Nick zerknął na księdza, który był równie zmieszany i zażenowany jak on. Bez słowa ruszył za Maggie do drzwi. Dogonił ją na chodniku. Wyciągnął rękę, żeby tak nie biegła, ale w końcu tylko wydłużył krok.
– Co ty, cholera, wyprawiasz? – zdenerwował się.
– On kłamie. Wątpię, że to był wypadek.
– Ksiądz Francis był stary, Maggie.
– Miał mi coś ważnego do powiedzenia. Kiedy rano rozmawialiśmy przez telefon, czułam, że ktoś nas podsłuchuje. Przypuszczam, że to Keller. Nie rozumiesz, Nick? – Przystanęła i odwróciła się do niego. – Ten, kto nas podsłuchiwał, postanowił powstrzymać księdza Francisa, żeby nie mógł mi przekazać tej ważnej informacji. Autopsja może nam pokazać, czy został pchnięty, czy spadł sam. Ja się tym zajmę, jeśli…
– Maggie, chwila. Nie będzie żadnej autopsji. Keller nikogo nie pchnął. Nie sądzę też, żeby miał coś wspólnego z tymi wszystkimi morderstwami. To szaleństwo. Musimy zacząć szukać prawdziwych podejrzanych. Musimy…
Wyglądała fatalnie. Pobladła, opuściła ramiona, miała łzy w oczach.
– Maggie?
Zawróciła i zbiegła z chodnika na śnieg, za budynek plebanii, z dala od ulicznych latarni. Chroniąc się przed wiatrem, przywierając do drzewa, zgięła się wpół i zwymiotowała. Nick skrzywił się. Postanowił trzymać się na dystans. Wreszcie zrozumiał jej napastliwość, głośne oskarżenia, złość. Maggie była pijana.
Zaczekał, aż skończy. Miał nadzieję, że na tyle wytrzeźwieje, by się zawstydzić.
– Nick.
Kiedy się odwrócił, oddalała się od niego, szła za budynkiem plebanii ku drzewom, które odgradzały teren kościoła od Cutty’s Hill.
– Nick, zobacz. – Stanęła i wyciągnęła palec. Wyglądała niesamowicie. Czyżby miała halucynacje?
Potem sam to zobaczył. Jakby dostał obuchem w łeb. Schowany między drzewami stał stary niebieski pickup.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SIÓDMY
– Poproszę, żeby z samego rana sędzia Murphy wydał nakaz rewizji. – Nick nie przestawał mówić, kiedy dotarli do hotelowego pokoju Maggie.
Pragnęła, żeby się zamknął. Głowa jej pękała, wciąż miała nudności. Co za diabeł ją skusił, żeby wypić tyle szkockiej na pusty żołądek? Rzuciła laptop i kurtkę na łóżko i położyła się. Szczęście, że dostała z powrotem swój pokój, bo wielu zmotoryzowanych podróżnych fatalna pogoda zmusiła do przerwy w podróży.
Nick stał w drzwiach. Czuł się skrępowany, mimo to nie zbierał się do odejścia.
– Tak naskoczyłaś na tego Kellera, że zgłupiałem. Jezu, myślałem, że go pobijesz.
Spojrzała na niego, nie ruszając się z łóżka.
– Nie wierzysz mi, ale mówię ci, że Keller maczał w tym wszystkim palce. Zdecyduj się: wchodzisz czy wychodzisz, tylko nie stój tak w otwartych drzwiach. Muszę dbać o swoją reputację.
Uśmiechnął się i wszedł, zamykając za sobą drzwi. Zaczął krążyć po pokoju, aż zobaczył, że Maggie marszczy brwi. Widocznie drażnił ją wszelki ruch. Przysunął krzesło do brzegu łóżka, żeby mogła go widzieć, nie zmieniając pozycji.
– Co się stało, postanowiłaś urządzić pożegnalną balangę?
– Wydawało mi się, że to dobry pomysł.
– Nie spóźnisz się na samolot?
– Już pewnie odleciał.
– Co z twoją matką?
– Zadzwonię do niej rano.
– Wróciłaś taki kawał drogi z powodu Kellera?
Uniosła się, wsparła na łokciu i zaczęła grzebać w kieszeniach kurtki. Wyciągnęła małą kopertę, podała mu i znów się położyła.
– Co to jest?
– Barman mi to dał, kiedy siedziałam w poczekalni na lotnisku. Powiedział, że jakiś facet przy barze prosił, żeby mi to przekazał. Facet się ulotnił.
Patrzyła, jak Nick czyta. Przypomniała sobie, że nie powiedziała mu o pierwszym liście.
– To od mordercy.
– Do diabła, skąd on wie, gdzie mieszkasz i jak się nazywa twój mąż?
– Testuje mnie, bada, grzebie w mojej przeszłości, robi ze mną to samo, co ja robię z nim.
– Jezu, Maggie.
