Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Wybiegł za drzwi, zatrzasnął je i zamknął na klucz. Timmy został w czarnej otchłani. Porywacz tak się spieszył, że nawet nie zauważył zerwanego łańcucha, który zwisał z krawędzi łóżka.

ROZDZIAŁ OSIEMDZIESIĄTY

Christine nie musiała pytać Eddiego, co ma w planie. Poznała krętą błotnistą drogę, która wspinała się, a potem opadała. Wiła się między wysokimi klonami i orzechami, które stały szpalerem wzdłuż rzeki. To tam, za Old Church Road, dzieciaki jeździły się obściskiwać. Roztaczał się stamtąd widok na rzekę. Było to opustoszałe, ciche miejsce. To tam kierowali się Jason Ashford i Amy Stykes, kiedy coś kazało im zboczyć z drogi. Tamtej nocy, kiedy natknęli się na ciało Danny’ego Alvereza.

Czy to możliwe, żeby Eddie wiedział, gdzie jest Timmy? Christine pamiętała, że wezwano na przesłuchanie kościelnego. Czyżby Eddie coś podsłuchał? Ale jeśli Nick dowiedział się czegoś, czegokolwiek, dlaczego jej nie powiedział? Nie, nie mógł jej powiedzieć. Gdyby coś wiedział, nie życzyłby sobie, by mu wchodziła w drogę, tylko zająłby ją czymś, choćby kopiowaniem zdjęć syna.

Eddie wzbudzał w niej obrzydzenie, ale co więcej, przerażał ją. Był dziwnie nieposkładany, jakby trochę szalony. Tacy ludzie kierują się swoistą, niepojętą dla innych logiką, niweczącą istotę społecznego współżycia. Eddie mógłby na przykład ukarać kierowcę mandatem za to, że o kilometr przekroczył dozwoloną prędkość. Dlaczego nie, skoro miał do tego prawo? Ale jeśli wie, gdzie jest Timmy… O Boże, tak bardzo chciała mieć go z powrotem, całego i zdrowego. Jaką cenę by za to zapłaciła? Jaką cenę zapłaciłyby Laura Alverez czy Michelle Tanner za odzyskanie swoich synów? Christine była gotowa sprzedać duszę za najdrobniejszą nadzieję na uratowanie Timmy’ego.

Kiedy samochód zjechał z drogi na polanę nad rzeką, Christine przeraziła się nie na żarty. Znowu zaczęło jej się kręcić w głowie. Nie wolno jej zemdleć. Wiedziała, że Eddie postanowił ją zgwałcić, przytomną czy bez czucia. Lecz ona nie była bierną kukłą. Zawsze może coś się zdarzyć, jeśli zachowa świadomość.

Eddie zgasił silnik i światła. Pochłonęła ich ciemność, jakby się w niej unosili, patrząc z góry na czarne nastroszone wierzchołki drzew i połyskującą rzekę. Jedynie sierp księżyca zapewniał patetycznie, że ciemność nie połknie wszystkiego.

– No, jesteśmy – rzekł Eddie, patrząc na nią wyczekująco, lecz nie ruszając się zza kółka.

Wyczuła stopą butelkę piwa, przytrzymywała ją, żeby nie zjechała pod siedzenie. Christine nie mogła dojrzeć twarzy Eddiego. Usłyszała najpierw szelest, potem trzask. Zaskwierczała zapałka, zapach siarki wdarł się do jej nozdrzy, kiedy Eddie zapalił papierosa.

– Możesz mnie poczęstować?

W świetle żarzącego się papierosa zobaczyła grymas uśmiechu. Podał jej papierosa, zapalił kolejną zapałkę i czekał, aż Christine się zaciągnie. Zapałka wypaliła się prawie do końca, parząc mu palce.

– Cholera – mruknął i potrząsnął głową. – Nienawidzę zapałek. Zgubiłem gdzieś zapalniczkę.

– Nie wiedziałam, że palisz. – Zaciągnęła się, mając nadzieję, że nikotyna ją uspokoi.

– Staram się rzucić.

– Ja też. – Uśmiechnęła się do niego. Widzisz, mamy coś wspólnego, mówiła bez słów. Jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, widziała go. Zastanawiała się jednak, czy nie lepiej byłoby nie widzieć. Był taki spokojny i chłodny, ona też by tak chciała. Może jednak uda się jej uniknąć gwałtu.

– Naprawdę wiesz, gdzie jest Timmy?

– Może – odparł w kłębach dymu. – Co byś dała, żeby się dowiedzieć? – Przesunął rękę po siedzeniu, jego spiczaste paznokcie dotknęły jej włosów, po czym powędrowały przez jej policzek, zjeżdżając w dół na szyję.

– Skąd mam wiedzieć, czy to prawda?

– Nie będziesz wiedzieć.

