Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Policjant bezradnie rozłożył ręce.

– Które pani uważa. A pani córka? Dlaczego nam powiedziała, że nie wie, jak się pani nazywa?

– Gruszeńko – rasowa kobieta przytulała dziewczynkę do piersi – nie pamiętasz? Ja noszę teraz nazwisko wujka Adriana! Przecież mówiłam ci o tym. A ty nosisz nazwisko tatusia. A ja zrezygnowałam po ślubie z wujkiem z poprzedniego nazwiska, ale już nie mogłam wrócić do nazwiska tatusia, nie pamiętasz? Rozmawiałyśmy o tym.

Policjant patrzył na nas z niesmakiem. Nie zazdrościłam mu. O tempora, o mores! Zapakowałam Nieletniego do świeżo naprawionego samochodu i wolno jechałam do domu. Nieletni milczał.

– Ciociu, przepraszam… nie chciałem. Powinien dodać „samo tak wyszło”. To zupełnie jak deja vu. Mała Tosia.

Dlaczego nie miałeś biletu? Przecież dałam ci pieniądze – jęknęłam pełna poczucia winy, bo przecież po to został u mnie, żeby być zaopiekowany, a oto, jak mi odpłacił za zaufanie.

Bo już była kolejka i nie zdążyłem. I jak chciałem kupić u tego motorniczego, to było za późno, bo kanar już nas złapał. A Arek nie miał legitymacji, ani Agatka, ani Zosia, to ja nie chciałem być gorszy… i też powiedziałem, że nie mam. Ale nie wiedziałem, że on mnie zabierze na posterunek! I było już za późno!

Milczałam. Byłam wykończona. Dochodziła siódma, w pracy miałam przechlapane, czułam, że mi słabo i muszę natychmiast albo runąć do łóżka, albo walnąć jakiegoś drinka, albo wziąć środki uspokajające i iść spać, a najlepiej wszystko razem. – Nie gniewaj się, ciociu, co? Milczałam. Wjechaliśmy, Piotrek, kuśtykając, otworzył bramę. Wpuściłam koty do domu, były obrażone. Siadłam w kuchni, nie zdejmując kurtki. Borys podszedł do mnie i podbił mi rękę swoją siwiejącą mordką.

– To co, ciociu, nie powiesz rodzicom?

– Nieletni jak skazaniec stał na progu i patrzył na mnie jak zarzynane cielę.

– Nie powiem – jęknęłam, widząc w myślach minę Agnieszki, która dowiaduje się, jaka była moja opieka i w jaki sposób jej biedne dziecko wylądowało na policji.

On też nie powiedział.

Raz na wozie, raz pod wozem

Tosia z Isią prawie nie wy chodzą z pokoju na górze. Poczuły, że maj będzie jednak w tym roku, a nie za cztery lata. Moja Mama robi co tydzień górę pierogów, ja donoszę soczki i owoce. Nie czepiam się niczego. Boże, spraw, żeby Tosia zdała maturę i już nigdy o nic Cię nie poproszę!

Kochana Judyto,

nie zachowuj się jak niedojrzała kobieta. Nie pij alkoholu, bo to nie jest żadne rozwiązanie Twoich problemów. Nie wracaj do palenia. Pracuj dla tego życia tak, jakbyś miała żyć wiecznie, i pracuj na tamto życie tak, jakbyś miała jutro umrzeć.

Bądź cierpliwa. Sześć tygodni to nie wieczność…

Pozdrawiam Cię mocno, Judyta

Naczelny nareszcie zgodził się, żebym napisała o gwałcie. Żadnego udawania, cała tragiczna prawda. Idzie mi ciężko, trzy kobiety odważyły się mówić, mam już wywiad z sędzią, która sądziła w takich sprawach, i rozmowę z psychologiem. Niestety, optymizmu brak.

Borys czuje się coraz gorzej. Zapomniałam, że to stary pies, a teraz to już widać. Była Mańka. Zajrzała mu w mordę i powiedziała, że on zżera kotom, bo prawie nie ma zębów – koty jedzą mięciutką zawartość puszek, a on suche żarełko. Co trzeci dzień gotuję mu kaszę i makaron, ale i tak woli kocie.

Ula mnie dzisiaj zawołała do płotu. Od paru dni jest ciepło, od strony południowej już nie ma śladu śniegu, krótka zima w tym roku. Ula pociągnęła mnie w głąb ogrodu i z dumą pokazała mi swoją forsycję – jeśli taka pogoda się utrzyma, zakwitnie lada dzień.

Kochana Judyto,

przypomnij sobie, jak rok temu wiedziałaś lepiej niż Adam, co on robi, gdzie bywa i dlaczego pachnie perfumami kobiecymi.

Jeśli nie uczysz się na własnych błędach – stoisz w miejscu. Nie pozwól, żeby Twoje życie zależało od innych. Jakie ono będzie, zależy tylko od Ciebie. Oczywiście, zawsze są sprawy, o których nie wiesz, ale stosunek do świata określasz Ty sama. Bądź w zgodzie z sobą. Cztery tygodnie to nie wieczność… Poczekaj, aż sytuacja się wyjaśni.