– Nic takiego. Trzeba to brać z dobrodziejstwem inwentarza. – Zamknęła oczy, zaczęła masować pulsujące skronie. – Przez wiele godzin dzwoniłam na plebanię, ale nikt nie odbierał telefonu. Dość czasu, żeby zrobić sobie wycieczkę na lotnisko i z powrotem.
Kiedy podniosła powieki, Nick przyglądał się jej. Usiadła, nie czuła się dobrze wydana na jego zatroskane spojrzenie. Siedział tak blisko, ich kolana prawie się dotykały. Pokój zaczął się kręcić, przechylił się na prawo. Obawiała się, że meble za chwilę zaczną się ślizgać.
– Maggie, dobrze się czujesz?
Spojrzała w jego niebieskie oczy i przeszedł ją dreszcz. Nawet jej jeszcze nie dotknął, nie pieścił jej policzka. Zrobił to po chwili. Wtulona w jego dłoń przymknęła powieki i pozwoliła swojemu ciału na to wirowanie. Potem znienacka zerwała się i zeskoczyła z łóżka. Chwyciła obiema rękami komodę, żeby się nie przewrócić. Jej oddech był płytki, urywany. Podniosła wzrok i zobaczyła Nicka w lustrze. Och, co się z nią działo, dlaczego tak reagowała na tego faceta?
Patrzyła, jak Nick do niej podchodzi, poczuła, jak całuje jej kark. Bluza zsunęła się z jej ramienia. Lustro pokazywało, jak Nick przesuwa wilgotne wargi z jej karku na ramię i na plecy. Kiedy wrócił do szyi, myślała, że się udusi.
– Nick, co ty wyprawiasz? – powiedziała z trudem.
– Już tak dawno chciałem cię dotknąć.
Bawił się koniuszkiem jej ucha. Maggie miała kolana jak z waty.
– To nie jest dobry pomysł – udało jej się szepnąć, i to niezbyt przekonująco. No i oczywiście nie powstrzymała go, jego rąk, które objęły ją w pasie, jego dłoni, które położyły się płasko na jej brzuchu. Bezradnie pomyślała, że powinna to przerwać, lecz było jej tak cudownie, tak błogo…
– Nick.
Bez sensu. Nie mogła nic powiedzieć, nie mogła złapać tchu. Jego wargi pochłaniały ją łapczywie, dłonie wędrowały po jej ciele. Zauważyła bandaż na jego ręce. Chciała zapytać, co się stało, ale musiała przecież skupić się na tym, żeby w ogóle oddychać.
Widziała w lustrze, jak jego dłonie sięgają po jej piersi, jak pieszczą je, kompletnie ją obezwładniając. Za dużo tego. Nie była przygotowana na coś takiego, jej zmysły tego nie wytrzymają. Przesunął dłonie niżej, śmielej, bardzo śmiało. Czuła, że jej podniecenie zamienia się w zapraszającą wilgoć, którą już i on delikatnie wyczuwał palcami. Brakowało sekund, żeby dojrzała do orgazmu. Znalazła w sobie dość siły i odwróciła się do niego twarzą, żeby go odepchnąć. Kiedy jednak dotknęła go, ręce zdradziły ją i rozpoczęły własną podróż, rozpinając mu koszulę, gnane dzikim, niepowstrzymanym pragnieniem.
Drżał, gdy dotknął ustami jej ust. Oszołomiona własnymi jękami, zawahała się. Jego wargi nie ustawały, aż poddała się i sama ofiarowała mu równie namiętny pocałunek. Bezsilnie opierała się o komodę, walcząc o łyk powietrza, podczas gdy Nick przeniósł się znów ku jej piersiom, ssąc sutki przez bawełnianą koszulkę. Mocno przywarła do komody.
– Boże, Nick – szepnęła. Chciała go zatrzymać, ale nie mogła. Pokój zaczął znów swoje wirujące pląsy. W uszach jej dzwoniło. To ciągłe dzwonienie! Nie, to nie w jej uszach dzwoni. To po prostu telefon. Telefon, tak, to telefon. Rzeczywistość odciągnęła ją od skraju przepaści.
– Nick… telefon – wykrztusiła.
Klęczał przed nią. Podniósł wzrok, przerywając pieszczotę, z rękami na jej talii, z oczami pełnymi pożądania. Jak mogła pozwolić, żeby posunęli się tak daleko? To ta szkocka. Ten pieprzony zawrót głowy. Te cudownie smakujące wargi i mocne ręce. Psiakrew, musi nad sobą panować.
Odsunęła się i pokuśtykała do nocnej szafki, chwytając słuchawkę. Telefon spadł na podłogę. Stała tyłem do Nicka, żeby nie widzieć jego oczu, bo inaczej trzęsłaby się wciąż jak galareta.
– Tak? – odezwała się, wypróbowując swój głos, rozczarowana, że nie udało jej się wyrównać oddechu. – Maggie O’Dell.
– Maggie, no, dzięki Bogu, że cię złapałam. Mówi Christine Hamilton. Nie wiem, co robić. Przepraszam, że dzwonię tak późno. Próbowałam złapać Nicka, ale nikt nie wie, gdzie go szukać.