Po paru dniach Dziecku znudziły się zabawy w przeobrażanie. Nowa, tak fascynująca początkowo sztuka spowszedniała i po kilkudziesięciu udanych zaczarowaniach i odczarowaniach Dziecko zarzuciło tę czynność i rozpoczęło czytać inne rozdziały Wielkiej Księgi. Tym razem zaintrygowała je stara, długa i niekiedy trochę nudna baśń o Wielkim Królestwie.
– Wielkie Królestwo było najpiękniejszym i najbogatszym krajem, rozciągającym się na południowo – wschodnich obszarach naszego świata. Było w nim kilkaset jezior, nieprzeliczona ilość ogromnych, przepaścistych lasów, wspaniałe i żyzne tereny rolnicze, kilkadziesiąt bogatych, niezwykłej urody miast – wśród których szczególny podziw budziła zwłaszcza stolica Wielkiego Królestwa, Ardżana, ze swymi pałacami, sławnym Pałacowym Placem, i rozległym królewskim ogrodem. Nigdzie nie żyło tylu mądrych uczonych, tak wielu utalentowanych artystów, tak walecznych żołnierzy. Nigdzie też nie było tak ogromnej ilości zdrowych i szczęśliwych dzieci, jak właśnie tutaj. Rozsądnie uprawiana żyzna ziemia przynosiła takie plony, że nikt nie był głodny, zaś zdolni królewscy Technicy wymyślali coraz to nowe usprawnienia i wynalazki, ułatwiające mieszkańcom życie i pracę – czytało Dziecko, to z ciekawością, to znowu z pewnym znudzeniem, oglądając równocześnie barwne ilustracje, z których kolorów wyłaniały się wspaniałe i egzotyczne obrazy życia w Wielkim Królestwie. Czarownica siedziała skulona przy kominku, w którym wesoło trzaskały palące się żywo polana, i spod oka przyglądała się czytającemu Dziecku.
– Wielkie Królestwo powstało z kilkudziesięciu skłóconych przedtem ze sobą niewielkich państw, rządzonych przez ambitnych i skłonnych do wzniecania lokalnych wojen książąt. Minęło wiele, wiele lat, nim książęta uprzytomnili sobie, że wobec wzrostu potęgi dzikich, koczowniczych plemion na wschodzie, należy się zjednoczyć i wybrać jednego spośród siebie na króla. Najświętsza Magia i Święte Miejsce pomogły wybrać spośród książąt najmądrzejszego i cieszącego się powszechnym szacunkiem władcę. Właśnie on zdołał do końca zjednoczyć skłócone państewka i stworzył Wielkie Królestwo. Za zgodą wszystkich poddanych, włącznie z rodami książęcymi, władza w Wielkim Królestwie stała się dziedziczna i przechodziła z ojca na syna w niczym nie zakłóconym rytmie przez setki lat. Każdy syn spośród królewskich dzieci, którego Święte Miejsce naznaczyło, otrzymywał po dojściu do pełnoletności imię Luil – było to bowiem rodowe imię ojców. Ostatni Luil nosił miano Luila XXIV. Każdy z kolejnych dwudziestu czterech Wielkich Królów był twórcą dalszego udoskonalania sposobu sprawowania rządów w swym państwie. Jeśli na przykład Luil I doprowadził do tego, że z królestwa zniknął głód, nękający ciągle sąsiednie państwa przez niewłaściwą dbałość o ziemię – to na przykład Luil IV stworzył mądry, sprawiedliwy zbiór praw, dzięki któremu wkrótce w Wielkim Królestwie nie wiedziano co to zbrodnia, kradzież czy ludzka krzywda. Luil X hołubił lekarzy; doprowadził do tego, że medycyna znalazła się w takim rozkwicie, iż większość groźnych do tej pory chorób została opanowana, zniknęły wielkie epidemie, jak dżuma, a poddani królewscy zaczęli cieszyć się iście wspaniałym zdrowiem. Luil XIII był szczególnym władcą: otoczył bowiem swoją królewską opieką prześladowane, kryjące się w górach i lasach kobiety, obdarzone nadprzyrodzonym darem magii i zwane potocznie Czarownicami. Jeśli do tej pory schwytana przez władze Czarownica bywała palona na stosie lub topiona w jeziorze z ogromnym kamieniem u szyi – to król Luil XIII wydał im glejty nietykalności… Tym razem jednak to poddani byli pierwszymi, którzy jęli chronić Czarownice przed stosem, poznając ich ogromną użyteczność dla siebie. Luil XIII musiał jedynie nauczyć szacunku wobec Czarownic swoich rycerzy, Techników i uczonych. Ci bowiem długo wzdragali się przed uznaniem “zabobonów”. Luil XIII posunął się tak daleko, iż stworzył Akademię Magiczną, kształcącą utalentowane w tym kierunku dzieci (z reguły były to dziewczynki). Dzieci te już we wczesnym wieku zdolne były przeobrażać niektóre przedmioty, zaklinać pogodę, odtruwać studnie, leczyć niektóre z chorób, przebywać bez lęku wśród najdzikszych zwierząt. Kształcone w Akademii Magicznej przez Czarownice, doskonaliły swój kunszt, a niekiedy dostępowały Najwyższego Wtajemniczenia.
