Литмир - Электронная Библиотека

Mężczyzna roześmiał się głośno. Zarechotali także wszyscy pozostali, nawet ten ze złamanym nosem, choć krótko, bo jucha buchnęła wzmożonym strumieniem.

– Chcesz mi wmówić, że masz dwieście złotych, idiotko? Uważasz mnie aż za takiego głupca?!!!

Achaja podeszła do niego powoli. Drgnął jakby chciał uciec, ale wytrzymał.

– Sam sobie je weźmiesz. Ja nie mogę, z… pewnych względów.

– Niby jak? Poproszę cesarza?

– Blisko… Wiem, że w mieście jest poselstwo Troy. Widziałam sługę w barwach na targu. Pójdziesz do nich, powiesz jedno słowo i dostaniesz. Tylko weź ze sobą mocną skrzynkę i pachołków, żeby unieść!

– Jakie, kurwa, słowo? Kpisz?!!!

Wzruszyła ramionami.

– Poselstwo to dyplomaci. Dyplomaci to informacja. Informacja to ludzie, którzy ją zbierają. Jeżeli ci ludzie, którzy ją zbierają, znajdą się w pilnej potrzebie… Powiedziałabym, hm, w palącej potrzebie, mogą zgłosić się do każdego posła Troy i podać hasło. Raz! Jeden raz! I dostaną dwieście złotych monet. Takie zabezpieczenie na wypadek nagłej awarii, ponieważ ściągnięcie pieniędzy normalną drogą trwałoby za długo.

– I ty, głupia dupo myślisz, że ci uwierzę? Takie hasło może pewnie znać tylko jeden człowiek w Syrinx! Za dyplomację Troy, o ile wiem, odpowiada Wielki Książę Archentar i on jest oprócz posła, tą drugą osobą, która zna hasło. A może chcesz mi wmówić, że Jaśnie Wielki Książę z Królestwa Troy po prostu ci to powiedział? Może cię lubi po prostu, co?

Uśmiechnęła się.

– I tak byś nie uwierzył – zawinęła młynka bronią w obu rękach. Potem podała mu miecz i nóż rękojeściami do przodu. – Transakcja uczciwa. Weźmiesz złoto od poselstwa, podczas kiedy ja będę w waszych rękach.

Dopiero, kiedy poczuł jej żelazo we własnych dłoniach, a ona cofnęła się o krok, zaniemówił. Jednym ruchem powstrzymał swoich ludzi, którzy chcieli zaatakować dziewczynę z tyłu.

– A twoje prośby? – spytał, po raz pierwszy naprawdę zainteresowany.

– Jak mówiłam, dwie. Po pierwsze weźmiesz tego chłopca na naukę, a potem przyjmiesz do cechu.

– Nie, ja nie chcę! – krzyknął chłopiec. – Wolę z tobą.

– Załatwione – mruknął mężczyzna w bogato zdobionej szacie. – Druga prośba?

– Pomożesz mi wydostać się z tego miasta, a najlepiej z tego kraju…

– Oż kurwa! – zaklął. Potem zagryzł wargi, roztrząsając coś w myślach. – No dobra – jego mina wskazywała jednak, że wciąż jest zafrasowany. – A jak niby zabezpieczysz się przed tym, że jak już nam wszystko powiesz…

– Żebyście mnie wtedy nie zabili? To bardzo proste – rozłożyła ręce. – Jak uznam, że jestem bezpieczna, człowiekowi, który mi będzie towarzyszył, podam drugie hasło. Dopiero wtedy. Po prostu liczę na twoją zachłanność.

– Drugie hasło? Też za dwieście?

– Nie – ucięła. – Jak je podasz posłowi, on spowoduje, że pewni dość władni ludzie… no… zabiją kogo wskażesz. A może to być nawet wysoko postawiona osoba.

Mężczyzna wyprostował się nagle. Jego oczy wskazywały, że transakcja bardzo mu się podoba. Zrobił się nawet uprzejmy.

– Mogę zadać ci jedno pytanie, dziewczyno?

– Wal.

– Dlaczego, tyle wiedząc, nie uciekasz wprost do Troy? Pewnie znasz parę innych… hm… pomocnych haseł.

Sparodiowała jego minę i brzmienie głosu.

– Nie mogę się tam pokazać, bo… hm… Nie wyszłoby mi to na dobre.

Roześmiał się.

– Rozumiem. Zły klimat, reumatyzm, te sprawy – skinął na swoich ludzi. – Zaprowadźcie ją do Mamy Minn, ja zajmę się chłopcem i resztą.

Chłopak miał łzy w oczach. Achaja nie mogła dla niego nic więcej zrobić – usiłowała nie patrzeć mu prosto w oczy. Aaaaaach. I tak miał szczęście. Powiedziała mu, żeby był dobry w tym, co będzie robił, żeby najpierw myślał, a potem działał – przekazała mu całą masę tych bzdetów i mądrości, które zna każdy, ale, z których tylko nieliczni potrafią skorzystać.

Dała się zaprowadzić do burdelu prowadzonego przez Mamę Minn, dała się zamknąć w pokoju strzeżonym przez kilku uzbrojonych ludzi, powiedziała mężczyźnie we wzorzystej szacie wszystko, co chciał wiedzieć. Nawet nie znała jego imienia. A po co? Nie spotkają się więcej.

