Литмир - Электронная Библиотека

– Życzę ci, Woodou, żeby to było jak najszybciej – odparł Urgh. – A jeśli coś zepsujesz… Biada ci!

Woodou zadrżał i pokręcił głową:

– Przysięgam, panie, że tym razem mi się uda. Czuję to. Nie zapominaj o tym, że wiem, iż twój koniec jest także moim końcem. Więc uczynię wszystko… wszystko…!

Ajok, na którego już nikt nie zwracał uwagi, opuścił ojcowską komnatę i zaszył się w najodleglejszy zakątek Zamku. Nie miał odwagi iść do zamkowej kuchni, gdzie odczułby serdeczność i bliskość ludzi z rodu jego matki. Nie mógłby, gdyż przed chwilą on, Ajok, tych ludzi zdradził. I gdyby miał więcej odwagi, odebrałby sobie życie. Ale nie miał jej nawet tyle. Więc pozostała mu tylko rozpacz.

* * *

Dżungla w tej zimowej porze była całkiem inna, choć równie piękna. I nagle okazała się nader łatwa do przebycia.

Gęste pnącza opadły, krzewy straciły liście, a ostre, trujące kolce były wyraźnie widoczne. Wystarczyło umiejętnie przesuwać się wśród grubych, czarnych pni drzew, żeby przedostać się na drugą stronę dawnego Pałacowego Placu, żeby zwiedzić nie oglądaną do tej pory pozostałą część miasta. A tam właśnie znajdowała się siedziba dawnej Akademii Magicznej, którą Dziewczyna bardzo pragnęła ujrzeć.

– Czy wasza Akademia była większa niż inne budynki?

– Mniejsza – uśmiechnęła się Czarownica w odpowiedzi. I całkiem zwyczajna w kształcie. Uczennic było niewiele. Parę na rok, to wszystko, a niekiedy jeszcze mniej lub wcale. Nie sądź, że dzieci obdarzone magicznym darem rodzą się często. Wręcz przeciwnie. Z drugiej strony ludzie zazwyczaj biorą za czary to, co jest zwykłym, choć nie odkrytym darem niemal każdego człowieka. Często przecież można przewidzieć przyszłość z samej logiki następujących po sobie faktów i nie ma w tym nic czarodziejskiego. Wystarczy też umiejętność doboru właściwych ziół, aby wyleczyć kogoś z bardzo ciężkiej choroby. Podobnie bywa z telepatią. Dar ten posiadają nie tylko Czarownice…

– … z telepatią? – zaciekawiła się Dziewczyna. – Nie znam takiego słowa. Co ono oznacza?

– Dar przekazywania myśli na odległość. Posiada go bardzo wielu ludzi, ale nie wiedząc o tym, nie rozbudzili go w sobie. Dam ci przykład: jeśli będę bardzo intensywnie o czymś myśleć, a ty znajdując się nawet wiele kilometrów ode mnie, będziesz starała się wsłuchać w głosy, które do ciebie dobiegają, głosy wewnętrzne oczywiście, może się zdarzyć, że usłyszysz mój głos i to co chcę ci przekazać. Rozumiesz? wyjaśniła Czarownica. – Dar ten posiada wiele zwierząt, a mieli go wszyscy ludzie, dawno temu, przed milionami lat, zanim jeszcze zbudowali swoje miasta i stworzyli cywilizację. Oddalenie od Matki Natury osłabiło ten dar, a szkoda. Wielu nieszczęść można by uniknąć, gdyby ludzie nadal umieli się telepatycznie porozumiewać.

– Naucz mnie tego – rzekła Dziewczyna.

– Tego się nie uczy. To się w sobie odkrywa – uśmiechnęła się jej Opiekunka. – Odkryj więc w sobie, gdy odejdziesz ode mnie w głąb miasta, i spróbuj przekazać mi swoje myśli. Ale nie za szybko, bo przez najbliższe dwie, trzy godziny będę bardzo zajęta.

