… gdy różowopomarańczowe płomienie ognia najpierw liznęły łakomie pożółkłe karty Księgi Mniejszej, a potem jęły je łapczywie pożerać, rozjarzając się purpurowo – Dziewczynka czuła ten sam smutek, jak wówczas, gdy spopieliła się Księga Wielka. Coś nieuchronnie skończyło się – i równocześnie rozpoczynało. I było w tym wiele niepokoju, a mało radości. Jakby niepojęta, spoczywająca na niedużej Dziewczynce wiedza magiczna, cała prawda o dziejach Wielkiego Królestwa i niewiadoma przyczyna, dla której wychowują ją Czarownice – były cięższe, niż wydawałoby się to z pozoru. Tym cięższe, im bardziej niepojęte. Obie jej opiekunki – Czarownica Pierwsza i Druga, wszechmądre i wszechpotężne – wiedziały, że ta Dziewczynka, a wcześniej Dziecko nigdy nie miało prawdziwego dzieciństwa, nie zaznało smaku zabawy z rówieśnikami, nie zapamiętało ciepła uścisku matki i bezpieczeństwa w jej ramionach. Ale obie mimo całej swej wielkiej wiedzy – nie zdawały sobie sprawy, jak wielki jest ciężar, który obarcza ich wychowankę.
– Jutro wyruszamy – powiedziała Czarownica. – Za około trzy dni ukończysz trzynaście lat. I chyba tyleż drogi przed nami, trzy dni długiej wędrówki. W miejscu spotkania, które już znasz, tam, w Wysokich Górach, powinnyśmy być dokładnie w dniu twoich urodzin.
– … urodzin – mruknęła Dziewczynka. – Skoro się urodziłam, powinnam jak każde dziecko wiedzieć coś o swojej matce. Kim była i jaka była?
– Była… dobrze to powiedziałaś. Była i już jej nie ma odparła oschle Czarownica. – Zginęła, gdy miałaś niespełna rok. Nie żyje, tak jak nie żyje wielu niewolników swego okrutnego pana, Najeźdźcy. A jedyną ich przewiną było to, że istnieli, że ich odległymi przodkami byli wolni obywatele Wielkiego Królestwa i że znali słowa Pieśni Jedynej. Zginęli właśnie przez tę Pieśń. Ciebie, jedynie cudem, uratowała przemyślność naszych Sióstr Czarownic. W każdym razie niewiele da ci teraz wiedza, jaka była twoja matka, skoro i tak już jej nigdy nie ujrzysz. Niech ci zatem wystarczy, że była piękna, mądra, dobra. A teraz wyśpij się porządnie, bo czeka nas długa i niebezpieczna droga. Musimy znowu przechodzić koło jednego z Miasteczek i przez wiele całkiem pustych łąk, na których brak nawet drzew, by dały schronienie. Ciesz się, że przez pięć długich lat miałyśmy właściwie spokój.
Noc przeszła szybko. O chłodnym i rosistym poranku Dziewczynka ze swoją Opiekunką raz na zawsze opuściły wygodną i bezpieczną pieczarę. Nim wyszły z Lasu, Czarownica rozejrzała się bacznie wokół i jęła nasłuchiwać szumu wysokich drzew, których konary, wspinające się ku słońcu, umiały dojrzeć na odległym horyzoncie zarysy najbliższych domów Miasteczka.
– Nie jest bezpiecznie – westchnęła Czarownica.
– Tam jest cały, duży oddział Najeźdźców – dodała Dziewczynka, także wsłuchując się w szumiący śpiew konarów.
– I nieprędko sobie pójdą. W każdym razie nie w tym tygodniu, a my nie mamy czasu. Moja Siostra zacznie się niepokoić, jeśli opóźnimy nasze przyjście. Musimy więc ryzykować. Gdyby Los nas rozdzielił, czy potrafisz sama dojść w Wysokie Góry, tam gdzie spotkałaś mnie po raz pierwszy? – spytała Czarownica.
– Jeśli wskażesz mi kierunek, to chyba tak – odparła Dziewczynka.
