Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Przyszłam spotkać się z szeryfem Morrellim.

Kobieta lustrowała Maggie podejrzliwie, twardo stojąc w progu na straży dalszych biurowych pokoi. Maggie wiedziała, że granatowa marynarka i spodnie dodają jej powagi, kryjąc szczupłą figurę, która czasami odbierała jej autorytet. Już na początku swojej zawodowej kariery wykształciła w sobie dość szorstki i obcesowy sposób bycia, w ten sposób domagając się uwagi i rekompensując sobie zbyt delikatny, „nieprofesjonalny” wygląd. Mając niecałe sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i ważąc pięćdziesiąt dwa kilogramy, z trudem spełniała wymagania FBI.

– Nicka nie ma w tej chwili – rzekła kobieta tonem, który mówił Maggie, że nie dowie się niczego więcej. – Spodziewał się pani? – Energicznie skrzyżowała ramiona i wyprostowała się, żeby podkreślić, jaka jest ważna.

Maggie rozejrzała się po pokoju, nie zwracając uwagi na pytanie. Pokazała, że owa demonstracja siły nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia.

– Można go jakoś złapać? – Udawała, że zainteresowała ją tablica, na której widniał plakat z poszukiwanym zbrodniarzem z początku lat osiemdziesiątych, ulotka o halloweenowych tańcach i ogłoszenie o sprzedaży forda z 1990 roku.

– Proszę pani, nie chciałabym być niegrzeczna – zaczęła młoda kobieta, tracąc trochę pewność siebie. – W jakim celu chce się pani skontaktować z Nickiem… z szeryfem Morrellim?

Maggie zerknęła na kobietę, która nagle postarzała się w jej oczach, wokół jej ust i pod oczami zarysowały się zmarszczki, zachwiała się na swoich wysokich obcasach i przygryzła dolną wargę.

Gdy Maggie wreszcie sięgnęła do kieszeni marynarki po swoją odznakę, w drzwiach pojawili się dwaj mężczyźni. Narobili sporo hałasu. Starszy miał na sobie brązowy mundur zastępcy szeryfa, idealnie zaprasowane spodnie i krawat ciasno zawiązany pod szyją. Czarne włosy zaczesał gładko do tyłu, gdzie karnie zwijały się nad kołnierzykiem. Młodszy przeciwnie. Był w szarym podkoszulku ze śladami potu, krótkich spodniach i sportowych butach do biegania. Miał ciemnobrązowe, krótkie, potargane włosy, wilgotne kosmyki przykleiły mu się do czoła. Mimo to był przystojny i zdecydowanie w dobrej formie. Miał mocne muskularne nogi, szczupłą talię i szerokie ramiona. Maggie była na siebie zła, że zwraca uwagę na takie bzdury.

Obaj mężczyźni zamilkli na widok Maggie. W ciszy przenosili wzrok z niej na doprowadzoną do ostateczności młodą kobietę, która nie zeszła ze swojego posterunku na progu.

– Cześć, Lucy. Wszystko w porządku? – odezwał się ten młodszy, przyglądając się Maggie. Kiedy wreszcie spotkał się z nią wzrokiem, uśmiechnął się, jakby zdobyła jego akceptację.

– Właśnie chciałam się dowiedzieć, co ta pani…

– Chciałam się widzieć z szeryfem Morrellim – przerwała jej Maggie. Zniecierpliwiło ją, że jest traktowana jak kontroler podatkowy.

– W jakiej sprawie? – spytał zastępca, marszcząc czoło w pełnej gotowości.

Maggie przejechała palcami przez włosy, czekając, aż się uspokoi, żeby niecierpliwość nie zamieniła się w złość. Wyjęła swoją odznakę i machnęła im nią przed oczami.

– Jestem z FBI.

– Agent… agentka specjalna O’Dell? – powiedział młodszy mężczyzna, zarazem zdziwiony i zażenowany.

– Tak.

– Przepraszam. – Wytarł rękę w koszulkę i wyciągnął ją do niej. – Nick Morrelli.

Była pewna, że nie zdołała ukryć zdumienia, bo uśmiechnął się, widząc jej minę. Tyle razy pracowała już z szeryfami w małych miasteczkach, ale Nick żadnego z nich w niczym nie przypominał. Kojarzył się bardziej z zawodowym sportowcem, któremu wybacza się arogancję za niezły wygląd i urok osobisty. Miał niebieskie oczy, ciemne włosy i opaloną skórę. I mocny uścisk dłoni, żadne tam delikatne muśnięcie zarezerwowane dla kobiet. Nie spuszczał z niej wzroku, jakby w pokoju nie było nikogo prócz niej. Takie spojrzenie serwował tylko kobietom.

