– Dobra. Mów, co dalej.
– No i ten przebrany coś na ucho księciu szepcze. Mówi mu, znaczy, że młody książę to nie przymierzając impotent.
Zaan roześmiał się nagle.
– Toż on tego słowa nie zrozumiał pewnie.
– Było jak mówicie, panie. Książę pokraśniał z zadowolenia i powiedział, że tak, że owszem, impotentem to on jest znanym szeroko, a w przyszłym roku to go mają mianować starszym impotentem albo nawet komendantem garnizonu w jakimś mieście!
– Cały Sirius – mruknął Zaan. – Żywy dowód na to, że głupi naprawdę ma szczęście.
– Nie do końca, panie… Wielki Książę Orion, jak usłyszał odpowiedź syna, śmiać się zaczął i szermierzy wstrzymał, a to był błąd. Jeszcze nie wiedzieli, że to nie baba tylko przebieraniec. A on znowu się nachylił do księcia i coś powiedział. Pewnie się przyznał, kim jest naprawdę, bo Jaśnie Pan Sirius oczy szeroko rozwarł ze zdumienia i powiedział: „Chłop? To na co ci te szmaty nakładać, zgłupiałeś?”. Wielki Książę zdrętwiał. Toż ten przebieraniec pewnie sam wielki szlachcic, jeśli nawet nieprawdziwy, to na pewno przez dobrych heraldyków przerobiony. A obraza uczyniona właśnie została! Ten w babskiej kiecce zaczął się ciskać, że teraz na pojedynek wyzywa, no ale… To on wyzywa! A w takim razie, to Sirius broń wybiera, termin oznacza i miejsce. Już Wielki Książę Orion chciał się nachylić do ucha syna, pewnie by poradzić mu, żeby postąpił, biorąc za wzór Quijasa z kronik znanego i wyznaczył termin za sto lat, na końcu świata. W międzyczasie wszak wiele sztyletów się znajdzie, by przebierańca uciszyć, jeśliby szydzić zamiarował. I to za tani piniądz, boż przebieraniec znaczną osobą być nie mógł. Ale nie zdążył! Sirius krzyknął, że dobra, że tu i teraz będą się bić! A tamten: „Jaka broń?”. I tu się młody pan skrzywił okrutnie, zda się błyskawice z jego oczu szły! „Skoroś chłop, nie baba – powiedział – to się za jaja ściśniemy naraz. Kto ustoi na nogach, ten wygra!”. Słysząc to, damy z wielkich rodów o mało pod stoły ze sromu nie powpadały. Ale Radzie Królewskiej to się nawet spodobało.
– Bogowie! – Zaan potrząsnął głową. – Toż Sirius wiele lat na galerach robił przy wiośle. Chwyt ma jak kowal! Jak stu kowali!!!
– Było jako rzeczesz, panie – przytaknął Hara. – Stanęli i ścisnęli się obaj… A właściwie to Młody Książę ścisnął… Do suchego! Aż tamtemu kobiece pomalowanie z twarzy spłynęło! A wrzask zrobił taki, że dwa kandelabry się utłukły! No… A potem to już go słudzy wynieśli.
Zaan zaczął się śmiać. Nalał sobie kolejny puchar wina i golnął do dna.
– A tamten co? – spytał, ocierając usta rękawem. – Żyw?
– Ja nie wiem… Ale nawet jak żyw – Hara rozłożył ręce – to i co z tego?
Przerwało im ciche pukanie. Uczta dogorywała właśnie. Wynoszono ostatnich gości, ci, którzy mogli się jeszcze ruszać, wychodzili sami, wynosząc jadło i wino na zapas, do domu. Znaczniejsi, ci naprawdę znaczniejsi z głównej sali, opuszczali pałac z fanfarami, przez główną bramę, na dziedzińcu służba czyniła tumult, podstawiając wozy i lektyki. Szary świt wstawał nad morzem, rodząc lekki wiatr, który zaczynał właśnie szumieć na blankach i w załomach murów.
– Wejść!
Hara otworzył drzwi i wymknął się, przepuszczając pałacowego matematyka. Ten stanął pod ścianą, zagryzając wargi. Trzymał w ręku listy, ale tak jakby nie chciał ich ani podać, ani położyć na stole.
– I jak? – Zaan zerknął na niego zdziwiony. – Rozszyfrowałeś?
Tamten skinął głową. Nie wykonał żadnego innego ruchu. Dziwna cisza, przerywana tylko coraz głośniejszym świstem wiatru i turkotem kół na dziedzińcu przedłużała się nieznośnie. Matematyk wyjął z sakiewki przy pasie małą buteleczkę. Potrząsnął nią lekko.
– Mam prośbę – powiedział cicho, właściwie szepnął.
– Tak?
– Chciałbym, żebyście… po przeczytaniu tych listów pozwolili mi coś powiedzieć.
– Hm… dziwne życzenie. Przecież powiesz, co chcesz.
Matematyk przymknął oczy.
– Chcę, żebyś panie, poprzysiągł na wszystko, co ci najświętsze, że po przeczytaniu listów będę mógł coś powiedzieć.
Zaan przestraszył się nie na żarty. Domyślił się też, co było w małej buteleczce.
– Przysięgam! Dawaj – wyciągnął rękę po listy.
„Panie, oby Dobrzy Bogowie zachowali Cię w zdrowiu jak najdłużej – zaczynał się pierwszy z nich – Twój list wysłany przez umyślnego dotarł do mnie o czasie. Zatrwożył mię wielce. Cóż jednak pycha ludzka może znaczyć wobec potęgi Zakonu? Masz rację, Panie, dwóch oszustów, mieniących się»Sirius«i»Zaan«wkradło się w łaski Wielkiego Księcia Oriona.”
