Do jej uszu dobiegł odgłos kroków. Były tuż-tuż. Pospieszyła na korytarz. Ray Howard akurat wyszedł zza rogu. Przestraszyła go, a on zauważył, że trzymała rękę na klamce.
– Pani jest agentką FBI – powiedział oskarżycielskim tonem.
– Tak, jestem tu z szeryfem Morrellim.
– Go pani robiła w pokoju księdza Kellera?
– Och, to pokój księdza Kellera? Szukam łazienki i nie mogę jej znaleźć.
– Bo jest na drugim końcu korytarza – stwierdził z pretensją w głosie i wskazał właściwy kierunek. Nie spuszczał z niej wzroku, jakby jej nie wierzył.
– Ach tak? Dziękuję. – Minęła go i ruszyła w dół korytarza. Zatrzymała się przed odpowiednimi drzwiami i zerknęła za siebie. – To tutaj?
– Tak.
– Jeszcze raz dziękuję. – Weszła do środka i stała parę minut, nasłuchując pod drzwiami. Kiedy wyjrzała, zobaczyła, że Ray Howard znika w sypialni księdza Kellera.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY TRZECI
Bagażnik pickupa był pełen śniegu, Nick wczołgał się jednak jakoś do środka.
– Mógłby mi ksiądz podać łopatę?
Stał jak sparaliżowany, patrząc na śnieg, w którym zatonęły stopy Nicka. Splótł dłonie jak do modlitwy. Wiatr smagał jego ciemne, falujące włosy. Policzki miał czerwone, oczy załzawione.
– Proszę księdza, poproszę o łopatę – powtórzył Nick.
– Tak, tak, już. – Keller podszedł do drzewa, gdzie zostawili narzędzia. – Nie sądzę, żeby znalazł pan tam coś ważnego.
– Wolę sprawdzić.
Zachowanie księdza irytowało Nicka. Coś tu śmierdziało. Czuł to. Zaczął kopać jak szalony, ale wkrótce musiał zwolnić. Jak może znaleźć coś w tych zaspach? Nabierał na łopatę mniejsze porcje śniegu, żeby niczego nie przegapić. Chłód przeniknął przez kurtkę, boleśnie szczypał w twarz. Mimo to po plecach Nicka spływał pot.
Nagle łopata uderzyła o coś twardego, zaskorupiałego pod śniegiem. Głuchy dźwięk postawił na baczność księdza Kellera, który podszedł do pokrywy bagażnika, na tyle blisko, żeby spojrzeć w dołek wykopany przez szeryfa.
Nick z wielką ostrożnością kopał wokół jakiegoś przedmiotu. Ciekawość go roznosiła, odrzucił w końcu łopatę i padł na kolana. Rękami zmiatał, wycierał i odrzucał śnieg, wyczuwając już kształt, ale wciąż nie wiedząc, co to jest. Zlodowaciały śnieg pokrył bezkształtną powłoką. Cokolwiek to było, musiało być ciepłe, kiedy było toczone po śniegu i przemieniane w białą kulę.
Wreszcie Nick ujrzał coś, co wyglądało jak skóra. Zamarł. Jak szalony odłupywał lód. Oderwał się spory kawał zlodowaciałej pokrywy. Nick odskoczył do tyłu osłupiały.
– Jezu – powiedział tylko.
Zerknął na księdza Kellera, który wykrzywił twarz i cofnął się o krok. Zamknięty w śnieżnym grobie leżał martwy pies, z ogoloną czarną sierścią, pocięty nożem, z ranami szarpanymi i podciętym gardłem.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY CZWARTY
Nick i ksiądz Keller szli po schodach, kiedy Maggie stanęła w drzwiach plebanii. Nick spojrzał badawczo w jej oczy, żeby sprawdzić, czy coś znalazła, jednak jej spojrzenie i uśmiech, które były przeznaczone dla księdza Kellera, nie dały mu żadnej odpowiedzi.
– Lepiej się już pani czuje? – zapytał z nieudawaną troską Keller.
– O wiele lepiej. Dziękuję.
– Dobrze, że z nami nie poszłaś, Maggie – rzekł Nick i wzdrygnął się z obrzydzeniem. Kto mógł dopuścić się podobnego okrucieństwa na bezbronnym zwierzęciu? Poczuł się idiotycznie. Przecież jasne, kto to zrobił.
– Czemu? Co znalazłeś?
– Potem ci powiem.
– Może napijecie się państwo herbaty? – zaproponował ksiądz Keller.
– Nie, dziękuję. Musimy…
– Tak – przerwała mu Maggie. – Dobrze mi zrobi na żołądek. Oczywiście jeśli to nie kłopot.
– Ależ nie. Proszę wejść. Zobaczę, czy mamy jakieś słodkie bułeczki albo pączki.
Poszli w ślad za księdzem. Nick spróbował ponownie odczytać coś z twarzy Maggie, zaskoczony jej entuzjastyczną reakcją na propozycję księdza, którym, jak sądził, gardziła.
