. Kiedy w końcu odzyskałem głos, spytałem:
– Co dokładnie powiedział?
– Najpierw: „Nie zabiłem twojej siostry”.
– I co wtedy zrobiłaś?
– Stwierdziłam, że kłamie i że zaraz zacznę krzyczeć.
– Zrobiłaś to?
– Nie.
– Dlaczego?
Katy jeszcze nie zapaliła drugiego papierosa. Wyjęła go z ust i położyła na blacie.
– Ponieważ mu uwierzyłam – odparła. – W jego głosie było coś… sama nie wiem. Od tak dawna go nienawidziłam. Nie masz pojęcia, jak bardzo. Teraz jednak… – urwała i po dłuższej chwili podjęła: – Cofnęłam się. On do mnie podszedł. Ujął moją twarz w dłonie, spojrzał mi w oczy i rzekł: „Zamierzam znaleźć zabójcę, obiecuję”. I to wszystko. Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a potem uciekł.
– Czy mówiłaś… Potrząsnęła głową.
– Nikomu. Chwilami sama nie jestem pewna, czy to naprawdę się wydarzyło, czy tylko sobie to wszystko wyobraziłam lub wymyśliłam. – Popatrzyła na mnie. – Myślisz, że on zabił Julie?
– Nie.
– Widziałam cię w telewizji. Uważałeś, że on nie żyje, ponieważ znaleziono jego krew na miejscu zbrodni.
Skinąłem głową.
– Nadal w to wierzysz?
– Nie – odparłem. – Już nie.
– Dlaczego zmieniłeś zdanie?
– Chyba dlatego – odparłem – że ja też go szukam.
– Chcę ci pomóc.
Powiedziała: „Chcę”, ale wiedziałem, że pomyślała: „Muszę”.
– Proszę, Will. Pozwól mi. Zgodziłem się.
15
Szeryf Bertha Farrow zmarszczyła brwi, patrząc ponad ramieniem George'a Volkera.
– Nienawidzę tych urządzeń – powiedziała.
– Nie powinnaś – odparł Volker, wprawnie stukając w klawiaturę. – Komputer to nasz przyjaciel.
– I co teraz robi ten twój przyjaciel?
– Skanuje odciski palców naszej nieznajomej.
– Skanuje?
– Jak wyjaśnić to komuś, kto cierpi na technofobię? Volker spojrzał na Berthę i potarł brodę.
– To jak połączenie kserokopiarki i faksu. Robi kopię odcisków palców i przesyła je pocztą elektroniczną do CJIS w Wirginii Zachodniej.
CJIS to skrót od Criminal Justice Information Services. Teraz, kiedy wszystkie wydziały policji miały dostęp do sieci – nawet te w takich kompletnie zakazanych dziurach jak ich mieścina – odciski palców można było przesyłać przez Internet do identyfikacji. Jeśli dane linie papilarne znajdują się w olbrzymiej bazie danych National Crime Information Center, w mgnieniu oka poznają tożsamość zmarłej.