Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– On by cię i tak nie trafił – Waluszek przypomniał sobie ochroniarza z karabinem.

– Jeszcze tego by brakowało! – uśmiechnął się Gusiew. – Nie, oczywiście, za chudy był w uszach. Ale widzisz, ja… Ja w niego trafiłem, Loszka. I sprawiłem mu ogromny ból. Ot, takie sprawy…

– Przecież jesteś brakarzem już pięć lat… – powoli stwierdził Waluszek.

– Sześć.

– I do tej pory martwi cię to, że sprawiasz ludziom ból?!

– „Nie złodziej ja, po lasach nie grabiłem, w kark nieszczęśnikom po lochach nie strzelałem…” – zacytował Gusiew. – A przy okazji i uprzedzając twoje kolejne pytanie – w rzeczy samej, w kark nikomu nie strzelałem. Zabijałem – bywało, nie będę udawał, że nie. Wielu zabiłem. Gdzieś tak ze trzydziestu nieboszczyków by się zebrało. Każdy z tamtych też by mnie zabił, gdyby tylko mógł. Byłem szybszy, to wszystko. Ale nie brałem udziału w egzekucjach. Wiem, chodzą słuchy, że za pierwszych lat Wybrakówki w naszych piwnicach można było po kolana we krwi brodzić. Wszystko to ludzkie gadanie, łgarstwa i tyle. Nasz dział PR specjalnie wymyślał takie bajeczki, żeby ludzi postraszyć. Jak to się mówiło, czekista powinien mieć niskie czoło, długie ręce, skórzaną kurtkę, cofnięty podbródek… i coś tam jeszcze, nie pamiętam co.

– No to kto rozstrzeliwał?

– Przecież u nas nie ma kary śmierci – przypomniał mu Gusiew.

– No, to wiadomo, że jej nie ma…

– Naprawdę jej nie ma – uciął Gusiew. Samochód zatrzymał się na światłach, z sąsiedniego BMW pogardliwie łypała okiem na brakarzy w biednej furce jakaś wyfiokowana pani.

– Brzydka i skurwiona – wymamrotał Gusiew. – Nieszczęśliwy człowiek. Szkoda mi cię z całego serca, paniusiu, ale i okazji przepuścić nie mam zamiaru… O, jak to patrzy! Myśli, że rozmaite świństwa na nią wygaduję…

BMW warknął i lekko drgnął ku przodowi.

– Ej, Waluszek! – odezwał się Gusiew. – Trzymaj się! Ta damulka przed chwilą raczyła nas obdarzyć dostojną pogardą. Mam zamiar wywrzeć zemstę, drobniutką i podłą. Jesteś gotów?

Błysnęło zielone światło. Gusiew, jako prawdziwy dżentelmen jezdni, puścił damulkę przodem. Dał jej nawet pewne wyprzedzenie – BMW przecięło już linię „stopu”, kiedy „dwudziestka siódemka” przysiadał na wszystkich czterech kołach i nagle wystrzeliła do przodu.

Waluszek nie miał czasu zastanawiać się na tym, co sobie pomyślała właścicielka BMW, kiedy obok niej przeleciał bolid na kolach, bo sam nagle znalazł się w opałach. Był doświadczonym i utalentowanym kierowcą, więc mimo woli odbierał wszystkie ewolucje samochodu tak, jakby siedział za kółkiem. Krótki odcinek dzielący ich od Sadowego [8] Gusiew przeleciał w miarę spokojnie i bezpiecznie – oczywiście, o ile w ogóle było to możliwe przy tak wariackim tempie. Trzeba było wyprzedzić kilka samochodów, które jakby zastygły w bezruchu i w żadnym przypadku Gusiew nie stworzył na jezdni niebezpiecznej sytuacji. Ale mimo wszystko, choćbyś nie wiedzieć jak podrasował „Żiguli”, to „Ferrari” z niego nie zrobisz. Kiedy Gusiew osadził na zakręcie samochód, zamierzając najwyraźniej dalej jechać spokojnie, Waluszek odetchnął z ulgą.

BMW gdzieś przepadło. Obaj brakarze obejrzeli się jednocześnie, jakby nie wierząc własnym oczom.

– Aaa… pełznie. – Gusiew skręcił na Sadowe i samochód niespiesznie ruszył w stronę Nowego Arbatu. – Znaj mores, babo. Nieboszczek Fiedia Jakowlew na takim samym wózku „Subaru Impreza” dopadł. Seryjnego, oczywiście, bez turbodoładowania, ale zawsze to coś. W mieście, na suchym asfalcie nikt nam nie ujdzie. Tanio i skutecznie.

– Ale jak on go dopadł? – zapytał zaciekawiony Waluszek.

