Литмир - Электронная Библиотека

– Eeeee… zwykła kocówka. Poniosło młodziaków.

– Jak było, pytam?!!! – ryknął setnik.

Dziesiętnik przez chwilę wyglądał, jakby uderzył w niego piorun. Potem wyprężył się tak, jakby mimo swojego nikczemnego wzrostu chciał jednak oprzeć głowę o powałę.

– Po ogłoszeniu pobudki wszedłem do namiotu – krzyczał, skandując równomiernie pojedyncze słowa. – Wszyscy wyszli, natomiast żołnierz Achaja leżał… znaczy leżała dalej, nie odpowiadając wzmożonymi ruchami ciała na wezwanie!

– Kretyn – mruknął setnik.

– Tak jest, proszę pana! – ryknął dziesiętnik.

– Ślady jakieś widziałeś?

– Nie widziałem, proszę pana!!!

– Ktoś z zewnątrz się nie przedostał?

– Nie, proszę pana!!!

– Wszyscy spali na swoich miejscach, jak wszedłeś?

– Tak jest, proszę pana!!!

Setnik pokiwał głową.

– No i widzisz – zwrócił się do dziewczyny. – Nie ma winnego… to kogo ukarać?

– Wszystkich.

Obaj: oficer i podoficer spojrzeli na nią w szczerym zdziwieniu.

– No jak to wszystkich? W wojsku jest odpowiedź… odpowiedzialność… – pamięć długo nie podsuwała odpowiedniego słowa. – eeeee… mmmm… indywidualna! – padło wreszcie wraz z pełnym dumy uśmiechem.

– Ja… – gdyby miała dość sił, udusiłaby ich własnymi rękami. Z wielu powodów zrezygnowała jednak z szybkiego spełnienia zabójczych zamiarów. – Dobrze… – westchnęła. – No to mnie zwolnijcie i zawieźcie do…

– Co mamy zrobić? – przerwał jej setnik.

– Jak to co? Zwolnić mnie z wojska!

Dziesiętnik nie śmiał nawet odetchnąć głębiej. Nie zdarzyło mu się być świadkiem takiej sceny podczas całej, długiej służby. Setnik patrzył na nią podejrzliwie, zastanawiając się, czy od pobicia nie postradała zmysłów. Przełknął ślinę, nie wiedząc, co o tym sądzić. Dziewczyna z pozoru patrzyła na niego zupełnie normalnie. Dla pewności przybrał oficjalny ton.

– Dziesiętnik! Odprowadzić żołnierza!

– Tak jest, proszę pana!

– Zostaw! – Achaja wyszarpnęła mu ramię, za które zdołał już chwycić. – Co wy sobie tu myślicie? Chcecie, żebym została w…

– Milczeć! – setnik uderzył pięścią w stół. Tylko dlatego nie zareagował ostrzej, bo on też widział coś takiego po raz pierwszy w życiu.

Achaja zrozumiała, że najwyraźniej zamierzają obaj ją zamęczyć. Z trudem powstrzymała łzy napływające do oczu.

– Chcę napisać do ojca – chlipnęła.

– To ty pisać umiesz?… Ach prawda – żachnął się setnik. – Księżniczka… – zaraz jednak wrócił do poprzedniego tonu – Odprowadzić! Ile razy będę powtarzał?!!!

Dziesiętnik znowu chwycił ją za ramię.

– No co wy? – szarpnęła się znowu. – Chcecie mnie dać do tych morderców? – pojedyncza łza popłynęła jej po policzku.

– A gdzie? – wyrwało się setnikowi. – Tfu! – zreflektował się nagle. – Do jakich morderców, śmiertelna zaraza?!!!

Nie mogła w to uwierzyć, nie mogła w to… Oni naprawdę sprawią, że tu zostanie!

– Chcę… – nie wiedziała, co powiedzieć. – Proszę mnie przenieść gdzieś indziej.

Setnik po raz kolejny tego dnia oniemiał (a był świt dopiero). Dziesiętnik nie zdzierżył. Ryzykując swoją dalszą karierę, w obecności przełożonego i bez rozkazu nachylił się do ucha dziewczyny.

– Nie rób tego, mała – syknął.

Oficer podrapał się po brodzie. Podniósł brwi i powiedział dość cichym nawet, jak na niego, głosem.

– Zgoda. Przenieść do innego oddziału. Wykonać!

– Tak jest!

Dziesiętnikowi tym razem udało się ją wyprowadzić bez dalszego oporu. Zaraz jednak, o kilka kroków od budynku dowództwa zwolnił trochę i spojrzał na dziewczynę.

– Ale se załatwiłaś – mruknął. – Ojciec nie uczyli, że w wojsku, to aby się nie wychylać?

– Mój ojciec jest… – urwała jednak, przypominając sobie, że nie ma sensu rozmawiać z chamem.

