Następny dzień był jeszcze gorszy. Połączyły się z nimi jakieś inne oddziały – wszystko nowe wojsko, nikt niczego nie wiedział, nikt nie brał udziału w żadnej walce. Musieli wziąć dodatkową wodę, każdy ładował bukłak na plecy, a suszone i pocięte na paski mięso do plecaka. Pojawiły się piki na wozach, nie ich własne, skąd, jakieś stare, wiele z krwią na drzewcach. Nieśli je po dwie, opierając na ramionach tak, że każdy był obciążony połową swojego ciężaru i połową ciężaru kolegi. I tak to rozwiązanie było lepsze od tego, że każdy niesie swoją. Szybkość marszu spadła zaledwie o połowę. A potem… Potem kazano im zejść z drogi. Zaczęli maszerować, a właściwie wlec się przez piaski pustyni. Twarz dziesiętnika spochmurniała nagle. Achaja czuła, że coś ściska ją za gardło. Strach? Nie, właściwie, nie. Ale coś działo się wokół. Tak… Tak się nie walczy! Wojsko łażące po pustyni? Niby w jakim celu?
Gorący piach wsypywał się do sandałów, parząc stopy. Kazano im podociągać wszystkie paski, włożyć nagolennice… Każdy żołnierz zamienił się tym samym w indywidualny piec, w którym sam się wypiekał. Na szczęście nie trwało to długo. Lekko zaledwie przypaleni dotarli na szczyt wzgórz, skąd zobaczyli więcej wojska.
– Ustawiać się! – ryknął dziesiętnik. – Szereg od lewej, róóóóóóównać z nastęęęęęępnyyyyyym!!!
Każdy chwycił swoją pikę, kilka, źle ujętych potoczyło się w dół zbocza po piasku.
– Stój! – nagły okrzyk podoficera powstrzymał tych, którzy chcieli po nie pobiec.
Ich oddział błyskawicznie formował linię, usiłując połączyć się z innymi grupami ich setki. Zwykłe w takich razach przekleństwa, kuksańce i przepychanki zostały jednak przerwane przez samego setnika. Uformowali dość poszarpaną linię, która w żaden sposób nie przypominała idealnej prostej, jaką nauczyli ich robić w obozie. Dwóch taktyków przegalopowało na koniach, wznosząc tumany pyłu. Poniżej, pomiędzy rozległymi wydmami, stały oddziały przygotowane na odparcie ataku. Idealnie równy rząd pik był wymierzony w przeciwległe wzgórze.
– Co teraz będzie? – spytał Durban. – To są ćwiczenia?
– To bitwa – warknął dziesiętnik.
Kilka osób znowu chciało ruszyć po upuszczone piki, ale podoficer powstrzymał je ostrym gestem.
– Patrzcie! – wskazał wzgórze naprzeciw, na którym zaroiły się nagle drobne postacie. – Konnica i piechota.
Achaja rozejrzała się przerażona. Ich oddział, cała dziesiątka stała na lewym skrzydle setki rozwiniętej na szczycie piaszczystego wzgórza. Druga setka, takich samych jak oni nowicjuszy, stała po prawej. Bogowie! Tak się nie ustawia ludzi do bitwy!!! Spojrzała na trzy setki ustawione na zboczu poniżej i jeszcze trzy na samym dole, pomiędzy wzgórzami. Co to ma być? Bogowie… Ale nie tylko jej wydało się to dziwne.
Dziesiętnik oddziału, który stał obok, podszedł do Harana.
– Widziałeś już, kurza twarz, coś takiego? – spytał.
– W życiu – ich podoficer rozglądał się wokół jak wszyscy. – Czekaj… – strzelił palcami. – mam tu jedną taką… księżniczkę.
Obaj podeszli do Achai.
– Słuchaj dziecko – powiedział Haran. – na pewno uczyli cię strategii.
– Tak, proszę pana!
– No to… Hm… Co o tym myślisz?
Gdyby nie to, że sylwetki na przeciwległym wzgórzu rosły coraz szybciej, sytuacja mogłaby być zabawna. Oto dwóch starych, doświadczonych żołnierzy pyta o opinię swojego świeżuteńkiego rekruta. Ale nikomu nie było do śmiechu. Księżniczkę rzeczywiście nauczono strategii i zrobili to mistrzowie, przy których dwaj podoficerowie nie mieliby prawa nawet pojawić się w orszaku.
– To wygląda… eeee… na działania opóźniające albo pozoracyjne.
– Co? Dlaczego tu jest tak mało naszego wojska?
– Armia planuje uderzenie gdzie indziej. Pewnie wzdłuż drogi. A nas ustawili po to, żebyśmy odciągnęli część sił przeciwnika.
– A to dziwne ustawienie? – mruknął Haran. – Zaraz, co ty gadasz dziecko?
– Właśnie – dodał drugi dziesiętnik. – Przecież sypnęli nami prosto z marszu. Prosto w bitwę.
Achaja przełknęła ślinę.
