Do drugiej grupy wliczono przestępstwa, które objęto obszernym terminem „podkopywanie ekonomiki kraju”. Sąsiadowały w niej uchylanie się od płacenia wysokich podatków z prymitywnymi kradzieżami mienia społecznego, handel towarem pochodzącym z przemytu i zajmowanie się tymże przemytem, bezprawne wywożenie kapitału za granicę i tak dalej. Popełnienie któregoś z tych przestępstw też było prostą i niedługą drogą na katorgę.
Do obrony społeczeństwa w ramach „Zarządzenia 102” powołano zupełnie nową strukturę, która podlegała bezpośrednio jednemu z członków RZN. Strukturę tę nazwano Agencją Społecznego Bezpieczeństwa.
„Zarządzenie 106” wprowadzało poważne zmiany i uzupełnienia do aktualnego kodeksu karnego. Przede wszystkim zarządzenie bardzo znacznie podnosiło poziom kar za naruszenia prawa, których do tej pory nie uznawano za poważne. Naruszenie prywatnej własności, takie jak kradzież samochodu, czy włamanie do mieszkania, pociągało za sobąwyrok co najmniej dziesięcioletni! Głównymi jednak pozycjami „sto szóstego” była metodyka postępowania z recydywistami i system uprzedzeń. Trzecie kolejne przestępstwo kryminalne – albo po prostu kolejne dla tych, którzy odsiedzieli już wyroki za dziesięć poprzednich, karane było tak czy owak dożywotnią katorgą. A jeżeli obywatel nie miał skłonności przestępczych, ale prowadził aspołeczny tryb życia – na przykład źle traktował dzieci, sprzedawał swoje ciało za pieniądze, albo lubił po pijanemu wdawać się w bójki – dwa razy go uprzedzano o tym, że źle się to wszystko skończy. Po trzecim razie wysyłano go, żeby „popracował nad sobą” w łagrze. Dla takich przypadków istniał cały system bardzo zróżnicowanych kar. Opisany w książce incydent z panem Jurinem jest dostatecznie charakterystycznym przykładem „uzupełniania ciężaru przestępstw lżejszych cięższymi”, kiedy w sprawy wtrącała się ASB. Gdyby Jurin po prostu uderzył sekretarkę, lub gdyby seksualnemu molestowaniu nie towarzyszyła przemoc fizyczna, operacyjny Centralnego Oddziału Agencji mógłby po prostu przekazać wezwanie milicji.
Za tymi dwoma historycznymi zarządzeniami ukazał się jeszcze cały szereg aktów uzupełniających, określających najdrobniejsze detale wzajemnych stosunków państwa i pojedynczego obywatela. Ale w ludzkiej pamięci szczególnie wyraźnie zachowały się właśnie te dwa dokumenty, które legły u podwalin porządku społecznego kardynalnie się różniącego od poprzednich.
Owszem, w chwili uformowania się RZN i powstania Związku Słowiańskiego na świecie były jeszcze państwa, w których złodziejom obcinano ręce, a rozpustników kamienowano (liczne badania społeczne wykazywały, że większość Rosjan uważała te kary za surowe, ale sprawiedliwe). Mało kto jednak wiedział, że w tych samych państwach za akt homoseksualny pomiędzy mężczyznami uważano wyłącznie wprowadzenie główki penisa w wylot odbytu osoby płci męskiej i nic innego, tylko to. Każde, nawet najbardziej drakońskie prawo stwarzało możliwości interpretacji korzystnych w niektórych przypadkach dla oskarżonych. Prawa ustanowione przez RZN nie pozwalały na żadne takie manipulacje.
Co więcej, nie przewidywały też konieczności przedstawiania tradycyjnej bazy dokumentalnej jako niezbędnego warunku dla uznania oskarżonego winnym. Wychodząc z założenia, że w kraju, w którym corocznie rejestruje się miliony (!) przestępstw, a areszty śledcze są wszędzie przepełnione, nie trzeba latami przetrzymywać nowych podsądnych w obozach, RZN zdecydowało się na radykalne posuniecie. Ogłoszono, że dla przyspieszenia zaprowadzenia porządku i prawa w kraju za dowód winy uznaje się przyznanie podejrzanego. Włączając w to przyznanie się do winy złożone pod wpływem zastosowanych podczas przesłuchania środków psychotropowych.
Od tej chwili Wybrakówka ruszyła całą parą naprzód.
S.Łucki
ZYCIE SPOŁECZNE
Fenomenu dziesięcioletnich rządów RZN nie sposób zrozumieć, jeżeli nie weźmie się pod uwagę podstawowej idei propagandowej Rządu Zaufania Narodowego. W stosunku do obywateli RZN nigdy nie przekraczał bardzo wyraźnie nakreślonej granicy minimum praw obywatelskich.