– Musisz tam trafić. Cały czas będziesz kierować się na północ. Gwiazdy ci w tym pomogą. Przebędziesz parę mniejszych, zalesionych gór i od razu znajdziesz się w znajomym ci dzikim królestwie przyrody, skąd już z daleka widać najwyższą skałę, u której stóp będzie czekać nasza Siostra Trzecia. A teraz ruszajmy dalej…
I zaczęły schodzić w dół, łagodnie opadającą ku najbliższej Wsi łąką.
– We wsi nie ma chyba nikogo obcego, prócz jej mieszkańców – powiedziała Czarownica, wpatrując się w małego kolorowego ptaszka, który siedział na niewielkim krzewie. Schowaj włosy pod kapturem i pamiętaj, że jesteś głupią, małą żebraczką, która wespół ze swoją ciotką wędruje do miasteczka. Nie patrz nikomu w oczy, twoje spojrzenie mówi zbyt wiele. Małe żebraczki nie są ani tak dumne, ani tak pewne siebie, ani nie ufają żadnym przechodniom…
Wieś wyglądała jak umarła. Gdzieniegdzie tylko ktoś z mieszkańców stał na progu swego domu i bez zbytniej ciekawości spoglądał na przybyłe. Czarownica szła zgarbiona, ledwie wlokąc nogi, a jej twarz – gdy Dziewczynka zerknęła na nią ukradkiem – stała się nagle twarzą starej kobiety.
– Żebrzecie, matko? – zagadnęła je jakaś Wieśniaczka, bez szczególnego zainteresowania. – Niewiele tu nażebrzecie, my sami głodni i biedni. Kawałek chleba bez omasty, dzbanek wody, to wszystko czego możecie się spodziewać…
Czarownica bez słowa skinęła głową i wymamrotała coś niezrozumiale.
– A ta Dziewczynka, to wasza córka? – zagadywała dalej kobieta z pewną ospałością, bardziej z nudów niż z ciekawości.
– To niemowa, pani – wyszeptała Czarownica. – Przygarnęłam ją po śmierci siostry. Zmarła biedaczka na dżumę…
Wieśniaczka cofnęła się z mimowolnym lękiem.
Podróżne szły dalej, nie zaczepiane już przez nikogo. Dopiero na skraju wsi zagadnął je mały, pasący krowy pastuszek:
– Idziecie do Miasteczka?
– Tak – odparła Czarownica starczym, schrypniętym głosem.
– Lepiej nie idźcie – doradził chłopiec. – Wczoraj spalono na Rynku Czarownicę i do dziś tkwi tam duży oddział Najeźdźców. Nie sądzę, byście się im spodobały…
– Spalono Czarownicę? – spytała Opiekunka, ściskając dłoń swej wychowanki. – A cóż takiego uczyniła? Jakie czary ją zdradziły?
– Ponoć zauroczyła konia pana Burmistrza, tak że dosiadając spadł z niego i złamał nogę…
Dziewczynkę dobiegło ledwie słyszalne, stłumione westchnienie ulgi swej” towarzyszki.
– Musiała to być doprawdy wielka Czarownica – wymamrotała i przyśpieszyła kroku. Gdy minęły już Wieś, Dziewczynka spytała:
– Nie płaczesz nad swoją spaloną Siostrą?
– Płaczę w głębi duszy, ale nie nad moją Siostrą, lecz nad biedną niewinną kobietą – odparła Czarownica. – Moje Siostry nie czynią takich bzdur i wcale nie pragną zdradzać swego magicznego talentu lub trwonić go na zauroczenie czyichś koni. Koń Burmistrza zapewne spłoszył się sam z siebie, a ta biedna kobieta, która poniosła tak okrutną śmierć, musiała mieć tego pecha, że znajdowała się gdzieś w pobliżu. Mimo to musimy uważać, bowiem oznacza to, iż Najeźdźcy nie tylko są w Miasteczku, ale na dodatek pragną krwi i węszą obecność Czarownic tam, gdzie ich wcale nie ma…
Nim doszły do rysującego się już na horyzoncie Miasteczka, zrobiły krótki odpoczynek w cieniu dużego drzewa.
– Czy doprawdy nie możemy go ominąć? – spytała z niepokojem Dziewczynka, patrząc na niewiele odległe pierwsze domy Miasteczka.