– Wiem, wiem – dziesiętnik wzruszył ramionami. – Wielkim księciem – mimo iż było to wbrew regulaminowi, sam wślizgnął się do namiotu po jej worek i oporządzenie. W gruncie rzeczy nie był złym człowiekiem – robił co mógł, żeby utrzymać się w jednostce szkoleniowej, której przecież nigdy nie wysyłano na wojnę. – Wiem, że książę – powrócił do tematu, pomagając jej założyć worek na plecy. – Ino po co robi ci taką krzywdę? – machnął ręką. Mówił teraz szczerze i od siebie, więc gdzieś zniknął wojskowy żargon płynący dotąd z jego ust. Był chłopem. To, że dosłużył się stopnia dziesiętnika zakrawało na cud. – No nic córko, idziem cię zdać w ręce innego dziesiętnika.

Przez całą drogę Achaja milczała zawzięcie. Dziesiętnik też nie odezwał się więcej, przynajmniej do niej. Poszeptał chwilę z napotkanym kolegą i oddalił się bez pożegnania. Nowy podoficer zaprowadził ją na sam skraj pola, wskazał jakiś namiot i również odszedł. Niepewna weszła do środka, ale na szczęście, ciemne wnętrze z poukładanymi pod sznurek siennikami było puste. Usiadła, opierając się o centralny słup, nawet nie zdejmując z pleców worka. Czuła się… nie… była najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na świecie. Tak, na pewno. Przypomniała sobie o książce, którą czytała jeszcze kilka dni temu. Opowieść o dziewczynce zagubionej w lesie podczas gdy wokół, w straszliwych ciemnościach, czają się krwiożercze bestie. Nie sądziła wtedy, że kiedykolwiek sama znajdzie się w podobnych okolicznościach. Chciało jej się spać, bolało ją całe ciało, szczególnie rana na głowie i puchnące wargi. Nie wiedziała, czy nie dostanie gorączki.

Samotność przerwało jej tylko przybycie funkcyjnego żołnierza, który przyniósł jej nowy siennik i jak się sam wyraził, suchy prowiant (dwa niewiadomego pochodzenia placki oraz kawałek, całkiem niezłego, sera). Żołnierz wyjaśnił, że jej oddział jest na ćwiczeniach i będzie pewnie dopiero wieczorem. Potem poszedł sobie, nie zaszczycając ją nawet spojrzeniem. Achaja siedziała, ciągle w tej samej pozycji większą część dnia. Czasem płakała cicho, choć usiłowała nie robić tego za wszelką cenę. Czasem drzemała chwilę. Czuła się tak osamotniona, jak dziewczynka z kart książki, którą ciągle rozpamiętywała. Nie mogła nawet podejrzewać, że jest na świecie tak straszna samotność. Ach…

Musiała zasnąć. Obudziło ją wieczorem nagłe wejście kilkunastu ludzi, zmęczonych, spoconych i klnących na cały głos. Na jej widok jednak kilka twarzy rozjaśniło się uśmiechem.

– Ty, Durban – jakiś krępy chłopak szturchnął kolegę łokciem. – Patrz, nowa.

– No, ale jej ktoś przyładował.

W całym oddziale były jedynie trzy dziewczyny. Żadna z nich nie zwróciła uwagi na Achaję. Za to chłopcy przeciwnie.

– Ty, nowa. Daj dupy! – krzyknął ktoś z tyłu. Nie mogła zauważyć kto z powodu tłoku, który zrobił się, kiedy wszyscy naraz zdejmowali oporządzenie.

– Bogowie! Nowy siennik – jakiś barczysty chłopak w przykrótkiej tunice zwalił się na posłanie Achai. – W sam raz dla mnie.

– To mój! – zerwała się spod słupa.

– Odpieprz się! – warknął. – Weź se mój.

– Z pchłami? – zażartował ktoś spod przeciwległej ściany.

Achaja czuła, że znowu do oczu napływają jej łzy. Powstrzymała się jednak, myśląc, czy jeśli rzuci się na niegodziwca, to zdoła przytrzymać go pod sobą. Ktoś jednak chwycił ją za kołnierz.

– Ty, nowa – żołnierz nazwany wcześniej Durbanem podał jej kubek. – Biegnij po wodę.

Oszołomiona nieprawdopodobnie bezczelną propozycją cisnęła mu kubek pod nogi. Ale Durban nie oponował. Podniósł naczynie i uśmiechnął się przymilnie.

– Nie to nie. Ja skoczę po wodę dla ciebie – ruszył w stronę wyjścia z namiotu. – Musimy sobie pomagać.

Nareszcie jakiś cham wie, gdzie jego miejsce – pomyślała. Może ten oddział będzie inny? Zdziwiło ją jednak, że tu żołnierze, przecież tylko trochę starsi od niej stażem, nie zamierzali najwyraźniej spać w tunikach. Już kilku chłopców i wszystkie dziewczęta położyły pod kocami zupełnie nadzy… Nie wiedziała, gdzie patrzyć, ale z konsternacji wyrwał ją Durban, przynosząc napełniony kubek.

– Masz – podszedł do niej z uśmiechem. – Dopiero drugi dzień w wojsku, co? Ciężko?

Rzeczywiście chciało jej się pić. Przytknęła naczynie do warg i… O mało nie zwymiotowała w nagłym paroksyzmie rozlewając, zawartość. On… On tam… normalnie nasikał!!!

16
{"b":"100632","o":1}