Wszedłem na refdesk.com i kliknąłem na prasę krajową. W Nowym Meksyku wychodziły trzydzieści trzy tytuły. Zacząłem sprawdzać te w rejonie Albuquerque. Usiadłem wygodnie i załadowałem stronę. Znalazłem tę, której szukałem. Doskonale. Kliknąłem na archiwa i zacząłem je przeszukiwać. Wprowadziłem „morderstwo”. Za długa lista. Spróbowałem „podwójne morderstwo”. Też nic z tego. Sprawdziłem następny tytuł. I kolejny. Zajęło mi to prawie godzinę, ale w końcu znalazłem.
ZNALEZIONO CIAŁA DWÓCH ZAMORDOWANYCH MĘŻCZYZN
Wstrząsająca zbrodnia na przedmieściach, Yvonne Sterno Zeszłej nocy Stonepointe, spokojnym przedmieściem Albuquerque, wstrząsnęła wieść, że w jednym z tamtejszych domów znaleziono ciała dwóch mężczyzn, zabitych strzałami w głowę, zapewne w biały dzień.
„Nic nie słyszałem” – powiedział Fred Davison, sąsiad. „Wprost nie mogę uwierzyć, że coś takiego zdarzyło się w naszym osiedlu”. Dotychczas nie ustalono tożsamości zabitych. Policja nie ma na ten temat nic do powiedzenia poza tym, że dochodzenie jest w toku.
„Śledztwo trwa. Sprawdzamy kilka tropów”. Właścicielem domu jest niejaki Owen. Enfield. Sekcja zwłok zostanie przeprowadzona dziś rano.
To było właściwie wszystko. Sprawdziłem wydanie z następnego dnia. Nic. Dzień później. Wciąż nic. Odszukałem inne teksty napisane przez Yvonne Sterno. Głównie były to sprawozdania z lokalnych wesel i imprez charytatywnych. Nic, ani słowa o morderstwach. Usiadłem wygodnie.
Dlaczego nie było następnych artykułów?
Tylko w jeden sposób mogłem się dowiedzieć. Podniosłem telefon i wybrałem numer New Mexico Star – Beacon. Może dopisze mi szczęście i złapię Yvonne Sterno. Być może ona mi coś wyjaśni.
Mieli tam jedną z tych automatycznych centralek, które dopytują się o nazwisko rozmówcy. Wprowadziłem STER, zanim maszyna przerwała mi i kazała nacisnąć gwiazdkę, jeśli chcę rozmawiać z Yvonne Sterno. Usłuchałem. Po dwóch dzwonkach odezwała się automatyczna sekretarka.
– Tu Yvonne Sterno ze Star – Beacon. Albo jestem pod telefonem domowym, albo odeszłam na chwilę od biurka.
Rozłączyłem się. Byłem jeszcze w sieci, więc wywołałem switchboard.com. Wystukałem nazwisko Sterno i obszar Albuquerque. Bingo. Podawano, że „Y i M Sterno” mieszkają przy Canterbury Drive 25 w Albuquerque. Wybrałem numer. Odezwał się kobiecy głos.
– Halo? – I zaraz potem krzyk: – Cicho tam, mama rozmawia przez telefon! Pisk małych dzieci nie cichł.
– Yvonne Sterno?
– Sprzedaje pan coś?
– Nie.
– Zatem tak, to ja.
– Nazywam się Will Klein…
– To brzmi tak, jakby pan coś sprzedawał.
– Niczego nie sprzedaję – powiedziałem. – Czy pani jest tą Yvonne Sterno, która pisze do Star – Beacona?
– Mówił pan, że jak się nazywa? – Zanim zdążyłem odpowiedzieć, krzyknęła: – Hej, wy dwaj, powiedziałam, żebyście przestali. Tommy, oddaj mu Gameboya. Nie, teraz! – Znowu zwróciła się do mnie: – Halo?
– Nazywam się Will Klein. Chciałem porozmawiać z panią o podwójnym morderstwie, o którym pisała pani niedawno.
– Uhm. A dlaczego interesuje się pan tą sprawą?
– Po prostu mam kilka pytań.
– A ja nie jestem encyklopedią, panie Klein.
– Proszę mówić mi Will. Jak często w Stonepointe zdarzają się morderstwa?
– Rzadko.
– A podwójne morderstwo w takich okolicznościach?
– To pierwsze, o jakim wiem.
– Dlaczego więc – zapytałem – napisano o nim tak mało? Dzieci znów zaczęły wrzeszczeć. Yvonne Sterno również.
– Dość tego! Tommy, idź do swojego pokoju. Dobrze, dobrze, w sądzie będziesz się tłumaczył, a teraz ruszaj. A ty oddaj mi tego Gameboya. Daj mi go, zanim wyrzucę go do śmieci.
Usłyszałem, że znowu podnosi słuchawkę.
– Zapytam jeszcze raz: dlaczego interesuje się pan tą sprawą?
Wystarczająco znałem reporterów, żeby wiedzieć, że droga do ich serc wiedzie przez nagłówki.
