– Dziękuję. Dobrze będzie mieć ją obok – skłamała Christine. Jej matka dostawała histerii na samo wspomnienie o jakimkolwiek kłopocie. Jak ona sobie z tym poradzi? Ciekawe, co ojciec jej powiedział? Ile przed nią ukrył?
– Nie denerwuj się, złotko, ale zadzwoniłem też do Bruce’a.
– Do Bruce’a?
– Ma prawo wiedzieć. Timmy to jego syn.
– Tak, oczywiście. Próbowaliśmy z Nickiem skontaktować się z nim. Wiesz, gdzie jest?
– Nie, ale dał mi numer telefonu, w razie konieczności.
– Cały czas wiedziałeś, jak go złapać?
Ojciec osłupiał. Jak ona śmie odzywać się do niego takim tonem?
– Wiedziałeś, że szukam go od ośmiu miesięcy, żeby mi płacił na dziecko! I cały czas miałeś jego numer?
– Tylko na wypadek czegoś ważnego, Christine.
– A to, żeby jego syn miał co jeść, to nie jest ważne? Jak mogłeś?
– Przesadzasz. Ja i twoja matka nie pozwolilibyśmy, żeby tobie i Timmy’emu czegoś zabrakło. Poza tym Bruce zostawił ci sporo oszczędności.
– Tak powiedział? – Zaśmiała się, nie dbała o to, że brzmiało to niemal histerycznie. – Zostawił nam dokładnie 164 dolary i 21 centów na rachunku oszczędnościowym i ponad pięć tysięcy dolarów kredytu.
Wiedziała, że ojciec nie znosi kłótni. Całe życie chodziła na paluszkach wokół wielkiego Tony’ego Morrellego, przytakując jego jedynie słusznym opiniom, jego uczuciom ważniejszym niż czyjekolwiek inne uczucia. Matka nazywała to szacunkiem. Teraz Christine wiedziała, co to jest. Głupota.
Ojciec zaczął krążyć po pokoju z rękami w kieszeniach, zajmując palce podzwaniającymi w kieszeniach drobnymi.
– To sukinsyn. Mówił mi co innego – rzekł w końcu. – Ale wyrzuciłaś go z jego własnego domu.
– Pieprzył swoją recepcjonistkę.
Jego twarz poczerwieniała z oburzenia. Dama nie posługuje się takim językiem.
– Mężczyznom zdarza się błądzić, Christine, to i jemu trafiła się drobna nieostrożność. Nie twierdzę, że to w porządku, ale to jeszcze nie powód, żeby go wyrzucać z jego własnego domu.
Więc o to chodzi. Podejrzewała, że ojciec ma jej to za złe, ale aż do tej pory żadne z rodziców z tym się nie zdradziło. No cóż, stary Morrelli żył w świecie, gdzie obowiązywała podwójna moralność. Zawsze to wiedziała, akceptowała, nie komentowała. Ale to było jej życie.
– Ciekawe, czy byłbyś taki łaskawy, gdybym to ja miała romans?
– Co? Nie bądź śmieszna.
– Nie jestem. Chcę wiedzieć. Nazwałbyś to drobną nieostrożnością, gdybym pieprzyła się na boku z jakimś facetem?
Zmrużył oczy. Nie była pewna, czy zraził go jej język, czy obraz, który mu przedstawiła. W końcu córeczka Tony’ego Morrellego nie pieprzy się z nikim.
– Posłuchaj, jesteś zdenerwowana, Christine. Pozwól, że któryś z chłopców odwiezie cię do domu.
Nie odpowiedziała, nie mogła wydobyć głosu, bo w środku aż się w niej gotowało. Skinęła głową, a ojciec wymknął się czym prędzej.
Po kilku krótkich minutach drzwi znowu się otworzyły i stanął w nich Eddie Gillick.
– Twój ojciec prosił, żebym cię zawiózł do domu.
ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY SIÓDMY
Ależ ze mnie idiota, pomyślał Nick, naciskając gaz i zostawiając w tyle Platte City. Zerknął na siedzącą obok niego bez słowa Maggie. Źle zrobił, że pozwolił sobie na słabość w jej obecności, że pokazał jej, jak panicznie się boi. Po dramatycznej opowieści o Stuckym Maggie siedziała niemo, wyciszona, wpatrzona w ciemny krajobraz za oknem. Jak ona to robi? Jak jej się udaje odsunąć Alberta Stucky’ego i tym podobne horrory na bezpieczną odległość? Czemu nie wali pięścią w ścianę ani nie tłucze szyb?
Nie był w tej chwili zdolny do myślenia, ledwie prowadził samochód na ciemnej drodze. W piersiach wciąż mu dudniło, jakby zegar bomby zegarowej odliczał sekundy, z których każda mogła być ostatnią sekundą życia Timmy’ego.
W tym stanie ducha mało brakowało, by posunął się za daleko i wyznał Maggie, że ją kocha. Ależ z niego idiota! Tracił nie tylko męskość, tracił też rozum.