Z kolei król Luil XIX otoczył swoją opieką uczonych i artystów, więc rychło nauka i sztuka osiągnęły niespotykany stopień rozwoju – któremu nie stawiały tamy ni ograniczeń ani podejrzliwość doradców i urzędników króla, ani bardzo jednostronne widzenie świata Techników czy ograniczoność pewnych rycerzy.
Największe zasługi dla swego państwa położył król Luil XXIII. Wiedząc z kart starych kronik i historii, ile krzywdy i nieszczęść przyniosły poddanym wyniszczające ongiś wojny między skłóconymi państwami – Luil XXIII zlikwidował cały rycerski stan w swym Królestwie, nakazując głęboko zakopać wszystkie miecze, szable, łuki i inną, bardziej skomplikowaną broń. Zażądał też od wszystkich poddanych przysięgi, iż nigdy więcej nie wezmą udziału w żadnej z wojen. Większość poddanych z radością spełniła królewski rozkaz i Dzień Zakopywania Broni stał się od tej pory wspaniałym świętem, czczonym co rok na wiosnę.
Na historii rządów króla Luila XXIII urywała się baśń o Wielkim Królestwie, którą Dziecko czytało na przemian ziewając i nudząc się (przy opisach gospodarki i prawnych lub technicznych rozważaniach), to znowu dostając wypieków na buzi, gdy czytało o pieczy, którą Luil XIII sprawował nad Czarownicami.
– Szkoda, że to już koniec bajki – westchnęło, gdy rozdział zatytułowany “Krótka historia Wielkiego Królestwa” ustąpił miejsca rozdziałowi pod tytułem “Magiczna medycyna”.
– To nie jest bajka – odparła Czarownica.
– Więc co to jest?
– Znowu nie czytasz uważnie – skarciła je Czarownica. To jest prawdziwa historia.
– Chciałabym w takim razie żyć w tym Wielkim Królestwie – westchnęło Dziecko marzycielsko.
– Żyjesz w nim, choć nic o tym nie wiesz – rzekła krótko jego Opiekunka.
– Chcesz powiedzieć, że to miejsce jest Wielkim Królestwem? – zaśmiało się Dziecko chytrze. – To miejsce, gdzie raz po raz musimy uciekać przed rycerzami w zbrojach, gdzie nie mamy prawdziwego domu i gdzie nie widziałam, by stał choć jeden pałac?
– Tak – powiedziała spokojnie Czarownica. – To miejsce, gdzie wszyscy są biedni, a liczni nawet głodują, gdzie niepokornych skazują na śmierć, a podejrzanych o niepokorność szczują jak dzikie zwierzęta, było kiedyś szczęśliwym Wielkim Królestwem.
– Kłamiesz… – odparło Dziecko niechętnie.
– Nie kłamię, tyle tylko, że było to bardzo, bardzo dawno. Dokładnie 765 lat temu Wielkie Królestwo zniknęło z map tego świata. Choć było to jednak aż tak dawno, że zdawałoby się że nikt już nie powinien pamiętać, większość jego dzisiejszych mieszkańców nosi w swych sercach głęboką i serdeczną pamięć o nim, którą wzięli od swych dziadków, pradziadków i praprapradziadków. Nie zdołali już ujrzeć Wielkiego Królestwa, a jednak je pamiętają.