Zaanowi pociemniało w oczach. Z najwyższym trudem czytał dalej.
„Potwierdzam, że»Sirius«jest byłym galernikiem Tyranii Symm zbiegłym onegdaj, który wielu nieprawości się dopuścił. To on zabił Rycerza Zakonu w Keddelwach – opis się zgadza. Co do Zaana nie udało mi się ustalić niczego więcej ponad to, o czym dowiedziałem się od Ciebie, Panie, z ostatniego listu. Naszego źródła umieszczonego w szeregach Królewskich Donosicieli nie udało się wykorzystać – wydaje się pewne, że ani oni, ani Rada Królewska nie wiedzą niczego w sprawie, a nie chciałem, zgodnie ze wskazówkami, naprowadzać ich na trop afery. Z przykrością donoszę, że nie udało mi się także dowiedzieć czegokolwiek o mocodawcach»Siriusa«i»Zaana«. Muszę jednak wykluczyć Luan, a w szczególności otoczenie cesarza i Wydział Drugi imperialnego sztabu. Ustaliłem ponad wszelką wątpliwość, że ogromne pieniądze, którymi rozporządza Zaan w celu ochrony swojego herszta i zbierania informacji pochodzą z miejscowych źródeł. Wszystko wskazuje na lichwiarza Zyriona, ale na czyje rozkazy on działa, nie zdołałem ustalić. Wydaje się, że ktoś, w swojej okrutnej przebiegłości, podsuwa nam tropy wiodące do Zyriona, by ukryć prawdziwe pochodzenie owych ogromnych kwot. Mocodawca zbrodni, sprzedając lichwiarzowi informacje o planach celnych Rady Królewskiej Troy, byłby wszak ostatnim idiotą. A mocodawca ów dowiódł już, ponad wszelką wątpliwość, że idiotą nie jest, sądzę więc, że to tylko dym w nasze oczy mający zasłonić prawdziwe machinacje. Dlatego też poleciłem Zyriona nie ruszać. Śledzenie wszystkich jego operacji rynkowych jest jednak niemożliwe. Nasze źródło u Królewskich Donosicieli twierdzi, że Zyrion to płotka i proponuje śledzić same pieniądze (ich przepływ). Nie zdołałem tego dokonać. Wszelkie próby dotarcia do odbiorców tych ogromnych sum kończą się albo niepowodzeniem, albo utratą naszych ludzi. Ktoś czuwa i patrzy na ręce wszystkim, którzy usiłują śledzić pieniądze.
Wszystko wskazuje więc na spisek wewnętrzny Troy. Czyj jednak? Tego rozstrzygnąć na razie nie sposób. Nie sądzę, by zamieszane były Wielkie Rody. Rada Królewska wiedziałaby naonczas wszystko. Wszak Królewscy Donosiciele są wszędzie.
Kreślę się…”
Zaan nie mógł przełknąć śliny, by ulżyć spierzchniętemu gardłu. Po prostu nie miał jej w ustach. Zerknął na stojącego wciąż pod ścianą matematyka. Ten spokojnie obserwował trzymaną w dłoni buteleczkę z trucizną.
Otworzył następny list.
„Mój Panie, jakże cieszą Twojego skromnego sługę pochwały płynące z Twych ust. Nie zasłużyłem na nie! Spieszę jednak donieść, co nowego w zajmującej nas sprawie.
Okazało się, że miałem rację pisząc, iż zbrodni nie zaplanowały Wielkie Rody skłócone z W. K. Orionem. Podjęły one bowiem dwie próby zabójstwa»Siriusa«. Obie tego samego dnia. Obie nieudane. Straszliwą perfidię z ich strony, jakoby były to zamachy sfingowane, podjęte jeno dla odwrócenia uwagi, po namyśle odrzucam. Nasze źródło u Królewskich Donosicieli twierdzi, że wynajęto prawdziwych morderców, niebezpieczeństwo utraty życia przez»Siriusa«było prawdziwe. Trzecia próba będzie podjęta na oficjalnym przyjęciu u W. K. Oriona podczas restolyzacji i retytularyzacji»młodego księcia«. Będę na uczcie, by sprawdzić rezultat. Podejrzewam jednak, że i ta próba się nie powiedzie. Ktoś możny i władny czuwa nad rozwojem zbrodni»książęcego podmienienia«. Twą supozycję, Panie, jakoby nad sprawą czuwał»Zaan«, nieśmiało i po długim namyśle odrzucam. Zaan jest tylko instruktorem i opiekunem»Siriusa«. Zaan jest tylko łącznikiem pomiędzy mocodawcą, a najętym z racji podobieństwa do prawdziwego księcia, galernikiem. Jest wykonawcą rozkazów. Oczywiście kazałem śledzić Zaana od pierwszego listu, który otrzymałem od Ciebie Panie. Zaan dzień w dzień udaje się do Biura Handlowego, gdzie zdaje sprawę ze swych uczynków i słucha dalszych rozkazów. Rozmawia tam z człowiekiem o imieniu Mika – portowym oszustem. I tu okazuje się niezwykły, zbrodniczy geniusz prawdziwego mocodawcy… Mika spotyka się w Biurze Handlowym z setkami, ha, bez mała tysiącami osób dziennie. Nie sposób śledzić ich wszystkich! Ta droga nie zaprowadzi nas do celu.