– To miło, że wspiera pani lokalnych kupców. – Keller uśmiechnął się, odbierając od niej kurtkę.
Odwzajemniła uśmiech bez słowa. Weszli do salonu. Nick wytarł najpierw buty w znajomą wycieraczkę leżącą na korytarzu. Kiedy podniósł wzrok, spostrzegł, że ksiądz studiuje obcisłe dżinsy Maggie. Nie było to zwykłe spojrzenie, bowiem duchowny na dłużej zawiesił wzrok na agentce i sprawiło mu to wyraźną przyjemność. Nagle odwrócił się do Nicka, który natychmiast pochylił głowę nad zamkiem błyskawicznym swojej kurtki, udając, że się z nim mocuje. Zanim podejrzenie i złość zakradły się do jego umysłu, uświadomił sobie, że ksiądz Keller mimo wszystko też jest mężczyzną. A Maggie wyglądała fantastycznie w dżinsach i czerwonym swetrze. Facet musiałby być ślepy, żeby tego nie docenić.
Keller zniknął za ścianą. Nick podszedł do Maggie, która stała przed kominkiem.
– O co chodzi? – szepnął.
– Masz komórkę Christine?
– W kurtce.
– Możesz mi ją dać?
Patrzył na nią, spodziewając się wyjaśnienia, ale Maggie kucnęła przy ogniu, żeby ogrzać ręce. Kiedy wrócił z komórką, grzebała w popiele żelaznym pogrzebaczem. Stanął plecami do niej, jakby jej pilnował.
– Co robisz? – Trudno było szeptać przez zaciśnięte zęby.
– Coś tu śmierdziało. Jakby guma się paliła.
– On zaraz wróci.
– I tak został już tylko popiół.
– Śmietanka, cytryna, cukier? – Ksiądz Keller pojawił się z pełną tacą. Kiedy postawił ją na ławie przy oknie, Maggie była już obok Nicka.
– Poproszę o cytrynę – odparła.
– Dla mnie śmietanka i cukier – rzekł Nick, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że tupie nerwowo nogą.
– Wybaczcie panowie na chwilę, ale muszę zadzwonić – powiedziała nagle Maggie.
– Telefon jest w biurze w dole korytarza – poinformował Keller.
– Och, dziękuję. Zadzwonię z komórki Nicka. Mogę?
Nick dał jej telefon, wciąż szukając na jej twarzy jakiegoś znaku. Maggie oddaliła się w stronę korytarza. Keller podał Nickowi parującą filiżankę.
– Może bułeczkę? – zaproponował ksiądz, podsuwając talerz z bogatym wyborem ciast.
– Nie, dziękuję. – Nick starał się nie spuszczać wzroku z Maggie, ale właśnie wyszła.
Raptem ich uszu doszło dzwonienie telefonu, przytłumiony, lecz nieprzerwany dźwięk. Ksiądz zmieszał się, a następnie ruszył szybko do holu.
– Co pani robi, na Boga?
Nick trzasnął filiżanką, rozlewając gorącą kawę na ręce i lśniący stolik. Rzucił się za róg i zobaczył Maggie z komórką przy uchu. Szła korytarzem, zatrzymując się pod kolejnymi mijanymi drzwiami i nasłuchując. Keller szedł tuż za nią, zarzucając ją pytaniami, na które nie odpowiadała.
– Co pani robi? – Chciał ją wyprzedzić, ale mu nie pozwoliła.
Nick pobiegł za nimi, nerwy miał jak postronki.
– Co jest, Maggie?
Stłumiony dźwięk telefonu wciąż się rozlegał, z każdą chwilą bliżej i bliżej. Wreszcie Maggie pchnęła ostatnie drzwi na lewo i wtedy telefon zabrzmiał czysto i głośno.
– Proszę księdza, czyj to pokój? – spytała Maggie, stojąc w drzwiach.
Ksiądz Keller znów wyglądał jak sparaliżowany. Był spięty, a jednocześnie wzburzony.
– Proszę księdza, proszę odebrać telefon – poprosiła grzecznie Maggie, opierając się o framugę. – Powinien być w jednej z szuflad.
Ksiądz nie poruszył się, patrząc na pokój. Dzwonienie działało Nickowi na nerwy. Nagle uprzytomnił sobie, że to Maggie telefonuje. Trzymała komórkę Christine, przyciski świeciły się i mrugały przy każdym dzwonku ukrytego gdzieś telefonu.
– Proszę księdza, proszę odebrać. – Tym razem zabrzmiało to jak polecenie.
– To pokój Raya. Nie powinienem grzebać w jego rzeczach.
– Proszę tylko odebrać telefon.
Spojrzał na nią, wreszcie przekroczył próg, ociągając się, z wahaniem. Był ogromnie zdetonowany, lecz mimo to wykonał polecenie agentki O’Dell i odebrał telefon, dzięki czemu szarpiące nerwy dzwonienie wreszcie ustało. Ksiądz wyciągnął do Maggie rękę z małym czarnym telefonem komórkowym. Przekazała go Nickowi.