– Pani Baker – zapytałem – czy pamięta pani siostrę Katy, Julie?
Tak, oczywiście. – Odstawiła talerz z biszkoptami. Pamiętam wszystkie dziewczęta. Mój mąż, Frank, który uczył tu angielskiego, zmarł w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym dziewiątym roku. Nie mieliśmy dzieci. Wszyscy członkowie mojej rodziny umarli. Ten akademik i te dziewczęta przez dwadzieścia sześć lat były całym moim życiem.
– Rozumiem – powiedziałem.
– A Julie… No cóż, późną nocą, kiedy leżę w łóżku, jej twarz staje mi przed oczami częściej niż inne. Nie tylko dlatego, że była wspaniałym dzieckiem – a była nim – ale oczywiście z powodu tego, co się z nią stało.
– Ma pani na myśli zabójstwo? – spytałem niepotrzebnie, ale byłem nowicjuszem w tej robocie. Chciałem tylko, żeby nie przestawała mówić.
– Tak. – Rose Baker wzięła Katy za rękę. – Co za tragedia. Tak mi przykro.
– Dziękuję pani – powiedziała Katy.
Chociaż to może zabrzmieć okrutnie, ale mimo woli pomyślałem: tragedia, owszem, ale skoro mowa o żalu, to gdzie w tej powodzi pamiątek po księżnej Dianie jest zdjęcie Julie albo fotografie męża lub członków rodziny Rose Baker?
– Pani Baker, czy pamięta pani inną dziewczynę, niejaką Sheilę Rogers? Ona też należała do korporacji.
Skrzywiła się lekko i odparła krótko:
– Tak. – Wyprostowała się. – Owszem, pamiętam. Sądząc po jej reakcji, nic nie wiedziała o morderstwie.
Postanowiłem na razie nic jej nie mówić. Najwyraźniej miała jakieś kłopoty z Sheilą i chciałem się dowiedzieć, na czym polegały. Potrzebowałem szczerych odpowiedzi. Gdybym teraz powiedział jej, że Sheila nie żyje, mogłaby próbować osłodzić gorzką prawdę. Zanim zdążyłem się odezwać, pani Baker powstrzymała mnie, podnosząc rękę.
– Czy mogę o coś zapytać?
– Oczywiście.
– Dlaczego wypytujecie mnie właśnie teraz? – Spojrzała na Katy. – To wszystko wydarzyło się tak dawno temu.
Katy przejęła pałeczkę.
– Usiłuję dowiedzieć się prawdy.
– Prawdy o czym?
– Moja siostra zmieniła się podczas pobytu w college'u.
– Rose Baker zamknęła oczy.
– Nie chcesz tego usłyszeć, moja droga.
– Chcę – powiedziała Katy z rozpaczą w głosie. – Proszę. Musimy to wiedzieć.
Rose Baker jeszcze przez chwilę czy dwie nie otwierała oczu. Potem skinęła głową i spojrzała na nas. Splotła dłonie i położyła je na podołku.
– Ile masz lat?
– Osiemnaście.
– Mniej więcej tyle miała Julie, kiedy tu przyjechała. Rose Baker uśmiechnęła się. – Jesteś bardzo do niej podobna.
– Tak mówią.
– To komplement. Julie rozjaśniała pokój swoją obecnością.
– Pod wieloma względami przypominała mi Dianę. Obie były piękne. Obie niezwykłe, niemal boskie. – Uśmiechnęła się i pogroziła palcem. – I obie były trochę nieobliczalne.
– Potwornie uparte. Julie była dobrym dzieckiem. Miłym i bardzo bystrym. Była bardzo dobrą studentką.
– A mimo to – wtrąciłem – rzuciła studia.
– Tak.
– Dlaczego? Popatrzyła na mnie.
– Księżna Di usiłowała walczyć, lecz nie da się zmienić przeznaczenia.
– Nie rozumiem – powiedziała Katy.
Zegar z księżną Di wybił godzinę, głuchymi dźwiękami imitując Big Bena. Rose Baker zaczekała, aż umilknie.
– College zmienia ludzi. Po raz pierwszy jest się poza domem, jest się samodzielnym… – Zamilkła na moment i już myślałem, że będę musiał ją szturchnąć, żeby mówiła dalej. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Julie z początku szło dobrze, ale potem zaczęła się w sobie zamykać, stronić od wszystkich.
Opuszczała zajęcia, zerwała ze swoim chłopcem. Nie było w tym niczego niezwykłego. Niemal wszystkie dziewczęta robią to na pierwszym roku. Tylko że w jej przypadku stało się to dość późno. Chyba na drugim roku. Myślałam, że naprawdę go kochała. Milczałem.
– Przed chwilą – ciągnęła Rose Baker – pytaliście mnie o Sheilę Rogers.
– Tak – odparła Katy.
– Ona miała zły wpływ na inne dziewczęta.
– Jak to?
