Литмир - Электронная Библиотека

ROZDZIAŁ XXVI

Wędrowcy szli przez Wysokie Góry w ślad za szybującym nisko szarym ptakiem. I choć ptak wybierał łatwiejsze przejścia, kierując ich ku przełęczom i łagodniejszym zboczom, Luelle szybko osłabła, zaś Ajok ledwie wlókł nogi. Dziewczyna jeszcze nie przyszła do siebie po strasznych przejściach, które spotkały ją w Świętym Miejscu. Ajok zaś, z natury słaby, nie nawykł do długiego wędrowania, szczególnie górskimi bezdrożami. Czarownice jednak przychodziły im z pomocą, podpierały swymi silnymi ramionami lub poiły czarodziejskim napojem, którego kilka kropel przywracało siły.

Szli całą noc i cały dzień, i znowu kolejną noc. Dopiero wówczas ich zmęczone nogi wyczuły, że teren zaczyna się zmieniać i powoli opada w dół, łagodnym stokiem. Gdy wzeszło słońce, wędrowcy ujrzeli, że ich droga wiedzie w stronę bielejącej na horyzoncie wyblakłej, żółtej plamy.

– Pustynia! – zdziwiła się jedna z Czarownic. – Nasza zaklęta w ptaka Siostra kieruje nas na Pustynię…

– … do Pustelnika? Ależ tak, spójrz na nią – szepnęła Druga.

Szary ptak przycupnął na niewielkim głazie i nie robił wrażenia, że chce frunąć dalej razem z nimi. Pokręcił łebkiem raz i drugi, poskubał dziobkiem swoje piórka i zawrócił szybkim lotem w stronę Wysokich Gór.

– Pożegnała się z nami – szepnęła Trzecia Czarownica. Pokazała nam dalszy kierunek drogi i zawróciła do siebie, w ruiny Wielkiej Świątyni.

Luelle i Ajok wykorzystali przerwę w marszu na krótki odpoczynek. Zmęczenie nie zabiło w nich ciekawości.

– Pustelnik? Tak niewiele słyszałam od was o Pustelniku! – powiedziała Luelle. – Powinnam chyba coś więcej o nim wiedzieć, skoro ptak kieruje nas właśnie do niego.

– Na Zamku ojca czasem o nim mówiono – powiedział niepewnie Ajok. – Nie pamiętam dokładnie co. Wydaje mi się, że rycerze ojca śmiali się z niego, a Woodou go lekceważył, jako nieszkodliwego starca…

– Pustelnik… – zadumały się Czarownice. – Ratujący życie lub wiodący ku śmierci, łagodnej i dobrej.

– Jego ręce mają czarodziejską moc – podjęła Pierwsza Czarownica – gdy kładzie je na chorych, wielu z nich natychmiast wraca do zdrowia. Ciężej chorych leczy dłużej, ale najczęściej skutecznie. A ponieważ Najeźdźcy zniszczyli Domy Zdrowia i zabili naszych wielkich lekarzy, do Pustelnika ciągną wszyscy chorzy z całego kraju.

– Prawdopodobnie pojawił się dopiero po Dniu Podboju, przed 777 laty. Wielu przychodzących do niego ludzi to tak śmiertelnie chorzy, że nawet czarodziejskie dłonie Pustelnika nic nie pomogą. Ale wolą umrzeć tu, na Pustyni, gdzie panuje – mimo bliskości śmierci – prawdziwa wolność. Bowiem Najeźdźcy nigdy tu się nie pojawiają w obawie przed zarażeniem jakąś straszliwą chorobą. Tu łatwiej jest umierać, zwłaszcza gdy ręce umierającego trzyma w swych dłoniach Święty Pustelnik i pozwala łagodnie, bez lęku przejść człowiekowi do Wiecznej Krainy.

– Pustelnia jest krainą życia i śmierci – szepnęła wreszcie Czwarta z Czarownic. – Piasek Pustyni jest pełen bielejących kości, ale wielu przybyszów właśnie tu zostało ocalonych, choć choroba skazała ich z góry na śmierć.

– Ile lat ma Pustelnik? – spytał Ajok.

– Tego nie wie nikt i nikt o to nie pyta. Może był tu zawsze i będzie zawsze? Może jako przewodnik między życiem a śmiercią posiada dar nieśmiertelności?

