Литмир - Электронная Библиотека

I dopiero teraz staje się dla mnie jasne, skąd ten dziwny dla nas z początku dobór ryb w sieci! Oto»Sirius«, były galernik, tylko podobieństwo było ważne. Zaan, jak piszecie, zwykły skryba świątynny, zwerbowany na samym końcu świata, słowem nikt. Mika, oszust portowy. Zyrion, lichwiarz, którego podstawiono nam pod nos, byśmy zagmatwali się w jego mętnych interesach i do sedna sprawy nie doszli. Śmiem twierdzić, że nikt z nich nie zna prawdziwego mocodawcy. Mika pewnie otrzymuje rozkazy od coraz to innych osób, pewnie posługujących się hasłem, przekazuje rozkazy Zaanowi, ten instrukcje»Siriusowi«wyłuszcza, a»książę«karmi Zyriona zasłyszanymi na zebraniach Rady tajemnicami, by zwrócić na niego naszą uwagę i byśmy się nim zajęli, zanim zrobią to Królewscy Donosiciele… Nikt z nich nie wie niczego o prawdziwym mocodawcy, a ludzie, którzy ich werbowali pewnie od dawna zasztyletowani.

Dlatego też usunięcie ich wszystkich, szczególnie»Siriusa«mogłoby rozwojowi zbrodni zapobiec, ale do mocodawcy nas nie doprowadzi, bo cała szajka nic nie wie i nawet na mękach nie wyzna. Zabicie»Siriusa«jest możliwe, ale porwanie nie wchodzi w grę za żadną cenę. Morderstwo samego»księcia«przypisane zostanie Wielkimi Rodom. Porwanie Zakonowi. Zabicie»księcia«i Zaana uważam za zbyt groźne dla nas, ponieważ Zaan perfidnie podaje się za sługę Zakonu i każda zbrodnia przypisana zostanie więc samemu Zakonowi – wszak Wielkie Rody tak wysoko ręki by nie podniosły. Ot i kolejny dowód na zbrodniczy co prawda, ale jednak geniusz mocodawcy. Ujawnienie wszystkiego Królewskim Donosicielom również jest dla nas niekorzystne. Rada natychmiast ujawni aferę, a to zachwieje Królestwem Troy, a w rezultacie, może nawet doprowadzić do wojny domowej. Luan tylko czeka na takie osłabienie przeciwnika, wykorzysta to i zdobędzie strategiczną przewagę w stopniu mogącym zachwiać równowagą sił na świecie. Kiedy Troy będzie się chylić ku upadkowi, ktoś musi powstrzymać Luan… A to już przekracza wymiar spraw, które mogę prowadzić. Dlatego przekazuję Tobie, Panie, pod rozwagę wszystko, czego się dowiedziałem, bo jedynie Ty, Panie, masz wiedzę o zdarzeniach, które dzieją się na wszystkich frontach służby naszym Dobrym Bogom.

Kreślę się…”

Zaan nagle poczuł, że pieką go oczy. Bogowie! Ani razu nie mrugnął podczas czytania… Czy to możliwe? Otworzył następny list.

„Panie, oby Dobrzy Bogowie zachowali Cię w zdrowiu! Wiedziałem, wiedziałem, wiedziałem, że jesteś genialny! Żaden geniusz zbrodni Tobie, geniuszu światłości, nie śmie dorównać!

Panie, pomysł z przybyciem sześciu żołnierzy jest doskonały! Obyśmy tylko zdążyli! Tak, to naprawdę zlikwiduje zbrodnię w zarodku i nikt nie śmie wskazać palcem na Zakon. Szkoda jednak, że nie odda to w nasze ręce mocodawcy, wierzę jednak, że Bogowie ukażą go sami albo oddadzą w nasze ręce później.

Pytasz, Panie, kiedy najlepiej to zrobić? Niech lądują w porcie podczas uroczystej uczty wydanej na cześć Siriusa. Każdy, kto znaczny w mieście, będzie goszczony przez W. K. Oriona. W porcie tylko niska szarża, nikt pytał nie będzie, a jak będzie, to przekupić łatwo.

Pełen podziwu, kreślę się…”

Zaan zagryzł wargi do krwi. Podniósł do oczu ostatni list.

„Panie! Kreślę te słowa w pośpiechu, na wspomnianej uczcie, ponieważ fakty, które odkryłem zmuszają mnie do szybkiego powiadomienia… Odbyłem dziwną rozmowę z Zaanem. Przyszedł do mnie pijany w sztok, sprawdziłem igiełką, naprawdę wlewał w siebie ogromne ilości wina i to od dłuższego czasu. A jednak rozmowa była bardzo dziwna. Poinformował mnie, że do księcia można mieć dostęp w każdej chwili, jeśli tylko wypowie się dwa hasła:»Żółtylisprzeskakujenadgęśląjaźnią«bez żadnych przerw między literami i»Hakciwsmaktywdupęjebanypacanie«wymawiane wolno i wyraźnie (wybacz, Panie, to drugie – ja tylko cytuję!). Te hasła to oczywista bzdura i prowokacja. A dlatego cytuję, by właśnie powyższego twierdzenia dowieść. Ale… Powstają więc dwa pytania. Po pierwsze: dlaczego zwrócił się z tym właśnie do mnie? Po drugie: skąd to pajacowanie? Odpowiedź na obydwa pytania brzmi: mocodawca zbrodni wywodzi się z naszych szeregów! To ktoś z Zakonu. I zważ, Panie, że rzuca to światło na wiele rzeczy, nad którymi łamaliśmy głowy poprzednio.