– Kiedy Sheila zaczęła tu studiować… – Rose przycisnęła palec do brody i zakołysała głową, jakby właśnie przyszło jej coś do głowy. – No cóż, może ona właśnie zmieniła prze znaczenie. Tak jak ci paparazzi, przez których limuzyna Diany jechała za szybko. Albo ten okropny szofer, Henri Paul. Czy wiecie, że stężenie alkoholu w jego krwi trzykrotnie przekraczało dopuszczalną normę?
– Sheila i Julie zaprzyjaźniły się? – spróbowałem.
– Tak.
– Mieszkały w jednym pokoju, prawda?
– Owszem, przez jakiś czas. – Miała łzy w oczach. – Nie chcę, by zabrzmiało to melodramatycznie, ale Sheila Rogers wniosła coś złego do Chi Gamma. Powinnam była ją wyrzucić.
– Teraz to wiem. Jednak nie miałam żadnych dowodów.
– A co takiego zrobiła?
Rose Baker ponownie pokręciła głową.
Zastanawiałem się przez chwilę. Podczas drugiego roku Julia odwiedziła mnie w Amherst. Nie chciała, żebym przyjeżdżał do niej do Haverton, co było trochę dziwne. Wróciłem myślami do naszego ostatniego spotkania. Zamiast zostać w miasteczku akademickim, zorganizowała kolację we dwoje i nocleg w Mystic. Wtedy uważałem, że to romantyczne. Teraz, oczywiście, byłem mądrzejszy.
Trzy tygodnie później Julie zadzwoniła i zerwała ze mną. Patrząc wstecz, uświadomiłem sobie, że podczas naszego ostatniego spotkania była apatyczna. Spędziliśmy w Mystic tylko jedną noc i nawet kiedy się kochaliśmy, czułem, że oddala się ode mnie. Twierdziła, że to z powodu studiów, że miała mnóstwo nauki. Uwierzyłem w to, ponieważ – jak oceniam to teraz – chciałem w to wierzyć.
Dodając wszystkie te fakty do siebie, otrzymałem oczywiste rozwiązanie. Sheila przybyła tu prosto z ulicy, z pajęczej sieci Louisa Castmana. Takie życie niełatwo zapomnieć. Domyślałem się, że wniosła ze sobą to zło. A nie trzeba wiele trucizny, żeby zatruć studnię. Sheila pojawiła się na początku drugiego roku studiów i Julie zaczęła dziwnie się zachowywać.
To miało sens. Spróbowałem inaczej.
– Czy Sheila Rogers skończyła studia?
– Nie, ona też odpadła.
– W tym samym czasie co Julie?
– Nie wiem nawet, czy obie zostały skreślone z listy studentów. Julie pod koniec roku przestała przychodzić na zajęcia. Przeważnie siedziała w swoim pokoju. Spała do południa. A kiedy próbowałam z nią porozmawiać, wyprowadziła się.
– Dokąd?
– Na prywatną kwaterę poza miasteczkiem akademickim.
– Sheila również.
– A kiedy dokładnie przestała studiować Sheila Rogers?
Rose Baker udawała, że się nad tym zastanawia. Mówię „udawała”, ponieważ było jasne, że dobrze zna odpowiedź na to pytanie i wcale nie musi się namyślać.
– Sądzę, że Sheila rzuciła studia po śmierci Julie.
– Kiedy dokładnie? – nalegałem.
– Nie pamiętam, żebym widziała ją tutaj po morderstwie odparła ze spuszczoną głową. Popatrzyłem na Katy. Ona również wbiła wzrok w podłogę. Rose Baker przyłożyła drżącą dłoń do ust.
– Czy pani wie, dokąd wyjechała Sheila?
– Nie. Po prostu zniknęła. Tylko to miało znaczenie. Umknęła wzrokiem. Zaniepokoiło mnie to.
– Pani Baker?
Wciąż nie patrzyła mi w oczy.
– Pani Baker, co jeszcze się stało?
– Po co tu przyjechaliście? – zapytała.
– Mówiliśmy już. Chcemy się dowiedzieć…
– Tak, ale dlaczego teraz?
Spojrzeliśmy z Katy po sobie. Kiwnęła głową. Odwróciłem się do Rose Baker i powiedziałem:
– Wczoraj znaleziono ciało Sheili Rogers. Została zamordowana.
Wydawało mi się, że mnie nie usłyszała. Nie odrywała oczu od groteskowej i przerażającej reprodukcji, przedstawiającej odzianą w czarny aksamit Dianę. Księżna miała sine zęby i cerę jak po kiepskim samoopalaczu. Rose gapiła się na ten obraz, a ja ponownie zastanawiałem się nad tym, dlaczego w tym domu nie było zdjęć męża, członków rodziny ani wychowanek, tylko pamiątki po zmarłej, obcej osobie zza oceanu.
– Pani Baker?
– Czy została uduszona tak jak tamte?
– Nie – odparłem. Spojrzałem na Katy. Ona też to usłyszała. – Powiedziała pani „tamte”?