Czarownica z błyszczącymi oczyma śledziła Dziecko, skryta za rogiem stajni, gdy stojąc pod wielką lipą, której gałęzie sięgały wysoko w niebo, wsłuchiwało się w skrzypienie jej konarów. Mowa liści drzew była łatwiejsza, lecz zimową porą niemożliwa. W oczach Czarownicy czaił się niepokój, bowiem ten zimowy, chłodny dzień nie był w dodatku Dniem Mowy Lip. Oczy Czarownicy połyskiwały coraz mocniej, a niepokój narastał. I wtedy gdy jej niepokój wzrósł do zenitu, Dziecko powiedziało:
– Ona mówi, że od dawna nie widziała we Wsi żadnych Najeźdźców. Nie mają tu nic do szukania, bo jest to Wieś posłuszna i karna…
– Tak – powiedziała Czarownica z uśmiechem na swych wąskich wargach.
– A co to znaczy wieś posłuszna i karna? – spytało Dziecko odrywając się od pnia wysokiej lipy.
– To jest taka Wieś, która chętnie zapomniała o tym, że była ongiś częścią dumnego i wolnego Wielkiego Królestwa – odrzekła Czarownica ze smutkiem. – W zamian ma nieco więcej jedzenia, niż pozostałe Wsie. Jak widzisz, można zdradzić i za kęs chleba.
Zima przeszła szybko, choć zazwyczaj dłuży się wszelkim żywym istotom w przeciwieństwie do wesołego pośpiechu wiosny. Jeszcze nigdy Czarownicy i Dziecku nie udało się tak długo i spokojnie przeżyć tyle czasu w jednym miejscu. Dzięki temu nauka postępowała szybko i już wkrótce Dziecko umiało Wielką Księgę na pamięć.
– Czy nigdy jej nie zapomnisz, moja Mała? – spytała pewnego dnia Czarownica. A był to dzień, w którym słońce przypiekało na tyle mocno, iż śnieg, leżący grubą warstwą wszędzie dokoła, zaczął powoli topnieć.
– Nigdy – odparło Dziecko.
– Więc teraz musimy tę Księgę spalić, żeby nie wpadła przypadkiem w niepowołane ręce.
– Musimy?! – zawołało Dziecko z żalem. – 1 co teraz będzie?
– Teraz ty będziesz Wielką Księgą, rozumiesz? Ona cała będzie w tobie, w twojej pamięci. A kiedyś… kto wie czy kiedyś jej nie odtworzymy?
Ten wieczór wydawał się Dziecku smutny. Wprawdzie pożółkłe, kruche stronice utrwaliły się w jego pamięci i niemal na każde zawołanie Dziecko widziało wyraźnie przed oczami każdą ze stron i niemal każde słowo każdego rozdziału – ale widok płonącej w kominku starej Wielkiej Księgi przejął je tęsknotą do niej, do jej dotyku, zapachu, jej obecności. Była to też tęsknota do długich, spokojnych choć fascynujących zarazem wieczorów, w czasie których stronice Księgi różowiały pod lampą na stole; tęsknota do tego pierwszego czarownego momentu gdy mały pajączek, spadając ze stołu przeobraził się w barwny kłębuszek włóczki.
Nie wiedząc o tym Dziecko tęskniło też do chwili, gdy było tylko dzieckiem, nie obciążonym żadną tajemną wiedzą ogromnej Wielkiej Księgi. Teraz, po jej śmierci w purpurowych płomieniach ono samo, Dziecko, było utraconą, czarodziejską Wielką Księgą. Przestawało być Dzieckiem. W sposób nieodwracalny.