– Napije się pan kawy? – zapytał Keller i zabrzmiało to nad wyraz sympatycznie.
– Nie, dziękuję. Nie zajmę księdzu dużo czasu. – Rozpiął kurtkę, wyciągnął notes i długopis. Ręka go bolała, z palców sączyła się krew, prowizoryczny opatrunek zabarwił się na czerwono. Nick jak tylko mógł, opuścił rękaw, by zasłonić niemiły widok.
– No cóż, niewiele mogę pomóc. Sądzę, że był to atak serca.
– Słucham?
– Mówię o księdzu Francisie. To z jego powodu pan przyszedł, prawda?
– Co się stało z księdzem Francisem?
– O mój Boże. Proszę wybaczyć, myślałem, że to pana sprowadza. Przypuszczalnie rano miał atak serca i spadł ze schodów w piwnicy.
– Jak się czuje?
– Niestety nie żyje. Niech jego dusza spoczywa w spokoju. – Ksiądz Keller pociągnął jakąś nitkę w sutannie, unikając wzroku Nicka.
– Jezu, tak mi przykro. Nic nie wiedziałem.
– Tak, to ogromny szok. Dla nas wszystkich. Pan służył do mszy z księdzem Francisem, prawda? W starym kościele?
– Całe wieki temu. – Nick patrzył w ogień, przypominając sobie, jak krucho wyglądał stary ksiądz, kiedy wypytywali go z Maggie.
– Przepraszam, szeryfie, ale jeśli nie chodzi o księdza Francisa, w czym mogę panu pomóc?
Przez chwilę Nick miał pustkę w głowie. Potem przypomniał sobie portret mordercy przygotowany przez Maggie. Ksiądz Keller idealnie pasował do fizycznego wizerunku. Młody, wysoki, szczupły, sprawny, po jego stopach sądząc, nosił buty numer dwanaście. Ale jego stopy i dłonie były zbyt czyste, zbyt gładkie. Ksiądz nie mógł brodzić na bosaka w śniegu, nie mógł wspinać się po skałach ani przedzierać przez gęste zarośla.
– Szeryfie? Dobrze się pan czuje?
– Tak, dobrze. Chciałem księdzu zadać kilka pytań w związku z obozem letnim, który organizuje kościół.
– Z obozem letnim? – Zmieszał się czy zdenerwował? Nick nie potrafił zgadnąć.
– Zarówno Danny Alverez, jak i Matthew Tanner zeszłego lata uczestniczyli w organizowanym przez księdza obozie.
– Naprawdę?
– Nie wiedział ksiądz?
– W zeszłym roku było ponad dwustu chłopców. Chciałbym ich wszystkich poznać, ale nie miałem czasu.
– Ze wszystkimi robił sobie ksiądz zdjęcia?
– Słucham?
– Mój siostrzeniec, Timmy Hamilton, ma zdjęcie, na którym jest piętnastu, może dwudziestu chłopców, ksiądz i pan Howard.
– Och, tak. – Keller wsadził palce we włosy i wtedy dopiero Nick zdał sobie sprawy, że jego włosy są suche. – Zdjęcie na łódce. Nie wszyscy chłopcy mogli wziąć udział w wyścigu, ale tak, zrobiliśmy zdjęcie z tymi, którzy się nadawali. Pan Howard był tam opiekunem wolontariuszem. Odkąd opuścił w zeszłym roku seminarium i przyszedł do nas, staram się go włączać w jak najwięcej kościelnych przedsięwzięć.
A więc Howard był w seminarium. Nick czekał na dalszy ciąg.
– Timmy Hamilton to pański siostrzeniec, jak sądzę? Wspaniały chłopak.
– Tak, to prawda. – Czy ksiądz Keller próbował odwrócić jego uwagę od siebie? Nie musiał napomykać o tym, że Howard opuścił seminarium.
– W swojej poprzedniej parafii organizował ksiądz podobne obozy dla chłopców, prawda? W Maine. W Wood River, zdaje się. – Czekał na reakcję Kellera, ale nie było żadnej.
– To prawda – odpowiedział obojętnie.
– Dlaczego wyjechał ksiądz z Wood River?
– Zaproponowano mi stanowisko tutaj. Można to uznać za awans.
– Wiedział ksiądz, że przed odejściem księdza z Wood River zamordowano tam chłopca?
– Owszem, obiło mi się o uszy. Nie bardzo rozumiem, do czego pan zmierza, szeryfie. Oskarża mnie pan, że ukrywam jakieś informacje na temat tych zbrodni?
Mówił spokojnie, bez śladu paniki, choć oczywiście był lekko poruszony. Każdy by był, przecież mówili o zbrodni.
– Sprawdzam wszystkie ślady. – Nick czuł się jak idiota. Jak mógł dać się przekonać Maggie, że katolicki ksiądz jest mordercą? Nagle coś go uderzyło. – Skąd ksiądz wie, że służyłem do mszy z księdzem Francisem w starym kościele?
