– Zostaw w spokoju kwestie oczywiste. Mamy tam kogoś?
– Mamy.
– No i dobrze. A teraz wypowiedz się w kwestiach naprawdę istotnych.
– Problemy mamy trzy: wielkie rody, Królewscy Donosiciele i Zakon. Zakon rozpracowany, jeśli chodzi o współpracowników tutaj. Donosiciele również rozpracowani. Pozostają wielkie rody. Ale mam sporo źródeł informacji.
– Dobrze… – przerwał mu łaskawie Wielki Książę. – Rozumiem, że wielkimi rodami mam zająć się sam.
– Ja mogę we wszystkim pomóc. Ja…
– Ciiiiiii… – przerwał Zaanowi Orion. – Kto najbardziej bruździ?
– Tau z armią Wschód, Archentar z dyplomacją i trochę Dahren.
Wielki Książę przygryzł wargi.
– Czy nie dałoby się jakoś wywołać nowej wojny z Symm, żeby związać siły Tau?
– Dałoby się. Bez żadnego problemu.
– No i dobrze. Sam zajmę się Archentarem i Dahrenem – Wielki Książę zerknął na syna. – Widzisz, chłopcze… Sztuka polityki polega na wsadzeniu palca między framugę i drzwi. Problem tylko w tym, żeby te drzwi, w danym momencie, były szeroko otwarte! I nie zamykały się za szybko.
– Ludzie… – jęknął cicho Sirius. – Co wy chcecie zrobić? Wojna na wschodzie, wojna na zachodzie, kraj spustoszony przez zarazę, wielkie rody do piachu, lud do wojska, a potem na cmentarz… Co wy chcecie zrobić?
Orion pokiwał głową. Oparł rękę na ramieniu syna.
– A jakie mamy inne wyjście? – spytał. – Inaczej zabiją nas. Naruszyliśmy równowagę sił w królestwie Troy. Jesteś zbyt popularny dzięki temu mężczyźnie w czarnym płaszczu, żeby mieli nam to puścić płazem. Równowaga została naruszona. I on – znów wskazał na Zaana. – doskonale to rozumie. Ty też musisz zrozumieć.
– Ale po co? Chcą mnie zabić? Niech zabijają! Lepsze to niż stosy trupów, które narobimy! Lepsze to niż beczenie setek tysięcy mamuś na cmentarzach! Chcecie, psiamać, wywołać wojnę totalną, zrobić jakieś spiski i morderstwa. Widzę krew na waszych rękach!
– Synu… Nie mamy innego wyjścia – Orion znowu pokiwał głową. Ach, jak pięknie wypadnie opis tej rozmowy w kronikach, które kiedyś zamierzał podyktować. Jak pięknie. Jak wspaniale. Sirius zadumany nad losem świata! Bosko. Niczego lepszego nie mógłby wymyślić, nawet jakby nie spał sto nocy, tylko ślęczał nad opisem dokonań zamierzchłych bohaterów. Był dumny z syna. Moja krew!!! – Musimy zabić ich wszystkich – dodał jednak rzeczowo.
– Po co człowiek sięga po te pierdoły? – zapytał Sirius. – Nie zjem więcej niż mam. Nigdy nie przejem tego, co jednego dnia gotuje się w pałacu. Nigdy nie przelecę nawet tych wszystkich kobiet, które dostaję pod nos! Po co wam władza nad światem? Co chcecie z tego mieć? Nieszczęście tylu ludzi? To was bawi?
Orion zerknął na Zaana. Ach jak to pięknie wypadnie w kronikach. Co za temat! Co za styl… Zaan zrobił dyskretny gest: „przeczekać”. Obaj uśmiechnęli się do siebie.
– Synu – Wielki Książę oparł dłoń na ramieniu młodego księcia. – Porozmawiamy później. Bardzo mnie cieszy twoje pojęcie moralności. To godne króla! – westchnął. – Którym może i zostaniesz niedługo… – szybko jednak przeszedł do rzeczy istotnych. – Co zamierzasz? – spytał Zaana.
– Wielki panie! Musimy zrobić przewrót.
– Tyle sam wiem. Inaczej rozniosą nas na ostrzach sztyletów.
– Musimy związać Tau wojną na wschodzie. Ale to da się zrobić za tanie pieniądze. Musimy ruszyć na Luan, ale tym razem poważnie. Sirius powinien pojechać do Arkach i ustalić zarysy wspólnej akcji. To będzie strasznie dużo kosztowało. Ale musimy wydać tą rzekę złota i wpuścić ją w antyzakonny kanał. Królestwa Północy już omotane. Ruszą, kiedy każemy. W przyszłym roku musimy być w Syrinx. Mam człowieka w ścisłym otoczeniu cesarza. To wróżbiarz. Naczelny wróżbiarz cesarstwa, bo… On przewidywał ruchy naszych wojsk… skutecznie. Bo trochę o tym wiedział. Tyle, ile mu zdradziliśmy.
Orion uśmiechnął się promiennie.
– I on powie, w decydującym momencie, to co chcemy.