Dziewczyna ruszyła powoli dziedzińcem w stronę głównej, wyjściowej bramy. Czarownica przez chwilę spoglądała na nią z rosnącym zadowoleniem. Przebywanie w murach Ardżany odmieniło jej wychowankę. Stało się tak, jak miało się stać, jak stać się musiało. Historia świetności Wielkiego Królestwa, zaklęta w tych ruinach, przemówiła do wyobraźni i uczuć Dziewczyny. Te mury udzieliły jej swojej godności i dumy. Teraz nawet jakby się inaczej poruszała, inaczej mówiła. Nie jak na pół dzikie, chowane w lesie dziecko – ale niemal jak prawdziwa księżniczka. Owszem, nadal była uparta, nawet wówczas gdy nie miała racji, ale i to minie, bowiem tchnące pradawną mądrością mury stolicy udzielą Dziewczynie i tej lekcji. Trzeba jeszcze tylko trochę czasu. Niewiele. Jest go jeszcze akurat tyle, aby naprawiło się to, co jest skazą na jej charakterze. No i Siostra Piąta… Jedyna z Sióstr, posiadająca dar dostrzeżenia skazy na pozornie czystym diamencie i usunięcia jej. A Siostra Piąta już za kilka miesięcy dopełni swego dzieła. Jej szlif będzie ostatni – i najważniejszy.

Czarownica odprężyła się. Zbyt długo żyła w stałym napięciu. Ona i jej Siostry. Zbyt często musiała używać daru magicznego, sięgając nawet do magii dla najwyżej wtajemniczonych. Teraz jej dar nadwyrężył się i to mocno. Wczoraj na przykład jedynie dla wprawy chciała przeniknąć przez ścianę – i nie udało się jej. Groźny to sygnał i nie wolno go lekceważyć. W każdej chwili może się okazać, że potrzebuje pełnej Mocy. A zatem teraz, gdy Dziewczyna przedziera się przez śnieżną tym razem Dżunglę do ruin Akademii Magicznej, ona, Czarownica, zapadnie na krótko w swój ozdrowieńczy, wzmagający magiczne dary sen. A w tym śnie jej Duch powędruje do Prastarych Mocy, w podziemia i napije się z ożywczej krynicy. Gdy powróci, Czarownica będzie znowu wszechmocna, a taką właśnie winna być, jeśli ma jeszcze służyć przez kilka miesięcy swej wychowance…

… Woodou i dziesięciu jego najlepszych ludzi stali skryci za grubymi pniami drzew, koło głównej bramy. Woodou wiedział, że dalej nie trzeba iść, a nawet nie należy. Stary Pałac Królów krył w sobie zapewne niejedną zagadkę i niejedno ukryte przejście czy skrytkę. Nie wolno zatem spłoszyć zwierzyny i zaganiać ją w miejsce, gdzie łatwiej jest się skryć niż gdziekolwiek indziej. A zresztą Woodou bał się tego miejsca. Pałac mógł być nawiedzany przez upiory i królewskie cienie. To, że zachował się w tak znakomitym stanie po ośmiu wiekach, zakrawało na cud lub na czary. Tylko upiory mogły maczać w tym swoje szpony. Upiory i Czarownice. Pałac powinien popaść w ruinę jak wszystko wokół – a jednak stoi i to niemal nie naruszony! Woodou ujrzał go teraz po raz pierwszy w swoim życiu i aż zachłysnął się z wrażenia, mimo że ujrzał jedynie tę cząstkę, którą można było dostrzec zza głównej bramy. Widział też, że i jego ludzi nieco spłoszył ten widok. Do ruin przywykli, mijali je wszak po drodze, ale ta prawie nienaruszona, królewska budowla zaniepokoiła ich. A byli bardzo zabobonni. Od razu zaczęli myśleć o upiorach, tak zresztą jak Woodou. O upiorach z królewskim pochodzeniem…

– Jak ludzie, którzy stworzyli takie piękno, mogli dać się tak szpetnie podejść barbarzyńcom z Wielkich Stepów? pomyślał przelotnie i przez ułamek sekundy, na pół świadomie, poczuł się dumny, iż przynależy do takiej rasy. Nie miał zresztą nigdy złudzeń, kim są Najeźdźcy, którym zdecydował się służyć. – Gdyby to wielkie, królewskie Imperium nie runęło, z jakąż radością służyłbym dziś władcom rodu Luilów – myślał. – Ci barbarzyńcy przerażają mnie, ale cóż robić? Tylko w Urghu moja szansa na dostatnie życie. Nie chcę umierać z nędzy jak moi rodacy. A teraz, gdybym przyprowadził Urghowi cenną zwierzynę, mogę się od niego spodziewać nie byle jakich splendorów!

… a zwierzyna tam była. Tam, za pierwszym murem pałacu – i Woodou to wiedział na pewno. Mówił mu o tym nie tylko instynkt, ale i słuch. Choć nie słyszał treści rozmów, ale przecież nie było to słuchowym omamem, te odległe dźwięki, najwyraźniej dwa głosy, dwóch żywych kobiet rozmawiających ze sobą.

