Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Pistillo przystanął i odwrócił się. Nagle zauważyłem jakąś zmianę w jego zachowaniu. W jego oczach pojawił się dziwny błysk.

– Chcesz poznać prawdę, Will?

Nie spodobała mi się ta zmiana tonu. Nagle nie byłem już pewien, czy rzeczywiście chcę.

– Tak.

– Zatem – rzekł powoli – zacznijmy od ciebie.

– Co ze mną?

– Zawsze byłeś przekonany, że twój brat jest niewinny ciągnął agresywnie. – Dlaczego?

– Ponieważ go znałem.

– Naprawdę? Jak bardzo byliście zżyci?

– Zawsze byliśmy sobie bliscy.

– Często go widywałeś, tak? Przestąpiłem z nogi na nogę.

– Nie trzeba kogoś wciąż widywać, żeby go kochać.

– Naprawdę? No to powiedz nam, Will, kto, twoim zdaniem, zabił Julie Miller?

– Nie mam pojęcia.

– No dobrze, więc podsumujmy, co, twoim zdaniem, się stało, dobrze?

Pistillo podszedł do mnie. W którymś momencie straciłem nad nim przewagę. Teraz on się wściekał i nie wiedziałem dlaczego. Znalazł się przy mnie zbyt blisko.

– Twój brat, z którym byłeś tak zżyty, w noc morderstwa miał stosunek seksualny z twoją byłą dziewczyną. Czy nie na tym opiera się twoja teoria, Will?

Skręcało mnie.

– Tak.

– Twoja była dziewczyna zabawiała się z twoim bratem. Cmoknął. – To musiało cię rozwścieczyć.

– Co ty wygadujesz?

– Mówię prawdę, Will. Chcemy prawdy, czyż nie? No więc dobrze, wyłóżmy wszystkie karty na stół. – Nie odrywał ode mnie spojrzenia, uważnego i zimnego. – Twój brat zjawia się w domu po raz pierwszy od dwóch lat. I co robi? Idzie do sąsiadów i ma stosunek z dziewczyną, którą kochasz.

– Zerwaliśmy – powiedziałem, ale te słowa zabrzmiały nieprzekonująco nawet w moich własnych uszach.

Uśmiechnął się drwiąco.

– Jasne, to wszystko tłumaczy, no nie? Mogła robić, co chciała, szczególnie z twoim ukochanym bratem. – Pistillo nadal stał tuż przy mnie. – Twierdzisz, że kogoś widziałeś tamtej nocy. Jakiegoś tajemniczego osobnika, kręcącego się koło domu Millerów.

– Zgadza się.

– W jaki sposób go zobaczyłeś?

– O co ci chodzi? – spytałem, chociaż dobrze wiedziałem.

– Mówiłeś, że widziałeś kogoś przy domu Millerów, zgadza się?

– Tak.

Pistillo uśmiechnął się i rozłożył ręce.

– Tylko że nigdy nie powiedziałeś nam, co ty robiłeś tam owego wieczoru, Will. Powiedział to obojętnym tonem towarzyskiej pogawędki.

– Ty, Will, przed domem Millerów. Sam, późną nocą. Podczas gdy twój brat i była dziewczyna byli w środku sami…

Katy odwróciła głowę i spojrzała na mnie.

– Byłem na spacerze – wtrąciłem pospiesznie.

Pistillo zaczął przechadzać się po pokoju, wykorzystując zdobytą przewagę.

– No tak, pewnie. Sprawdźmy tylko, czy wszystko jest jasne. Twój brat uprawia seks z dziewczyną, którą wciąż kochasz. Ty przypadkiem tego wieczoru spacerujesz koło jej domu. Ona zostaje zabita. Na miejscu zbrodni znajdujemy krew twojego brata. A ty, Will, jesteś pewien, że twój brat tego nie zrobił.

Przystanął i znów uśmiechnął się szyderczo.

– Gdybyś był policjantem prowadzącym śledztwo, kogo byś podejrzewał? Potworny ciężar przygniatał mi pierś. Nie mogłem wykrztusić słowa.

– Jeśli sugerujesz…

– Sugeruję, żebyście poszli do domu – odparł Pistillo. To wszystko. Wracajcie do domu i trzymajcie się od tego z daleka.

35

Pistillo zaproponował Katy, że odwiezie ją do domu. Odmówiła i powiedziała, że zostanie ze mną. Nie spodobało mu się to, ale co miał zrobić?

W milczeniu pojechaliśmy do mojego mieszkania. Kiedy już się tam znaleźliśmy, pokazałem jej moją imponującą kolekcję dań na wynos. Zamówiła chińszczyznę. Zbiegłem na dół i zrobiłem zakupy. Rozłożyliśmy białe pudełka na stole. Usiadłem na moim zwykłym miejscu. Katy na miejscu Sheili. Przypomniałem sobie, jak jadłem chińszczyznę z Sheilą – jej związane włosy, słodki zapach po niedawnym prysznicu, podomka frotte, piegi na jej dekolcie…

To dziwne, co człowiek zapamiętuje.

Żal znów ogarnął mnie niepowstrzymaną falą. Ilekroć przestawałem działać, czułem go na nowo. Żal wykańcza człowieka. Jeśli się przed nim nie bronisz, zmęczy cię tak, że przestanie ci zależeć na czymkolwiek.

