Литмир - Электронная Библиотека

– Ale niech mi pokaże twarz. Chcę widzieć strach na tej twarzy… – uparł się pierwszy i kolejnym ruchem miecza zrzucił z głowy Dziewczynki kaptur. Jej długie, złote włosy rozsypały się na ramiona i zalśniły w promieniach słońca, które właśnie wyjrzało zza chmury.

– Wezmę sobie trochę tego złota! – krzyknął żołnierz i końcem miecza ściął jedno długie, mieniące się pasmo włosów.

– Ona ma włosy jak… jak zboże tego kraju – wymamrotał nagle drugi. – Rozumiesz, chłopie, co mówię? Jak zboże tego kraju, a oczy… oczy powinna mieć jak niebo przed burzą…

– Bajdurzysz! Ogłupiły cię te brednie – zaśmiał się pierwszy. – Gdyby to miała być o n a, to wątpię, by Czarownice pozwoliły, żeby wałęsała się sama ot tak, po tym miasteczku. A zresztą skąd ona, a nie o n? Moim zdaniem to na pewno ma być chłopiec!

– Dziewczyna by też być mogła – uparł się drugi. Dziewczynka nieruchomo stała pod ścianą jednego z domów, a ostry miecz cały czas dotykał jej głowy.

– No, powiedzże coś, niemowo, bo cię tkniemy głębiej tym mieczem! – wrzasnął drugi żołnierz.

Dziewczynka pokręciła w milczeniu głową i wskazała palcem na usta.

– Prawdziwa niemowa… – zdziwił się pierwszy. – Niech se idzie gdzie chce, co ci po niej…

Ale już szybkimi krokami zbliżał się inny Najeźdźca. Jego zbroja odróżniała się od innych dużymi, srebrzystymi guzami.

– Podejrzana? O co? – warknął. Dwaj żołnierze wyprostowali się służbiście. Oczy nowo przybyłego wpiły się w stojącą nieruchomo Dziewczynkę.

– Włosy jak zboże tego kraju, a oczy… – zaczął nowo przybyły z powolnym namysłem. – Czy nie sądzicie, że…

I wtedy, gdy Dziewczynka jedynie siłą woli powstrzymywała się, by nie przemienić któregoś z prześladowców w małą myszkę lub pochrząkującą świnię – co, jak dobrze wiedziała, i tak by jej nie uratowało, gdyż pozostali Najeźdźcy pochwyciliby ją z łatwością – wówczas rozległ się w pobliżu straszliwy, oszalały, nieludzki krzyk. I oto już trzej Najeźdźcy pędzili z wyciągniętymi mieczami w stronę szamoczącej się w jakimś opętańczym tańcu staruchy, która posuwała się w ich kierunku, wywijając nad głową swym burym płaszczem.

– Przemienię was w osty i szakale! – krzyczała starucha, wznosząc w górę ręce, a jej płaszcz trzepotał jak skrzydła ogromnego nietoperza. – Wasze konie staną się gąsienicami! A wówczas ja, wielka Czarownica, przeobrażę się w wielkiego ptaka i je zjem! Abra! Abri! Abre! Abronabra!

… i już ze wszystkich stron biegli Najeźdźcy; wielu nadjeżdżało konno, a niecierpliwe kopyta ich koni wystukiwały na bruku groźny rytm śmierci.

– ona mi daje czas na ucieczkę – pomyślała Dziewczynka. – Ale co zrobi sama? Nie uratuje się. Nie zaczaruje więcej niż dwóch, trzech Najeźdźców, a pozostali ją schwycą i… i spalą. Ale jeżeli ja nie ucieknę, to całe jej poświęcenie pójdzie na marne…

… i myśląc te słowa – już biegła jak strzała w dół Miasteczka, w stronę mostu. Nikt za nią nie biegł, ani nawet nie oglądał się. Wszyscy Najeźdźcy podążali w stronę oszalałego głosu, ale im bliżej znajdowali się staruchy, tym bardziej zwalniali kroku, patrząc niepewnie i z lękiem po sobie.

– Nuże! Brać ją! – wrzeszczał złowrogo ich przywódca, lecz nikt z żołnierzy nie kwapił się, by zbliżyć się do Czarownicy.

– Zetnę wam łby, głupcy! – wrzasnął przywódca. – Jako osły będziecie przynajmniej żyć, ale bez głowy, zapewniam, że życia nie ma! Naprzód!

I wówczas gromada Najeźdźców ruszyła. Dziewczynka wbiegając na most odwróciła na ułamek sekundy głowę. Ze zbitego tłumu potężnych postaci w błyszczących zbrojach, który zakrył już sobą miotającą się Staruchę – nagle wyfrunął w górę potężny orzeł i nim zdołały dosięgnąć go strzały szybkostrzelnych łuczników, już wzbił się wysoko, niemal pod chmury i zniknął zebranym z oczu.

– Przemieniła siew ptaka – szepnęła Dziewczynka. – Mimo wszystko przemieniła się w ptaka, choć tego właśnie nie wolno jej było zrobić. Kto odrywa się od ziemi, może na nią nie powrócić, głoszą święte prawa magii. I sama mnie ich uczyła…

Myśląc tak Dziewczynka ani na chwilę nie zmniejszała szybkości biegu i teraz znajdowała się już spory kawałek za mostem.