– Być może mam istotne informacje.
– Istotne – powtórzyła. – To dobre słowo, Will.
– Sądzę, że uznałaby je pani za interesujące.
– A skąd pan właściwie dzwoni?
– Z Nowego Jorku. Zamilkła na chwilę.
– Spory kawałek drogi od miejsca zbrodni.
– Owszem.
– Słucham więc. Co, miejmy nadzieję, można uznać za istotne i interesujące?
– Najpierw muszę poznać kilka podstawowych faktów.
– Ja tak nie pracuję, Will.
– Przejrzałem inne pani artykuły, pani Sterno.
– Skoro mamy być na koleżeńskiej stopie, mów mi Yvonne.
– Świetnie – powiedziałem. – Zwykle piszesz do kolumny towarzyskiej, Yvonne. O ślubach. Spotkaniach towarzyskich.
– Dobrze dają jeść, Will, a ja bajecznie wyglądam w czarnej kiecce. O co ci chodzi?
– Taka historia nie trafia ci się codziennie.
– No dobra, jestem podekscytowana. W czym rzecz?
– Rzecz w tym, żebyś zaryzykowała. Odpowiedz mi na kilka pytań. Co ci szkodzi? Kto wie, może okaże się, że było warto.
Milczała, więc naciskałem dalej.
– Dowiadujesz się o głośnym morderstwie, jednak w artykule nie podajesz nazwisk ofiar, ewentualnych podejrzanych ani żadnych bliższych szczegółów.
– Bo żadnych nie znam. Dowiedzieliśmy się o tym z na słuchu, późną nocą. Ledwie zdążyliśmy zamieścić wiadomość w porannym wydaniu.
– Dlaczego nie poszliście za ciosem? Przecież to duży temat. Czemu ukazała się tylko ta jedna notatka?
Cisza.
– Halo?
– Zaczekaj chwilkę. Dzieci znów rozrabiają. Tym razem nie słyszałem żadnych głosów w tle.
– Zamknięto mi usta – powiedziała cicho.
– To znaczy?
– To znaczy, że mieliśmy szczęście, że chociaż tyle udało nam się wydrukować. Rano wszędzie roiło się od federalnych.
– Miejscowy as kazał…
– As?
– Agent specjalny, szef FBI na tym terenie. Kazał mojemu szefowi wyciszyć sprawę. Próbowałam dowiedzieć się czegoś na własną rękę, ale usłyszałam tylko „bez komentarzy”.
– Czy to cię dziwi?
– Jeszcze nigdy nie pisałam o morderstwie. Ale owszem, powiedziałabym, że to brzmi dość dziwnie.
– I co o tym myślisz?
– Sądząc po reakcji mojego szefa? – Yvonne nabrała tchu. – To duża sprawa. Bardzo duża. Większa niż samo podwójne morderstwo. Twoja kolej, Will.
Zastanawiałem się, jak daleko mogę się posunąć.
– Czy wiadomo ci o jakichś odciskach palców znalezionych na miejscu zbrodni?
– Nie.
– Jedne z nich należały do pewnej kobiety.
– Mów dalej.
– Tę kobietę wczoraj znaleziono martwą.
– O rany! Zamordowaną?
– Tak.
– Gdzie?
– W małym miasteczku w Nebrasce.
– Jej nazwisko? Odchyliłem się do tyłu.
– Powiedz mi coś o tym właścicielu domu, Owenie Enfieldzie.
– Och, rozumiem. Coś za coś.
– Mniej więcej. Czy Enfield był jedną z ofiar?
– Nie wiem.
– A co o nim wiesz?
– Mieszkał tam od trzech miesięcy.
– Sam?
– Według relacji sąsiadów, wprowadził się sam. W ciągu kilku ostatnich tygodni często widywano tam kobietę i dziecko.
Dziecko. Zadrżałem.
– W jakim wieku było to dziecko?
– W szkolnym.
– Może dwunastoletnie?
– Taak, może.
– Chłopiec czy dziewczynka?
– Dziewczynka. Zamarłem.
– Hej, Will, jesteś tam?
– Znasz imię tej dziewczynki?
– Nie. Nikt nic o nich nie wiedział.
– Gdzie są teraz?
– Nie wiem.
– Jak to możliwe?
– Jak już powiedziałam, odebrano mi temat. Tak więc nie przykładałam się za bardzo.
– A dowiedziałabyś się, gdzie oni są?
– Mogę spróbować.
– Masz jeszcze coś? Może obiło ci się o uszy nazwisko podejrzanego albo jednego z zabitych?
– Mówiłam już, że wyciszono sprawę. Ja pracuję w gazecie tylko na pół etatu. Jak pewnie słyszałeś, jestem matką na cały etat. Dostałam ten temat tylko dlatego, że przypadkiem byłam w redakcji, kiedy usłyszeliśmy o tym przez radio. Mam jednak kilka dobrych źródeł informacji.
– Musimy znaleźć Enfielda – powiedziałem. – A także tę kobietę i dziewczynkę.