Литмир - Электронная Библиотека

– No co ty!!! – dziesiętnik aż zapiał. – Nie słyszałaś?

– Panie dziesiętniku – Achaja wkładała wszystkie siły, żeby nie obsobaczyć chama. – Ja nie wiedziałam, że nasze wojsko znajduje się w tak trudnej sytuacji finansowej.

– Coooooo?!!!

– Ja kupię wojsku duże, porządne szmaty. I wynajmę służących, żeby to wyczyścili – uśmiechnęła się.

– Eeeee… – dziesiętnik wybałuszył oczy. Coś takiego nie zdarzyło się nigdy, podczas jego długiej, wojskowej kariery. – Yyyyyyyy… – czknął głośno, nie mogąc sobie poradzić z problemem. – Ja… Ja ci… – przełknął ślinę. – Ja z ciebie pasy drzeć każę!!! – ryknął.

– Słucham? – Achaja zmieniła ton na oficjalny. Jej oczy zamieniły się w szparki.

Dziesiętnik spurpurowiał, potem zsiniał. Najwyraźniej nie wiedział, co zrobić. Normalnego rekruta walnąłby w zęby, tak, że trzeba by ich przez dwa dni szukać, ale ona… Psiamać, księżniczka.

– Tyyyyy… – chrząknął, grożąc palcem. Potem zawinął się i odszedł, szukając wsparcia u wyższych szarż.

Nie musieli czekać długo. Wrócił niebawem w towarzystwie starego, siwego już, setnika.

– Całość powstań! – rzucił dziesiętnik. A kiedy rekruci niespiesznie spełniali jego polecenie dodał: – Ale już, kurwy!

Setnik chwiał się na nogach. Najwyraźniej nie był trzeźwy tego wieczora. Mętnym wzrokiem powiódł po zebranych chłopcach i dziewczętach. Trochę dłużej zatrzymał się na Achai. Potem spojrzał na podoficera.

– To ja cię mam uczyć jak rekruta szkolić, chuju?!!! – ryknął.

Achaja poczerwieniała, słysząc tak ordynarne przekleństwo. Dziesiętnik jednak, zamiast się przestraszyć, jakby pokraśniał. Stek przekleństw, spływający na jego głowę z ust oficera, zamiast go pogrążać, zdawał się sprawiać ożywczy efekt. Dziesiętnik rósł, prostował się, nabierał powagi i pewności siebie. Setnik, zmożony alkoholem, nie miał jednak niewyczerpanych sił. Zadyszał się i zamilkł, usiłując odzyskać głos. Po dłuższej chwili podszedł do zbitej grupki rekrutów.

– No! – rozkraczył się i ujął pod boki. – A więc jesteście w wojsku, psy!

Nie zaczyna się zdania od: „a więc” – pomyślała Achaja, ale nie powiedziała tego głośno.

– Każdy z was rozpoczyna dzisiaj służbę dla naszego ukochanego Króla! Pochodzicie z gminu, czy skąd tam… – machnął ręką, chwiejąc się na nogach. – Nieważne. Każdy z was, che, che, może dojść nawet do godności stratega! Cha, cha, cha… Jak to mówił nasz Król: „Każdy żołnierz nosi buławę stratega w plecaku!…” Ale nie bierzcie sobie tego, póki co, do serca. No.

Rozmasował sobie twarz i rzucił podoficerowi:

– Wykonać rozkaz!

Dziesiętnik nie pytał, jaki rozkaz, choć żaden nie padł przecież. Po odejściu setnika zbliżył się do Achai z jadowitym uśmiechem.

– Jaśnie pani nie chce sprzątać? – spytał, nie oczekując odpowiedzi. – No nie ma sprawy. Niech jaśnie pani usiądzie sobie, tu jest ławeczka – uśmiechnął się nawet miło. Potem odszedł do reszty rekrutów. – Zdać szmatki! – ryknął.

Przestraszeni, nowi żołnierze oddali szmatki z zadziwiającą szybkością.

– Nabrudzić tu!!! – zawył dziesiętnik.

Tego nawet dzieci kupców, chłopów i rzemieślników nie mogły pojąć. Dziesiętnik rozsierdził się ich głupotą.

– No, nawnosić tu ziemi, debile!!! – krzyknął. – A polać wodą, a naszczać, jak będzie trzeba!!!

Dłuższy czas patrzył na niezbyt zborne wysiłki nabrudzenia czynione przez oddział. Uśmiechał się coraz szerzej.

– No i jak? – zagadnął Achaję siedzącą na ławce. – Może być?

– To idiotyzm – mruknęła dziewczyna.

– Heee… nie taki bardzo – odpowiedział zadziwiająco przytomnie jak na człowieka z gminu. – No już, już – krzyknął. – A teraz sprzątać, psiekrwie!

– Ale czym? – ktoś dał się zaskoczyć.

– A mordą gnoju! Własną mordą! – wziął się pod boki. – Nie idzie?! – wrzasnął do bardziej opornych, którzy po pierwszych słowach nie opadli na kolana. – To zlizuj, psie! Wyliż mi to do czysta!!!