– Taka pamięć musi boleć – powiedziało Dziecko dorosłym tonem, jakim zresztą mówiło zazwyczaj, nie spotykając się nigdy ze swymi rówieśnikami, nie znając nikogo poza Czarownicą. – Chyba lepiej nie pamiętać, bo wtedy łatwiej się żyje.
– Tak – odparła Czarownica. – Łatwiej żyje się bez takiej pamięci, a o wiele gorzej z nią, ale za to wówczas żyje się mądrzej i prawdziwiej. Jest to pamięć gorzka, ale dumna.
– Mówisz, że tych królów było dwudziestu czterech? Wydaje mi się, że Wielka Księga musiała zgubić jeszcze jednego – szepnęło Dziecko. – Tego, który pozwolił sobie zabrać Wielkie Królestwo.
– To już jest całkiem inna historia – powiedziała Czarownica. – 1 mniemam, że wkrótce ją poznasz.
Przez resztę zimy Czarownica i Dziecko, nie nękane przez nikogo, żyły spokojnie w opuszczonej stajni. Dziecko nadal długimi zimowymi wieczorami czytało Wielką Księgę, a gdy odkładało ją niekiedy ze zniechęceniem, gdyż kolejne rozdziały wydawały mu się nudne, Czarownica surowo napominała:
– Nie trać czasu. Do tej pory, mimo upływu setek lat, udało się nam ocalić Wielką Księgę, nie zgubić jej ani nie zniszczyć w czasie kolejnych ucieczek. Ama ona nie mniej niż 1800 lat, przynajmniej pierwsze rozdziały, gdyż później dopisywano do niej coraz to nowe. Więc wartość ma bezcenną. Lecz w każdej chwili może się okazać, że strawi ją zły ogień, wpadnie w ręce Najeźdźców lub ludzi głupich, którzy ją zniszczą. Mam wobec ciebie tylko jedno zadanie i muszę skrupulatnie je wypełnić: nie tylko przeczytasz całą Wielką Księgę, nim ukończysz 7 lat, ale w dodatku będziesz ją umieć na pamięć. Siedem lat ukończysz na wiosnę, a to już niedługo…
Więc Dziecko nadal czytało wieczorami pożółkłe stronice opasłej Księgi, a znudzenie dziwnym trafem ustąpiło. Nocami Czarownica przykładała swe duże ciepłe dłonie do jego głowy i mamrotała jakieś słowa. Nazajutrz kolejne rozdziały wchodziły z coraz mniejszym trudem w pamięć Dziecka i utrwalały siew niej na zawsze.
Dziecko przeczytało i zapamiętało długi rozdział zatytułowany “Magiczna Medycyna” – i z pewnym wstrętem, ale skutecznie, zmuszone przez swą Opiekunkę, wyleczyło złamaną i ropiejącą łapkę małej myszki, oparzoną przez lampę szmaragdową ćmę, przywróciło życie zamarzniętemu w śniegu ptakowi. Po przeczytaniu rozdziału “Magiczne Płyny” nauczyło się przyrządzać ze zwykłej wody z dodatkiem paru wybranych ziół różne napary i napoje, które utrudzonym przywracały siły, roztargnionym pamięć, nieszczęśliwym – radość, otępiałym – umysłową sprawność.
Bez żadnych nakłonień ze strony Czarownicy, w najwyższym skupieniu Dziecko nauczyło się na pamięć rozdział “O nieludzkich mowach” i dowiedziało się – nawet bez zdziwienia – że bywają, rzadkie co prawda chwile, w których zrozumiała staje się dla wybranych istot mowa zwierząt, traw, ptaków, drzew. Należy jednak wybrać – a tego właśnie uczyła Wielka Księga – stosowny dzień, a i porę dnia. Niekiedy jest to tylko jeden dzień w roku, choć czasem bywa i tak, że – wraz ze zmianą kierunku wiatru, układem chmur na niebie, wilgotnością powietrza i kątem padania promieni Księżyca lub Słońca – można też ich mowę pojąć niemal co dzień.