– Dwie kobiety… – myślał Woodou. – Jedna starsza, ma głos wyraźnie niższy i druga bardzo młoda, jej głos wibruje śpiewnie jak u ptaka… Ale dlaczego dwie kobiety? Jedna jest Czarownicą, to pewne, tak wynika z Pieśni, lecz druga…? Czyżby Istota, o której mówią ostatnie zwrotki Pieśni, miała być Dziewczyną? Mogło być i tak, czemu nie? Pod pojęciem “Istota” nie kryje się żadna wyraźnie określona płeć. To my, na Zamku, uznaliśmy, że jeśli Urghowi ma ktokolwiek zagrozić, to jedynie mężczyzna z rodu Luilów, no bo kobieta…? Jakże? W jaki sposób? I czemu w Miasteczku, w którym omal nie zgubiło nas to straszliwe trzęsienie ziemi, Czarownica była z chłopcem…? Ale przecież dziewczynę łatwo przebrać za chłopca, wystarczy jej obciąć włosy… i umyć w wywarze z dębu, przyciemnić… Tak, ciągle szukaliśmy i szukaliśmy Czarownicy z chłopcem, i to złotowłosym. Nawet donoszono nam z tej czy innej wsi lub miasteczka, że włóczą się tam stara kobieta i jakaś dziewczynka, ale nigdy w jakiś szczególny sposób nas to nie interesowało, tak przywykliśmy do myśli, że to powinien być chłopiec… Dziwnie toczą się te losy, bo i cóż może dziewczyna uczynić Urghowi? Rycerz z rodu Luilów, to rozumiem… Stawiłby mu czoła w walce i wygrał, ale dziewczyna…? Lecz ten Czar, jakiś dziwny Czar, o jakim mowa w tej przeklętej Pieśni… Czary w tym kraju są domeną kobiet! Czuję, że ten głupi szczeniak, Ajok, wie o wiele więcej, niż mówi…

Woodou i jego ludzie niemal bez ruchu stali w pobliżu pałacowej bramy już prawie dwa dni. Zmieniali się co cztery godziny i wtedy połowa z nich zapadała w krótki sen. Jedli tylko suchary, a zamiast wody brali do ust garść śniegu. Wyraźnie było widać, że mają już tego dość.

… śnieg – myślał Woodou. – Gdyby nie on, nigdy byśmy tu nie dotarli przez tę zieloną, straszliwą dżunglę. Cóż za wspaniały zbieg okoliczności! Głuptas Ajok odkrywa, że one są w sercu Ardżany, mówi to ze strachu Urghowi i akurat jest śnieg! Los nam sprzyja! A swoją drogą mały nie jest wcale durniem, za jakiego wszyscy go mają. Rzecz w tym, że my wszyscy, tak, ja też, tak bardzo boimy się Pieśni Jedynej, że nigdy nie wsłuchaliśmy się naprawdę w jej słowa. Strach obezwładnił nam umysł. Ten strach spowodował, że nigdy nie próbowaliśmy zgłębić dokładniej jej treści i znaczenia, jej szyfrów i zagadek. Gdyby nie Ajok, w ogóle nie zwrócilibyśmy uwagi na to, co faktycznie ta Pieśń głosi i jak wiele jest w niej szczegółów, dokładnych niemal wskazówek…!

Na dziedzińcu Pałacu dość długo panowało milczenie. Ale oto znowu dobiegają z niego głosy. Woodou natęża całą swoją uwagę, ale nie może rozróżnić słów, tylko brzmienie dwu głosów: ten młody, melodyjny i starszy, o wiele surowszy, chłodny.

… obyż zechciały się rozdzielić! – modli się Woodou do swego Boga. Jego Bóg jest Bogiem chytrości, ma niedużą, lisią twarzyczkę, jak Woodou, i z jego pomocą udało mu się zająć uprzywilejowane miejsce u boku Urgha. Nie było to trudne, bowiem Urghowie nie grzeszą rozumem. Ich Bóg jest wyłącznie Bogiem siły. Ale cóż może siła bez rozumu? Dlatego Woodou stał się Urghowi niezbędny, mimo tylu niepowodzeń w tropieniu zbliżającej się klęski i prób zapobiegnięcia jej. Ale teraz, jeśli mu się nie uda, Urgh może naprawdę stracić do niego swoją słabość, ba, może pozbawić go życia! Strach, który przepełnia go coraz mocniej i mocniej każdego dnia i każdej nocy, powoduje, iż Urgh traci głowę, staje się coraz bardziej gwałtowny, dziki, brutalny. I nieobliczalny.

48
{"b":"87872","o":1}