ASB OD WEWNĄTRZ
Najłatwiejsze dla wszystkich byłoby przyjęcie założenia, że wszyscy brakarze byli psychopatami i raz na zawsze przestać zadawać sobie pytanie, dlaczego struktura, w której pracowali wyłącznie wariaci, okazała się tak skuteczną i żywotną. W rzeczywistości sprawa była znacznie bardziej złożona. Owszem, w oddziałach ASB pracowali bynajmniej nie aniołowie i w charakterze każdego brakarza leżały takie lub inne odchyłki od normy. Wszyscy byli jednak ludźmi w pełni zasymilowanymi ze społeczeństwem – oczywiście na miarę swoich czasów. Patrząc na sprawę z dzisiejszych pozycji niełatwo uwierzyć, że właśnie tym ludziom dano władzę i broń do ręki. Zechciejcie jednak pamiętać o tym, że w Rosji na początku XXI wieku były miliony – powtarzamy – miliony przestępców i nie mniej liczna armia ludzi, którzy im się przeciwstawiali: milicjantów, prywatnych ochroniarzy i pracowników służb specjalnych. Dodajmy do tego niewinne ofiary mnóstwa lokalnych wojennych konfliktów, ludzi którzy ledwo osiągnęli dojrzałość, i wbrew swej woli dostawszy się pod ogień, zostali zmuszeni do odpowiadania ogniem.
W sumie otrzymujemy dziesiątki milionów ludzi, skłonnych do używania przemocy w ogóle i do stosowania przemocy jako metody rozwiązywania konfliktów w szczególności.
W takiej sytuacji dziwne byłoby, gdybyśmy uznali pojawienie się brakarzy za rzecz nadmiernie osobliwą. Przytłaczająca większość pełnomocników z pierwszego naboru, do których należeli tacy bohaterowie „Wybrakówki” jak Myszkin, Daniłow i wielu innych, mieli za sobą bojowe doświadczenia, z których wynieśli przekonanie, że najbardziej rozumną i skuteczną metodą postępowania z uzbrojonym przeciwnikiem jest otwarcie ognia, zanim on to uczyni. A jeszcze lepiej jest schwytać go, zanim zdąży sięgnąć po broń – i na zawsze pozbawić go możliwości noszenia broni.
Wydana w Nowym Jorku (2020 r.) książka „ASB od wewnątrz”, której tytułu użyliśmy jako nagłówka tego rozdziału, ukazuje nam właśnie taki wizerunek organizacji. Czy nam się podoba, czy nie, brakarze byli ni mniej ni więcej bohaterami swego czasu. Dokładnie takimi, jakich opisał ich autor: bezwzględnie i surowo rozprawiali się z wrogami narodu, choć z bólem wypełniali rozkazy przełożonych zabijając bezpańskie psy. Charakterystyczna cecha pełnomocników ASB – absolutny brak litości do osób bez określonego miejsca zamieszkania (a mówiąc prościej, wędrownych żebraków) – w późniejszym okresie u niektórych zupełnie zanikła, jeżeli BOMZą okazywało się dziecko, ale u innych nawet się wzmogła. I wszyscy jak jeden pełnomocnicy bardzo przeżywali polecenie wybrakowania patologicznie się rozwijających dzieci. Przejawia się w tym kluczowy moment Wybrakówki – bezwarunkowo i bez wyroku usuwano tylko osobników, którzy sami ŚWIADOMIE wybrali aspołeczny tryb życia, i sami postawili się poza granicami prawa.
Sądząc ze wszystkich oznak, u zarania działalności brakarzy nikt z jej wiernych żołnierzy nie podejrzewał, że rozkręciwszy politykę czystek władza nie będzie się mogła zatrzymać i pod kategorię braku zaczną podpadać ciągle nowe grupy społeczne, których wrogość i szkodliwość będzie budzić wątpliwości nawet u najbardziej zagorzałych zwolenników i adeptów modelu „dwustopniowego wymiaru sprawiedliwości”.
Z przykrością trzeba stwierdzić, że cała dokumentacja osobowa została zniszczona przez pracowników Agencji w ostatnich dniach jej nieodwołalnego upadku. Nie dysponujemy dziś danymi dotyczącymi dynamiki samobójstw wśród pełnomocników ASB – możemy tylko snuć przypuszczenia o jej dynamicznym wzroście. Nie ma danych dotyczących braków wewnętrznych – choć świadkowie utrzymują, że przymusowe zabójstwa swoich towarzyszy wśród brakarzy zdarzały się z roku na rok częściej. Mogłoby się wydawać, że było to oczywiste, że wszystkie te tendencje łatwo dało się przewidzieć, ale nie wiadomo dlaczego początkowo nie zostały uwzględnione przez najbardziej zainteresowaną w tym grupę – kierownictwo ASB i władze kraju.