Sprawa przekroczyła więc moje kompetencje. Uciekam z miasta, kiedy tylko otworzą wyjście z portu ciesząc się, że sześciu żołnierzy z Gaent, właśnie ląduje w stolicy Troy. Zawiadomiłem wszystkich naszych ludzi. Opuszczą miasto jak najszybciej.

Oby Bogowie mieli nas wszystkich w opiece. Kreślę się…”

Zaan nie mógł zaczerpnąć oddechu. Ostatniego listu właściwie nie zrozumiał. Ale to bez znaczenia. Wiedzą wszystko! Wiedzą wszystko, psiamać!!! Kurwa!!! Miał ochotę wymiotować, ale wiedział, że się udusi. A on w naiwności swojej…

– Panie – matematyk oderwał wzrok od małej buteleczki. – Chcę coś powiedzieć.

– Nie teraz – w głowie Zaana huczało. – Bogowie! Nie teraz!

– Obiecałeś panie.

Cichy głos tamtego otrzeźwił go nieco.

– No?

Matematyk przysiadł na łóżku i odkorkował butelkę.

– Myślisz, że ja nie w porę, panie. Ale słuchaj mnie uważnie. Ja znam te listy, sam je rozszyfrowałem. Wiem, że ten papier zabija! Zabija pewniej niż nóż, miecz, strzała. Wiem, że skoro znam ich treść, żyć już nie powinienem. Ja się boję miecza i sztyletu. Ja się boję łamania karku, ja się boję bólu. Przyniosłem ze sobą truciznę. Jeśli tak wyniknie z rozmowy, skończę ze sobą sam! Rozmawiasz więc z kimś stojącym jedną nogą w grobie.

– Szybciej!

– Poznawszy treść listów, mogłem pójść z tym do Wielkiego Księcia. Mogłem pójść do Zakonu. Ten pierwszy by mnie nagrodził, a potem… hm… nie wiem. Ten drugi by mnie nagrodził, a potem zabił. Ale ja mam ścisły umysł – powiedział powoli matematyk. – Przyszedłem do ciebie. Z pozoru biorąc, ty zabiłbyś mnie pierwszy, nawet nie nagradzając. Ale… Ja sobie to wszystko przemyślałem. Ja nawet zrozumiałem, że oni… – wskazał na listy w rękach Zaana – popełnili kardynalny błąd.

– Jaki?

– Oni sądzą, że skoro ktoś pomieszał im szyki to… Musi być możny i władny, prawie jak oni sami. A ja wiem… – matematyk przełknął ślinę. – Ja wiem, że nie masz żadnego mocodawcy. – przez chwilę oddychał ciężko, patrząc w oczy Zaana i zagryzając wargi. – Odgadłem to, znając treść listów i będąc wcześniej świadkiem, jak poradziłeś sobie ze złamaniem szyfru. Niby tacy mądrzy, niby tacy cwani, nawet nie uwierzyli w te twoje hasła, a jednak pozwolili dzięki nim złamać szyfr. Miałeś rację.

– I… znając treść listów… – Zaan zawahał się – dalej chcesz na mnie stawiać?

– Tak. Ja mam ścisły umysł – powtórzył matematyk. – U Księcia Oriona nagroda… ale wielmoże nie lubią posłańców przynoszących złe wieści. U Zakonu nagroda i śmierć. U Zaana śmierć… ale on nie jest głupi! Jeśli dowiodę swojej przydatności, to da mi taką nagrodę, której nie dadzą mi tamci.

– Jaką?

– Zaraz. Ja myślę tak. To Zaan kręci tym wszystkim. Nie może być zwykłym łącznikiem i wykonawcą rozkazów ktoś, kto w trzy modlitwy wymyślił, jak złamać zakonny szyfr. Czyli on. Może i źle wymyślił z Zyrionem. Ale w każdej chwili może to zmienić. Wszak z listów wiemy, że Królewscy Donosiciele jeszcze się nie zorientowali. To Mika, oszust, zbiera informacje i chroni Siriusa. Co zagraża Mice? Ludzie Zakonu. Hm… Co robię ja? Do Oriona? To karta bita, tak czy tak, cokolwiek się okaże. Do Zakonu? Po śmierć? Nie… Do Zaana? A wygra, aby mały Zaan z Wieeeeeelkim Zakonem? Nie wiadomo. Możliwości więc trzy. Przegrana. Przegrana. Niewiadoma. A ja mam ścisły umysł – powtórzył po raz kolejny matematyk. – Z tych trzech możliwości rozsądny człowiek postawi na niewiadomą. Cetno i licho. Połowa szans na jedno i na drugie. A żeby Zaan nie zabił, trzeba dowieść dwóch rzeczy: że mój interes z nim związany. Tego właśnie dowiodłem. I że jestem przydatny.

– No? – Zaan naprawdę się zainteresował.

– Po kolei. Czym wyróżnia się Gaent, z którego sześciu żołnierzy nam przywieziono? – zapytał matematyk.

81
{"b":"100632","o":1}