Siedząc obok Maggie w mrocznej ciszy, raptem poczuł nagły przypływ sił. Musi być silny z uwagi na Timmy’ego, a wtedy może mu się uda. Byle tylko nie został z tym wszystkim sam. Jezu, czy to możliwe, żeby Nick Morrelli kogoś potrzebował?
Nie będzie zwracać uwagi na wariujący żołądek. Wyrzuci z pamięci puste spojrzenie Danny’ego Alvereza. Timmy musi wyjść z tego cało. Nie jest jeszcze za późno. Przycisnął gaz, dżip wykonał zygzak na czarnej jezdni, którą przecinał wirujący falami śnieg. Ale wiatr znacznie się uciszył.
– Chyba jesteś mi winna wyjaśnienie – odezwał się, szczęśliwie nie okazując strachu. – Czemu jedziemy na cmentarz w środku nocy?
– Wiem, że twoi ludzie sprawdzali stary cmentarz, ale co z tunelem?
– Tunelem? Myślałem, że dawno się zapadł.
– Jesteś pewny?
– No nie. Prawdę mówiąc, nigdy go nie widziałem. Kiedy byłem dzieciakiem, myśleliśmy, że to jakiś wymysł. No wiesz, żeby nas wystraszyć, żebyśmy po nocy nie szwendali się koło kościoła. Opowiadano, że zmarli wstają z grobów i czołgają się tunelem do kościoła, żeby uratować swoje potępione dusze.
– Wydaje się, że to świetne miejsce dla zabójcy, który wierzy w odkupienie.
– Myślisz, że tam trzyma Timmy’ego? W dziurze w ziemi? – Przypomniał sobie opowieść Maggie o ojcu, który żywcem zakopał syna na podwórku. Dodał gazu, a Maggie spojrzała na niego zmartwiona.
– To tylko podejrzenie, przeczucie – powiedziała, ale z jej tonu wiedział, że chodzi o coś więcej. – Nie zaszkodzi sprawdzić. Ray Howard wspomniał, że jeździ tam po drewno na opał. Do cholery, on naprawdę coś wie. Może nawet coś widział.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że go puściłaś.
– On nie zabił, Nick. Ale uważam, że zna zabójcę.
– Wciąż myślisz, że to Keller, tak? – Rzucił spojrzenie w jej stronę, w ciemności widział tylko jej twarz wpatrzoną w noc.
– Keller mógł łatwo podrzucić telefon do pokoju Howarda. Miał też dostęp do pickupa. W jego pokoju wiszą te dziwne obrazy torturowanych świętych ze znakiem krzyża na piersiach.
– Ma zły gust, jeśli chodzi o sztukę, co nie znaczy, że jest mordercą. Poza tym każdy mógł zobaczyć te obrazy i zasugerować się nimi.
– Keller znał wszystkich trzech chłopców.
– W sumie pięciu – przerwał Nick. – Lucy i Max dokopały się pewnych informacji. Eric Paltrow i Aaron Harper poprzedniego lata, zanim zostali zamordowani, byli na kościelnym obozie. Ale to znaczy, że wszystkich ich znał też Ray Howard.
– Powiem ci więcej, Nick. Wydaje mi się, że zabójca jest przekonany, iż robi z tych chłopców męczenników, że ich przed czymś ratuje. Większość seryjnych morderców zabija dla przyjemności, bo ich to seksualnie podnieca albo zaspokaja jakieś egoistyczne potrzeby. A tu jakby włączał się jakiś mechanizm i wysyłał zabójcę z jakąś misją. Ojciec Keller świetnie pasuje do takiego portretu. Kto prócz księdza udzielałby swojej ofierze ostatniego namaszczenia? Kto miał lepszą okazję, żeby zepchnąć księdza Francisa ze schodów, by się go pozbyć?
– Jezu, Maggie. Nie odpuszczasz, co?
– Chyba nie mam wyboru. Ksiądz Francis nie ma żadnych krewnych, jego ciałem zajęła się archidiecezja, która nie widzi żadnego powodu do autopsji.
Zapadła cisza. Jeśli ksiądz Francis został zrzucony ze schodów, Nick tym bardziej obwiniałby Howarda. Zastanowił się nagle, co też stary kapłan miał do powiedzenia Maggie.
– Może się mylimy – powiedział, rozwijając głośno myśl. – Może istotnie Keller jest w to zamieszany, ale w inny sposób. Kogoś chroni.
– To znaczy?
– Ksiądz Francis nie mógł nam zdradzić spowiedzi Jeffreysa. A może zabójca spowiadał się też Kellerowi?
Maggie milczała. Rozważała te przypuszczenia. To nie jest nieprawdopodobne, pomyślał Nick. Wtem ni stąd ni zowąd Maggie rzekła:
– Wiesz, że Ray Howard przyjaźni się z Eddiem Gillickiem?