– Co to ma być, do cholery? Jak mam pracować w takich warunkach?
– Mogę iść na chwilę do garderoby? – spytała Christine reżysera. Skinął głową. Odpięła mikroport i położyła go obok niechcianej szklanki wody.
McManus podniosła na nią wzrok i postarała się o lakoniczny uśmiech.
– Tylko nie siedź tam długo, kochana. To nie gazeta. Nie możemy zatrzymać maszyny drukarskiej. Idziemy na żywo. – Sięgnęła po szklankę i piła ostrożnie małymi łykami, żeby nie zetrzeć szminki.
Czy McManus byłaby w ogóle w stanie podać imię jej syna, gdyby nie teleprompter? – pomyślała Christine. Przecież ta bajońsko opłacana podpora lokalnej stacji ma gdzieś Timmy’ego, Danny’ego i Matthew. Boże drogi, a ona była o krok od tego, żeby się do niej upodobnić!
Christine wyszła ze studia, omijając plączące jej się pod nogami kable. Gdy tylko znalazła się poza zasięgiem rażących świateł, poczuła chłodny powiew powietrza. Mogła znów oddychać. Kroczyła wąskim korytarzem, mijając garderoby, charakteryzatornię i wreszcie zostawiając za sobą szare metalowe drzwi z napisem: „Wyjście”.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SZÓSTY
– Jestem aresztowany? – spytał Ray Howard, wiercąc się na krześle z twardym oparciem.
Maggie przyglądała mu się. Jego blada, ziemista cera podkreślała wytrzeszczone, wodnistoszare oczy z czerwonymi, popękanymi z przemęczenia naczyńkami. Pomasowała kark, żeby pozbyć się własnego zmęczenia. Ciasny węzeł spinał mięśnie między jej łopatkami. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio spała.
Mały pokój konferencyjny wypełnił aromat świeżo zaparzonej kawy. Przez zakurzone żaluzje wsączał się pomarańczowy snop zachodzącego słońca. Siedzieli tu z Nickiem od kilku godzin, powtarzając wciąż te same pytania i otrzymując te same odpowiedzi. Maggie nie wierzyła, że Howard jest mordercą, chociaż uznała za konieczne przesłuchać go. Mógł coś wiedzieć i miała nadzieję, że wyzna to pod presją. Nick trwał przy swoim, przekonany, że Howard jest właśnie tym, kogo szukają.
– Nie, Ray. Nie jest pan aresztowany – odparł wreszcie Nick.
– Bez nakazu nie możecie mnie tu trzymać w nieskończoność.
– Skąd pan wie?
– Oglądam „Nowojorskich gliniarzy”. Znam swoje prawa. I mam przyjaciela w policji.
– Naprawdę? Pan ma przyjaciela?
– Nick – ostrzegła go Maggie.
Przewrócił oczami i podciągnął rękawy koszuli. Miał zaciśnięte pięści, jego cierpliwość kończyła się.
– Ray, napije się pan kawy? Świeżo zaparzona – spytała uprzejmie Maggie. Dobrze ubrany kościelny zawahał się, potem przytaknął.
– Ze śmietanką i dwoma łyżeczkami cukru. Ale z prawdziwą śmietanką, jeśli macie tu taką. I nie lubię tych małych kostek cukru.
– A może coś pan zje? Nick, mógłbyś zamówić coś dla nas wszystkich w „Wanda’s Diner”.
Warknął na nią wściekle, za to Howard wyprostował się wyraźnie uszczęśliwiony.
– Bardzo lubię stek z kurczaka, który tam robią.
– Nick, zamów panu Howardowi stek z kurczaka.
– Z puree z ziemniaków i brązowym sosem, nie białym. Lubię też włoski kremowy sos do sałaty.
– Coś jeszcze? – Nick nie ukrywał sarkazmu, miał już tego dość. Howard skulił się na krześle.
– Nie, to wszystko.
– A dla pani, agentko O’Dell? – Rzucił jej urażone spojrzenie.
– Kanapka z serem i szynką, proszę. Zresztą sam wiesz. – Przesłała mu uśmiech, zadowolona, że jego wzrok złagodniał.
– Wiem. – Miłe wspomnienie natychmiast zostało zastąpione przez złość. – Zaraz wracam.
Maggie postawiła parujący dzbanek kawy przed Howardem. Czekała, aż kościelny trochę się wyluzuje. Zapaliła górne światło, które zalało pokój, oślepiając Raya. Kiedy tak smakował gorącą kawę czubkiem długiego języka, przypominał jej jaszczurkę, która powoli podnosi i opuszcza powieki. Przysłuchiwał się przytłumionym dźwiękom dochodzącym z sąsiednich pokoi.
