Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZY

Z przejścia na dole widział Maggie O’Dell, która szła do góry po ruchomych schodach. Ruszała się zgrabnie, musiał jej to przyznać, była też niezłą biegaczką. Wyobraził sobie jej silne atletyczne nogi w ciasnych szortach, chociaż nie wzbudzało to w nim wielkich emocji.

Pchnął wózek na bok i zdjął czapkę oraz kurtkę, które pożyczył od śpiącego pracownika lotniska. Zwinął je i wrzucił do pojemnika na śmieci.

Kiedy opuszczał lotnisko, głośnik grzmiał w sali odlotów, słychać było ryk samolotowych silników. W tak wielkim hałasie nikt nie usłyszy Timmy’ego, nawet gdyby obudził się wcześniej, niż powinien. Zresztą bagażnik był szczelny i chłonął wszystkie dźwięki, co znaczy również, że nie było tam wiele powietrza.

Wsiadł do samochodu w chwili, gdy parkingowy z bloczkiem biletów ruszył w jego kierunku. Z piskiem opon zjechał z krawężnika i śmignął wokół rozładowujących się pojazdów. Zanim dowiezie Timmy’ego, zrobi się zupełnie ciemno, ale warto było zboczyć z drogi, żeby spojrzeć w twarz agentce specjalnej Maggie O’Dell.

Wiatr porywał śnieg z ziemi, powodując zamieć, więc jutro z rana wszędzie będą zaspy. Piecyk, lampa i śpiwór, złożone na tylnym siedzeniu, przygotowane na odwołaną wycieczkę z namiotami, mimo wszystko jednak się przydadzą. Może wstąpi po drodze do McDonalda. Timmy uwielbia Big Maca, on sam też już zgłodniał.

Włączył się do ruchu, machając z podziękowaniem do rudowłosej kobiety, która wpuściła go przed siebie. To nie był stracony dzień. Dodał gazu, lekceważąc ślizgające się po zlodowaciałej jezdni opony.

Odzyskał kontrolę.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DRUGI

– Ten pieprzony typ naigrywa się z ciebie. – Antonio Morrelli robił Nickowi wykład, czując się znakomicie za jego biurkiem, kręcąc się w skórzanym fotelu, który niegdyś należał do niego. Był to jedyny mebel z całego bogatego zestawu ojca, który Nick zostawił sobie, przejmując po nim stanowisko szeryfa. – Powinieneś poświęcić trochę czasu ludziom z telewizji – ciągnął ojciec. – Przekonać ich, że wiesz, co robisz. Wczoraj wieczorem Peter Jennings zrobił z ciebie wiejskiego głupka, co to nawet z latarką nie widzi własnego tyłka. Cholera, Nick, taki gówniany Jennings!

Nick patrzył przez okno, gdzieś poza zasypane śniegiem ulice, na ciemny horyzont za ulicznymi światłami. Pomarańczowy księżyc wystawił róg zza zasłony z chmur.

– Mama z tobą przyjechała? – spytał, nie odwracając głowy, nie zważając na obraźliwe uwagi. Od lat grali w tę grę. Ojciec ciskał zniewagami i poleceniami, a Nick milczał, udając, że pilnie słucha. Zazwyczaj przestrzegał poleceń ojca. Tak było prościej. Tego się po nim spodziewano.

– Została z ciocią Minnie i samochodem w Houston – odparł ojciec, ale jedno spojrzenie wystarczyło, aby Nick przekonał się, że zmiana tematu nie przyjdzie mu łatwo. – Musisz zacząć wzywać podejrzanych z ulicy. No wiesz, takich ulicznych lumpów. Bierz ich na przesłuchania. Udawaj, że masz już rozwiązanie.

– Mam dwóch podejrzanych – powiedział nagle Nick, przypominając sobie, że rzeczywiście ich ma.

– Brawo, no to ich przesłuchaj. Sędzia Murphy do rana na pewno wyda nakaz. Kto to jest?

Nick zastanawiał się, czy z Jeffreysem poszło właśnie tak łatwo: podrzucić dowody, zdobyć nakaz, aresztować.

– Kto to jest? – powtórzył ojciec.

Może chciał ojca zaszokować. Rozsądek powinien był mu podpowiedzieć, żeby trzymał gębę na kłódkę. Tymczasem Nick odwrócił się od okna i powiedział:

– Jeden to ksiądz Michael Keller.

Patrzył na ojca, który znieruchomiał na krześle. Na twarzy starego malowało się wielkie zdziwienie, potem potrząsnął głową i zmarszczył czoło zawiedziony.

– Go ty, kurwa, kombinujesz, Nick? Pieprzony ksiądz, przecież media cię ukrzyżują. Sam to wymyśliłeś, czy ta ślicznotka z FBI, o której opowiadali mi chłopacy?

Chłopacy. Jego chłopacy. Jego wydział. Nick wyobrażał sobie, jak się śmieją i żartują z Maggie i z nieszczęsnego szeryfa.