Chłopcy i dziewczęta szorowali podłogę gołymi rękami, zlizywać jakoś nikt nie chciał. Gorączkowa praca wydawała się nie mieć końca i nie przynosić żadnych efektów. Dziesiętnik nie był zadowolony.

– Hej, ty! – wskazał na chłopaka bardziej rosłego niż inni. – Ty się nie przykładasz!

– Robię co inni, panie! – chłopak zdwoił wysiłki.

– Nie pyskuj! Wstań i podskakuj, gnoju!

Chłopak wstał co prawda, ale nie bardzo wiedział, co ma uczynić.

– No skacz, debilu! W górę! – wrzasnął dziesiętnik. Widząc jak tamten podskakuje niepewnie, kilka razy powstrzymał go ruchem ręki. – Ty – dotknął ramienia jakiejś dziewczyny. – Właź mu na plecy!

– Co?

– Nie „co”, zarazo, tylko: „słucham, proszę pana”! Noż kurde blade, na barana nigdy nie jeździliście? Ojciec nie nosił?

Coś jakby cień zrozumienia odbił się na twarzach dwójki skazańców. Dziewczyna z trudem wdrapała się na plecy chłopca, usiłując przytrzymać przy udach krótką spódniczkę.

– No skacz!

Wiejski osiłek podskoczył kilka razy, ale nie mogło to zadowolić dziesiętnika.

– Wyżej, wyżej! Co, ojciec jeść nie dawał? To skąd tak wyrosłeś? Wyżej, mówię!

Chłopak podskoczył jak mógł najwyżej, aż dziewczyna palnęła głową o powałę i zwaliła mu się przez plecy.

– No co ty robisz, psie? Zabić chcesz? No to ja ci za to każę dwadzieścia razy wokół placu przebiec. O żesz ty! – dodał, widząc jego zdziwione spojrzenie. – To tyle razy, ile masz palców u rąk i nóg, no jazda! Stój!!! A plecak co? Zapomniałeś?

Zignorował wysiłki tych, którzy usiłowali pomóc leżącej na ziemi dziewczynie, ale tylko na chwilę.

– A wy co? Pracować nie chcecie?! No to teraz każdy z was wyjmie miecz, wymachuje i krzyczy: „Będę bronić mojego dziesiętnika!”. Głośniej! Głośniej! I podłogę czyścić przy tym! Jak to czym, kretynie? Drugą rękę masz wolną! Krzycz i machaj! A ty co? – szturchnął jakąś dziewczynę, która nie mogła sobie poradzić z bojowym okrzykiem, machaniem mieczem i czyszczeniem podłogi jednocześnie. – Nie chcesz mnie bronić? Taka jesteś zajadła suka? Dwadzieścia razy wokół placu, dogoń kolegę! A ty? – dopadł jakiegoś sapiącego chłopca. – Nie chcesz mnie bronić? Toż cesarz Luan wojska przeciwko mnie wyprawił. W tobie jedyna nadzieja… Krzycz! Krzycz, to go może przestraszysz. O nieeeee… Tak nawet kurwy z burdelu nie wypłoszysz. Dwadzieścia razy…

Achaja odwróciła wzrok, żeby nie być świadkiem tych upokarzających scen. Po powrocie musi powiedzieć ojcu, co się tu naprawdę wyrabia. Już ona pokaże tym wszystkim zezwierzęconym chamom. A mówili nauczyciele: „z gminem nie zadajemy się nie z powodu ich niskiego urodzenia, ale dlatego, że nie ma po co…”. Zaiste! Nie potrafiła sobie wyobrazić żadnego powodu do jakiegokolwiek obcowania z nimi po zaledwie jednym dniu spędzonym wśród gminu. Ale z drugiej strony nie sądziła, żeby coś takiego…

– A co to za hałas? – pisarz dowództwa otworzył drzwi, ale zamarł w pół ruchu. Naprawdę widok trzydziestu ludzi czyszczących podłogę na kolanach, a jednocześnie wymachujących mieczami pośród gromkich okrzyków: „Będę bronił swojego dziesiętnika!”, nawet tutaj nie należał do rzeczy codziennych. Pierwsze skaleczenia u kilku osób barwiły już nowe tuniki na czerwono, jeszcze chwila, a potoczą się głowy.

– Ćwiczenia bojowe – zaraportował dziesiętnik.

– Aha – uśmiechnął się pisarz. – A co oni takiego zrobili?

– Nic nie zrobili.

– Aha – pisarz spojrzał w stronę siedzącej na ławeczce Achai i domyślił się wszystkiego. Służył w wojsku od dwudziestu lat. – Masz pecha dziecko – szepnął i zamknął drzwi.

Księżniczka zignorowała jego słowa. Jeszcze jeden z, jak to się określało w pałacu, „ciżby ludzkiej”. Dziesiętnik jednak nie dawał za wygraną. „Sprzątacze” słabli, co prawda, coraz bardziej, ale tych najbardziej osłabionych wysyłał kilka razy wokół placu na „orzeźwienie” i już po paru modlitwach mdlejący, ale z nowym wigorem, wracali do pracy. Był środek nocy, kiedy skończyli. Dziesiętnik ustawił wszystkich w chwiejącym się i łamiącym szeregu.

14
{"b":"100632","o":1}