Samo z siebie było zrozumiale, że RZN proklamuje politykę izolacji i odetnie się od świata zewnętrznego. Oczywiste było też oczekiwanie recydywy ekonomiki izolacyjnej, której następstwem byłby głód, brak towarów na półkach i bunt. Racjonalne było przypuszczenie, że rozkręciwszy „polowania na czarownice” RZN wcześniej czy później od czystek socjalnych przejdzie do czystek etnicznych.
Ale w żaden sposób nie można się było spodziewać, że reżim w istocie narodowosocjalistyczny zdoła utrzymać się na cienkiej krawędzi pomiędzy „przykręcaniem śruby” a otwartym bolszewizmem.
Tym bardziej, że światowa opinia publiczna stworzyła RZN prawdziwe trudności. Świat nie zapomniał o tym, że Rosjanie to najwięksi w świecie oszuści i kłamcy, którzy w latach dwudziestych XX wieku zarazili komunizmem nie tylko połowę Europy, ale i Amerykę, gdzie wyrzuceni poza nawias prawa komunistyczni agitatorzy świadomie podstawiali się „copsom”, i zostawali przez nich bestialsko bici. To, że sami Rosjanie tymczasem ideę komunistyczną podkopywali, napychając najlepszymi obywatelami swoje gułagi stało się dla wszystkich przykładną lekcją. I choć RZN wychodził z siebie, żeby zapewnić wszystkich o tym, iż w Związku Słowiańskim wkrótce powstanie raj na ziemi i wszyscy będą szczęśliwi, podgrzewało to tylko ogólną „antysłowiańską” histerię.
Szczególnie ostro poczynali sobie Amerykanie – wpakowali mnóstwo pieniędzy w finansowanie rosyjskich komunistycznych odwetowców i objaśniali wszystkim (a w pierwszym rzędzie samym Rosjanom), że dla Rosji walka z korupcją jest ważniejsza od wszelkich reform. W sumie otrzymali diabli wiedzą co, bez jednego choć komunistycznego hasła, ale za to z wyraźnymi barwami faszyzmu. I bardzo długo nie chcieli się przyznać do tego, że Rosjanie ich po prostu przechytrzyli.
Tymczasem w rzeczywistości RZN doskonale wykorzystywał najlepsze zachodnie technologie PR. Bardzo zręcznie stworzono i sformułowano ideologię reżimu, która jednocześnie zadowalała jego rozliczne potrzeby i odpowiadała dążeniom politycznie aktywnej części rosyjskiego społeczeństwa. Czy tego chcemy czy nie, podczas swoich pierwszych sześciu, siedmiu lat sprawowania władzy RZN nie popełnił ani jednego z możliwych do popełnienia politycznych błędów, o których mówiliśmy na początku tego rozdziału. Po prostu żelazną dłonią „zakręcono śruby”. RZN stał się władzą, na którą wszyscy od dawna czekali – zdolną nie tylko do stworzenia pozorów panującej w kraju demokracji, ale i do przekonania obywatela, że tak jest w istocie. Władzą, która była gotowa dla istoty demokracji poświęcić niektóre demokratyczne wartości, osłaniając te działania jak najbardziej demokratycznymi hasłami.
Demokracja – to przecież władza ludu, czy nie tak? Kiedy narodowi wyjaśniono, że od tej pory wszystko będzie się działo dla jego dobra i twierdzenie to zostało poparte zdecydowanym wytępieniem bandytów i złodziejów państwowych dóbr…
Nie da się powiedzieć, że ludzie powitali to z entuzjazmem. Powtórzmy jednak po raz kolejny, że wszystko to działo się na początku wieku, kiedy ogólne nastroje społeczne były jednoznaczne – żyje nam się tak źle, że gorzej być nie może. RZN zaproponował wyjście, które gorsze nie było. Ludzie postanowili zobaczyć, co z tego wyniknie i mimo woli dali się zwieść propagandowym hasłom.
Inteligencja dała się ogłupić, choć dziennikarze jednym głosem krzyczeli o objęciu władzy przez faszystów, a niektórzy nawet zdołali zbiec na Zachód i tam zachłystywali się apokaliptycznymi prognozami. Unia Europejska dość niemrawo napomykała o konieczności zastosowania embarga handlowego, a Stany Zjednoczone istotnie je ogłosiły. Wystarczyła sama rezygnacja z kontroli strumienia informacji, żeby RZN runął z trzaskiem – ale jednak trwał. I dość szybko okazało się, że w Związku jak dawniej istnieją prywatne firmy, a walka z korupcją, o której tak długo mówili Amerykanie, jest bezwzględnie realizowana. A to, że na każdym rogu stoją milicjanci z automatami ludzie odbierają pozytywnie, bo ci sami milicjanci nagle stali się bardzo przyjacielscy, a bandyci i złodzieje gdzieś poznikali.