Jego palce wśliznęły się pod kołnierz jej płaszcza. Zaczął rozpinać guziki, rozchylać poły, aż pokazały się bluzka i spódnica. Christine wzdrygała się pod tym dotykiem. Nawet nikotyna nic nie pomogła.

– To nie jest uczciwe, Eddie. Tak się nie da. Muszę coś z tego mieć.

Udał, że jest urażony.

– Myślałem, że wystarczy ci wspaniały orgazm.

Jego palce dotarły już do jej piersi. Siedziała nieruchomo. Myśl, powtarzała sobie. Miała jednak ochotę wrzeszczeć, gdy lekko gniótł jej piersi, ściskał sutki, patrzył z uśmiechem, jak twardnieją i prostują się pod jego palcami.

Odłożył papierosa i przysunął się, żeby drugą ręką dostać się do jej uda. Patrzyła, jak jego palce znikają pod jej spódnicą. Nie rozsunęła nóg. Zaśmiał jej się w twarz z kwaśnym oddechem.

– No, Christine, wyluzuj się.

– Jestem tylko zdenerwowana. – Głos jej drżał, podobało mu się to. – Masz gumkę?

– A ty nic nie używasz? – Zanurkował ręką między jej uda.

– Nie mam… – Trudno było się skupić, kiedy tak szukał po omacku. Myślała, że zwymiotuje. – Nie byłam z nikim, odkąd nie ma Bruce’a.

– Serio? – Ciągnął jej bieliznę, żeby się dostać głębiej. – Ja nie używam gumek.

Nie mogła oddychać.

– W takim razie chyba nie możemy tego zrobić.

Najwyraźniej wziął jej brak tchu za podniecenie.

– Będzie dobrze – powiedział, dotykając palcami drugiej ręki jej warg i wpychając kciuk do ust. – Możemy to zrobić inaczej.

Miała już żołądek w gardle. Zwymiotuje czy nie? Nie może teraz… nie może go zdenerwować. Sięgnął w dół, rozpiął spodnie i wyciągnął swój spęczniały członek. Wziął ją za rękę. Wyrwała się. Uśmiechał się i znowu chwycił jej rękę, zaciskając jej palce na penisie. Jęknął i odchylił się do tyłu.

Nie zrobi tego. Za nic nie weźmie do ust.

– Naprawdę wiesz, gdzie jest Timmy? – spytała raz jeszcze, przypominając sobie, że ma w tym jakiś cel.

Zamknął oczy i oddychał szybko.

– Och, dziecino, zrób mi dobrze, zrób to zawodowo, a powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć.

Dobrze chociaż, że zabrał od niej swoje łapska. Wtem przypomniała sobie, że w drugiej ręce trzyma papierosa. Zaciągnęła się mocno, aż się dobrze rozpalił. Ścisnęła penisa, wbijając w niego paznokcie.

– Co jest, kurwa?!

Otworzył oczy. Chwycił ją za rękę. Przytknęła papierosa do jego twarzy. Zawył, rzucając się na drzwi i złapał się za przypalony policzek. Wyciągnęła rękę do klamki. Schwycił ją za nadgarstki i zaraz wypuścił, bo kopnęła go kolanem w krocze. Pochyliła się po butelkę i kiedy chciał ją znów zaatakować, walnęła go w głowę. Zawył ponownie wysokim, nieludzkim głosem. Odskoczyła na bok, na swoje miejsce, wciskając się w zamknięte drzwi. Podciągnęła kolana i z całej siły, na jaką było ją jeszcze stać, zaczęła kopać obcasami w klatkę piersiową Eddiego, który po chwili wyleciał za drzwi.

Walnął jak długi w śnieg i błoto, ale zaczął się podnosić, gdy tylko Christine zamknęła drzwi samochodu, sprawdzając też te z drugiej strony. Walił w szybę, a ona walczyła z kluczykami. Chevrolet zaskoczył za pierwszym razem.

Eddie wspiął się na maskę, darł się i kopał w szybę. Drobna rysa rozrosła się w pajęczynę. Christine wrzuciła wsteczny bieg. Naciskając gaz, ruszyła do tyłu, o mało nie wpadając do rowu. Eddie spadł. Pozbierał się jednak, ale ona już wyjechała na drogę i sunęła podwoziem od dziury do dziury, rozpryskując na boki żwir.

Samochód wjechał w jakiś czarny tunel. Światła. Christine zaczęła naciskać guziki. Uruchomiła wycieraczki i radio, które nagle się rozwrzeszczało. Wreszcie znalazła właściwy przycisk i oświetliła sobie drogę, w samą porę, przed ostrym zakrętem. Nie dawała jednak rady, choć ostro kręciła kierownicą. Auto wyskoczyło z zasypanej śniegiem dziury, przedarło się przez ogrodzenie z drutu kolczastego i walnęło prosto na drzewo.

66
{"b":"102241","o":1}