– Skoro wasza Siostra tu nas przywiodła, widocznie właśnie Pustelnik wie, co mamy robić – powiedziała gwałtownie Luelle. – Chodźmy zatem.

– Ale Dzień Czaru minął – westchnęła Czarownica Pierwsza. – Pieśń wyraźnie określała go na 777 rok niewoli, na wiosnę…

– Na Świętym Kamieniu stawali ongiś liczni synowie królów nie bacząc na rok, byle to była pora wiosny – powiedziała z namysłem Czarownica Druga. – Może wolno nam będzie spróbować jeszcze raz…

– Może za rok – westchnęła Czarownica Czwarta. – W każdym razie musimy próbować. Ale w całej, bezkresnej historii Świętego Kamienia jeszcze nigdy nie stała na nim dwukrotnie ta sama osoba. Boję się, że za drugim razem Kamień może ją naprawdę zabić – stwierdziła ponuro Pierwsza.

– Niech mnie zabije! – zawołała gwałtownie Luelle. – Wolę żeby mnie zabił, niż gdybym miała przez resztę życia czuć się tak jak teraz. Zawiodłam wszystkich. Gdybyż tylko was, Czarownice i Ajoka… Zawiodłam jednak całe dawne Wielkie Królestwo i jego naród!

– To nie była twoja wina – powiedział gorąco Ajok.

– Ani chyba nasza – mruknęła gorzko jedna z Czarownic. – Gdyby ogień stosu nie pochłonął naszej Siostry Piątej, po roku przebywania z nią Luelle miałaby wszelkie cechy dobrej władczyni i Święty Kamień by ją przyjął.

– A wiecie, że na Zamku nie wiedziano nigdy dokładnie, w którym roku ma spełnić się Pieśń Jedyna? – zaczął nagle Ajok, a gdy wszystkie oczy skierowały się na niego, podjął dalej: – Jedni liczyli, że właśnie teraz, ale inni, że dopiero za rok. Ci pierwsi zaczynali liczyć od samego Dnia Podboju. Dzień ten wyznaczał Rok Pierwszy…

– … i my tak liczymy – szepnęły Czarownice.

– … ale już inni byli zdania, że Rok Pierwszy mija dopiero po dwunastu miesiącach. Więc jak gdyby ci pierwsi liczyli Rok Pierwszy od roku zerowego, a ci drudzy… – Ajok urwał, widząc gwałtowną przemianę na twarzach Czarownic.

– Tak mogło być – powiedziała wolno Czwarta. – Kto wie, czy nie mieli racji ci drudzy, a wtedy…

– … a wtedy dopiero w przyszłą wiosnę winien dopełnić się Czar – dokończyły pozostałe. – Byłaby zatem nadzieja…?

– Ruszajmy w drogę – rzekła niecierpliwie Luelle.

– O co będziemy pytać Pustelnika? – spytał Ajok.

– O cechy prawdziwych władców, to proste – odparła Trzecia. – Gdy je wymieni, od razu ujrzymy, której z nich brakuje Luelle.

I mały pochód ruszył w dół, łagodnym zboczem. Zieleń jeszcze tu się krzewiła, ale im bardziej zbliżali się ku Pustyni, tym stawała się coraz rzadsza, wyblakła, sucha, aby wreszcie – po paru godzinach dalszej drogi – ustąpić miejsca szeleszczącemu, białożółtemu piaskowi. Bezmiar piasku układał się w faliste wydmy, które wiatr coraz to przemieszczał z miejsca na miejsce. Droga przez Pustynię okazała się o wiele bardziej mozolna niż najgorsza nawet wspinaczka w Wysokich Górach. Nogi podróżnych zrobiły się ciężkie, co chwila grzęzły, w ustach czuli narastającą suchość, a pot spływał z nich niemal strugami.

Na szczęście po kilku godzinach na horyzoncie zamajaczyła zielona oaza, rozłożona na piasku u stóp niskich i gładkich żółtych skał. Mimo woli, choć nadzwyczaj utrudzeni, przyspieszyli kroku. Już mogli dostrzec, że w skałach, podziurawionych jak sito, jest pełno pieczar, w których, jak w plastrach miodu, kręcą się ludzie. Między drzewami prześwitywały wielkie płócienne namioty. A gdy podróżni zbliżyli się, ujrzeli, że w namiotach leżą chorzy, na plecionych, rozłożonych gęsto matach. Było ich co najmniej dwie setki. Jak się później okazało, w pieczarach mieszkali lżej chorzy i rodziny ciężko chorych, oczekujące na ich wyzdrowienie – lub śmierć.