Orion wstał i przytulił Zaana do piersi.
– Cieszę się, że związałeś swój los z naszą rodziną, człowieku – szepnął. – Nie pożałujesz!
– Sirius musi jechać do Arkach. Musimy mieć tajny traktat.
– W przeciągu trzech modlitw zdobędę upoważnienie od Archentara odpowiedzialnego za dyplomację. Dodatkowo, to świetnie, że Sirius zniknie z oczu wielkich rodów. Mniej będzie gadania, mniej spisków. I król i cesarz dadzą glejty dyplomatyczne. Nikt go nie ruszy po drodze.
– A my…
– A my w tym czasie przygotujemy, co potrzebne. Dobrze to wymyśliłeś. Dobrze.
Zaan zgiął się w ukłonie. Charczało mu w płucach. Ostre szpony reumatyzmu wgryzały się w kości. Nie wiedział, po co żył. Nie miał już zielonego pojęcia. Ból, strach, ból. Po co? Ból i strach. Po co?
Orion skinął głową. Był już stary. Nie mógł jeść tego, na co miał ochotę. Nie mógł już się położyć do łóżka z kobietą. Po co on to robił? Musiał. Tak go wychowano. Ale po co?
Sirius wstał nagle. On jeden był młody, zdrowy, jurny. Mógł robić, co chciał. Jemu umysł nie napełniał każdego wieczoru strachem.
– Rozumiem, że jedziemy do Arkach motać pajęczynę. A potem wybijemy kogo się da tutaj, robiąc przewrót?
– Dobrze zrozumiałeś, synu.
– Ale, powiedzcie mi tylko… po co? – obciągnął na sobie bogato zdobioną spódniczkę i ruszył do wyjścia. – Po co?
ROZDZIAŁ 33
Przez większość nocy spędzonej w tanim, nie rzucającym się w oczy zajeździe, chłopak uczył się swojej roli. Achaja miała nadzieję, że zapamiętał wszystko i nie będzie miała kłopotów. Usiedli na skraju jednego z większych parków, „Wielkiego Cesarskiego”, przy fontannie wieńczącej szerokie schody z gładzonego granitu. Achaja rozłożyła trzy kubki na marmurowej płycie pod rzeźbą przedstawiającą, Bogowie jedni wiedzą, jakiego cesarza prowadzącego swe wojska do zwycięstwa w, Bogowie jedni wiedzą, jakiej bitwie. Dziewczyna włożyła kamień pod jeden z kubków i zaczęli grać. Zamieniała kubki tak szybko, że już po krótkiej chwili kilku przechodniów przystanęło, żeby nacieszyć oczy sprawnością jej rąk. Jednak nie wygrywała za często, chłopak też był niezły. Kilka brązowych, o które toczyła się walka między „rodzeństwem”, co chwilę zmieniało właściciela. Nie trzeba było długo czekać na pierwszy efekt. – A ze mną zagrasz? – majster piekarski zwrócił się do dziewczyny. Podochocony widowiskiem wyjął z sakiewki dziesięć brązowych.
Dziewczyna skwapliwie przytaknęła, natomiast jej mały brat zaczął ciągnąć ją za rękaw.
– Nie! Nie rób tego! – krzyknął. – Znowu chcesz przegrać wszystkie pieniądze? Mało ci ojciec nagadali?
– Daj spokój – fuknęła na „brata”. – Zagram z panem – uśmiechnęła się do piekarza.
– Nie! – sprzeciwiał się chłopak. – Znowu chcesz stracić wszystko co matka dała na zakupy? Mało ci ojciec tyłek sprał za tamto?
– Zamknij się smarkaczu! Co ty wygadujesz?
Słysząc połajanki rodzeństwa, jeszcze kilku przechodniów zatrzymało się dla zabawy cudzym kosztem.
– Nie! – mały szarpnął ją za rękaw. – Chcesz? Ja z tobą zagram. Mam dziesięć brązowych.
Chłopak wyjął zza pazuchy swoją dziecinną sakiewkę i powoli, myląc się i zaczynając od nowa, odliczył dziesięć brązowych. Położył je na marmurowej płycie.
– No graj.
Achaja, niby to wściekając się, włożyła kamień pod jeden z kubków i zaczęła błyskawicznie zamieniać je miejscami.
– No – powiedziała po chwili. – Który?
– Ten – chłopak wskazał skrajny lewy, a kiedy zamierzał sięgnąć po niego, dziewczyna złapała go za rękę.
– Zaraz… Podwyższam stawkę do dwóch srebrnych.
– No jak? – obruszył się stojący najbliżej piekarz. – Nie można podwyższać stawki w trakcie gry.
– Kto powiedział, że nie można? On – wskazała na brata – jest mi winien dwa srebrne. Niech kładzie.
Chłopak zagryzł wargi i zaczął grzebać w swojej małej sakiewce. Kiedy tylko opuścił wzrok, dziewczyna zamieniła lewy kubek ze środkowym.
– Zamieniła! – ryknął piekarz.