Całuję i trzymam kciuki, Judyta

Na początku marca moja kariera w redakcji skończyła się nagle i niespodziewanie, moim zdaniem zupełnie bez powodu, choć być może sama sobie jestem winna, jak zwykle. Naczelny został zwolniony w poniedziałek – ze skutkiem natychmiastowym, nawet nie zdążył się z nami pożegnać. Mnie pan Kochasz wyrzucił w środę. Dostałam odprawę za trzy miesiące.

To dobrze, nie będę się już martwić tym, co nieuchronnie miało nastąpić. Ostami mój dzień w pracy upłynął na samych niespodziankach.

Gratuluję, Juda – powiedziała Karna i ucałowała mnie z całego serca.

Zobaczysz, niedługo wszyscy będziemy szukać pracy – szepnęła mi do ucha Jaga.

Kiedy pakowałam swoje rzeczy, nie było ich tak wiele, koleżanki miały łzy w oczach. Karna podała mi karteczkę z telefonem do „Pani i Pana”.

– Zadzwoń, szukali kogoś do listów.

Znowu trzeba zaczynać wszystko od nowa. No cóż, takie jest życie. Piękne, mężczyźni przystojni, a straty być muszą. Tosia się uczy. Borys choruje. Zaraz linieje. U Potemka nie widać, bo ma czarne kudły.

Niewątpliwie idzie wiosna.

Pojechałam dzisiaj do Warszawy kolejką. Jest ładny dzień, będę wracać po południu, poczytam sobie przynajmniej. W „Pani i Panu” niestety już nie potrzebują redaktora. Ani nawet korektorki, ani sprzątaczki, nikogo nie potrzebują. Wpadam na chwilę do rodziców.

– Czy ty, kochanie, pilnujesz Tosi?

Nie, nie pilnuję. Tosia pilnuje się sama. Ja pilnuję, żeby się nie rozpaść.

Tak źle wyglądasz, chyba schudłaś – mówi Moja Mama.

Kobieta w twoim wieku – mówi Mój Ojciec – nie powinna chudnąć. Zmarszczki i te rzeczy… Ja na twoim miejscu…

Nie zadowolę ich nigdy.

Wchodzę do antykwariatu, może jakiś poradnik dla kobiet, co nie wiedzą, jak żyć? Ale przecież ja wiem.

Tylko jakoś trudno mi wiedzę dostosować do rzeczywistości.

Na rogu Marszałkowskiej i Jerozolimskich (nie mogę nie pamiętać, że tutaj kiedyś na mnie czekał Niebieski) wpadam na Naczelnego.

– Witam i zapraszam na coś, co nam na pewno zaszkodzi – mówi Naczelny i idę z nim do restauracji libańskiej, nie zważając na to, że właśnie odjeżdża moja kolejka.

– Mnie też zwolnił – mówię do Byłego Naczelnego i jestem chyba dumna. – Za co?

Za gwałt – pochylam głowę i przypominam sobie, jak zgodziłam się na zmiany w moim tekście pod warunkiem, że będę mogła napisać coś, na czym mi zależy. Mniejsze zło – w tym tkwi diabeł.

To był dobry tekst – mówi Naczelny – Kochasz to wiedział.

Tak, ale… – trochę się zacukuję, bo co mam po wiedzieć mojemu właściwemu Naczelnemu, pierwsze mu szowiniście na świecie?

Śmiało, pani Judyto – mówi Naczelny – co się stało?

– Tekst by poszedł, tylko pan Kochasz wprowadził poprawki…

I przed oczami staje mi pan Kochasz, uśmiecha się i mówi:

– Bez przesady, pani Judyto, z takim zadęciem? A prowokacja ze strony kobiet? Gdyby nie te krótkie spódnice, gdyby nie ten uwodzicielski wzrok, to przecież nie byłoby gwałtów prawda? To drugi aspekt, którego już pani nie uwzględniła!

Drugi aspekt? – Jeszcze nie rozumiem, co ma na myśli. – Jaki drugi aspekt?

No, wiadomo, że kiedy kobieta mówi „nie”, to znaczy: „być może”, jak mówi „być może”, to znaczy: „tak”, a jak mówi „tak”, to nie kobieta… – Kochasz śmieje się, a mnie krew zalewa oczy. – Prawda?

Nieprawda! – krzyczę. Jest pan absolutnym durniem, który trwa przy głupich stereotypach, które nie bardzo dają się przełożyć na ludzki język! Nie rozumie pan, że właśnie o to chodzi, że „nie” znaczy „nie”, a „tak” znaczy „tak”, i o tym jest ten tekst!

Otworzyłam oczy i wykrzyczałam już na głos:

– Jak pan śmie! Nieprawda! Mam po uszy głupich dowcipów! To za poważna sprawa! Nie rozumie pan, że właśnie o to chodzi, że „nie” znaczy „nie”, a „tak” znaczy „tak”!

47
{"b":"100580","o":1}