Grupa wędrowców stanęła w pobliżu namiotów, rozglądając się wokół z najwyższą ciekawością.

– Gdzież jest święty Pustelnik? – spytała Luelle z niecierpliwością. Choć patrzyła bacznie dokoła, nie widziała nikogo poza małym, chudym staruszkiem o łysej czaszce i pokornym wyrazie twarzy. Staruszek miał na sobie jedynie długą białą przepaskę, obwiązaną wokół bioder, jego plecy były mocno zgarbione, a bardzo chude i bose nogi wyglądały wręcz śmiesznie. Łysina połyskiwała w słońcu i Dziewczyna niemal się roześmiała, tak zabawnie wyglądał ten człeczyna.

“To pewnie jego sługa” – pomyślała z rozbawieniem “Przywołam go i spytamy o Pustelnika”.

– Człowieku! Chodź no tu! – zawołała rozkazującym tonem, widząc, że mały staruszek spogląda w ich stronę. Teraz przyczłapał niezdarnie i wpatrzył się w nich dziecięco błękitnymi oczami, aż rażącymi w ciemnej, spalonej od pustynnego słońca i pomarszczonej twarzy. Ajok poczuł, jak od spojrzenia jego oczu ogarnia go niezwykłe ciepło koło serca i wiedziony jakimś instynktem – zapragnął wziąć dłoń starego człowieka, by ucałować ją z szacunkiem i miłością. Ale Luelle, dumnie wyprostowana, już mówiła donośnie i rozkazująco, nie bacząc na coraz większe zmieszanie Czarownic.

– Starcze, przywołaj swego pana, świętego Pustelnika i powiedz mu, że przybyła doń księżniczka ze swoją świtą…

– Czy jesteś chora, moje dziecko? – spytał łagodnie staruszek.

– O ile wiem, to nie – speszyła się Luelle, zachowując godną minę.

. – Święty Mężu, to pomyłka… – zaczęta szybko jedna z Czarownic. – To prawda, że ta dziewczyna jest królewskiego rodu, ale ona nie… – i tu staruszek jej przerwał.

– Widzę, że jesteście wszyscy zdrowi, a jeśli tak, to nie mam dla was czasu. Spójrzcie, ilu chorych na mnie czeka…

– Wybacz nam, święty Mężu – Ajok wreszcie wykonał swój instynktowny zamiar i pochwycił dłoń starca, całując ją. Dotykając tej pomarszczonej dłoni poczuł, jak przez jego zmęczone ciało przechodzi jakiś cudowny, ożywczy prąd. Przepraszam cię za zachowanie Luelle, ale ona naprawdę jest godna twej pomocy. Przez przypadek wzięła cię za twego sługę…

– Tu nie ma panów ani sług, nie ma księżniczek ani rycerzy, królów ni władców. Są tylko chorzy i zdrowi, umierający lub powracający do życia – powiedział łagodnie starzec. – I nie ma znaczenia, czy ona jest księżniczką czy gęsiarką, więc nie mów mi tego. Jeśli potrzebuje mojej pomocy, otrzymają…

Luelle stała spłoniona i pełna gniewu – na siebie za tę pomyłkę i na swych współtowarzyszy, za to że byli jej świadkami.

– Przyszliśmy z Wysokich Gór, z ruin Wielkiej Świątyni, gdzie nasza przemieniona w ptaka Siostra, Czarownica Piąta, wskazała nam, że tylko u ciebie możemy szukać pomocy w naszej ciężkiej potrzebie – powiedziała Czarownica Druga, a Luelle ze zdumieniem dostrzegła na jej twarzy i twarzach jej Sióstr lękliwą nieśmiałość.

“Wszechpotężne Czarownice obawiają się tego starca?” pomyślała ze zdziwieniem.

– Jakiej pomocy mam udzielić? – spytał Pustelnik. – Więc jednak któreś z was cierpi?

66
{"b":"87872","o":1}