Najeźdźcy chwilę stali oszołomieni niespodziewanym wydarzeniem, a oczy ich niespokojnie błądziły po niebie. Ale oto już ich przywódca wrzasnął:

– A ta mała? Gdzie jest ta mała żebraczka o włosach jak zboże i oczach jak niebo przed burzą?! Idioci! Kretyni! Czy dalej niczego nie pojmujecie?! To musiała być ta istota, a Czarownica ją tylko osłaniała! Za nią!!!

Gdy dzikie czarne konie zatętniły po moście i przekroczyły go – koło najbliższych gęstych krzaków minęły małą, szarą kotkę, która dziwnie niebieskimi oczami patrzyła na jadących. Żaden z Najeźdźców nawet nie zwrócił na nią uwagi.

– Uratowała mnie, łamiąc święte prawa magii – mruczała kotka do siebie, liżąc jedną z łapek. – Czy zdoła teraz powrócić na ziemię? Mogę już jej nigdy nie ujrzeć…

Kotka wolno weszła głębiej, w krzaki i skryła się wśród nich. Po niecałej godzinie most znów zadudnił pod kopytami koni. Najeźdźcy wracali z niczym.

– Durnie! Idioci! Ona może jeszcze być w mieście! – wrzeszczał jadący na przedzie. Przeszukać każdy dom! Natychmiast! Vfyprowadzic na Rynek wszystkie dziewczynki o jasnych włosach! Ale to już!

– W samą porę – mruknęła Kotka i przeciągnęła się, a z każdym płynnym, miękkim kocim ruchem przeobrażała się z powrotem w Dziewczynkę. – Święte prawa magii nie pozwalają żadnemu człowiekowi przebywać w zaczarowanej skórze zwierzęcia dłużej niż do zachodu słońca – mruczała do siebie. – Jeszcze chwila i mogłabym na całe życie zostać Kotką. Ona też już ma niewiele czasu. Słońce za chwilę schowa się za tą górą…

Nagle z łopotem wielkich skrzydeł tuż koło niej opadł na ziemi potężny orzeł. W jego wypukłych oczach Dziewczynka dostrzegła lęk. Spojrzeniem swych oczu dodała orłowi odwagi.

– Nie masz już czasu – szepnęła. – Za trzy, cztery minuty zajdzie słońce… śpiesz się…

Orzeł zatrzepotał bezradnie skrzydłami raz… i drugi… i jeszcze raz… Czas uciekał, a jego skrzydła biły bezsilnie w powietrz:…

– Nie możesz – szepnęła Dziewczynka. – Chyba jednak muszę ci pomóc…

– Nie ma sposobu – odparły jej chłodne, szare oczy orła, zasnuwając się mgiełką smutku.

– Ale może być, trzeba tylko spróbować… – szepnęła Dziewczynka i wyciągnęła przed siebie ręce.

W szarych oczach dostrzegła przerażenie, ale teraz oczy te nie tkwiły już w dumnej głowie króla ptaków – orła, ale w nieco mniejszej główce myszołowa… Kolejny ruch ręki Dziewczynki i myszołów przeobraził się w kuropatwę… Nim w oczach kuropatwy błysnął strach i błagalna prośba – już przed małą mistrzynią magii dreptała w miejscu nieduża, czarna kura.

– Wolałam być orłem – powiedziały smutne oczy kury. Ten królewski ptak mieszka w Wysokich Górach… Fruwa wysoko, wysoko…

– … a kura, jak człowiek, chodzi po ziemi i rzadko się od niej odrywa – dodała Dziewczynka chytrze. – Masz teraz tylko trzy sekundy, by wrócić do swojej postaci!

Kura zatrzepotała skrzydłami – i nagle przed Dziewczynką stanęła Czarownica w swej dawnej postaci. Od razu opanowana i powściągliwa, zwróciła chłodne spojrzenia na swoją podopieczną:

– A gdybym musiała już na zawsze zostać kurą? Pomyśl, o ile bardziej byłoby to niebezpieczne dla mnie niż bycie orłem! Jako orzeł mogłabym przebywać z dala od ludzkich siedzib, a jako kura…

– Kurę mogliby Najeźdźcy włożyć do garnka! – zaśmiała się Dziewczynka, ale widząc surowość w oczach swej Opiekunki natychmiast spoważniała: – Mówiłaś, że kto odrywa się od ziemi, może na nią nie wrócić, prawda? Ale przecież kura, choć także jest ptakiem, przebywa właśnie na ziemi! Dlatego dokonując tych kilku przeobrażeń, coraz bardziej zbliżałam cię do ziemi, aż wreszcie ułatwiłam powrót do własnej skóry! A ty, zamiast mi podziękować, narzekasz, jesteś niezadowolona…!

– A gdyby twój pomysł zawiódł? Bo mógł zawieść, wiesz jak to bywa z magią. W dodatku ty nie jesteś prawdziwą Czarownicą…

– Wtedy zostałabyś kurą – odparła z jeszcze większym, niż Czarownica, chłodem jej podopieczna.

W szarych oczach Czarownicy na sekundę błysnęła jakaś niespokojna myśl, ale nim Dziewczynka zdołała ją odczytać – zniknęła.

– Pomyślałaś teraz o mnie coś złego – powiedziała wychowanka ponuro. – Ale nie zdążyłam odczytać twych myśli. Zręcznie je chronisz przede mną.

– Idziemy – powiedziała Opiekunka spokojnym głosem Przed zapadnięciem nocy musimy dotrzeć do Lasu na tamtej górze. Znajdziemy tam sobie jakiś nocleg. Dalsza droga powinna już być spokojna. Pojutrze twoje urodziny. Sadze ze zdążymy akurat.

19
{"b":"87872","o":1}