Nie musiała czekać długo. Już wczesnym wieczorem, kiedy ledwie co zrobiło się ciemno, Minn, tęga i starawa burdelmama weszła do jej pokoju z wielką tacą.

– Zjedz coś, kotku – uśmiechnęła się, stawiając naczynia na małym stoliku. – Długa noc przed tobą.

– I jak?

– On kazał powiedzieć, że w porządku. Ja się zajmę wyprawieniem ciebie z miasta, a w ostatniej chwili, masz mi przekazać jakieś słowo.

– Wiem – Achaja nalała sobie wina. – Jak to zrobicie? W nocy spuścicie mnie w koszu z miejskiego muru?

– Z muru? – Minn usiadła na szezlongu naprzeciw dziewczyny. – Oj, nie, nie. Za dużo ludzi by trzeba przekupić. A i tak wpadka w każdej chwili gotowa.

– Więc jak? – wychyliła wino jednym haustem i zabrała się za pokrojone jarzyny.

– Widzisz, sprawa jest trudna. Oni wiedzą, że jesteś w mieście. Węszą psy. W Syrinx pewnie mogłabyś ukrywać się jeszcze dłuższy czas. Ale i to nie wiadomo. Mają swoich ludzi tu i tam. Nie wszyscy strażnicy są głupi. Prefekt też durniem nie jest. Mury obsadzone jak zwykle, nikt nie podejdzie. Każda brama sprawdzana teraz. Szlag! Głupi nie są i nie ustaną.

Minn również nalała sobie wina. W przeciwieństwie do dziewczyny piła jednak powoli, odginając najmniejszy palec u dłoni, którą trzymała kubek.

– Rzecz jest i łatwa, i trudna zarazem – koronkową chusteczką wytarła sobie usta. – Pozwól dziecko, że cię spytam… Byłaś już z mężczyzną w łóżku?

Achaja uśmiechnęła się. Hekke i Krótki byli mistrzami pałacowych romansów, wiele ją nauczyli i w tej dziedzinie (można powiedzieć, wyćwiczyli nawet), ale jeśli chodzi o dosłowne, prawdziwe łóżko, z drewna, to nie była w czymś takim z mężczyzną.

– Umiem dać dupy, jeśli ci o to chodzi.

Minn również się uśmiechnęła, nachyliła się i pogłaskała ją po głowie.

– Bo widzisz. Przez bramę nie przejdziesz. Przez mur też nie, bo za drogo i zbyt ryzykowne. A ponieważ innej drogi nie ma, trzeba tak zaradzić, żeby cię przepuścili.

– Jak?

– To, co dzisiaj się wydarzyło podsunęło nam pewną myśl. Poselstwo Troy niedługo opuszcza Syrinx, udając się dalej do Arkach. Nikt nie będzie przecież sprawdzał orszaku posłów, tym bardziej, że jest między nimi sam książę…

– Jaki? – Achaja drgnęła, rozlewając resztkę swojego wina.

– Sirius – Minn spojrzała na nią zdziwiona. – Słuchaj, wiem, że oni coś do ciebie mają, że coś im musiałaś zrobić, ukraść coś, zaciukać kogoś albo, co gorsze, zdradzić czy sekrety jakieś zabrać. Za dużo wiesz o wielkich sprawach królestwa Troy. Boisz się pokazać, bo myślisz, że cię ktoś rozpozna, że gardłem przypłacisz. Ale… Byłaś w niewoli parę lat, zmieniłaś się. I my cię jeszcze zmienimy. Nie poznają. Rodzona matka nie pozna!

Achaja zamyśliła się. Minn częściowo miała, częściowo nie miała racji. Nie chciała wyprowadzać jej z błędu. Nie było potrzeby. Hm… Znała Siriusa, oczywiście, ale obydwoje byli wtedy dziećmi. Ale przecież on zginął na morzu, burza go pochłonęła. Odnalazł się w magiczny sposób? Najwięksi czarownicy usiłowali go znaleźć i nic. Przypadek? Ingerencja Bogów? Mniejsza z tym. Czy ktoś może ją rozpoznać? Minn nie wiedziała, że Achaja jest księżniczką, że mogło ją znać, a przynajmniej widzieć i zapamiętać wiele… wiele osób. Ale czy miała inne wyjście? Poza tym udawali się do Arkach, nie z powrotem do Troy. A to był zasadniczy plus.

– Dobrze – szepnęła. – Jak chcecie to zrobić?

– Zanim ci powiem, zrób coś dla mnie – Minn potarła nos. Nalała dziewczynie nową porcję wina. – Golnij. Do dna!

– To będzie takie straszne?

– Jak dla kogo. Pij.

Achaja opróżniła kubek. Tak jak poprzednio, jednym haustem.

– Widzisz dziecko. Niezła myśl nam wpadła do głowy. Pewna! Nie złapią cię, jak się na to zgodzisz… Ostatniego dnia przed opuszczeniem Syrinx, książę będzie gościł u cesarza, tak nakazuje obyczaj. Wtedy, jego obstawa, ci tak zwani… jak im tam…

103
{"b":"100632","o":1}