Литмир - Электронная Библиотека

– Co? Co ty mówisz?!!! Człowieku…

– No mówię… Przyszła i… wszystkich pozabijała. A temu ostatniemu, z opaską… tak strasznie urągała przed śmiercią.

– Coooo? Kurwa? Kurwa ich pozabijała? – Zaanowi opadły ręce.

– Przecież mówię – Sirius wstał nagle i ryknął na żołnierzy. – Psy! Przywieźć mi tu zaraz czystą sukienkę!

– Co ty bredzisz? – mruknął Zaan.

– Ktoś, kto uratował mi życie, nie będzie siedział w obsikanej kiecce! – znowu spojrzał na żołnierzy. – Jazda, psia wasza mać! Spod ziemi wyciągnąć.

Ruszyli z kopyta. No… Po prawdzie… Starając się szerokim łukiem omijać siedzącą pod drzewem dziewczynę.

– Bo wiesz – kontynuował książę niezbyt przytomnie. – Bo ona… Wiesz… Przyszła i… Za chwilę już wszyscy nie żyli.

Zaan spojrzał na Achaję chlipiącą z boku, potem na swojego przyjaciela.

– Yyyyyyyyyyyyeeeeeeeeeeeaaaaaaaaaaaaaaa! – wrzasnął ze wszystkich sił. A głosowi jego odpowiadały drapieżniki zgromadzone wokół polany. Wycie, syk, miauczenie, krakanie i skrzek niosły się daleko nad dziką granicą cesarstwa Luan. A temu głosowi… Już nikt odpowiadać nie śmiał. Wszystko bowiem, co żyło na bożym świecie, struchlało w swych kryjówkach, końca świata wyglądając.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO

116
{"b":"100632","o":1}