Kiedy wiedziała już, że o niej zapomniał, Maggie stanęła za nim i odezwała się:
– Wie pan, gdzie znajduje się Timmy Hamilton, prawda, Ray?
Przestał siorbać. Sprężył się w sobie.
– Nie wiem. Nie wiem też, skąd wziął się ten telefon w mojej szufladzie. Nigdy go przedtem nie widziałem.
Maggie usiadła na wprost Raya. Jego jaszczurcze oczy unikały wzroku agentki, w końcu spoczęły na jej brodzie. Potem zerknęły na piersi, ale czym prędzej przeniosły się w górę, nie tak prędko jednak, żeby biała szyja Raya nie zalała się czerwienią.
– Szeryf Morrelli uważa, że to pan zabił Danny’ego Alvereza i Matthew Tannera.
– Nikogo nie zabiłem.
– Wierzę panu, Ray.
Zdumiał się. Popatrzył jej w oczy, żeby przekonać się, czy go w coś nie wrabia.
– Naprawdę?
– Myślę, że to nie pan zabił tych chłopców.
– No i dobrze, bo to nie ja.
– Ale myślę też, że wie pan więcej, niż nam pan mówi. Myślę, że pan wie, gdzie jest Timmy.
Nie zaprotestował, krążył wzrokiem po pokoju. Jaszczurka szukająca ucieczki. Trzymał gorący kubek obiema rękami. Maggie spostrzegła jego krótkie, ostro zakończone palce z obgryzionymi paznokciami, niektórymi prawie aż do krwi. Nie wyglądały na ręce mężczyzny, który ma obsesję na punkcie czystości.
– Jeśli nam pan powie, pomożemy panu, Ray. Ale jeśli dowiemy się, że coś pan wiedział i ukrył pan to przed nami, cóż, może pan spędzić w więzieniu wiele lat, nawet jeśli nikogo pan nie zabił.
Howard przechylił na bok głowę. Znowu słuchał tego, co działo się za drzwiami, może nasłuchiwał kroków Nicka albo czekał na kogoś, kto mógłby go uratować z opresji.
– Gdzie jest Timmy, Ray?
Uniósł rękę, przyjrzał się swoim palcom i zabrał się do obgryzania tych resztek paznokci, które mu zostały.
– Ray?
– Nie wiem, gdzie jest ten dzieciak! – krzyknął, z trudem panując na sobą. – Jeżdżę czasem pickupem po drewno, ale to nie ma nic do rzeczy.
Maggie przeciągnęła palcami przez włosy. Kręciło jej się w głowie z niewyspania i głodu. Czyżby zmarnowali kolejne popołudnie? Keller mógł z łatwością podrzucić komórkę w pokoju Howarda. Ale Maggie nie wyobrażała sobie, żeby na plebanii działo się cokolwiek bez wiedzy Raya.
– Gdzie jeździ pan po to drewno?
Patrzył na nią, wciąż ssąc czubki palców. Starał się pojąć, po co jej takie informacje.
– Widziałam kominek na plebanii – ciągnęła. – Jest taki duży, że przez zimę pożera z tonę drewna, zwłaszcza kiedy mróz nadchodzi tak wcześnie.
– Taa, fakt. A ksiądz Francis lubi… – Zamilkł i spuścił wzrok na podłogę. – Niech jego dusza spoczywa w pokoju – wymamrotał pod nosem i podniósł wzrok. – Lubił, żeby było ciepło.
– Więc gdzie pan jeździ?
– Koło rzeki. Kościół ma tam kawałek ziemi. Tam, gdzie jest stary kościół Małgorzaty. Piękny był, a teraz się rozpada. Zbieram pełno wyschniętych gałęzi orzecha i wiązu. Trochę dębu. No i mnóstwo tam klonów. Ale orzech pali się najlepiej. – Zamilkł i popatrzył przez okno.
Maggie spojrzała w tę samą stronę. Słońce wpadało za zaśnieżony horyzont, krwistoczerwone na tle bieli. Ścinanie drewna przypomniało mu o czymś, ale o czym?
Tak, Ray Howard wiedział więcej, niż mówił, lecz nawet groźba więzienia ani obietnica drobiowego steku od Wandy nie skłoniły go do mówienia. Będą musieli go wypuścić.