– Mój zastępca Eddie Gillick. A to Lucy Burton, którą już pani poznała, jak rozumiem. Bardzo mi przykro, naprawdę. Robota nas goni, nie spaliśmy kilka nocy, po piętach depczą nam dziennikarze.

– W każdym razie nienajgorzej się pan kamufluje. – Tym razem Maggie zlustrowała Nicka powoli, tak jak on zrobił to z nią przed chwilą. Kiedy doszła do wysokości jego oczu, błysk zażenowania zastąpił w nich pewność siebie.

– Wróciłem właśnie z Oklahomy. Brałem udział w naszym pucharze – wyjaśniał naprędce, jakby przyłapano go na czymś, czego powinien się wstydzić. Przestępował z nogi na nogę. – Zbieramy pieniądze dla Amerykańskiego Stowarzyszenia Chorób Płucnych… a może Chorób Serca. Nie pamiętam. W każdym razie na dobry cel.

– Nie musi się pan przede mną tłumaczyć, szeryfie – powiedziała, w głębi ducha zadowolona, że jej obecność tak na niego działa.

Zapanowała krępująca cisza. W końcu Gillick odchrząknął.

– Muszę wracać na miasto. – Uśmiechnął się do Maggie. – Miło było panią poznać, pani O’Dell.

– Agentko O’Dell – poprawił go Morrelli.

– Tak, przepraszam. – Zdetonowany zastępca zaczął jeszcze bardziej się spieszyć.

– Na pewno jeszcze się spotkamy. – Maggie postanowiła dodatkowo mu dołożyć.

– Lucy, czyżbym czuł zapach kawy? – spytał Morrelli z chłopięcym uśmiechem.

– Właśnie zaparzyłam, zaraz ci przyniosę. – Jej głos był teraz słodki i kokieteryjnie o oktawę wyższy.

Maggie uśmiechnęła się pod nosem, widząc, jak pewna siebie, mocna kobieta łagodnieje i nalewa kawę przystojnemu szefowi.

– Mogłabyś też nalać agentce O’Dell? – Nick przesłał uśmiech Maggie, a Lucy rzuciła jej złe spojrzenie.

– Z cukrem czy ze śmietanką?

– Bez niczego, dziękuję.

– Może woli pani pepsi? – spytał Nick, koniecznie pragnąc jej się przypodobać.

– Tak, wolę. – Miała nadzieję, że cukier choć trochę zagłuszy głód.

– Lucy, zostaw tę kawę i przynieś nam, proszę, dwie puszki pepsi.

Lucy popatrzyła na Maggie. Z jej twarzy wyparowało całe podniecenie, teraz była na niej tylko pogarda. Zakręciła się na pięcie i wyszła, a stukot jej obcasów niósł się echem po korytarzu.

Zostali sami. Morrelli pocierał ramiona, jakby zmarzł. Czuł się nieswojo. Maggie mogła bez pudła podać powód jego skrępowania. Może powinna była zadzwonić, zapowiedzieć się telefonicznie, pomyślała. Nie znała miejscowej etykiety, najwyraźniej obowiązującej w Platte City.

– Po czterdziestu ośmiu godzinach na nogach postanowiliśmy dzisiaj odpocząć. – Znowu się tłumaczył, swój strój i pustki w biurze. – Spodziewałem się pani najwcześniej jutro. Wie pani, dzisiaj niedziela.

Maggie zaczęła się zastanawiać, czy Nick jest mianowanym, czy wybranym szeryfem. W obu wypadkach jego chłopięcy urok był zapewne ważniejszy od kompetencji.

– W rozmowie z moimi szefami odniosłam wrażenie, że w tej sprawie liczy się czas. Trzymacie ciało, żebym mogła je zobaczyć?

– Tak, oczywiście. On jest… – Morrelli przetarł twarz dłonią. Maggie dostrzegła małą bliznę, lekko wypukłą białą linię na idealnym poza tym podbródku. – Jest w szpitalnej kostnicy. – Przetarł oczy. Zastanowiła się, czy jest zmęczony, czy próbuje wymazać z pamięci obraz, który nawiedza go nocami. Według raportu to Morrelli znalazł ciało. – Jeśli pani sobie życzy, mogę panią tam zawieźć – dodał.

– Dziękuję, tak, powinnam tam pojechać. Ale najpierw prosiłabym, żeby mnie pan podrzucił gdzie indziej.

– Oczywiście. Pewnie chce się pani rozpakować. Zostaje pani w mieście?

– Prawdę mówiąc, nie o to mi chodzi. Chciałabym zobaczyć miejsce zbrodni. – Patrzyła, jak blednie mu twarz. – Niech mi pan pokaże, gdzie znalazł pan ciało.

11
{"b":"102241","o":1}