– Tak, bo… To odcinek bez żadnego znaczenia. Mamy tylko ich odciągnąć od głównej bitwy.
– Zaraz, a to kretyńskie ustawienie oddziałów?
– Nie jest takie głupie – dziewczyna wzięła głębszy oddech. – Będziemy ich wiązać do wieczora.
– Chyba śnisz.
– Nie posuną się naprzód bo sądzą, że za nami następują inne oddziały. Idealne rozwiązanie – mniej niż tysiąc najsłabszych żołnierzy zwiąże parę tysięcy ich doborowego wojska. Na główną bitwę gdzie indziej już nie zdążą.
– Znaczy, wystawili nas?
Dziewczyna niezbyt pewnie skinęła głową. Potem jednak wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Ustawienie warstwowe, jak tutaj, jest typowo obronne, opóźniające. Ale nie chodzi o żadną obronę, bo obok nie ma innych wojsk i teren nie sprzyja taktyce powstrzymywania – znowu wzruszyła ramionami. – Może ci tutaj – wskazała na oddziały przeciwnika – to jakiś korpus, który chciał dołączyć do sił głównych, a nasi chcą opóźnić go jak najmniejszym kosztem. A może prowadzono działania pozoracyjne już wcześniej i udało się oderwać jakieś siły z głównego zgrupowania na czas decydującej bitwy.
Haran skinął głową, zagryzając wargi. A Achaja dopiero teraz zdała sobie w pełni sprawę z tego, co powiedziała i z tego, o co ją pytają. W nagłym przebłysku zobaczyła twarz Asiji, swojej macochy. Zamknęła na chwilę oczy.
– To może być… Taaak – dziesiętnik przesunął wierzchem dłoni po brodzie ledwie wystającej spod paska hełmu. – Ale, zaraz, wystawiliby ciebie? Księżniczkę?
Westchnęła ciężko.
– Być może… – prawie szepnęła, przypominając sobie dokładnie kwestie dziedziczenia nie rozstrzygnięte pomiędzy nią, a dzieckiem jej macochy. – Być może chodzi tylko o mnie.
Haran zaklął soczyście. Drugi dziesiętnik pokiwał głową, potem splunął na piasek. Obaj spojrzeli na siebie, a potem odwrócili wzrok.
– No, wszystko jasne – mruknął obcy dziesiętnik. – Że też, kurza twarz, mnie… – zaklął nagle, nie kończąc zdania.
Haran klepnął Achaję w ramię.
– No nic, dziecko – przymknął oczy. – Nic, nic…
Achaja również przymknęła oczy. Czy to możliwe, żeby Asija uknuła to wszystko? Ona sama nie, ale jej rodzina? Tak, mogli ukartować wszystko nie tylko z wojskiem, ale nawet z cesarstwem Luan. Być może ci wszyscy ludzie wokół realizują teraz plan rodziny Asiji, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Bogowie! Zupełnie nagle zdała sobie sprawę, że jest sama, całkiem, sama i bardzo się boi. A może się pomyliła? Może zaraz dotrą do nich nowe oddziały, które… Nie. Nie było sensu się łudzić. Bardzo się bała, bardzo chciała się mylić, ale z całą pewnością nie była głupia. Kto posyła na pustynię niewielką ilość wojska? Głupiec lub intrygant. Ponieważ głupców, wbrew pozorom, nie ma tak wielu, to… Ktoś o bardzo długich rękach obmyślił to wszystko i postawił wokół całe mury pozorów, żeby wszystko wyglądało na zwykłą operację wojskową. A to, że zorientowała się teraz? Że powie kilku ludziom? Przecież zginą i tak. Dziecko Asiji odziedziczy wielkoksiążęcy tytuł, a wszystko to przez… jej własnego ojca. Czy Archentar mógł być aż tak głupi? Przecież całe życie miał do czynienia z dyplomacją, z intrygami. Mógł. Mógł to zrobić. Był uczciwy, a przynajmniej za takiego chciał uchodzić. Poświęcić wszystko tylko po to, żeby ludzie uważali go za ideał uczciwości?
– No, patrzta teraz! – rzucił ktoś z boku.
Oddziały na przeciwległym wzgórzu wyrównały linie i ruszyły do przodu. Piechota w centrum, konnica, ospale i leniwie, jak wydawało się z tej odległości, gdzieś w bok.
– Bogowie – mruknął Haran.
Ich własne wojsko stojące poniżej, druga linia, również ruszyła w dół. Achaja wiedziała, że to manewr mający na celu osłonięcie boków pierwszej linii przed obcą jazdą. A w takim razie… ich własny oddział również powinien ruszyć w dół, żeby osłonić tyły. Ale nikt nie wydał rozkazu. Stali nieruchomo w gorącym powietrzu, patrząc jak las pik tych z przodu pochyla się w stronę wroga. Druga linia po chwili dotarła do pierwszej i rozdzieliła się, flankując wysunięte oddziały. Obca konnica w chmurach pyłu i piasku zatoczyła już pół obwodu koła.