– Tylko tam, z jego drugiej strony znajduje się jedyny w okolicy most, który przeprawi nas przez rzekę. Jest ona zbyt głęboka i rwąca, byśmy mogły przeprawić się przez nią inaczej. Zastanawiam się nad czymś innym: czy nie powinnyśmy się jednak rozdzielić. Samotna, mała żebraczka, taka jak ty, nie powinna wzbudzić niczyich podejrzeń. Za to my dwie razem, oooo… to jest właśnie to, czym oni się interesują i czego szukają.
– Dlaczego?
– Kiedyś się tego dowiesz, a teraz posłuchaj: za chwilę ruszysz sama i postarasz się tak szybko jak tylko potrafisz przejść nie zauważona przez Miasteczko. Nie biegnij jednak, bo to zwraca uwagę. Idź w miarę szybkim krokiem, a na widok przechodniów zatrzymuj siei żebrząc wyciągaj do nich rękę. Nie czekaj jednak, gdyż i tak nic ci nie dadzą, są na to zbyt biedni, biedniejsi niż Wieś. Od razu idź dalej, a gdy miniesz Rynek, kieruj się w dół, w stronę mostu na rzece. Przekrocz go i dopiero gdy zostawisz Miasteczko daleko za sobą, znajdź skryte wśród krzewów miejsce i czekaj na mnie. Gdy nie będzie mnie dłużej, nim słońce zacznie zachodzić, nie czekaj i wędruj w stronę tamtej góry widocznej daleko na horyzoncie. Za nią ujrzysz potem kolejną, a z jej szczytu łatwo dostrzeżesz znaną ci już, nie zamieszkałą i dziką krainę. U stóp najwyższej z Wysokich Gór, wśród bardzo starych ruin, czekać będzie nasza Siostra Trzecia.
– A gdybyś potrzebowała pomocy? – spytała Dziewczynka. – Gdyby się okazało, że tylko moja pomoc może cię uratować?
Czarownica zaśmiała się sucho:
– Jeśli ja sama, prawdziwa Czarownica nie uratuję się, to co ty mi możesz pomóc. Porozmawiasz z Gwiazdami…?!
– Kpij sobie, skoro to lubisz – mruknęła gniewnie jej wychowanka i wstała gwałtownie. – Idę, jeśli takie jest twoje życzenie…
Ruszyła szybko naprzód i po chwili zniknęła Czarownicy z oczu, za pierwszym zakrętem wijącej się wśród drzew drogi. Czarownica wstała i wolno zaczęła iść w ślad za nią, powłócząc nogami, zgarbiona, pozornie bezradna, zagubiona wśród dróg Imperium stara, samotna żebraczka. A jednak co jakiś czas przyspieszała kroku, by nie stracić z oczu oddalającej się coraz szybciej niedużej, smukłej sylwetki w zniszczonym, burym płaszczu, w zarzuconym na głowie kapturze. Wkrótce Dziewczynka weszła w rogatki Miasteczka.
I szły tak obie, jedna za drugą, w bezpiecznej odległości od siebie, zerkając skrycie w swoją stronę. Ulice Miasteczka były na poły opustoszałe. Widać porażeni grozą wczorajszej egzekucji jego mieszkańcy woleli skryć się w swych domach.
– Tym gorzej dla nas – pomyślała Czarownica. – Tym szybciej wpadniemy w oczy.
Najeźdźcy snuli się po uliczkach jakby bez celu, znudzeni i senni. Ale nawet tacy wydawali się uosabiać samą grozę. Ich wielkie czarne konie niespokojnie przebierały kopytami, uwiązane koło Ratusza, a lśniące zbroje rzucały ostre błyski.
Było ich wielu, tak wielu, że nie sposób było przejść nie zauważonym. Dziewczynka szła szybko, ze spuszczoną głową, przekradając się jak najbliżej murów kamienic – jakby chciała wtopić się w ich szare ściany.
– Ej, mała czarownico! – wrzasnął nagle z urągliwym śmiechem jeden ze zbrojnych i czubkiem długiego, żelaznego miecza zaczepił o skraj płaszcza uciekinierki. – Dokąd tak gnasz? Kogo chcesz zaczarować?
Jego kamraci zbliżyli się i zarechotali głośno.
– Wszystkie Czarownice w tej okolicy umarły ze samego strachu na myśl o losie swej siostry – zaśmiał się rubasznie inny żołnierz. – Ta mała żebraczka jest nieszkodliwa.