Nałożyłem sobie na talerz trochę prażonego ryżu i polałem go sosem z homara.

– Jesteś pewna, że chcesz zostać na noc? Katy kiwnęła głową.

– Odstąpię ci sypialnię.

– Wolę spać na kanapie.

– Na pewno?

– Zdecydowanie. Udawaliśmy, że jemy.

– Nie zabiłem Julie – powiedziałem.

– Wiem.

Znów udawaliśmy, że jemy. W końcu zapytała:

– Po co tam wtedy poszedłeś? Spróbowałem się uśmiechnąć.

– Nie uwierzyłaś, że byłem na spacerze?

– Nie.

Odłożyłem pałeczki tak ostrożnie, jakby mogły popękać. Nie wiedziałem, jak to wytłumaczyć, tu, w moim mieszkaniu, siostrze kobiety, którą kiedyś kochałem, siedzącej na krześle tej, którą zamierzałem poślubić. Obie zostały zamordowane. Obie były związane ze mną.

– Chyba nie pogodziłem się z utratą Julie.

– Chciałeś się z nią zobaczyć?

– Tak.

– I co?

– Zadzwoniłem do drzwi, ale nikt mi nie otworzył.

Katy zastanowiła się nad tym. Wbiła wzrok w talerz i usiłowała zachować obojętność.

– Dziwną wybrałeś sobie porę. Podniosłem pałeczki.

– Will.

– Wiedziałeś, że twój brat tam jest?

Gmerałem patyczkiem w jedzeniu. Usłyszałem, jak mój sąsiad otwiera i zamyka drzwi. Klakson na ulicy. Ktoś krzyknął coś, chyba po rosyjsku.

– Wiedziałeś – powiedziała Katy. – Wiedziałeś, że Ken był w naszym domu. Z Julie.

– Nie zabiłem twojej siostry.

– Co się stało, Will?

Założyłem ręce na piersi. Wyciągnąłem się na krześle, zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu. Nie chciałem do tego wracać, ale czy miałem wybór? Katy chciała znać prawdę.

Zasłużyła na to, aby wiedzieć.

– To był taki dziwny weekend – zacząłem. – Julie i ja zerwaliśmy prawie rok wcześniej. Od tamtej pory jej nie widziałem. Usiłowałem spotkać się z nią podczas przerw między semestrami, ale nigdy nie mogłem jej zastać.

– Długo nie przyjeżdżała do domu – wyjaśniła Katy. Kiwnąłem głową.

– Tak samo jak Ken. Właśnie to było takie niezwykłe.

– Nagle wszyscy troje znowu znaleźliśmy się w tym samym czasie w Livingston. Po raz pierwszy od dawna. Ken dziwnie się zachowywał. Wciąż wyglądał przez okno. Nie wychodził z domu. Czegoś się obawiał. W każdym razie zapytał mnie, czy nadal chodzę z Julie. Odpowiedziałem, że nie, że to już przeszłość.

– Okłamałeś go.

– To było jak… – Nie wiedziałem, jak to wyjaśnić. Brat był dla mnie jak Bóg. Był silny i odważny, a… Potrząsnąłem głową. Źle się do tego zabrałem. Zacząłem od nowa. – Kiedy miałem szesnaście lat, pojechaliśmy całą rodziną na wakacje do Hiszpanii. Na Costa del Soi. Ten urlop przypominał nieustające przyjęcie. Dla Europejczyków to było jak u nas lato na Florydzie. Chodziliśmy z Kenem do dyskoteki w pobliżu naszego hotelu. Czwartego wieczoru jakiś facet wpadł na mnie na parkiecie. Tylko na niego spojrzałem. Śmiał się ze mnie. Zacząłem znów tańczyć.

– Wtedy wpadł na mnie drugi. Jego też usiłowałem zignorować. Wtedy ten pierwszy podleciał, popchnął mnie i przewrócił.

Urwałem i zamrugałem, usiłując pozbyć się tego wspomnienia, jakby było ziarnkiem piasku, które wpadło mi do oka. Spojrzałem na nią.

– Wiesz, co zrobiłem?

– Potrząsnęła głową.

– Zawołałem Kena. Nie zerwałem się na równe nogi. Nie odepchnąłem faceta. Stchórzyłem i zawołałem mojego starszego brata.

– Byłeś przestraszony.

– Jak zwykle.

– To całkiem naturalne.

– Ja wcale tak nie uważałem.

– I przyszedł ci z pomocą? – spytała.

– Oczywiście.

– I co?

– Wywiązała się bójka. Tamtemu towarzyszyła cała grupa z któregoś ze skandynawskich krajów. Ken stłukł go na kwaśne jabłko.

– A ty?

– Nie zadałem ani jednego ciosu. Trzymałem się z boku i usiłowałem przemówić im do rozsądku, przekonać, żeby przestali. – Znowu zaczerwieniłem się ze wstydu. Mój brat, który brał udział w niejednej bójce, miał rację. Razy bolą tylko przez jakiś czas. Pamięć o własnym tchórzostwie ni gdy nie przestaje dokuczać. – Podczas bójki Ken złamał sobie rękę. Prawą. Był bardzo dobrym tenisistą. Doskonale się zapowiadał. Interesowało się nim Stanford. Po tamtym urazie już nie odzyskał dawnej formy. W końcu nie poszedł na studia.

44
{"b":"101669","o":1}