– Pewnie ksiądz Francis o tym wspominał. – Znów uciekł od Nicka wzrokiem. Przerwało im stukanie do drzwi. Keller poderwał się zbyt szybko, jakby chciał uciec. – W tym stroju nie mogę się pokazać. – Uśmiechnął się do Nicka, poprawiając sutannę i zaciskając pas.
Nick wykorzystał sytuację i odsunął się od ognia. Wstał i zaczął chodzić po dużym pokoju. Wysokie, wbudowane w ściany półki z książkami zajmowały jedną ścianę, naprzeciw znajdowało się okno wykuszowe i półka na rośliny. Pokój był skromny. Wypolerowany krucyfiks z ciemnego drewna z niezwykłym ostrym końcem wyglądał prawie jak sztylet. Na ścianach wisiało kilka oryginalnych obrazów nieznanego artysty. Nick nie znał się na sztuce, ale hipnotyczne jaskrawe plamy, wirujące żółcie i czerwienie na tle wibrującej purpury zrobiły na nim wrażenie.
I wtedy Nick to zobaczył. Wciśnięta z boku ceglanego kominka, który wystawał ze ściany, na starej wycieraczce stała para czarnych gumowych butów. Miały jeszcze ślady śniegu. Czy ksiądz Keller kłamał, twierdząc, że tego wieczoru nie ruszał się z domu? A może buty należą do Raya Howarda?
Z korytarza dobiegły Nicka podniesione głosy. Ksiądz Keller był nieco zdenerwowany, jakaś kobieta oskarżycielsko krzyczała. Nick pospieszył do drzwi i ujrzał Maggie, która zarzucała pytaniami próbującego zachować zimną krew księdza.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SZÓSTY
Nick nie od razu poznał głos Maggie, bo teraz brzmiał donośnie, piskliwie i agresywnie. Nie pasował do zrównoważonej kobiety, która była uosobieniem trzeźwego spokoju.
– Chcę natychmiast się widzieć z księdzem Francisem – rzuciła, przepychając się obok księdza Kellera, nie dając mu szansy, żeby cokolwiek wyjaśnił. Wpadła na Nicka i przestraszona odskoczyła. Spotkali się wzrokiem. W jej oczach kryło się coś dzikiego i ponurego. Jakby traciła nad sobą kontrolę. Świadczył o tym również ton jej głosu.
– Nick, co tu robisz?
– Mógłbym ci zadać to samo pytanie. Czy nie powinnaś być teraz w samolocie?
Była taka filigranowa w za dużej zielonej kurtce i niebieskich dżinsach. Bez makijażu, z rozwianymi włosami, mogła uchodzić za studentkę z college’u.
– Przesunęli lot.
– Przepraszam – włączył się gospodarz.
– Maggie, pozwól. Poznaj księdza Michaela Kellera. A to jest agentka specjalna Maggie O’Dell.
– A więc to ksiądz? – Nadal go oskarżała. – Co ksiądz zrobił z księdzem Francisem?
Znów ta napastliwość. Nick nie pojmował, co się stało z chłodną, opanowaną kobietą, przy której czuł się jak nieodpowiedzialny narwaniec.
– Właśnie próbowałem wyjaśnić… – podjął Keller.
– Tak, rzeczywiście powinien ksiądz coś wyjaśnić. Ksiądz Francis umówił się ze mną w szpitalu po czwartej. Nie pojawił się. – Spojrzała na Nicka.
– Dzwoniłam tu całe popołudnie i wieczór.
– Maggie, wejdź, ochłoniesz trochę.
– Nie chcę ochłonąć. Chcę otrzymać odpowiedź. Chcę wiedzieć, co się tu, u diabła, dzieje!
– Rano był wypadek – zaczął tłumaczyć Nick. – Ksiądz Francis spadł ze schodów w piwnicy. Niestety nie żyje.
Umilkła, stała nieporuszona.
– Wypadek? – Podniosła wzrok na Kellera. – Nick, jesteś pewny, że to wypadek?
– Maggie…
– Skąd masz pewność, że ktoś go nie zepchnął? Czy koroner oglądał jego ciało? Jeśli trzeba, sama zajmę się autopsją.
– Autopsją? – powtórzył ksiądz Keller.
– Maggie, to był stary i słaby człowiek.
– No właśnie. Po co schodziłby po tych cholernych schodach?
– Trzymamy tam wino – wyjaśniał ksiądz Keller.
Maggie spojrzała na niego. Nick zobaczył, że zacisnęła pięści. Nie zdziwiłby się, gdyby dołożyła księdzu. Nie pojmował strategii Maggie. Wolałby, żeby mu objaśniła swoją grę.
– Co ksiądz sugeruje? – spytała wreszcie.
– Sugeruję? Nic nie sugeruję.
– Maggie, chyba powinniśmy iść – rzekł Nick, biorąc ją lekko pod ramię. Natychmiast wykręciła się i rzuciła mu takie spojrzenie, że cofnął się o krok. Przeniosła wzrok na księdza Kellera, a potem energicznie minęła ich obu i poszła do wyjścia.