– Keller odpowiada portretowi przygotowanemu przez agentkę O’Dell.

– Nick, ile razy mam ci mówić? Nie możesz myśleć fiutem.

– Nie myślę fiutem. – Zagotowało się w nim. Znów odwrócił się do okna, udając, że patrzy na ulicę, ale wściekłość przesłaniała mu wzrok.

– O’Dell na pewno robi dobry omlet na śniadanie po nocy pieprzenia. To miłe, ale wcale nie znaczy, że masz jej słuchać.

Nick potarł dłonią szczękę i wargi, żeby tylko wściekłość nie wybuchnęła słowami. Przełknął głośno ślinę, odczekał chwilę i zwrócił się do ojca.

– To moje śledztwo, moje decyzje, i wezwę księdza Kellera na przesłuchanie.

– Świetnie. – Ojciec uniósł ręce w poddańczym geście. – Zrób z siebie pieprzonego dupka. – Wstał i ruszył do drzwi. – A ja w tym czasie zobaczę, czy Gillick i Benjamin nie mogliby dostarczyć jakichś prawdziwych podejrzanych.

Nick zaczekał, aż ojciec znajdzie się po drugiej stronie drzwi i oddali korytarzem. Zakręcił się i walnął pięścią w ścianę. Ból rozwarł mu palce i przeszył całą rękę. Starał się nad sobą panować, czekał, aż złość i poniżenie rozmyją się w bólu.

Potem, nie myśląc wiele, wytarł krew spływającą po ścianie rękawem białej koszuli. Musi już zapłacić za stłuczoną szybę, nie stać go na odmalowywanie pokoju.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY TRZECI

Kiedy Christine wjechała na podjazd, okna w domu były ciemne. Położyła ciepłe jeszcze pudełko z pizzą na laptopie, uświadamiając sobie, że pewnie będzie ją jadła sama, skoro Timmy zasiedział się u jakiegoś kolegi. Wrócił kiedyś do domu z długą historią o czymś, co nazywało się sztuką mięsa i puree z ziemniaków, i nie pochodziło z puszki ani pudełka. Pamiętał pewnie czasy, kiedy przygotowywała sama prawdziwe domowe obiady, które czekały na niego na stole każdego dnia o tej samej porze. Zastanawiała się, czy mu tego brakuje. Czy tęskni za prawdziwym, rodzinnym życiem? Jaką cenę płaci za to, że jego matka, by odzyskać dla siebie szacunek, zażarcie usiłuje zrobić karierę?

Cisza wzbudziła w niej dziwny lęk. Może to tylko ten wiatr. Poszła do kuchni, zatrzymując się przy telefonie z sekretarką. Czerwone światełko nie paliło się, nie było żadnych wiadomości. Tyle razy powtarzała Timmy’emu, żeby dzwonił i zostawiał informację. Nie ma żadnego usprawiedliwienia, zwłaszcza teraz, kiedy ona ma komórkę, chociaż sama jeszcze nie pamiętała numeru.

Rzuciła płaszcz na krzesło, położyła na siedzeniu komputer i torbę. Zapach pizzy przypomniał jej, że umiera z głodu. Po wizycie Eddiego Gillicka w „Wandal Diner” straciła apetyt i zostawiła większość lunchu na talerzu.

Nalała sobie szklaneczkę wina, wsadziła zwiniętą gazetę pod pachę i zabrała się za pizzę. Z pełnymi rękami zrzuciła buty i poszła boso do salonu, uciekając od rzeczywistości na miękką kanapę. Jedzenie w salonie było surowo zabronione, a zwłaszcza na kanapie. Spodziewała się, że Timmy wróci lada chwila i przyłapie ją na niecnym wykroczeniu.

Położyła obiad na szklanym blacie stolika i rozłożyła gazetę. W wieczornym wydaniu powtórzono poranny tytuł:

Znaleziono drugie ciało.

Pod spodem znajdował się tylko dopisek potwierdzający, że były to zwłoki Matthew Tannera. Artykuł cytował też George’a Tilliego. Znalazła go i przeczytała raz jeszcze własne dzieło, w którym oddała głos George’owi, skoro Nick nie chciał mówić. Koroner potwierdził, że chłopców zabił seryjny morderca.

Zakończyła artykuł cytatem z wypowiedzi Michelle Tanner z poniedziałku. Była to melodramatyczna prośba o powrót syna. Christine dopisała pod tym:

Rozpaczliwe błaganie matki raz jeszcze trafiło na głuchych.

Teraz, widząc to w druku, pomyślała, że przesadziła. Ale Corby to lubił.

Przejrzała pozostałą część gazety, w tym komentarze czytelników, żeby sprawdzić, czy coś o niej mówią. Nagle przypomniała sobie, że jest bardzo późno. Nerwowo rozejrzała się za pilotem i włączyła telewizor na Kanał Piąty.

47
{"b":"102241","o":1}