Całe to niedowierzanie badaczy opiera się na jednej błędnej przesłance. Dlaczego, na przykład, socjologowie kategorycznie upierają się przy twierdzeniu, że rezultaty ankiet społecznych przeprowadzonych na początku wieku były retuszowane? Oczywiście – wydaje im się niemożliwe, żeby 70-80% respondentów popierało RZN w pierwszych sześciu latach jego istnienia. Nie mogą się oni pogodzić z tym, że do 60% młodych ludzi (a wśród respondentów z wykształceniem niższym niż średnie nawet do 80%) marzyło o tym, żeby pracować w Wybrakówce. Czy nie wydaje się wam jednak, drodzy czytelnicy, że zbyt daleko odeszliśmy od tej społecznej konstrukcji, którą wydał na świat (nie mógł nie wydać!) Rząd Zaufania Narodowego z jego koncepcjami i jego metodami wprowadzania tych koncepcji w życie? Jesteśmy od niej tak mniej więcej daleko, jak od starożytnej Sparty.
Wynika z tego, że nie będzie nam dane poznać, jakimi motywami kierowali się ludzie przychodzący na rozmowy do biur werbunkowych ASB. Cokolwiek by twierdzili psychologowie o dziecięcych urazach i fenomenie „kombatantów”, patrzą na wszystko z pozycji dzisiejszego dnia i człowieka współczesnego. Przypomnijmy sobie surowe warunki, które zrodziły Spartę i przyznajmy uczciwie: w tamtych lat i wobec tamtego wszechobecnego w Rosji strachu ludzie ci byli całkowicie zwyczajni. Skoro tak, to należy ich uznać za całkowicie normalnych.
Bezwarunkowo trzeba w tym miejscu wspomnieć o pracy Kipnisa „ASB: tryumf niedojrzałej osobowości.” (Sankt Petersburg r. 2019). Do dzisiaj wniosek autora uważa się za bezbłędny. Ale jeżeli wziąć pod uwagę, że do umiarkowanie infantylnych można zaliczyć niemal 80% mieszkańców Rosji, pozostaje w sile poprzednie pytanie: co z tego?! Niektórzy milicjanci też muszą zabijać złych facetów, a jednak ci milicjanci mają żony i dzieci, które sąz nich dumne i uważają że ich mąż (ojciec) jest człowiekiem zupełnie normalnym (czego i wam życzymy). Nie jest istotne to, iż liczne problemy brakarzy nie pogłębiały się dlatego, że pełnomocnicy musieli zabijać wielu ludzi i to z zimną krwią. Co prawda ustalono, że współpracownicy Agencji z pierwszego naboru (tak zwani „weterani”) byli wszyscy głęboko nieszczęśliwi w życiu prywatnym, nie umiejąc (albo nie pragnąc) zatrzymać na dłużej partnerów i starać się o dzieci – ale należałoby jeszcze stwierdzić, co było skutkiem, a co przyczyną.
I argument ostatni: jeżeli wszyscy byliby tak nienormalni, jak się tu zwykło uważać, Wybrakówka unicestwiłaby samą siebie w czasie krótszym niż rok.
I wygląda na to, że od tego stwierdzenia zaczęliśmy nasze rozważania.
TECHNIKA
Wyposażenie techniczne ASB – broń, środki obrony indywidualnej, transport i systemy przekazywania informacji – było na poziomie właściwym dla danego czasu i nie przedstawiało sobą niczego rewolucyjnego.
Szeregowy pracownik ASB nosił lekki dwukompozytowy pancerz zakrywający ciało od gardła po pachwinę, obliczony na ochronę przed kulą z pistoletu 9 mm i odłamkami granatów. Ponieważ pełnomocnicy spędzali w swoich pancerzach znaczną część czasu, pod „kombidresy” wdziewano specjalną higroskopijną i przeciwpotną bieliznę.
Pneumatyczny igielnik, podobny do zabawki z powodu charakterystycznej, „plastykowej” barwy, trafiał skutecznie na pięćdziesiąt metrów. Mieszczący się w rękojeści magazynek ze zintegrowanym pojemnikiem sprężonego gazu krył w sobie dwadzieścia do trzydziestu igieł-strzałek naładowanych płynem paraliżującym, zapewniającym niemal natychmiastową blokadę funkcji ruchowych. Broń palna nie wchodziła w skład uzbrojenia brakarzy, ale jak zupełnie prawdziwie opisano to w książce, wielu z nich nosiło ją niemal otwarcie. Poza rzadkimi wyjątkami, była to broń, którą zdobywali w boju. Kodeks honorowy brakarzy głosił, że noszenie broni palnej zdobytej w inny sposób było rzeczą niegodną. Już w drugim, trzecim roku działalności w każdym oddziale ASB była porządna strzelnica z solidnym wyposażeniem i doświadczeni instruktorzy. Skąd się to wszystko brało, nie da się teraz ustalić, jasne jest tylko, że kierownictwo Agencji taki układ uważało za całkowicie normalny.