– Normalnie. Zamęczył tamtego, aż spasował. A dosłownie następnego dnia przechodził przez ulicę na czerwonym świetle i wpadł pod samochód. Dałbyś wiarę? No, żeby cię, powiedzmy udusili, i żeby jeszcze było za co… ale czekajże, Locha, nie dokończyliśmy rozmowy o egzekucjach. Zakarbuj to sobie – Wybrakówka nie przeprowadza egzekucji i nikogo nie rozstrzeliwuje. Wszystko, co ci mówiono na szkoleniu, to czysta prawda. My w ogóle nie mamy nic wspólnego z jakimkolwiek wykonywaniem wyroków. Naszym zadaniem jest wydzielenie ze społeczeństwa jego wrogów i przekazanie ich wymiarowi sprawiedliwości – nic więcej. Potem do rzeczy biorą się sędziowie i GUŁAK [9]. Jeżeli się zdarzy, że kogoś zabijemy podczas zatrzymywania – oznacza to, że skorzystał ze swojego prawa do stawiania oporu. Wyjątków nie ma. Każdy zajmuje się tym, czym powinien. Milicja przeprowadza poszukiwania i zajmuje się profilaktyką, my jesteśmy od sanacji, prokuratura ee… prokuruje, a GUŁAK bezpośrednio tępi wszelkie robactwo. Robi to stwarzając im warunki życia nie do wytrzymania. Mówiąc między nami, ale naprawdę zatrzymaj to dla siebie, kilka razy miały miejsce zaplanowane ucieczki z katorgi.

– Zaplanowane? Jak to? – najeżył się Waluszek.

– No, ktoś powinien był przecież opowiedzieć chłopakom z ferajny, jak straszne jest tam życie.

– Posłuchaj, ale tam… naprawdę jest tak okropnie?

– Warunki są mordercze – kiwnął głową Gusiew. – Jeździłem tam w delegacjach. Bywały wypadki, że dochodzeniowi żądali przywiezienia na przesłuchania więźniów – w sprawach, które z rozmaitych przyczyn otwierano ponownie. Coś niecoś więc widziałem. Strasznie tam harują. Można oczywiście wyróżnić się i zostać dziesiętnikiem, dowódcą brygady, załapać się na jakąś robotę funkcyjną i nieco lżejsze warunki życia. Czytałeś Sołżenicyna? Więc tam jest zupełnie inaczej. Ale bardzo podobnie było w faszystowskich obozach koncentracyjnych. Najmniejsze nieposłuszeństwo – biorą cię za kark i odprowadzają. Tyle że nie do gazowej komory, a na kilka zastrzyków. I wracasz potem do tego samego baraku, żeby inni mogli cię zobaczyć. Cichutki i pokorny wracasz. Wszystkich by potraktowano środkami psychotropowymi, tylko że to kosztowny zabieg.

– Katorga powinna być dochodowa – zgodził się Waluszek ze znajomością rzeczy.

– Zapomnij o tym – uśmiechnął się Gusiew. – W naszych czasach katorga z definicji nie może być dochodowa. Za Stalina z pewnością była, ale teraz niewolnicy więcej zjadają niż produkują. Propagandy się nasłuchałeś. Wszystkie aktualne osiągnięcia Związku, mój drogi, opierają się na trzech wielorybach. Zdumiewająca uczciwość płatników podatku – to raz. Brak szarej strefy – to dwa. I zasada „Kupujemy tylko u Rosjan”, to trzy. Oczywiście nie w tym sensie, że nie pijemy już coli, ale chodzi o to, że Turcy nie remontują nam Kremla, a Azjaci nie budują nam dacz. Katorżnicy – ci byli wsparciem tylko na początku…

Obok nich, wyprzedzając brakarzy, przejechał niedawno rywalizujący z nimi BMW i ostro skręcił ku podjazdowi modnego nocnego klubu. Waluszek mimo woli zagapił się na jaskrawy neon. Nie bywał tu i w ogóle dawno już go przestało ciągnąć do nowoczesnych lokalów. Miał swój ulubiony piwny barek odległy o dwa kroki od jego domu. Był tam bilard, tarcze do rzutek i panowała przyjazna, spokojna atmosfera. Taka, jaką lubił każdy normalny człowiek w tym mieście. W kosztownych ponad wszelką miarę, urządzonych bez krzty smaku klubach i lokalach takich jak ten, do którego skierowała się posiadaczka BMW, gnieździli się – jak mówiono – niezupełnie normalni. Ponurzy, wypaleni ludzie, znużeni wiecznym poczuciem, że czegoś ich w życiu pozbawiono. Waluszek rozumiał, skąd się to bierze. On sam kiedyś nie wiedział, jak sobie poradzić z wypełniającą duszę pustką, która nijak nie chciała odejść, choć próbował ją zatkać paintballem, zjazdami na nartach z najwyższych szczytów i dobrymi książkami. Szalał i poszukując nowych wrażeń wspinał się na najbardziej strome, karkołomne ściany… A potem wszystko się jakoś uładziło. Okazało się, że wystarczy znaleźć miłość i odpowiednie zajęcie. „Proste? Akurat! Wielu ludziom nigdy się to nie udaje. Ciekawe, czy udało się Gusiewowi…”

Gusiew tymczasem kręcił kierownicą i popisywał się krasomówstwem. Waluszek nie bez trudu wrócił do rzeczywistości i ponownie zaczął słuchać.

вернуться

[8]Sadowoje Kolco – położona najbliżej centrum jedna z moskiewskich obwodnic.

вернуться

[9]GUŁAK - analogia do GUŁAG – Centralny Zarząd Obozów i Kolonii (oczywiście karnych).

27
{"b":"102786","o":1}